Ciął jakiegoś orka z prawej. Klinga miecza niemal odcięła mu głowę od korpusu. Zakręcił ostrzem młyńca i powalił kolejnego, z drugiej strony. Jeszce inny zachodzący go od tyłu, dostał od jednego z jego ludzi. Gobliny po prostu rozjeżdżał. Pokraczne stworki był zbyt małe, aby opłacało się do nich schylać z siodła i tak jak przypuszczał to orki były główną siłą oddziału atakującego bramę. Po ich załamaniu reszta też się rozpierzchła. Wagner wstrzymał konia, puszczając resztę oddziału przed sobą i rozejrzał się po polu bitwy.
Szarża w centrum, mimo, że nie miała pełnego impetu, odniosła pożądany skutek. Z otwartej bramy wioski, już ruszyła ku nim odsiecz, wiec los orków był przesądzony. Gorzej wyglądało na skrzydłach. Piechota i strzelcy po prawej co prawda poradzili sobie koncertowo, ale przeciw sobie mieli kolejną, silniejsza grupę orkow, nadchodziła ku nim też reszta goblinów. No i pojawił się nowy wróg, a Mosera nigdzie nie było widać… Po lewej Horst robił co mógł, ale pokracznych istot było zbyt wiele, aby samodzielnie mógł sobie z nimi poradzić. Trzeba było zdecydować kogo ma wspomóc atakująca w centrum kawaleria.
Decyzje podjął od razu. Czas na planowanie i obmyślanie strategii był przed bitwą. W czasie walki nie wolno się wahać. Nie wolno też stawiać sobie wroga za plecami, ruszając na nowego. Schintze i jego ludzie będą musieli sobie przez jakiś czas poradzić. - Siedlicz! - Karl podjechał do dowódcy rajtarowi i swoim zwyczajem wyrzucił z siebie szybką wiązankę rozkazów. - Zostawiam ci całą jazdę. Zagoń też do roboty tych z wioski. Macie zgnieść i rozgonić jak najszybciej zielonych z pod bramy i tych zajętych Horstem. Rozjedz ich, albo rozgoń, ale nie ścigaj. Jak upewnisz się, że nam nie spadną na plecy, masz zawrócić wszystkich, ustawić się w szyk i uderzyć na tych, którzy zostali po drugiej stronie wioski. Spiesz się jak tylko możesz, bo sam Schintze nie poradzi sobie z nimi zbyt długo a i wilki mogą siąść ci na plecy. W razie czego Horst z koczownikami odciągnie ich uwagę. I nadstawiaj uszu. Jeśli usłyszysz sygnał – tu Wagner pokazał mu róg przytroczony do swojego siodła. - to znakiem tego, że z piechotą jest źle i musisz się natychmiast oderwać i wracać. –
Karl poczekał jeszcze chwilę na odpowiedz kawalerzysty, po czym spiął konia i wraz z dwójką przybocznych ruszył ku obozowi orków i piechocie Schintzego.
Grudki ziemi i kamienie wylatywały spod kopyt bojowego rumaka, kiedy Wagenr pędził przez pole bitwy. Spiął wierzchowca do pełnego galopu, nie zważając na grząskie podłoże i gorsze konie swoich przybocznych. W efekcie znał się przy Schintze akurat jak jego oddział wychodził z obozu. - Zatrzymaj swoich ludzi. - zaczął bez ogródek osadzając wierzchowca tuż przy dowódcy piechoty. - Jazda potrzebuje trochę czasu, aby oczyścić drugie skrzydło a od strony traktu nadjeżdżają globiny na wilkach. Musicie ich przetrzymać na dystans jak długo się da, dopóki Siedlicz nie uderzy jazdą z lewej. -
Dopiero teraz do Wagnera dołączyła pozostała dwójka. Sam Karl, nie przestając mówić wziął się za przeładownie pistoletu. - Pochodnie! –
Zakomenderował dwójce swoich ludzi i wrócił do Schintzego - Dajcie salwę i wracamy na pozycje wyjściowe. Podpalimy obóz, wtedy dym zasłoni nas trochę przed łucznikami goblinów i choć trochę opóźni orków. Później musimy już czekać na jazdę. |