Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2011, 16:47   #202
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Tamir był gotów. Wiedział to, czuł to. Musiał być, bo jeżeli chociaż na chwilę zwątpi, jeżeli jego wiara we własne siły i umiejętności swoje, a także Jareda podupadnie, Korel wygra. Dopadnie ich i rozerwie na strzępy. A potrafił to robić. Dlatego Torn był taki skupiony. Od chwili, gdy zapłonęła jego druga klinga, Zabrak nie spuszczał Mrocznego Jedi z oczu. Otwarty na Moc, pokładający niesamowitą wiarę w nauki wyciągnięte z okresu szkolenia przez Yalare, czekał na atak Shistavanena. A gdy tylko zapłonęła czerwona klinga, Jedi wypuścił powietrze. Zaczęło się pomyślał, poprawiając uchwyt na rękojeści.

O ile szarży na siebie się spodziewał, o tyle dał się zaskoczyć zmianą celu. I to był pierwszy błąd, który pozwolił wypracować Mrocznemu przewagę, a który Jared mógł przypłacić życiem. Na szczęście Codd był dobrym szermierzem i potrafił zablokować atak Korela. Nawet tak szybki, silny i wymierzony z zaskoczenia, jaki na niego padł. No i miał za towarzysza Tamira, który nie miał zamiaru zostawić walki na barkach Corelianina. Młody Zabrak skoczył w kierunku walczącego z Jaredem Shistavanena. Myślał, że gdy nawiążą z nim walkę we dwoje, będą mieli wystarczającą przewagę. Mylił się. Znów popełnił błąd.

Tamir najpierw zobaczył pomarańczową klingę, na której zatrzymał się bez trudu jego atak. Gdzieś kątem oka dostrzegł kopnięcie, które odepchnęło nieznacznie w tył Jareda, a za chwilę sam musiał uznać wyższość Korela. Poczuł na sobie uderzenie. Silne, gwałtowne, ale jego siła nie była w żadnym stopniu związana z warunkami fizycznymi Mrocznego Jedi. To było pchnięcie Mocy, które poderwało Zabraka z ziemi i cisnęło w tył, ponownie rozdzielając dwójkę Jedi.
- Jak? - zapytał Rycerz, podnosząc się. Jego wzrok z niedowierzaniem rejestrował sprawne i silne ruchy Shistavanena. Płynność jego akcji była znacznie większa niż ze wspomnień Tamira

***

Oboje Jedi zerwali się na nogi równocześnie. Nie odezwał się żaden alarm, który zamontowali, ale oboje poczuli to samo. Wystarczyło jedno spojrzenie, przytaknięcie głową i pomagając sobie Mocą, oboje doskoczyli do drzwi, które oddzielały ich od sypialni polityka. Kiedy te się otworzyły, po drugiej stronie, w mroku, Mistrzyni i jej Padawan dostrzegli rosłą postać w poszarpanym stroju, z kaputrem naciągniętym na twarz. Kiedy zapłonęły klingi ich mieczy, postać powoli odwróciła się od polityka i zmierzyła wzrokiem najpierw kobietę, później jej ucznia.
- Yalare Mon - zachrypnięty głos doszedł od strony tajemniczej postaci, a zdziwienie wymalowało się na twarzy Mistrzyni Tamira.
- Widzę, że doczekałaś się swojego Padawana -
Rosła postać, sądząc po głosie mężczyzna, zrobił krok w kierunku dwójki Jedi. Z cienia najpierw wyłoniła się wielka stopa, a zaraz za nią cała reszta masywnego ciała. Przedstawiciel rasy, której młody Zabrak nie znał, choć wyglądał ma nu Noghriego, trzymał w ręku rękojeść miecza świetlnego, a po chwili ciemność rozjaśniło żółte ostrze skrytobójcy. To był dla Tamira szok. Nie rozumiał na początku skąd ten osobnik i jego Mistrzyni mogli się znać, ale teraz, kiedy zobaczył jego miecz... on musiał być kiedyś Jedi. Ale skoro tak, to dlaczego teraz pracował jako zabójca?!
- Korel... - wyszeptała w końcu Yamira - Myślałam, że zginąłeś na Nal Hutta. -
- Chciałabyś. Trzeba czegoś więcej żeby się mnie pozbyć. A teraz zejdź mi z drogi i pozwól wykonać zadanie - mężczyzna odwrócił głowę w kierunku polityka, który wciąż spał
- W imieniu Rady Jedi jesteś aresztowany - powiedziała twardo i pewnie Yalare
- Myślisz, że ty i ten szczeniak możecie mnie powstrzymać? -
Korel skoczył w kierunku dwójki Jedi. Tamir musiał przyznać, że nie czuł się zapewnie widząc jak tak duża istota, trzymająca miecz świetlny, rusza na niego ze sporą prędkością. Cięcie i jego ciało zareagowało automatycznie. Ruch ręki wystarczył, by zbić ostrze napastnika i wystawik go na cios jego Mistrzyni. Korel jednak sparował atak i wykorzystując Moc odepchnął oboje Jedi w głąb pokoju, w którym spali. Sam też tam wskoczył, by pozbyć się intruzów. Yalare i Tamir zaatakowali równocześnie wyciągając ręke w stronę znajdującego się w powietrzu byłego Jedi i posyłając w jego stronę potężny, telekinetyczny atak. Zaskoczony skrytobójca uderzył plecami o sufit, ale to było za mało, by zakończyć walkę. Opadając w dół, wyciągnął drugi miecz, a Yalare i Tamir zapalili drugie ostrze w swoich mieczach. Doszło do wymiany ciosów między trójką walczących. Tamir musiał przyznać, że Korel radził sobie dobrze z nacierającą na niego dwójką Jedi. Ale był w głębokiej defensywie.
- Dobrze wyszkolony szczeniak... - powiedział łapiąc chwilę oddechu, kiedy został zapędzony do kąta
- Poddaj się - powiedziała raz jeszcze Yalare
- Zapomnij Jedi -
Korel zmarszczył brwi, zgasił oba miecza, rzucił krótkie spojrzenie młodemu Zabrakowi i całym ciężarem ciała skoczył na okno. Szyba posypała się na kawałeczki, a skrytobójca zniknął w mrokach ciemności.
- Nie! - krzyknęła Yalare doskakując do krawędzi okna.

***

Zabrak ponownie natarł od tyłu na przeciwnika. Niestety, po pierwszym nieudanym ataku i obserwacji wymiany ciosów z Jaredem, pewność siebie Tamira i wiara w swoje siły nieznacznie podupadły. To sprawiło, że i kolejny atak został zablokowany. Tym razem jednak Codd nie pozwolił Korelowi na rozdzieleni dwójki Jedi i obaj Rycerze wciągnęli Shistavanena w wymianę ciosów. To była czysta szermierka. O dziwo bez żadnych nieczystych zagrań ze strony Korela. Pojedynek bazujący tylko na ich umiejętnościach, wyszkoleniu, szybkości, sprytowi i opanowaniu walki na świetlne miecze. Gdyby Tamir częściej miał okazję na takie pojedynki, potrafiłby się lepiej zgrać z Jaredem. Ale to był ich pierwszy. Nie potrafili się dobrze wyczuć, nie mogli zgrać swoich ciosów, wystawiać Korela jeden drugiemu. Zabrak musiał się ograniczać. Walczył zupełnie innym stylem niż Jared i zapewne Corelianin także nie mógł wykorzystywać w pełni swoich umiejętności. Nie chcąc zranić przypadkiem towarzysza, Tamir dezaktywował jedno ostrze i walczył tylko przy pomocy jednego. Krążyli w trójkę wokół siebie, a w powietrzu unosił się zapach ozonu i buczenie kling ich świetlnych mieczy złączonych w morderczym tańcu.
Czyżby Ciemna Strona dawała o wiele większe możliwości niż Jasna? przemknęło przez myśl Tornowi. Nie, nie możesz tak myśleć. Skup się, Tamirze, skup, motywował w myślach samego siebie i podkręcił tempo walki. W ślad za nim poszedł Jared i pojedynek przybrał nieco bardziej widowiskową formę.
Cięcie, unik, blok, cięcie, piruet, wymiana pozycji z Jaredem, cięcie, blok, unik, pchnięcie. Ruchy zaczynały być bardziej skoordynowane. Z każdą chwilą trwania tego pojedynku, Tamir i Codd lepiej się wyczuwali. Potrafili lepiej odczytywać swoje zamiary i Zabrak, mimo tego iż Korel wciąż doskonale sobie radził, pomyślał, że mają szansę na zwycięstwo. Ta myśl i pewna wprawa w walce u boku Jareda, a być może nawet podszept Mocy, sprawiły, że druga klinga jego świetlnego miecza ponownie ożyła. Rękojeść przekręciła się w nadgarstku Zabraka, a ostrze przypaliło ucho Shistavanena. Zaś do nozdrzy Torna doszedł zapach przypalonego futra, a cień uśmiechu przemknął po jego twarzy. Szybko jednak zniknął widząc, że Korel w ogóle nie przejął się tą raną.
Walka stała się znacznie bardziej wyrównana, gdy dołączył do niej Nejl. To jednak zmusiło Tamira do ponownej walki tylko przy pomocy jednego ostrza. Mógł jednak to przeboleć kosztem wyrównanej walki. Tylko czy ona naprawdę taka była? Potrzeba było trzech Jedi, by toczyć pojedynek z Korelem bez jego przewagi. Torn wciąż nie wiedział w jaki sposób te bestia tak bardzo urosła w siłę. Nawet Yalare w pojedynkę miałaby z nim problemy.
Szybko jednak ten problem przestał być problemem Tamira. Zostali złapani w pułapkę. Znowu. Powtarzało się Elom, tylko z mniejszą ilością eksplozji. Jednak nie. Kolejne słowa Korela sprawiły, że Zabrak szybko uznał, że sytuacja jest znacznie gorsza niż na Elom. Oni mieli Erę. Najpiękniejsza dziewczyna w Galaktyce, dla której biło serce Tamira, która osładzała mu koszmary tej wojny, koiła jego rany i niepokoje, znajdowała się w rękach Artela Darca. Tego samego, który pozwolił Korelowi pastwić się na Tamirem na Elom.
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! NIE!! Torn ścisnął rękojeść swojej broni tak mocno, że kłykcie mu zbielały. Czuł rosnącą w nim złość, która przemieniła się we wściekłość. Mógł pogodzić się z tym, że raz jeszcze zostali wystrychnięci na dudka przez zwiad, że ponownie Separatyście urządzili na nich zasadzkę. Ale za nic, za żadne skarby Galaktyki, nie mógł pogodzić się z tym, że Era była jeńcem Darca, a Korel mówił im to z takim spokojem. Szydził z nich w żywe oczy. I musiał zostać za to ukaranym!
Mięśnie Zabraka napięły się, szykując go do skoku. Oczami wyobraźni widział furię ciosów i piruetów, jaka spada na Shistavanena. Z taką szybkością i siłą, z jaką nawet on by sobie nie poradził. Chciał skoczyć. Chciał roznieść Korela po całym Tatooine. Chciał. Ale uprzedził go Jared. W dodatku Corelianin zrobił to z taką wściekłością i zaciętością, że zbiło to młodego Rycerza z pantałyku.
Jared, dlaczego ty...? zadał sobie w myślach pytanie, na które nie był pewien, czy chciał uzyskać odpowiedź. Czy to było możliwe, by między nim, a Erą do czegoś doszło w trakcie ich misji? Byli do siebie podobni. Zdecydowanie bardziej niż [b]Era[b/] i Tamir.
Zabrak obserwował furię Corelianina z mieszaniną rezygnacji, dezorientacji, odrobiną podziwu i zazdrości. Wściekłość wyparowała zastąpiona przez szok na widok reakcji Jareda. Wściekłość jaka od niego emanowała była wyraźnie wyczuwalna w polu Mocy. Można było jej dotknąć i przerastała wściekłość Korela. Ciosy Codda były silne, szybkie i przynosiły efekty. Shistavanen został rozbrojony, a następnie za pomocą Mocy rzucony na ścianę jednego z budynków. Tamir patrzył na to, jak zahipnotyzowany. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Ocucić go dopiero głos Jareda. Zdyszany, zmieniony przez zmęczenie i wściekłość. Uciekać. Tak.
- Chodź. - rzucił do Nejla, ciągnąc go za strój, gdy Codd do nich dobiegał.
W trójkę biegli ku bramie. Zabrak i Nejl biegli nieco przed Corelianinem, ale mimo oddalania się od Korela, dało się wyczuć jego wściekłość. Ona jednak w tej chwili najmniej obchodziła zdezorientowanego Zabraka. W tej chwili myślał o uwięzionej Erze, a dodatkowo jego spokój mąciła wściekłość Jareda na wieść o tym. Tamir chciałby znać odpowiedzi. Tak mu się wydawało, ale czy był tego naprawdę pewny?
Znajomy dźwięk zmusił Torna do spojrzenia za siebie. Serce, które już i tak biło szybko, zwiększyło tempo. Zimny pot wystąpił na ciele Rycerza, a jego oczy rozszerzyły się. Ze zdziwienia i przerażenia. Bez względu na powody wściekłości Jareda, był przyjacielem Tamira. Ten już otwierał usta, by ostrzec Corelianina, ale nie zdążył. Torn obserwował, jak żółta klinga przebija się przez ciało jego przyjaciela. Cały świat zwolnił. Zabrak patrzył nieprzytomnym wzrokiem na Jareda. Ten osuwał się na kolana. Był w szoku. Umierał. W głowie Torna pojawiły się słowa Codda, gdy ratował Tamira na Elom. Że nie mogą zginąć, bo są za przystojni. Wtedy Zabrak jakąś częścią uwierzył w te wypowiedziane pół żartem słowa. Ale teraz, gdy jego kompan padł od morderczego ciosu, wiedział, że to kłamstwo.
Gdy świat znów przyspieszył, wracając do swojego normalnego tempa, Tamir uświadomił sobie, że klęczy przy Jaredzie. Trzyma jego ciało w ramionach. Czuje jego ciężar. Patrzy na wykrzywioną w grymasie zdziwienia twarz Codda. Z rany na klatce piersiowej unosi się dym i woń spalonego ciała. Nie ma krwi, ostrze wszystko wypaliło. Szkarłatna stróżka spływa po ustach Jareda, niczym krwawy potok ze źródła. Silny płomień, jakim Corelianin płonął w Mocy zaczął przygasać. Coś mokrego spadło na policzek Codda i rozprysnęło się. To była łza Tamira. Zabrak ułożył ostrożnie ciało przyjaciela na piasku. Był spokojny, jak skała. Czuł na sobie żar promieni słonecznych Tatooine, gorący podmuch wiatru na twarzy, który wysuszał łzy spływającego po jego policzkach.
Torn wewnątrz kipiał wściekłością. Kolejny podmuch rozwiał jego włosy. Skalana gniewem przystojna twarz i szklące się od łez oczy, pełnej nienawiści, wbiły się w Shistavanena. Tamir przestał zwracać uwagę na swój oddech, który był teraz przyspieszony. Na galopujące serce. W jednej dłoni trzymał swój miecz, z płonącą szmaragdową klingą. W drugiej trzymał miecz Korela. Jego żółta klinga odebrała życie Jareda. Teraz, za jej pomocą, Zabrak chciał odebrać życie Shistavanena.
- Idź spotkać się z Mistrzem Karnishem. - polecił Nejlowi. Nie obchodziło go to, czy Nejl wykona jego polecenie. Ton głosu Zabraka był nieznoszący sprzeciwu. Pomimo wściekłości, która z niego kipiała, słowa były puste. Zupełnie wyzute z emocji. Porwanie Ery wzburzyło spokojnym morzem, jakim był Tamir, ale śmierć Jareda przepełniła czarę, rozpętując prawdziwy sztorm. Do tej pory Torn walczył jak Nexu. Drapieżnie, zadziornie, ale z gracją. Gdy teraz ruszył na Korela, wiedział, że będzie walczył, jak zapędzony do rogu Hawkbat. Drapieżnie, chaotycznie i nieprzewidywalnie. Korel zaś, w oczach Tamira z potężnego i złego Rancora, zmalał do rozmiaru pająko-karalucha.
 
Gekido jest offline