Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2011, 20:13   #24
Potwór
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Marcus wziął kilka głębokich oddechów aby pozbyć się stresu –Chłam- Mruknął sam do siebie patrząc na ekwipunek wysypujący się z Rogu Obfitości i z większą uwagą przyjrzał się pozostałym trybutom. Ich pozycja, napięcie mięśni, przedmioty na których skupiali wzrok. Wszystko mogło mieć teraz znaczenie. Szybko rozsupłał krawat i wsunął go w kieszeń spodni, zbyt łatwo go za niego było złapać, a nie miał zamiaru głupio kończyć już na samym początku rozgrywki.

Postanowił skupić się na przedmiotach leżących nieco dalej od rogu, priorytetem była dmuchawa z zatrutymi strzałkami i bochenek chleba. Najchętniej ruszyłby za łukiem i strzałami ale obawiał się że konkurencja okaże się tam zbyt duża.

Gdy tylko wybił gong ruszył biegiem przed siebie, opatrzność widać nad nim czuwała bo o milimetry minął się ze śmiercią gdy trybut który zdążył już chwycić dzidę pchnął nią w jego kierunku. Wyminął go i szybko chwycił dmuchawę i strzałki. Podnosił się już do biegu po chleb gdy wpadł na niego inny nastolatek. I tym razem szczęście mu dopisało bo nikt z uzbrojonych już nie był na tyle blisko aby dobić lekko ogłuszonego i niepewnie podnoszącego się z ziemi Curtisa.

Ustał z powrotem na nogach gdy zobaczył że chleb chwyciła trybutka. Dziewczyna wyglądała na niewiele młodszą od Aberle, jego czternastoletniego brata. Ruszył sprintem w jej stronę ale w ostatniej chwili skręcił nieco w prawo i przebiegł obok niej bliżej w stronę Rogu. Starał się trzymać z dala od pozostałych trybutów i wypatrzeć łuk lub osobę która go podniosła.

Tam! Alice czy jakoś tak, spotkali się raz podczas treningów. Marcus może i by jej odpuścił ale był dość biegłym łucznikiem i broń która zabrała naprawdę by mu pomogła. Zaczął ją ścigać lecz trybut z dzidą nie dawał za wygraną. Wziął potężny zamach i cisnął prymitywną włócznią w stronę Curtisa.

Marcus rzucił się w tył niemalże upadając na ziemię gdy stopa poślizgnęła się na krwi jednego z martwych już Trybutów. Stwierdził że ma dość, spróbował podbiec do dzidy która niemalże trafiła go w brzuch, wyrwać ją z ziemi i dać nogę w las gdy dostrzegł że pocisk mimo iż go minął to trafił dziewczynkę z chlebem.

Młody trybut odwrócił się szybko w stronę napastnika unosząc dmuchawę do ust, jeśli tamten spróbuje zbliżyć się bliżej strzeli w niego zatrutą strzałką. Lewą ręką wyciągnął kolejną strzałkę, pozbywszy się dzidy atakujący był już pewnie bezbronny, a walce na pięści zawsze może go dźgnąć zatrutym pociskiem, niestety tamten okazał się dość być sprytnym aby uskoczyć w tłum.

Wygrana byłaby miłym dodatkiem ale podstawowym celem Marcusa na Igrzyskach była jedna rzecz - godne reprezentowanie rodu Curtisów, a nie widział niczego honorowego w pozwoleniu trzynastolatce umrzeć, ani tym bardziej w dobiciu nieuzbrojonego przeciwnika. Obszedł ranną tak żeby jej leżące na ziemi ciało oddzielało go od reszty trybutów i przyjrzał się ranie. Zrzucił na ziemię ciężki, skórzany płaszcz i zaczął rwać rękawy białej koszuli na bandaże. Przyklękł obok dziewczyny odsuwając dmuchawę i strzałki poza zasięg jej ręki i obejrzał dokładnie ranę. Widział wcześniej że obie apteczki zostały dawno już zabrane, a z tak marnymi pomocami jak nieco improwizowanych bandaży niewiele mógł zrobić wobec poważniejszych obrażeń.

-Wszystko będzie dobrze. To nic takiego. - Z całych sił postarał się wymóc na sobie łagodny uśmiech i uspokajający ton myśląc czy nie lepiej byłoby dla dziewczyny gdyby skrócił jej cierpienia. Co chwila podnosił głowę i rozglądał się czy któryś z trybutów nie stanowi zagrożenia. Krótkie oględziny tylko go upewniły – dziewczyna umrze, nawet gdyby miał apteczkę niewiele mógłby zrobić. Może gdyby byli w Dystrykcie, gdzie mógłby liczyć na pomoc innych i na to że ranna względnie szybko dotrze do prawdziwego medyka, ale z pewnością nie tutaj. Nawet podczas tych szybkich oględzin wokół niej błyskawicznie rozlewała się coraz większa kałuża krwi, a smród przebitych jelit był niemalże nie do zniesienia. Marcus stanął nad ranną i chwycił obiema rękoma drzewiec włóczni. -Przepraszam- powiedział cicho, ze łzami w oczach.

Ciało dziewczyny przeszedł spazm bólu gdy wyszarpnął włócznie, a kałuża krwi coraz szybciej zaczęła się powiększać. Curtis wiedział że szok i adrenalina powstrzymują ból rannej ale nie potrwa to długo, teraz mógł zaoferować jej tylko jedno. Zakrwawioną dzidę oparł lekko zaraz obok mostka, tuż nad sercem dziewczyny. -Przepraszam - powiedział po raz kolejny i naparł całym ciałem na drzewiec. Starał się nie zwracać uwagi na odgłos głuchego pęknięcia miażdżonego żebra i to że posoka ze świeżej rany ochlapała część jego ubrań. Nie patrząc się na ciało zabitej chwycił co tylko mógł: płaszcz, chleb, dzidę i dmuchawkę po czym rzucił się biegiem na północ. Byle szybciej do krawędzi lasu.

Niestety się przeliczył, w normalnych warunkach po prostu założyłby płaszcz, a chleb i strzałki wsunął do obszernych kieszeni ale teraz ryzyko było zbyt duże. Po kilkudziesięciu metrach płaszcz razem z zawiniętym weń chlebem wysunął się z jego uchwytu.

-Cholera- Warknął, zwolnił na chwilę i obrócił się aby spojrzeć czy ktoś go nie ściga. Wprawdzie nie widział nikogo blisko ale w okolicy nadal czaiła się dziewczyna z łukiem za którą wcześniej planował podążać więc wolał nie zostawać na otwartej przestrzeni. Biegł dalej starając się zapamiętać gdzie upuścił rzeczy, jedzenie może i jakoś zdobędzie ale naprawdę żal mu było dobrego płaszcza.

Biegł jak tylko mógł najszybciej dopóki nie przedostał się do krawędzi lasu, tam upuścił te kilka przedmiotów które udało mu się utrzymać na ziemię i usiadł ciężko na kłodzie. Wziął kilka głębokich oddechów i odczekał aż serce przestanie mu napieprzać niczym nitownica z Drugiego Dystryktu. Pomasował obolałe nogi i zebrał swoje rzeczy. Gdzie teraz? Przez chwilę stał niezdecydowany ale szybkim krokiem zaczął iść dalej na północ, być może tam mu się poszczęści?

Kilka kilometrów dalej przypadł do pnia grubego dębu i zza tej osłony zaczął przypatrywać się terenom znajdującym się przed nim. Pole, wielkie pole, a co więcej dwie sylwetki daleko przed nim. –Nie dziękuję- Powiedział do siebie –Mam dość jak na dziś- Rozejrzał się uważnie i ruszył lasem na wschód wzdłuż granicy pola, być może uda mu się znaleźć jakieś obejście albo pozostałości po kryjówkach uczestników poprzednich Igrzysk. Chociaż teraz bardziej rozglądał się z nadzieją za strumieniem bądź studnią.
 
Potwór jest offline