Wszyscy rekruci w koszarach wydawali się być solidnie zdyscyplinowani, a Yuji po wstępnej analizie uznał, że dokładne ich wypytywanie przez przybysza z zewnątrz może wydać się podejrzane i doszedł do wniosku, że najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie wizyta w karczmie. Po dopełnieniu formalności – czyli zameldowaniu w koszarach i dowiedzeniu się, gdzie będzie mógł się przespać, zagadnął napotkanych żołnierzy pytając o najlepszą karczmę w okolicy, opuścił koszary i udał się do karczmy „Pod Złotym Lwem”. Ludzie byli początkowo dość ostrożni, jednak po kilku chwilach Yuji zdobył ich zaufanie. Opowiadał im o potężnej batalii, rozgrywającej się w wąskim przesmyku, trwającej pięć dni bez przerwy. Opowiadał o wspaniałym przywódcy swojego oddziału z perspektywy wojownika, choć tak naprawdę to on sam dowodził tą walką – jednak kto by w to uwierzył? Dużo łatwiej było uwierzyć w piękną opowieść opowiadaną w pewnym sensie z perspektywy osoby trzeciej, niż w opowieść, w której głównym i najwspanialszym bohaterem jest ten, kto tę opowieść snuje.
- ...było ich ze dwadzieścia razy więcej, ale nie mogli tego dobrze wykorzystać na tym moście. Od nas zawsze walczył tylko jeden oddział, no i nasz dowódca, a dwa pozostałe oddziały odpoczywały. Nie widziałem, żeby nasz dowódca odpoczywał. Zawsze był w pierwszej linii gdy wracałem po odpoczynku, a gdy przybywał drugi oddział a ja szedłem odpocząć on zostawał i walczył dalej. W obozie też nigdy go nie widziałem, dopiero jak atak ustał i czekaliśmy na drugą falę, to przyszedł do nas... Mao Shaoqi, to było jego imię. - zmyślił chłopak.
Później Yuji opowiedział trochę o swojej podróży, a gdy jego kompani byli już trochę podchmieleni, zapytał ich o to, jak toczy się życie w tym miasteczku, chcąc przy okazji dowiedzieć się więcej o strasznych potworach porywających ludzi – bo miał nadzieję, że rozmowa szybko potoczy się w tym kierunku.
Ostatnio edytowane przez TheGuy2 : 20-04-2011 o 23:49.
|