Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2011, 21:14   #69
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Głębokie Lasy, Wielka Polana, późne popołudnie


Wszyscy

Aler Terez znał się na rzeczy. Nie jeden i nie dwa razy łatał kolegów najmitów w Yahel. I tym razem sprawnie zatamował krwotok. Z ulgą odetchnął, gdy zauważył, że mimo poważnych obrażeń, żadna z żył półelfa nie została rozszarpana.

„Przynajmniej stracił przytomność, zanim ból go bardziej wymęczył” – pomyślał.

Na chłodny rzut oka zabójca miał jeszcze trochę pożyć. A precyzyjniej, nie od tych ran miał zginąć. Ale jego pełna rekonwalescencja musiała potrwać z tydzień czasu. Tyle czasu jednak drużyna z oczywistych względów nie miała. Potrzebna była bez wątpienia magia, jeśli chcieli postawić Boracka na nogi w krótszym czasie. Mogli też go po prostu zostawić w puszczy na pastwę dzikich zwierząt i bogowie wiedzą czego jeszcze.

Nawet nie zauważyli, gdy jak na złość zaczął lać ulewny deszcz.


*


Przeciągnęli Boracka z otwartej polany pod rozłożysty dąb, gdzie deszcz tylko skapywał z grubych liści drzewa. Półelf nadal był nieprzytomny.

Nadbiegła wreszcie reszta towarzyszy z wikingiem na czele.

Uzdrawiająca pomoc przyszła, jednak nie od czarodziejki de Noth, ale od starego pustelnika Halfasta. Starzec szybko, omijając zwinnie wielkiego Creapa, podszedł do leżącego półelfa, kucnął przy nim na trawie. Fachowym okiem ocenił rany, zmrużył oczy i zaczął coś mruczeć pod nosem. Świszczał przy tym jak młode liście na kwietniowym wietrze. Takie nieodparte wrażenie odniosła Virana. Choć nie mogła nie zauważyć, że starzec wie co robi. Reszta kompanii poczuła się z kolei jakby bardziej rześko, choć było to odczucie bardzo ulotne, choćby z uwagi na grzmoty burzy gdzieś w oddali.

Widar, nie czekając na rezultat starań pustelnika, przyniósł trochę leśnych ziół, które miały pomóc rannemu. Albo chociaż posłużyć pozostałym, jeśli Borack się z tego nie wyliże. Nie zatrzymywały krwawienia, ale łagodziły ból. Przynajmniej tak uważał Widar.

Creap z Oktawiusem zrobili prowizoryczne nosze ze znalezionych nieopodal gałęzi.

W tym czasie biały jak gołąbek Halfast ścisnął mocniej nogę półelfa, aż ten jęknął z bólu, buchnęła krwista czerwień, ale w mgnieniu oka, szarpana i kłuta rana na stopie zaczęła się zasklepiać. Gorzej było z tą raną pod pachwiną, która tylko nieznacznie się zabliźniła. Choć i gołym okiem znać było, że stan zdrowia Boracka uległ poprawie.

Draugdin obszedł z drugiej strony nieprzytomnego Boracka. Odzyskiwał już kolory. Nie trudząc się na okazywanie delikatności klepnął półelfa dłonią po twarzy, który powoli otworzył oczy, rozejrzał się po kompanii i jęknął przez zęby:

- Wielkim żukom od dziś mówię stanowcze nie. .. – wystękał.

- Wystarczyłoby zwykłe „dziękuję”, ale co mi tam – skomentował nieco rozbawiony Halfast. - Dziś wieczór Ci już więcej nie będę w stanie pomóc.

- Posłuchaj półelfie nasienie - dodał zły i przemoczony Fungi - jak chcesz się zabić to zrób to sam, a nie wciągaj do tego innych – powiedział nie owijając w bawełnę, a następnie zwrócił się do reszty:

- Słuchajcie towarzysze, przez te insekty zmitrężyliśmy kupę czasu… Jeśli chcemy dziś dotrzeć wieczorem do rzeki Białej musimy ruszać dalej. Ale szczerze mówiąc, nie wiem czy nie lepiej rozbić obozu tutaj, lub powędrować jeszcze trochę przez knieje.

W odpowiedzi w oddali zagrzmiało.

- Choć niezbyt forsownym tempem – dodał Halfast stojąc pod wzniesioną pawężą Oktawiusa, który podtrzymywał tarczę razem z Larsonem, aby nie zmoknęli - jeśli rana ma się porządnie zabliźnić.

Zły Fungi nawet tego nie skomentował.

- Usiłowałem Wam powiedzieć, że ostatnimi czasy stary leśny trakt dochodzący do rzeki Białej od strony Vettebergu nieco rozmókł i pewien odcinek leży teraz na grząskim terenie – paplał pustelnik. - Trzeba go teraz obchodzić przez chaszcze, macając grunt kijem. I pod mój leśny dom, który stoi na wschód od traktu, ostatnio podchodzi woda.

- Noż, kurwa – tym razem Fungi nie mógł powstrzymać się od dosadnego komentarza.

- Można też nakładać drogi i omijać grzęzawisko szerokim łukiem od zachodu – ciągnął dalej niezrażony Halfast. - Ta droga jest bardziej sucha i przejadą przez nią wozy – zerknął w górę, gdzie gromadziły się ciemne chmury.

- Zapomniałeś jednak dodać Halfaście, że na zachodzie znajdują się wioski dzikich elfów. A te nie atakują nikogo tylko, jeśli przebywa w pobliżu traktu – dodał krasnolud Fungi - Takie jest starożytne prawo tego ludu. Nie wiemy, czy leśni strażnicy nie zaczepią nas gdy będzie maszerowali bliżej ich ziem.
- To prawda – odparł pustelnik.
- Co zatem zamierzamy? – krasnolud powiódł wzrokiem po kompani.
Jaką decyzję podejmiemy? Chcę poznać Wasze zdanie, nawet Twoje „Jeźdźco Żuków”- dodał z wyraźnym przekąsem.
- Mamy do wyboru zostać na noc tutaj bądź ruszać wolniej – dodał z naciskiem – w dalszą drogę aż do zmierzchu. Tylko którędy? Czy przez terytoria dzikich elfów na zachodzie suchą drogą? Czy też przedzierać się przez podmokły stary leśny trakt, tą trasą, którą pierwotnie planowałem…

- I ewentualnie skorzystać z mojej gościny – dodał z uśmiechem staruszek.

Deszcz ciągle padał. Kompania zaczęła deliberować, choć przekleństw i wyzwisk od kompanów Borack musiał słuchać aż do zmierzchu.


===


Borack: plus 5 do Kondycji
 
kymil jest offline