Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2011, 01:41   #22
Potwór
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Dwa dni wcześniej.

Marcus przeciskał się między równymi rzędami obywateli pierwszego dystryktu do szeregu najbliższego losowaniu. Ciche przekleństwa, prośby i bezlitosne ciosy łokciem pod żebra pozwoliły mu w końcu dostać się zaraz pod postument.
-Jak zwykle, poza dniem urodzin spóźniony- Aiden, jego brat nie mógł odpuścić sobie tego rzuconego półgębkiem komentarza.
-Cóż to by było za losowanie gdyby zamiast pierworodnego Curtisów na losowaniu zjawił się młody Aiden?- wspomniany skrzywił się, mimo że byli bliźniakami to Marcus urodził się pierwszy i na niego spadły wszystkie atuty pierworodnego. Zaczynając od braku obowiązku pracy w zakładach dystryktu, a kończąc na przyszłej pozycji głowy rodu.
-Zamknijcie się obaj, zaraz podadzą wyniki- Andrea, ich starsza siostra trzepnęła obu po łbach parasolką. Marcus wyprostował się i zerkał w prawo i lewo na zebranych kandydatów, uśmiechał się szeroko widząc pot na czołach, rozdygotane nogi, poobgryzane paznokcie. Losowanie wchodziło w decydującą fazę, a niedługo któryś z nich skazany zostanie na niemalże pewną śmierć. Fakt, teoretycznie jego obowiązkiem jako pierworodnego było branie udziału w loterii ale wręczane rok w rok przez jego ojca łapówki wystarczały aby karteczki z jego nazwiskiem tajemniczo znikały.

Wyczytano nazwisko, Marcus uśmiechnięty szeroko rozejrzał się po tłumie w poszukiwaniu owego nieszczęśnika. Dopiero po chwili uświadomił sobie że wszystkie twarze skierowane są w jego stronę.

-T..to niemożliwe.- szepnął gdy Opiekunka dystryktu po raz kolejny go wyczytała.
-Dalej Trybucie- Aiden mocno uderzył go w plecy wypychając go na środek placu. Marcus zrobił kilka szybkich kroków do przodu aby się nie przewrócić i przywołał na twarz najbardziej sztuczny uśmiech w swoim życiu. Na sztywnych nogach wspiął się na podwyższenie i uklęknął przez Opiekunką.

-To dla mnie zaszczyt reprezentować Pierwszy Dystrykt.- Powiedział siląc się na spokojny ton, powstał a tłum zaczął wiwatować, za parę godzin zacznie się zabawa i każdy szczęśliwy będzie że to nie z jego domu wybrana została będzie ofiara. Każdy poza Curtisami.

***

-Co to ma znaczyć Ojcze?- Marcus pospiesznym krokiem wszedł do gabinetu, starał się z cały sił by jego głos brzmiał gniewnie.
Zdawało mi się że opłaciłeś starszych!- Usiadł na fotelu naprzeciw ojca. Mężczyzna nie spojrzał nawet na syna, podniósł się zza biurka i podszedł do okna –Nastąpiły problemy, kwoty które oferowaliśmy Lindseyowi przestały wystarczać.
-Przestały wystarczać? Przestały wystarczać? Sprzedałeś mnie za kilka srebrników!- Młodzieniec porwał się z fotela i ruszył w stronę okna.
-Siadaj!- Okrzyk ojca usadził go na miejscu -Wybór między kilkoma karteczkami, a dobrobytem całej rodziny był prosty.
Marcus poderwał się z fotela przewracając przy tym ciężki mebel na podłogę.
-Żegnaj ojcze, mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy.- Warknął gniewnie i ruszył w kierunku drzwi.
-Marcus- Chłopak zauważył że starzec nadal nie raczył odwrócić się od okna –Pamiętaj czego cię nauczono… i nie daj się zabić.

Gdy młodzieniec wybiegł na zewnątrz Colman osuszył lnianą chustką ślady wilgoci z kącików oczu, z barku wyciągnął butelkę whiskey i pociągnął głęboko.
-Nie daj się zabić… – Wyszeptał do zatrzaśniętych drzwi będąc w myślami w przeszłości, w momencie gdy te same słowa wiele lat temu powiedział bratu.

***

Następująca po losowaniu noc była jedyną nocą w roku kiedy godzinami spacerować można było po ulicach Pierwszego Dystryktu nie napotykając na nikogo. Marcus kręcił się ulicami miasta zaprzątając głowę ponurymi myślami. Zewsząd otaczała go muzyka i śmiech innych, ludzie pozamykani w mieszkaniach bawili się zadowoleni z własnego szczęścia. Gdyby wszystko poszło tak jak powinno Marcus z braćmi wykradliby dwie butelki wina ze spiżarni i razem z przyjaciółmi bawiliby się do bladego rana śmiejąc się z nieszczęśników wybranych na trybutów.

Nawet nie zauważając tego trafił na Plac Triumfu, gigantyczną aleję zastawioną pomnikami zwycięzców z Pierwszego Dystryktu. Stanął przed posągiem Lowdena, ostatniego triumfalnego trybuta z jedynki i z furią naparł na niego całym ciałem przewracając figurę z brązu na bruk.
-Zająłeś mój postument Lowdenie- zaśmiał się głośno, histerycznie, co się stało to już się nie odstanie, teraz zostawało mu tylko jedno – wygrać. Pozbyć się w konkurencji, odsunąć wyrok śmierci i powrócić w chwale.
 
Potwór jest offline