Creap szedł powoli, pozwalając czarodziejce oraz pustelnikowi nadążyć za sobą. Dziadek dziarsko wymachiwał laską, a biała broda sięgała mu niemal do pasa. Mimo tej dość powolnej wędrówki, wiking cały czas ubolewał nad swoim losem.
-I jak ja mam zdobyć chwałę i stworzyć swoimi czynami materiał na sagę, co?- burczał, maszerwując pomiędzy pniami, pod kopułą iglastych koron.-
Tatko zasłynął jako wielki wojownik i wódz. Nic tylko przewodził naszemu ludowi w zwycięskich bitwach. Wujek był ulfednarem, szałowojownikiem, który jako pierwszy szedł do bitwy. W każdej karczmie na północy znają balladę o tym jak zadusił ogra gołymi rękoma!
Westchnął głośno, lekko pochylając się nad starcem.
-
A dziadunio... Z nim to jest najgorzej.- szepnął konspiracyjnie, jakby bojąc się że sędziwy wojownik zaraz wyskoczy zza jakiegoś krzaka.-
Był samotnym łupieżcą. Jeździł i pływał ze swoją drużyną po całym świecie, plądrując świątynie krwawych kultów, zdobywając skarby królestw południa i walcząc ze wszystkimi możliwymi potworami na swojej drodze. A o dziewkach to ja nawet nie wspomnę. Mój tatko ma chyba z trzydziestu braci z nieprawego łoża, a kilku z nich jest pewnie skośnookich!
Zaśmiał się głośno, klepiąc pustelnika po ramieniu. Uważał, by nie zrobić mu przy tym krzywdy.
-
Raz do domu wrócił podobno bez drużynników, ale z czterema osłami objuczonymi złotem, czarnym rumakiem z pustyń Harackich oraz dziewką piękną jak marzenie.- przejechał dłonią po szczęce, zamyślony.-
Rumak spłodził kilkanaście źrebaków wartych swojej wagi w złocie, do owej dziewki mówię obecnie babciu, a za skraby nakupił osadzie tyle miodu, żarcia, mieczy i bydła, że po dziś dzień mój lud jest najbogatszy w całym Targenlok.
Zamilknął, po czym spojrzał na czarodziejkę i pochylił się nad nią. Przed jej noskiem rozchylił dwa grube paluchy, na jakieś pięć cali.
-
I takie grube dywany kupił!- Crack krzyknął, jakby to było najbardziej przerażające dokonanie jego dziadka.-
Takie grube!
Krzyknął jeszcze raz, po czym jego ramiona opadły, jakby pod wielkim ciężarem.
-
A ja co?! Ja mam karawany, bandy skarlałych orków oraz wielkie żuki-gnojaki...- pociągnął nosem i poprawił hełm, patrząc smętnie na swoich rozmówców.
***
Gdy wrzask rozdarł ciszę Creap poderwał głowę do góry, chwytając topór w obie dłonie. Serią długich susów ruszył w stronę polany, gdzie ostatni raz widział towarzyszy. W chwili gdy wypadł spomiędzy drzew, zobaczył na ziemi okrawawionego półelfa a w oddali zady żuków, umykające w las.
-
Nosz kurwa mać! Na dupę Odyna!- zaryczał, zbierając z ziemi kamienie oraz kije i rzucając nimi w odbiegające robale. Pociski nieszkodliwie odbijały się od ich pancerzy, nawet nie zwracając uwagi bestyjek na te marne ataki.-
Ładnie to tak mniejszych poniewierać, ładnie tak?!
Spojrzał na Tereza i rannego elfiaka.
-
Co on w ogóle kurwa wyrabiał?!