Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2011, 16:12   #151
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Urizjel walną się na łóżku zakładając dłonie za głowę. Znów widać w nim było jakąkolwiek dozę entuzjazmu.
-Co Cię łączy z Chichi?
Yue rzucił na krzesło swoją szatę, ukazując strój bitewny. Miał na sobie tylko spodnie oraz koszulkę, która była dosyć obcisła. Widać było starą ranę na ramieniu. Na koszulce dobrze widoczny był jego biceps oraz klatka piersiowa.
- Musiałeś o to spytać, nie? - powiedział to troche przez zęby w grymasie. Jednak nie był to ton oskarżycielski. Coś w stylu droczenia się.
- Ehh...Chi...- westchnął i usiadł na krześle, naprzeciwko łóżka.
- Znamy się od początków Akademii. Trochę dziwnie... nie wiem od czego zacząć. Na początku...Jak się spotkaliśmy to chciała mnie zakablować Profesorom, bo myślała że podglądałem ją w szatni. - powiedział.
Urizjel parskną śmiechem. Po chwili jednak zamilkł
-Ale nie dałeś się przyłapać, co?- zapytał z pozoru poważnie
- Zacznijmy od tego, że to nie byłem ja. Mieliśmy toalety blisko. Byłem się załatwić, gdy wyszedłem ktoś przebiegł przez korytarz, a po chwili wyszła gola Chi...no, w ręczniku. Wmówiła mi, że ją podglądałem. Ją i jej koleżanki.
-Hah. To masz fart. Choć... Byłby większy bez tego kawałka o ręczniku.
Yue uśmiechnął się.
- Na szczęście napatrzyłem się w życiu na siostrę, dlatego nie stanął mi ani nic... - po czym wybuchnął smiechem.
Urizjel dołączył bez wahania. Trzeba było odreagować ostatnie momenty ciągłego smutku.
-No... to byś już sie nie wyłgał. Ja takich problemów nie mam... wiesz... grube spodnie
I zakończył klasycznym “bananem na twarzy”.
- Trzymaliśmy się razem przez 70 lat w jednej klasie...ale nie byliśmy w jednej parze. Jak trafiliśmy na specjalizacje...kontakt jakoś nam się urwał. Jednak gdy spotkałem ją znowu na misji...coś mną ruszyło.
-Rozumiem. Ja Sarhi poznałem dopiero w Akademii Królewskiej. Mówiłem, chciałem być Szarym Strażnikiem. Służyć królowi. Byłem najlepszy. I zdziebko arogancki. Hehe. Poznaliśmy się gdy po raz kolejny, bez problemu wygrałem z rówieśnikiem. Wyzwała mnie na pojedynek. Cóż... tuż przedtem zapytałem “Ktooo naaastępny?!”- ostatnie słowa były tak teatralne, tak wyolbrzymił ich akcent emocjonalny i gestykulację, że były zwyczajnie śmieszne. Więc wyzwała mnie. Z początku nie chciałem z nią walczyć, bo była dziewczyną. Heh. Ostatecznie skończyło się “prawie remisem”
- Prawie?
-No... prawie. Sarhi to lalkarka. Bardzo zdolna. Potem używała Żmija. Stalowy, segmentowaty wąż najeżony ostrzami. Gdy się rozpędzał był zabójczy. Podczas tamtej walki Żmij nie miał jeszcze swojego imienia i był drewniany, bez ostrzy. Skutecznie utrzymywała mnie zdala od siebie. Nie mogłem się zbliżyć, jak mi się udawało to zwyczajnie odskakiwała, a ja nie mogłem jej gonić, bo musiałem uważać na jej lalkę. Przez dziesięć minut ganiałem ją wokół kamienia. W końcu się o niego potknęła. Wtedy doskoczyłem i przyłożyłem mój czubek bokena do jej gardła. Wyglądałem jakbym miał zaraz paść z wycieńczenia, a ona nawet się nie zmachała. Dla tego mawiam, że to był “prawie remis”. Gdybym mówił, że wygrałem nie oddawałoby to tego jak blisko ona była do tryumfu.
- Nie miałem nigdy styczności z marionetkarzami. Chociaż...jeżeli chodzi o mnie i Chi... Napewno w praktykach byłem lepszy. Ogólnie prawdopodobnie byłem najlepszy...w praktyce. Nawet syn Władcy Kasty Ziemii nie był ze mną w stanie wygrać. Zgrywałem twardziela, jednak często gdy stawałem z nim oko w oko to ręce mi się trzęsły jak nie wiem co...Ale jeżeli chodzi o teoretyczne zadania...to Chi mnie zawsze ratowała. Raz nawet napisała za mnie egzamin. Weszliśmy w kontakt Energii i mi dyktowała wszystko. Zawaliłbym szkołę wtedy, gdyby nie ona.
-Fajnie tak mieć. Ja z Sarhi na lekcjach zawsze rywalizowałem. Raz Ona wygrywała, raz ja. Czasem kończyło się prawdziwym remisem. Raz zakończyliśmy walkę prawie, że w uścisku. Mój boken na jej szyi, jej wąż wokół nas. Ustalono, że w prawdziwej walce poderżnąłbym jej gardło,ale ona zdążyłaby mnie jeszcze rozszarpać na strzępy. Hihi... dogrywkę urządziliśmy u niej w pokoju...- Urizjel podniósł się posłał Yuemu znaczące spojrzenie
- Aż tak dobrze wam się “współpracowało”? - spytał podstępnie
-No... ale wtedy mnie pobiła. Nigdy nie byłem dobry w karty- padł na łóżko nieco zawiedziony, liczył na żywszą reakcję i możliwą lekką drwinę z przyjaciela. Nie wyszło. Cóż...
- I co było dalej?- zapytał.
-A dalej klasycznie, jak w kretyńskich romansidłach. Byliśmy coraz bliżej. Bardzo się zżyliśmy. Dopiekaliśmy sobie, śmialiśmy się zarówno z siebie nawzajem, jak razem, dawaliśmy prezenty i wycisk na sparingach. Bardzo wiele zawdzięczam treningom z nią. Nie miałem w akademii równie wymagającego przeciwnika. Przy żadnym wcześniej ani później nie musiałem tyle się nabiegać.- Yue dostrzegł, że z głosu Urizjela stopniowo uchodzi początkowa radość...
Yue wstał i podszedł do Urizjela, położył mu na barku rękę.
- Odnajdziemy ją. Zobaczysz, że jest cała. - powiedział z pełną powagą.
-Cała może tak... i upadła. Nie przyjacielu. Odnaj...dę ją i zabiję, Tak samo Davela, a może jeszcze Leberrisa. A na końcu...- nie dokończył. Nie chciał dokańczać tego co miał na myśli, wiedział, że Yuemu by się to nie spodobało.
- Rozmawialiśmy o podejściu chyba, nie? - zapytał go. - Mówiłem Ci o iluzji. Jest wiele innych magii, które mogły Ci wbić do głowy obrazy, których nie było. Nie możesz ufać temu co widziałeś. Nie byłeś w stanie. Tak wynika z Twoich opowieści. Więc...odnajdziesz ją. I napewno jej NIE zabijesz.
-W ten sposób nie mogę nawet wiedzieć czy wciąż nie siedzę w bastionie, a to nie jest iluzja Nevei’rii. Wiem jak działają iluzje. To było elementem mojego szkolenia. Wiem, że oni upadli. Inaczej by odnaleźli sposób by powrócić. Nie ważne. Skończmy ten temat. Te. No właśnie. Po drodze tu kogoś spotkaliśmy. Byłem wtedy jakbym się nieźle naćpał. Niewiele do mnie docierało. Kto to był?
- Brat Valerii. Eclipse czy Eclipson. Nie pamiętam jak się nazywał dokładnie. Mój brat kiedyś z nim walczył. - powiedział zabierając rękę i siadając z powrotem na miejsce.
Urizjel wyraźnie się ożywił. Podparł się na łokciach.
-A czy on przypadkiem nie był trupem?
- Był. Nie mam pojęcia jak to się stało, że go spotkaliśmy. Ostrzegał nas...powiedział...że...że źle się stanie jak ją odnajdziemy. Że zna konsekwencje ale nie może nam ich powiedzieć.
-A to ciekawe. Upadły trup nas ostrzega. Przypomnij mi. Wszelkie wskrzeszenia, czy reinkarnacje to jedynie fikcje literackie. Nie istnieją takie zaklęcia. Mam rację?
Popatrzyli na siebie w ciszy.
- Wszystko jest możliwe. Tylko nie było nikogo, kto odważyłby się to zrobić, albo pewnie nie miał takiej wiedzy. Albo nie było o nim głośno...Ale on nie wyglądał na...żywego. Poza tym zaklęcie teleportacji na taką odległość...bez żadnych znaków...Nie jest to możliwe, szczególnie dla wojownika.
-Cóż... może teleportował się za pobliskie drzewo... Ciekaw jestem czy jeszcze go spotkamy. I co ma się stać jeśli ją znajdziemy... W zasadzie. O ile sie orientuje on jest tym złym. Więc może stanie się coś dobrego... Nie wiem. Koniec wojen, głodu, bla, bla, bla...
- Szczerze...to sam nie wiem co o tym myśleć. Ojciec przestrzegał mnie przed takimi rzeczami. Zawsze wmawiał, że powodzenie misji jest najważniejsze. Dlatego odnajdę ją i sprowadzę do Minas’Drill, chodźby w pojedynkę. Generał mówił, że jak ktoś chce, to może się wycofać. Myślałeś nad tym? Wyprawa robi się coraz groźniejsza. Wszystko się sypie.
-Nie. Jak się czegoś podejmuje to to dokańczam. Odnalezienie Sarhii będzie trudniejsze. Nie mogę się wycofać. Poza tym ta podróż już wiele mi dała. Ledwo ukończyłem szkolenie, teraz potrzebuję doświadczenia. Ta dwójka też nie próżnuje. Potrzebuję szybko stawać się silniejszym. A jak generał twierdzi, że może nas jeszcze nauczyć czegoś przydatnego... W zasadzie ja bym najchętniej przyspieszył. Leciał cały dzień. Potem padł na pysk, wyspał się i zaoszczędzony dzień poświęcił na trening.
- Nie wiem czy to się uda... - wyszeptał Yue. Następnie popatrzył na Urizjela. - Moge Ci pokazać...gdzie ja ćwiczyłem całe życie.
Urizjel znów się podniósł zaciekawiony
-Co? Masz jakieś zdjęcia czy obrazy tego miejsca?
Yue popatrzył się na niego zdziwiony.
- Nie...nie do końca mi o to chodziło. Jakby od tego zacząć...Umiesz kontrolować sen? - zapytał
-Chyba jak każdy. Jak się zrozumie, że to jest sen zyskuje się nad nim kontrolę. Tylko ja się wtedy błyskawicznie budzę.
- Rozumiem...to wejdziemy do mnie. Generalnie Magowie potrafią kontrolować energie przepływającą ciało bla bla bla bla bla.... - zaczął machać rękoma. - I Ci lepsi potrafią kontrolować umysł i sny. Ja do nich należę. Przez przypadek z Agnes odkryliśmy sny łączone, tam często trenowaliśmy. A jeśli jej nie było, to trenowałem sam we śnie. Kontrolę i wszystko, by zaoszczędzić na czasie. Chcesz się przenieść na moją salę treningową? - zapytał.
-Czemu nie. Może być ciekawie- Usiadł na łóżku- Co mam zrobić?
- Umiesz łączyć się Energią z innymi? - zapytał
-Eee... nawet nie jestem pewny co dokładnie masz na myśli- podrapał się po potylicy w geście bezradności
- Wyczuwanie Aury, przekazywanie Energi...- próbował go nakierować.
-Nie posiadam tych umiejętności, albo nigdy nikt mi ich nie pokazał. Może właśnie to zrób. Pokaż mi co to jest. Być może po prostu nie potrafię tego nazwać.
Yue zamknął oczy. Następnie po 3 sekundach otworzył je.
- Generał jest 200 metrów od nas na północ, Chichi jest w biegu na południowy zachód. Znajdz Ao. - odparł.
Urizjel skrzywił się, dając do zrozumienia, że raczej się nie uda. Usiadł po turecku, oparł dłonie na kolanach i zamknął oczy.
Próbował się skupić. Wyczuć cos o czym mówił Yue. Wyobrazic sobie jak mogłaby wyglądać ta... aura Ao.
-Przykro mi. Figa.- przerwał po jakiejś minucie- Nie posiadam takich zdolności...- Yue spostrzegł, że oczy Urizjela zaczęły kamienieć. Sam pokutnik cofnął się i oparł o ścianę
-Wybacz Yue, na chwilę się wyłączę. Nie wiem ile to zajmie. Zawsze tracę poczucie czasu. Potem wyjaśnię.- I zamknął oczy. Zdawał się odpłynąć...
Yue szybko wstał i złapał go, chroniąć przed upadkiem, a następnie położył na łóżko. Sam zaczął oglądać pokój, chodzić po nim i przeglądać się w lustrze, czekając na “pobudke”.
W pewnym momencie Urizjel otworzył swoje kamienne oczy. Wstał do siadu. Źrenice zaczęły wracać do poprzedniego stanu. Szarość odchodziła jak chmura odchodzi z danego skrawka nieba “Dziękuję” wyszeptał
-Już chyba rozumiem.
Yue spojrzał na niego.
- To zaczynamy. - zamknął oczy. Urizjel siedział przed nim, więc szukać aury nie musiał. Połączył się z jego umysłem.
-Kurdę. Tak czułem, że po prostu nie wiem jak to nazwać. To jest bardzo podobne do tego jak z Gniewem się mierzę- sam nie był pewny czy mówi, czy myśli, ale pierwszy raz zdarzyło mu się być w takim stanie z kimś innym niż Gniewem. Połaczyli się. Nagle czuł się jakby stracił oddech. Po chwili to ustąpiło, jednak wciąż czuł się jakby... przytłoczony.
-To tak ma być?
- Tak. Pilnuj środka. Nie za dużo, nie za mało. - mówił Yue, próbując bardziej sam dostować siłę przekazu. Jednak po chwili ustabilizowało się.
- Masz czekać na mnie. - powiedział.
Następnie coś błysnęło. I zarówno Urizjel opadł bezwładnie na łóżko, jak i Yue stracił koordynacje i oparł się o krzesło.


Urizjel obudził się w Minas’Drill. Siedział na ławce, obok fontanny. Nieskończeni szli w bardzo szybkim tempie, jakby każdemu z nich gdzieś się spieszyło. Codzienny widok stolicy. Urizjel, gdyby się rozejrzał, mógłby co do centymetra rozpoznać rozłożenie kafelek na drodze, budynków, czy nawet nieba, które było błękitne tego dnia. Plusk wody, która cały czas obijała się o taflę i o poboczne płytki zdawał się być skomponowany już z tłem.
Nie minęło dłużej jak 3 minuty, gdy Yue do niego podszedł.
- Udało Ci się. Gratuluję. - powiedział. Yue ubrany był w garnitur.
-Aleś się odstawił. Rozumiem, że to nie jest prawdziwe Minas’Drill. Przypomina to trochę sceny gdy rozmawiam z Gniewem, lub duchami. Też mnie przenoszą do innych miejsc. Zastanawiam się czy takie odejście nie daje Gniewowi możliwości przejęcia mojego ciała.
- Mam nadzieję, że moja dusza się tu nie zjawi. Jeśli go wyczuję, od razu przerwę Sen. Nie ma problemu. To samo z Tobą. Jednak nie sądzę by Sasha wpuścił tutaj Twoją duszę. On ma taką samą kontrolę nad światem na tym poziomie snu. Jeśli umrzesz przede mną - umrzesz w rzeczywistości. Dlatego musisz być ostrożny mimo wszystko. Teraz przestawię nas na moje pole.
Nagle wszystko zniknęło. Ławka, na której siedział Urizjel zniknęła i zaczął spadać. Obok niego spadał też Yue, tylko że ten cały czas trzymał ręce w kieszeniach. Wyglądało to trochę dziwnie. Nagle w oddali widać było kropkę, która po chwili stała się większa.
Urizjel spadał spokojnie. Lubił prędkość. Gdy zaczęli się zbliżać rozłożył skrzydła i spróbował wychamować. Nie minęło 5 sekund, a Yue wylądował na trawie a pokutnik unosił się kilkanaście metrów nad ziemią. Dołaczył do pieczętnika.
W okół nich był duży las. Stali na polanie, której średnica wynosiła ponad 200 metrów.
- To tutaj. Mamy 8 godzin treningu. W realnym świecie minie 5 minut. - powiedział Yue. Teraz stał jednak w swoim normalnym stroju.
- Jak Ci się podoba. Pierwsze wrażenia?
-Bomba. I co? Też mogę to kontrolować?- w zasadzie uznał to za pytanie retoryczne i nie czekając zwizualizował sobie wielką kamienna kolumne wyrastającą z ziemi przed nim
-Hej. To nie działa.
- Jako wojownik może być Ci ciężko wykreaować cokolwiek. Tylko naprawdę utalentowani magowie potrafią kreować podczas snu. A to nawet snem nie jest. Dlatego nie działa. Jednak...nie ma na co czekać. - wyglądał trochę na przestraszonego, jakby czegoś się obawiał. Jednak za wszelką cenę, próbował to ukryć.
- Oto biegnie na Ciebie peirwszy przeciwnik. Dziś będę tylko CI kreował wrogów. Pokaż, co potrafisz. - dodał.
Nagle słychać było ryk. Zza drzew wybiegł napakowany Nieskończony dzierżący 2 metrowy młot.
-I co? To przekłada się na świat rzeczywisty?- zapytał odczepiając no-dachi z pleców
- Zależy co masz na myśli. Nie urosną Ci mięśnie ani nie odniesiesz ran. Jednak zyskasz doświadczenie i Twoje odruchy zostaną zapamiętane przez umysł. To znaczy, jeśli będziesz ćwiczyć latanie to będziesz lepiej latać w realnym świecie. Jeśli będziesz ćwiczyć jakiś ciężki kombos...
-Dobra, rozumiem. Tego nie musisz mi tłumaczyć. Znam znaczenie wbicia ruchów w podświadomość.
Urizjel rozłożył skrzydła i czekał aż przeciwnik przybiegnie. Kucnął rozkładając środek cięzkości i czekał.
Przeciwnik który biegł, złapał młot prawą ręką (co mogło zaskoczyć Urizjela, że ktoś ma tyle pary by trzymać to jednorącz). Gdy był na wyciągnięcie młota, wziął zamach z góry chcąc uderzyć w czubek głowy Urizjela. Jednak nim wziął zamach, rzucił lewą ręką sztylet w lewy bok Urizjela, aby ten próbując odskoczyć, miał mniej miejsca na manewry.
Urizjel dostrzegł ruch ręką i uniknął ataku prawdziwie tanecznym krokiem. Zakręcił się unikając w bok. Zawirował wyciągając swój nóż i skoczył w bok, pod młot. Odskok w tył nie dałby mu przewagi. Wycofanie się nie jest dobre. Złożył skrzydła i zanurkował pod głowicą po czym pchnął nożem w bok przeciwnika.
Przeciwnik nie spodziewał sie takiej reakcji. Został pchnięty nożem. Nagle zaczął parować od góry. Nóż, który był przed chwilą w ciele przeciwnika, był teraz w powietrzu.
Słychać było klask dłoni. Yue siedzący pod drzewem krzyknął.
- Zaimponowałeś mi. Teraz trochę podkręcimy tempo.
Krzyknął. Z lasu coś śmignęło. Biegło w zastraszającym tempie. Po dosłonie kilku sekundach coś znalazło się przy Urizjelu. Była to kobieta, ubrana na czarno jak ninja. Posiadała 2 wachlarze, była drobna jak na nieskończoną. I niska. Zrobiła atak od dołu, mający na celu przeciąć Urizjela od Genitali aż po czubek głowy.
Urizjel nie zastanawiał się. Był podczas walki, figa, że nie była ona prawdziwa. Pokutnik zrobił szybki krok w tył. Z takim zasięgiem broni nie potrzebował więcej. Wypuścił nóż, no-dachi daje wielką przewagę zasięgu nad większością przeciwników, ale nie nadaje się do walki jednoręcznej. Zwyczajnie zbyt długie. Odskoczył w tył, krok, może dwa. Przy tym zasięgu broni nie potrzeba więcej. Wyprowadził cięcie w jej ramię którym właśnie atakowała. Wachlarz jednak jest bronią mającą wartość tylko gdy chce się zaskoczyć przeciwnika. Inaczej wymaga odsłonięcia się. A jako, że nie była to prawdziwa kobieta Urizjel się nie wahał odciąć jej tego ramienia. Jednak nie był arogancki. Był gotów do dalszych uników w razie gdyby okazała się szybsza niż się spodziewał.
Dziewczyna widząc to wypuściła jeden wachlarz, a ręką którą miała wolną, zamarkowała uderzenie. Jednak było to tylko po to by odwrócić uwagę od jej nogi, która wylądowała na napiętym piszczelu Pokutnika. Dziewczyna stawiała wszystko na zręczność i akrobatykę. Urizjel musiał wejść z nią w blisko kontakt lub najlepiej ją złapać, jeśli miał zamiar jej cokolwiek zrobić.
Uśmiechnął się w myślach i wypuścił również no-dachi i wszedł w zwarcie. W walce są pewne zasady. Jedną z nich jest to, że każda broń ma swój optymalny zasięg. No-dachi ma bardzo duży, gdy przeciwnik wejdzie bliżej nagle okazuje się bezużyteczne. W tej sytuacji dziewczyna miała wielką przewagę, więc trzeba było wejść jeszcze bliżej, tak by nawet wachlarze były zbyt długie. Jedną ręką sięgnął by złapać za nogę tuż pod kolanem, bo spodziewał się, że będzie chciała uciec, drugą sięgnął to torsu, nie ważne jak to wyglądało, chciał złapać ją za ubranie. Gdyby się udało po prostu by wykorzystał przewagę masy i wszedł w pełne zwarcie.
Dziewczyna widząc to, obróciła się na podpartej ręce, zmieniając z górnej części stopy, na dolną lecącą nogę, w ten sposób, aby uderzyć go w twarz, a nie w kolano.
Urizjel cofnął lewą rękę by zablokować uderzenie przedramieniem, a prawą wciąż szukał możliwości złapania jej, jednocześnie korzystając z tego, że jest używany jako podparcie. Głupi pomysł. Przełożył ciężar ciała na drugą nogę, a drugą gwałtownie odstawił w tył. Dziewczyna musiała by być na prawdę wybitna by nie stracić równowagi łącząc próbę jej zachowania z atakiem i unikiem.
Asasinka poleciała w stronę ataku. Nie spodziewała się takiego uniku. Była teraz w powietrzu. Jednak nim poleciała zagarneła z ziemi swój wachlarz, aby ewentualnie przeprowadzić atak w bliskim kontakcie.
Urizjel przyklęknął, biorąc z ziemi no-dachi nie spuszczał przeciwniczki z oczu.
-Teraz moja kolej.
Ruszył do ataku. Chwycił broń bardzo szeroko i wyprowadził cięcie z góry, sprawiało wrażenie potężnego, jednak było zamarkowane. Zwracał uwagę na nogi przeciwniczki. Z nich da się wyczytać bardzo wiele. Na przykład czy spróbuje sparować uderzenie, czy uniknąć, a od tego zależał kolejny ruch. Jeśli blok to zwykłe cięcie, z tym, że od zupełnie drugiej strony, jeśli unik to pchnie.
Dziewczyna opadła na podłogę. Gdy widziała atak, zrobiła coś, czego można było nie przewidzieć. Rzuciła jednym wachlarzem prosto w jego tors, po zamarkowanym ataku. Przed atakiem uchyliła się w bok. Drugą ręką przyłożyła dłoń do wachlarza i mocno szarpnęła. Wachlarz powiększył się posiadając dużo większy od niej rozmiar. Odskoczyła na półtora metra stając z wachlarzem pod pachą. Gotowa była do zwarcia. Czyżby była szalona? A może miała jakiś plan.
Urizjel zablokował wachlarz ostrzem, co ostatecznie go wyłączyło z walki.
-A może w ten sposób.
Urizjel wyprostował się. Wbił miecz w ziemię i rozłożył ramiona. Czekał z zawadiackim uśmiechem.
Dziewczyna wbiła wachlarz w ziemię. Następnie złączyła obie ręce i zaczęła tworzyć pieczęci rękoma. Ostatnia była taka, że uderzyła ręką w ziemię, uniósł się pył, który okrył jej ciało. Następnie gdy pył opadł, jej sylwetki już nie było. Urizjel jednak dostrzegł poruszanie się trawy w niektórych miejscach. Trawa ruszała się, przez co wywnioskował, że dziewczyna biega w okół niego. Nagle trawa ucichła. Albo skoczyła do ataku, albo odpuściła sobie walkę.
Dobra... to nie było zgodne z planem pokutnika, wyszarpnął no-dachi i wyprowadził zamach na ślepo wokół siebie jednocześnie rozkładając skrzydła i wzbił się w powietrze.
Nagle jego broń dzwignęła ciężar. Zdziwiło to Urizjela, bo nie był przygotowany na taki ruch. Po chwili jednak postać asasinki pojawiła się. No-dachi było przygniecione wachlarzem, na którym ona przykucała.
Urizjel uśmiechnął się
-Pokutuj- warknął, a w tym momencie jego umysł wypełniły wspomnienia z Bastionu, śruba rozwalająca staw, stalowe igły wbijane pod paznokcie, palce miażdżone w stalowym uścisku, wysychające oczy po wielu godzinach od kiedy przyszyto mu powieki do czoła, kości połamane tak bardzo, że nogę miał niemal zwiniętą w rulonik. Na koniec zaklęcie czarnoksężnika zdające się ranić duszę. Cały ten ból teraz przelał na swego przeciwnika. To bardzo przydatna zdolność. Rzadko jej używa, bo uważa ją za okrutną, poza tym dla niego samego nie jest przyjemna.
Dziewczyna zwinęła się z bólu, a następnie opadła jak kłoda na podłogę. Ponownie wyparowała, jak poprzedni przeciwnik.
Urizjel zauważył Yuego, który szedł do niego. Gdy już dotarł oznajmił :
- I jak Ci sie podoba mój system treningowy dla Ciebie? - zapytał. - Z tymi sobie jakoś tak łatwo poradziłeś, może za mało się postarałem.
-Ciekawe. Bardzo ciekawe. Może na żywo byłoby skuteczniejsze, ale ta metoda nie wymaga zbyt wiele miejsca, poza tym chyba ewentualne rany nie będą doskwierać, po powrocie, mam rację? O, do tego nie ma problemu ze sparingpartnerami- uśmiechnął się
-Jak ich kontrolujesz? Bezpośrednio czy posiadają jakąś zdolność twórczą?
- Tworze im historię na szybko, a dalej sami sa kontrolowani przez moją podświadomość, która opiera się na doświadzceniu życiowym. Nie będziesz mieć żadnych ran. Tylko mogą Cię boleć miejsca, które masz zranione. Bo Twój mózg zapamięta to i tak dalej. Chociaż moge sprawić, że o Tym zapomnisz jakbyś był zbyt poturbowany, ale na takiego nie wyglądasz. Dobra, trening masz za sobą...chcesz może...trochę przyjemności od życia? Myślę, że nie masz nic przeciwko jak pokażę Ci parę innych aspektów. - odparł
Urizjel skrzyżował ręce
-Dawaj. Chętnie pobędę w jakims ciepłym miejscu.
- Zamknij oczy. Na wszelki wypadek. - odparł.
Urizjel się zdziwił, ale posłusznie wykonał polecenie. W końcu nie znał tego miejsca.
 
Arvelus jest offline