Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2011, 00:56   #70
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tree w gruncie rzeczy nie musiał się ruszać z pokoju Aurayi by przekazać jej prośbę, dlatego też nie machnął ni łapą, ni skrzydłem. Mimo tej pozornej bezczynności przekaz dotarł do Celryna natychmiast. Ten nie wahał się ni chwili, tylko - nie zważając na godność osobistą i zdziwione spojrzenia paru spotkanych po drodze osób - pobiegł czym prędzej sprawdzić, co się stało.

Auraya leżała nieruchomo pod oknem.
Żyła, o czym świadczyła postawa Tree - pełna zaniepokojenia, ale nie rozpaczy czy trwogi, ale krew na ustach i zakrwawione włosy nie napawały optymizmem.
Celryn był tylko i wyłącznie magiem. W przypadkach leczenia polegał na kapłanach, miksturach albo różdżkach.
Osobom zemdlonym nie podaje się, z oczywistych przyczyn, żadnych płynów, dlatego też Celryn sięgnął po różdżkę. Podwójne użycie jednej z nich zaleczyło rany, lecz Auraya oczu stale nie otwierała.

Przeniósł ją na łoże. Na szczęście nie przybrała nagle na wadze, więc do tej czynności nie trzeba było wzywać żadnej pomocy.
Omdlenie było na tyle mocne, że usiłowania Celryna (dość typowe - ułożenie na wznak, otwarcie okna czy uniesienie kończyn wyżej niż głowa) nie poskutkowały. Jako że po buzi ponoś zemdlonych lać nie należało, pozostała ostatnia metoda, poprzedzająca wezwanie specjalisty, czyli kapłana.
Gorset Aurayi, jak to gorsety mają w zwyczaju, zapięty był na wszystkie możliwe haftki i sprzączki i, co też było nieodłączną cechą tej części garderoby, ciasny był nie do opisania. Celryn nigdy nie potrafił zrozumieć, jak kobiet mogą to nosić i jeszcze w tym oddychać. Ale skoro nosiły i żyły... jakoś to musiały umieć robić...

Jedna sprzączka, druga, trzecia...
Czyżby Tree zaczynał patrzeć na swego przyjaciela z kpiącym wyrazem twarzy? Może i miał trochę racji, bowiem Celryn, chociaż nigdy nie miał oporów przed ściąganiem z pań różnych elementów garderoby, nagle poczuł się nieco dziwnie rozbierając własną siostrę. Miał tylko nadzieję, że Auraya nie otworzy oczu w momencie gdy Celryn będzie ją wysupływać z gorsetu. Pewnie by go nazwała zboczeńcem. Jeśli na słowach by się skończyło.
Tree parsknął dziwnie, ale nie raczył podać powodu takiego właśnie zachowania.

Niepokojąco kształtne piersi Aurayi były o milimetry od opuszczenia skrywających ich (jeszcze) miseczek gorsetu, gdy Celryn po raz kolejny spróbował przemówić siostrze do rozumu i przywołać ją z otchłani nieświadomości.
- Aurayo? Siostrzyczko? Obudź się wreszcie...
Pogłaskał ją po policzku.
Zero reakcji.
Celryn sięgnął do podręcznej torby i wyciągnął niewielki wachlarz. Przedmiot był magiczny i nie do takich celów stworzony, ale od biedy mógł zastąpić zwykły.
- No, Aurayo, otwórz oczęta!
Celryn do końca rozpiął gorset, a potem jeszcze energiczniej zaczął machać wachlarzem, by ożywić znajdujące się obok leżącej powietrze.
Przez chwilę nie było żadnej reakcji, jednak nim Celryn zaczął zastanawiać się nad kolejnym sposobem ocucenia siostry, ta nagle otworzyła oczy.
- Na niebiosa Torilu... - W głosie Celryna słychać było wyraźną ulgę. - Nareszcie...Coraz bardziej zaczynałem się o ciebie obawiać.
- Celryn?
- zapytała nieco niewyraźnie
- Co ci się stało? - Celryn nie odpowiedział bezpośrednio na pytanie. - Znalazłem cię pod oknem, zalaną krwią.
Chwilę zabrało jej zebranie myśli.
- Czyli zniszczyłeś lutnie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, próbując się jednocześnie podnieść.
- Tak, udało mi się - odparł Celryn. - Czy ona była jakoś związana z tobą?
Odwrócił nieco wzrok, bowiem chyba nie wypadało zbyt dokładnie przyglądać się biustowi Aurayi, a to właśnie on, nie wiedzieć czemu, nagle zaczął przyciągać jego uwagę. Tego mu było potrzeba do szczęścia, żeby to zauważyła.
Mogłaby nie zrozumieć, że siostry są również kobietami, a co niektóre - ładnymi i zgrabnymi.
Skinęła głową w odpowiedzi nie będąc pewna jak wiele może powiedzieć bratu. Sekrety mnożyły się w zastraszającym tempie. Siadając zdała sobie sprawę, że coś było nie tak i to bardzo, bardzo nie tak. Przerażona nie na żarty zasłoniła się rękami.
- Celrynie? - zapytała, przeklinając jednocześnie w duchu nutkę nadziei, która wkradła się do jej głosu.
- Tak, Aurayo? - Celryn przeniósł wzrok na twarz siostry, z zaskoczeniem obserwując rumieniec, który nie ograniczył się do policzków, ale dość szybko zaczął spływać niżej.
Uniosła spojrzenie gdyż szum krwi nie pozwalał jej nic wywnioskować z jego głosu.
- Jednak nie... - wyrwało się z jej ust zanim zdążyła powstrzymać słowa. - Nic.
- Aurayo?
- Celryn pochylił się nieco niżej. - Co się stało?
Nie wiedzieć czemu nagle zrobiło mu się ciepło, jakby okno było zamknięte, a ktoś, nie zważając na nic, rozpalił w kominku.
Był tak blisko niej. Wiedziona pragnieniem do którego nie chciała się sama przed sobą przyznać, skupiła wzrok na jego wargach. Wspomnienia napływały falami w efekcie czego jej usta rozchyliły się lekko i ciche westchnienie wymknęło się spomiędzy nich.
- W nocy.... - zaczęła i po raz kolejny zacisnęła mocno wargi by kolejne słowa, które jej myśli uparcie starały się ujawnić światu, nie umknęły ze swej klatki.
- Tak...? - Celryn niemal nie słyszał treści słów. Wiedział tylko, że Auraya chce mu przekazać coś bardzo ważnego. - W nocy...?
Skupił wzrok na wargach siostry, czując irracjonalną wprost zazdrość w stosunku do szczęściarza, który miał okazję ją całować.
Powinien chyba wstać i odsunąć się. Pod okno najlepiej. Ale wtedy nigdy się nie dowie, co Auraya chciała mu powiedzieć.
 
Kerm jest offline