Głębokie Lasy, Wielka Polana, późne popołudnie
Borack
Stalowa kotwiczka ze stukotem uderzyła o chitynowy pancerz gigantycznego chrząszcza. Lekko jedynie zarysowała powierzchnię twardej osłony rohatyńca, który nawet tego nie odczuł. I zaczepiła się w zagłębieniu pomiędzy łbem a korpusem olbrzymiego owada. Półelf pewnym chwytem sprawdził, czy konopna lina mocno trzyma, a następnie płynnie podbiegł do olbrzymiego monstrum, unikając przy tym jego wielkiego rogu oraz odnóży.
Tuż przed łbem żuka Borack zatrzymał się gwałtownie, wybił w miejscu i pomagając sobie liną zaczął szybko wspinać po masywnym korpusie. Postawił dwa, trzy kroki i …….. zjechał z łoskotem po śliskim pancerzu prosto pod boczne żelazne odnóża monstrum. Jako pożywienie dla trzech dorodnych żuków.
Zabójca zawył z bólu, gdy twarde jak dupa trolla żuwaczki wbiły mu się w prawą stopę i pachwinę, aż krew bluznęła na spaloną słońcem trawę.
-
Krrak, krrrak – choć raczej całą sytuacje oddały by skuteczniej zapewne dźwięki typu mniam, mniam. Żuki nigdy nie pożywiały się elfią krwią. Przynajmniej nie ostatnio.
Półelf zaczął szaleńczo odczołgiwać się - jak najdalej od owadzich bestii, które łakomie zmierzały w jego kierunku ryjąc rogiem trawę przed nim. To rzeczywiście były samce, jak trafnie ocenił. Za sobą Borack zostawiał czerwoną smugę krwi.
-
Kurrwa, pomocy! Pomocy! – krzyczał rozpaczliwie. Na pomoc kompanów nie trzeba było długo czekać.
Draugdin, Larson, Aler Terez
Żuki powoli kroczyły w kierunku nabiegającego ku nim Boracka.
Bełt kuszy Wolfa odbił się z trzaskiem od chitynowego pancerza, nie wyrządzając najprawdopodobniej żukowi większej krzywdy i poleciał gdzieś w krzaki. Z tego też powodu kompani praktycznie od razu przeszli do drugiej części planu.
Na szczęście odymianie żuków okazało się bardzo dobrym pomysłem. Suche drewno szybko się zajęło. Gdy kompani dorzucili do tego kępki wilgotnego mchu i porostów dymu było co nie miara. Okrążyli wielkie owady, odganiając od półżywego półelfa. Z pomocą przyszli również krasnolud Zigildun oraz Oktawius.
Owady zaczęły wyraźnie się wycofywać rakiem i obchodzić całe towarzystwo. Ogień i dym wyraźnie zrobiły swoje. Wkrótce insekty zniknęły w gęstwinie Głębokich Lasów.
Creap aep’Crack, Virana
Z uznaniem patrzyliście na robotę reszty kompanii, lecz nie chcąc zupełnie oczadzieć od ognia i dymu weszliście głębiej w iglasty las, gdzie bez wątpienia leśne powietrze było czystsze. Pustelnik Halfast podreptał za wami. Wdaliście się z nim w miłą pogawędką, gdy dopiero przekleństwa drużyny i pojękiwania jednego z członków kompanii zwróciły Waszą uwagę.
Creap olbrzymimi susami zmierzał w kierunku polany, Virana ledwo za nim nadążała. Dawno nie przebywała w dziczy, prawdę mówiąc nie mogła sobie takiej sytuacji przypomnieć.
Wszyscy
Na polanie pozostał jedynie zakrwawiony i śmiertelnie blady Borack. Sprawa nie wyglądała dobrze. Niewiele czasu mu pozostało nawet na pierwszy rzut oka. Potrzeba mu było ziół leczniczych, uzdrawiających driakwi, magii, czegokolwiek.
===
Borack: minus 9 do Kondycji