Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 01:00   #113
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
- Zauważ, że nie skłaniałem cię do niczego – kontynuował dalej - Jako chyba jedyny, spośród tych, którzy próbowali cię podejść. Dałem ci wycinki. Nie wiedząc jaki zrobisz z nich użytek, ale licząc że pojmiesz, jaką wiedzę zawierają. Wiesz czemu to zrobiłem?

- Kim ty jesteś? - zapytał cicho Rafael przerywając potok słów Zdradzonego

- Nazywam się Percival Ortega. Kiedyś też byłem księdzem. Teraz muszę iść – przeskoczył na to tak szybko, że w pierwszym momencie Alvaro nie wyłapał, że właśnie mu oznajmił że go opuszcza, że właśnie ma zamiar kończyć tą rozmowę – Oczekuj jednak kolejnego spotkania – nie zrezygnował jednak z Rafaela - Jego celem będzie usidlenie Jacooba. Tyle. Nie sądź, że pomogę ci w walce z aniołem śmierci. Im szybciej uświadomisz sobie, że w tej walce nie masz szans bez wsparcia innego anioła lub archonta, tym lepiej dla ciebie.

- Co mi było po wiedzy, że Jacoob zmienia naczynia jak rękawiczki? Co mi to dało? Ukazałeś mi, że za nic ma sobie Iluzje, że jest dobrym pieskiem swego Pana...? Do czego ja ci jestem potrzebny? Tylko po to bym wystawił ci Jacooba? Co ty chcesz ze mna osiagnać? – wewnętrzny spokój młodego wampira trwał bardzo krótko. Nie chciał dać możliwości oddalenia się Zdradzonemu nie w takich okolicznosciach, nie wtedy kiedy ten nie powie czego konkretnie wymaga od Silenta i co ten zyskuje dla siebie i swoich bliskich.

- Co ci to dało sam ocenisz. Nie pytaj mnie – Zdradzony pozostał i odpowiadał na pytania - Co ja tym osiągnąłem. Możliwość zemsty. Przy tobie traci czujność. Co mogę osiągnąć? Wiesz przecież …Co ty osiągniesz? Sam zdecyduj.

- Chcesz coś ode mnie nie dajac nic w zamian. Dziwna taktyka dyplomacji, której do końca nie kupuje. Tak się boisz pokazać mi swoją twarz? Czemu akurat to masz do ukrycia?
“Może dlatego, że mogę cie znać” - dodał jedynie w myślach

- Dałem ci w zamian bardzo wiele, Alvaro - cicho westchnął Percival, jakby zmęczony. - Tylko ty nie potrafisz tego dostrzec. Nie potrafisz, albo nie chcesz, co w ostatecznym rozrachunku wychodzi na to samo. A co do twarzy, to nie pokazałem ci jej z bardziej przyziemnych powodów. Ale jeśli chcesz, to patrz - rozejrzał się wokół, upewniając czy nikogo nie ma w pobliżu. Potem zaczął powoli odwijać szal.
- Spójrz, co zostanie z ciebie, kiedy Jacoob skończy to, co planuje.



Powoli, nie śpiesząc się, zawinął zawój na twarzy.

Mimo wszystko Alvaro był zaskoczony. Spodziewał się bardziej zobaczyć kogoś kogo już wcześniej widział. Choćby i nawet Jeromea ale nie tego co zobaczył. Tak więc będzie wyglądał za 370 lat jeżeli je przeżyje. Pewnie już teraz wyglądał przerażającą. Przestał się dziwić Claire… Niech ucieka od niego jak najdalek

- A teraz, skoro już twoja ciekawość została zaspokojona, pozwolisz, że się pożegnam. Kiedy naprawdę pojmiesz, ile ci dałem, ile chciałem ci dać, wtedy zadzwoń. Nie wcześniej. Byleby nie za późno - schował ręce w kieszeń i ruszył spokojnym krokiem w stronę pokrytej ciemnościa jednej z uliczek Central Parku.

- Poczekaj... Proszę – w końcu Alvaro wykrztusił za Zdradzonym prośbę - Rozumiem, że dałeś mi to czego ty sam nie miałeś na początku swego nowego życia... czy jakkolwiek nazwiesz fakt, że nadal poruszamy się w tych naczyniach, które dokonały już swojego zywota, że dałeś mi informacje na temat opiekuna, Pana, też nazwij sobie to jakkolwiek chcesz. Postaw się jednak w mojej sytuacji. Tutaj nie chodzi tylko i wyłacznie o mnie, ciebie czy Jacooba. Znam swoje miejsce w szeregu ale tak jak powiedziałem wczesniej mii zalezy na innych a dla nich Jacoob jest posrednim zagrozeniem. Dlatego na razie nie draże jego tematu. Wiadomosci na temat tego kim jesteśmy i co ewentualnie zyskaliśmy sa mi potrzebne tylko po to by wspierac innych. Nie dla siebie...
Słodki Boże.... – dodał zrezygnowany - jak to wszystko się popierdoliło.

Zdradzony zatrzymał się przy ścianie krzaków. Odwrócił.

- Jacoob nie jest pośrednim zagrożeniem, Alvaro. Nie dla ciebie. A wspierać innych będziesz mógł, jeśli przetrwasz. A przetrwasz, jeśli powstrzymasz Jacooba. A powstrzymasz go, jeśli go unicestwisz. To prosty ciąg logiczny. Dodam jeszcze, że twój stwórca jest fragmentem planów Togariniego. Jeśli pozbawisz go istnienia, być może jednocześnie pokrzyżujesz przynajmniej część planów Upadłego.

W końcu chyba zaczęli konkretnie rozmawiać

- Posłuchaj Zdradzony, chce ci wierzyć ale dotychczas każdy, powtarzam każdy bywalec Metropolis jakiego spotkałem chciał tylko jednego czegoś dla siebie. Pośrednio i ty chcesz czegoś dla siebie

- Nie należę do wyjątków, Alvaro – przytaknał mu - Ale w odróżnieniu do innych ja przynajmniej tego nie ukrywam.

- To prawda. Jednak jeżeli okaże się, że służyłeś komuś kto tylko chciał za pośrednictwem pionków wyrzucić z gry innego gracza to i ja wywrę na Tobie swoja zemstę jeżeli będę jeszcze żył a teraz powiedz mi jak mogę pomoc tobie... jak mogę pomóc sobie?

- Zaczyna podobać mi się to, że zaczynasz myśleć. W końcu. Długo czekałem, aż mnie zaskoczysz czymś pozytywnie. I w końcu się udało. Wiesz, że Jacoob zmienił cię, bo chciał dopaść Astarotha, prawda?

Alvaro skinął głową potakująco

- Wiesz, że był pod Red Hook i doprowadził do tego, czego pokłosie wszyscy teraz odczuwamy.
Ponowne skinięcie głową.

- Wiesz, że chwila zawahania twoich przyjaciół, przyzwolenie na zabójstwo, którego dokonał Jacoob, miała zgoła nieprzewidywalne skutki. Wiesz to wszystko, prawda?

- Wiem Zdradzony

- A gdybym po tym wszystkim pokazał ci, jak … znów stać się człowiekiem? Sposób, który sam mam zamiar wcielić w istnienie, kiedy tylko przerwę działania Jacooba. Byłbyś zainteresowany? – świdrował Silenta swoimi nienaturalnymi oczyma

- Pewnie tak choć nauczyłem się, że to tylko ciało w jakie obleczona jest nasza dusza

- Ale wiesz, że ty swoją zatraciłeś? Ze nie masz duszy? Podobnie jak ja? Podobnie jak Pierwsze Dzieci Demiurga?

- Tak wiem. Ponoć zgoda na to kim się stałem było czymś na kształt cyrografu podpisanego z diabłem w zamian za duszę

- Porównanie nie do końca precyzyjne, ale do przyjęcia – Zdradzony pokiwał głową - Straconą duszę można odzyskać.

- Skoro to jest możliwe to czemu pierwsze dzieci Demiurga tego nie uczyniły? Przecież są potęzniejsze ode mnie czy od Ciebie? – Alvaro podszedł blizej drugiego wampira

- Bo są zbyt dumne. A poza tym one nigdy nie miały duszy, więc nie mogą jej odzyskać. To też logicznie niespójne. Mogą ją ukraść, posiąść, wycyganić za obietnice potęgi, ale to nigdy nie będzie ich dusza. Dlatego znaczna ich część tak bardzo nienawidzi ludzi. Dlatego niegdyś Książę Światła zbuntował się przeciwko Najwyższemu.

- Uznaj, że wierzę w to co mówisz

- Więc skontaktuj się ze mną, jak będziesz gotowy stanąć przeciwko Jacoobowi. A do tego czasu unikaj go. Bo pożywi się tobą, jak mną i dziesiątkami innych swoich dzieci.

- Posłuchaj. Do zabicia Jacooba chyba nigdy fizycznie nie będę gotowy. Jak sam mówiłeś jestem trochę jak nadczłowiek. Nic poza tym. Żadnych umiejętności i wiedzy jak można go pokonać. Będę tak samo gotowy dzisiaj jak jutro. Mogę ewentualnie zyskać sprzymierzeńca do walki z Togarinim a przez to z Jacoobem. Nic więcej

- Wystarczy, że ja ja mam, Alvaro. A teraz odpowiedz sobie na pytanie, czemu skontaktowałem się z tobą. Jak widzisz cechuje mnie logika w działaniach. Co oznacza, że jesteś .. kluczem do jego pokonania. Inaczej nie ujawaniałbym swojego istnienia.

- Dobra to rozumiem. Po prostu nie widzę się w roli klucza. Jak sam wspomniałeś Jacoob ma do mnie słabość. To wszystko. Nawet nie wiem dlaczego, nawet nie jestem zabawny. W taki sposób mam Tobie pomóc? Zwabić go gdzieś? - Rafael zamyślił się przez chwilę – Chyba, że…Czy Jacoob ma jakiś związek z tym, że w moim drzewie genealogicznym jest, że tak to ujmę wampirza krew?

- Tego nie wiem. A co do pomocy, przyjdzie pora na wyjaśnienia.Teraz naprawdę na mnie już czas – Zdradzony rozejrzał się

- Zatem teraz mam czekać na informację od Ciebie?

- Jeśli zdecyduję się ci jej udzielić. Dzisiejsze spotkanie … troszkę przewartościowało moje plany. Muszę wszystko na nowo przemyśleć.

- Czyn jak chcesz Percivalu – Alvaro odwrócił się i ruszył przed siebie - wiesz gdzie mnie znalezc – wkurzył się, że Zdradzony traktuje go jak durnia. Pewnie i on sam wiele przeżył, pewnie Jacoob zrobił coś strasznego ale w ostatnim czasie Alvaro widział same straszne i mroczne rzeczy i miał dosyć humorów i zmieniania zdania przez Percivala. Jak będzie chciał
to na nowo się do niego odezwie.

- Nie tylko ja, zapewne – Zdradzony powiedział to tak cicho,że Alvaro prawie nie rozróżnił słów, a potem wszedł w ciemność parku i zniknął w niej, tak jak kilka dni temu Jacoob w bramie prowadzącej do mieszkania Silenta..

- Tak. Nie tylko Ty.... - Silent również szepnął pod nosem - ale na to nie mam żadnego wpływu.... - dodał po chwili ruszając w kierunku głównej alejki
Alvaro miał dziwne przeczucie, że właśnie stracił sojusznika, że głupota Silenta wytrąciła go z równowagi, pokrzyżowała plany, doprowadziła do tego, że stał się obojetny. Alvaro miał dziwne przeczucie, że Zdradzony przestał mu ufać. Nawet na to Rafael był za głupi.

Wrak człowieka opuścił Central Park.

Potem zadzwonił Terrence. Dał mu szansę rozmowy z Emily van der Asker a ta może doprowadzi go do Astarotha by wypełnił to co obiecali Matronie. O ile i tego nie spierdoli, tak jak schrzanił ostatnio wszystkiego czego się imał.

Telefon do Claire dalej nie odpowiadał

Jego kolejna porażka

Miał nadzieję, że z nią jak i Jessicą wszystko w porządku.

Szedł oświetlonymi ulicami Nowego Jorku przepełniony jakimś dziwnym rodzajem bólu. Nie fizycznego. Śnieg skrzypiał pod jego stopami wygrywajac dziwna melodię. Wszedł do późno otwartego baru. Zamówił ciepłą kawę i siadł wpatrując się w komórkę. Przeglądał folder o nazwie "zdjecia". Makabryczne fotografie okropieństw wojny. Zmasakrowane ciała, pozbawione kończyn, głów, okaleczone. Umarłe z odniesionych ran, z głodu z nienawiści ludzi do ludzi. Okrutne żniwo konfliktów zbrojeniowych z całego świata.
Alvaro nie zapomniał o tym wątku. Zrobił zdjęcia przerzucanym na jego zainfekowanym komputerze fotografiom do jakich dostał dostęp. Teraz znalazł chwilę czasu by się nim zająć. Nie miał po co wracać do domu, bo jeżeli ktoś mu nieprzychylny będzie chciał go dopaść to tam skieruje swoje pierwsze kroki. To ostrzezenie Zdradzonego wyczytał nader bystro. Gaspił się na zdjecia i chyba do końca nie miał pomysłu co z tym zrobić. Czuł, że to jest banalnie proste, że odpowiedź wali mu po oczach wielkimi literami jednak on był śleby, cholernie ślepy i głuchy na to oczywistą oczywistość. Dodatkowo podświadomie wiedział, że to jest wazne. Ważne dla niego. Co go dodatkowo irytowało…
Ciepły płyn rozgrzał jego zmarźnięte ciało. Gapił się i gapił na te zdjęcia. Znał już każde ich szczegóły. W głowie kłebiły się rózne odpowiedzi, miał jednak pewnośc że są one za wyszukane, że to nie jest związane z Astarothem i Togainim, że nie ma szukać odpowiedzi tak szeroko, że patrzy na odpowiedź nie widząc jej.

Cholerne puzzle…

Ef 1, 11

"W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli"



Alvaro poskładał do kupy, to co widział przed sobą. Przynajmniej tak mu się wydawało. Przesłanie było tak jak myślał nad wyraz oczywiste. To co widział i na co był ślepy to

OFIARY WOJEN

On i jego przyjaciele takimi się stawali.

Sięgnal po kawę…

... ale nie to było najważniejsze. Rafael w końcu wiedział co zrobić z tymi cholernymi zdjęciami, które można było poskładać niczym puzzle. Potrzebował jednak na to czasu, dużo czasu i zainfekowanego już komputera, tak by nie musiał infekowac innych. Z kafejki interenetowej by go wyrzucili od razu po tym jak okrutne zdjęcia przelałby się po wszystkich komputerach, dodatkowo zostawiłby tam ślad dla kogoś kto byłby w stanie go odczytać a tego by nie chciał. Potrzebował komputera. Swojego albo... albo laptopa Claire, którego również zdołał niechchący zarazić tajemniczym wirusem. Do siebie obawiał się wracać, Jacoob wiedział przecież gdzie się zatrzymał, Jacoob bądź ktokolwiek inny kto chciałby mu nabruździć a może pozbawić go wątpliwej przyjemności wampirzej egzystencji.
Zatem Claire. Dodatkowo liczył na to, że dowie się co się z nia dzieje i dlaczego tak zawzięcie milczy. Może chcieć z nim zerwać wszlekie kontakty. Ma do tego prawo, ale dopiero jak wyjdą z tego cało. Wtedy niech robi co chce a Silent to uszanuje. Dopił kawę, zostawił napiwek i starając się ponownie zadzwonić bez skutku do Goodman wyszedł z lokalu. Swoje kroki skierował do niej. Zamierzał dostac się do jej mieszkania czy ona tam jest czy nie i skorzystać z jej laptopa by w końcu rozwikłać zagadkę tych zdjęć ofiar wojny. Strasznie mocno leżało mu to na duszy.

Czy ją miał czy jej nie miał....
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 28-04-2011 o 21:29. Powód: usunięcie za prośba MG (z która się zgodziłem) makabrycznych zdjęć ofiar wojny. Może sesja 18+ ale przegiałem
Sam_u_raju jest offline