Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2011, 13:26   #120
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Pierwsza część wspólnego posta

Dawno minęli już miejsce niedawnego ucztowania wilków i kruków. Z dziesięciu ciał Hirvio pozostało niewiele poza rozwleczonymi wzdłuż ścieżki, nie do końca jeszcze obranymi z gnijącego mięsa kośćmi. Samkha popędziła Srokacza, odwracając twarz od co ohydniej prezentujących się szczątków. Smród nadal dawał się we znaki jej nadwyrężonemu ostatnio żołądkowi i dziewczyna jak najszybciej pragnęła oddalić się stąd na odległość, gwarantującą swobodę oddychania pełną piersią. Z drugiej strony z niekłamanym zainteresowaniem przyglądała się jadącej obok Erlene i jej reakcji na widok trupów. Dałaby sobie uciąć rękę, że młoda czarownica miała w tym jakiś udział.

Chris, który kilka minut wcześniej wrócił na siodło, poświęcił trupom tyle tylko czasu, ile trzeba było by ocenić, jakie zmiany zaszły w ich stanie. Poza tym - martwi Hirvio niezbyt go interesowali, w przeciwieństwie do żywych. Tych co prawda w tym momencie nie było, ale warto było rozglądać się na wszystkie strony. Bycie wybrańcem bogów nie gwarantowało nieśmiertelności.

Erlene nie od razu skojarzyła wyczuwalny z daleka smród gnijących ciał z wydarzeniami sprzed kilku zaledwie dni. Dopiero gdy na własne oczy zobaczyła to, co zostało z Hirvio po uczcie zwierząt, uświadomiła sobie, że polana, na której dostrzegła Dzikich, leżała nie tak znów daleko stąd. Wystarczyła tylko skręcić w las, pokonać niewielki pagórek, przejechać przez strumień i już było się na miejscu.

Gdy przejeżdżali obok trupów, zatkała nos ręką, bo słodkawy, duszący odór zgnilizny był wprost nie do zniesienia. Wzroku jednak nie odwróciła, ten widok jakoś nie ranił jej poczucia estetyki, był za to dowodem na to, jak wielką władzę w tym miejscu sprawowała Noituus.

- To pojedynczy przypadek czy pojawiają się częściej w tych okolicach? - zapytała Samkha wskazując ścierwa ruchem głowy.
- Widziałam ich tutaj tylko raz - odparła beznamiętnie dziewczyna.

Jana szczątki nawet nie zainteresowały. Miał inne sprawy na głowie, a Afryka potrafiła pokazać większe potworności, niż ludzkie szczątki. I do tego nie potrzebowała wojny. Dzieci głodujące... szkielety prawie. Czyż jest gorszy widok?

Trupy nie były czymś, co go przerażało. A myśli jego krążyły wokół innych tematów. Trzymał się więc z boku, zamyślony na tyle na ile pozwalała sytuacja. Wszak tam gdzie byli martwi Hirvio... mogli się pojawić i żywi. I na ich obecność trzeba było uważać.

Chris przyspieszył nieco, by znaleźć się obok Samkhy.
- Skąd zwykle nadciągają Hirvio? - spytał.
- Jeśli dotarli aż tutaj, mogą już być wszędzie - odpowiedziała ponurym tonem. - Nadchodzą z południa, zza gór. Są jak zwierzęta.
- Czy kiedykolwiek ktokolwiek usiłował się z nimi porozumieć - spytał Chris - czy też od początku istnienia toczyliście walki?
- Z nimi nie można się układać. - Samkha była zaskoczona, że ktoś może pytać o coś tak oczywistego. - To zaraza. Kiedy król żył i był silny, trzymali się z dala od naszej ziemi. Jednak jakiś rok przed jego śmiercią znów zaczęli się pojawiać. Najpierw ukradkiem, niewielkimi grupami, które początkowo łatwo było przepędzić, lub wybić. Potem poczynali sobie coraz śmielej, a my nie rozumieliśmy, jakim sposobem tak łatwo udaje im się przeniknąć przez nasze granice mimo, iż najlepsi z Krigarskich wojowników mają na nie baczenie. Zimą najazdy ustały. Widać skute lodem góry stały się barierą nie do przebycia nawet dla nich. Po zimie jednak zawsze nastaje wiosna. Nie od razu jednak zaatakowali na powrót. Już sądziliśmy, że groźba minęła, kiedy wylali się zza gór jak robactwo...
-Jaskinie – wtrącił Jan mimochodem. - Tam gdzie są góry, są i jaskinie. Czasami całe ciągi podziemnych przejść. - Wystarczy tylko znaleźć szlak i... po sprawie.
- Wtedy żaden patrol ni gródek na przełęczy znaczenia mieć nie będzie. - Chris skinął głową. - Jeśli jako kara są zsyłani - mówił dalej - to i bogowie przejścia pod górami mogli dla nich uczynić. Czy wzrost ilości napadów wiąże się w tym zniknięciem Rogu?
- Tego nie wiem. Do ostatniej nocy byłam przekonana, że Róg spoczął przy boku Króla wracając do Walhalli. Lub, że pozostał w grodzie, jako godna spuścizna dla królewskiego syna. Nie ważyłabym się nawet przypuścić, że choćby tknie go jakaś niegodna ręka. Myliłam się, naiwnie widać sądząc - gniewne słowa wymykały się przez zaciśnięte zęby - że nie może być wśród mego ludu podobnych świętokradców.

Naiwność niektórych sięgała niebios, ale Chris nie chciał głośno komentować poglądów Samkhy. Jak świat światem w każdym społeczeństwie istniały czarne owce, które dla takich czy innych celów łamały takie czy inne zakazy, nie zważając na nic, w tym i na świętości przeróżne.

- Próbował ktoś kiedyś penetrować jaskinie Gór Kruków? - spytał.
- Poza królem, niewielu śmiałków wkroczyło na szczyty i w głębie jaskiń Gór Kruków. Nie znam nikogo stąpającego do dziś po ziemi, kto prócz niego wrócił stamtąd żywy i zdrowy na umyśle. Choć podobno miał kilku wiernych towarzyszy, którzy trwali przy nim w czasie jego wypraw. Zbyt młoda jestem, by pamiętać któregoś z nich. Imiona ich jednak obrosły legendą. Ile jest prawdy w owych opowieściach, tego powiedzieć nie umiem. Miejscowi znają nieledwie tylko przedproże Fiell Ramn.
- W takim razie trzeba będzie zdać się nie ludzkiego przewodnika - stwierdził Chris - a na boskie wskazówki. - Nie bardzo tylko wiedział, w jaki sposób bogowie mieliby te wskazówki im przekazywać. Osobiście? Ptasią pocztą? Zsyłając sny?

Wzrok Samkhy czy to nieświadomie, czy też wręcz przeciwnie, spoczął na Erlene.

Erlene przez cały czas ich rozmowy nie odezwała się ani słowem. W milczeniu jechała między Samkhą a Janem, powoli analizując zdarzenia z ostatniego dnia. Nie widziała sensu wtrącać się do rozmowy Krigarki i jednego z Utlandsk. Nie miała wszak nic do dodania, a żadne z nich nie prosiło ją o zabranie głosu. Poza tym nawet nie znała imienia drugiego z mężczyzn. Widać w swym zadufaniu uważał on, że nie jest ona godna, by poznać jego imię. No cóż... jakoś będzie musiała z tym żyć.

Choć pogrążona była w swoich myślach, jej uwadze nie umknęło jednak baczne spojrzenie, jakim obdarzyła ją Samkha. Ciekawe cóż córka Herebeohrta chciała wyczytać z jej piegowatej twarzy? Dokąd mieli jechać? Erlene sama chciała znać odpowiedź na to pytanie, jak i na parę innych, które z pewnością męczyły nie tylko ją, ale też pozostałych członków tej niezwykłej wyprawy.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline