Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 03:39   #89
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5bBUfLeBEmc[/MEDIA]


- Gomen, Yasuro-san..
Mruknięcie melancholijne opuściło usta kobiety obserwującej niewielkie, acz liczne demony wspinające się ku niej po ścianach budynku. A mimo to siedziała spokojnie, jak gdyby to było zaledwie jakieś godne oglądnięcia przedstawienia, a ona tylko niemającym w nim uczestnictwa widzem. Chociaż małe, to liczące nazbyt wiele kiełków w paszczach stworki swą pokracznością w pełni nadrabiały nieduże rozmiary. Oraz ilością, naturalnie. Spoglądając w dół, ku wejściu do świątyni, Leiko oceniła ją na mniej więcej kilkanaście krwiożerczych oni znajdujących się w tak niewielkiej odległości od jej nóg.

Poruszyła się.
Błyskawicznym ruchem wzniosła w bok wyprostowaną rękę, czemu towarzyszył głośny trzask rozkładanego na pełną szerokość wachlarza. A także, prawie w tej samej chwili, głuche uderzenie. Jeden z demonów z grupy, która z innej strony wlazła na dach, niechybnie chciał wypróbować swych sił jako ninja i skoczył w stronę Leiko. Zagłębiłby się swoimi zębami najpierw w materiale kimona, a potem z rozkoszą w jej ramieniu.. gdyby nie ten bibelocik, który nagle pojawił się na drodze jego lotu. Z rozcapierzonymi łapkami zderzył się z zaskakująco wytrzymałym przedmiotem. I nim zdołał oszołomiony opaść na dach, płynnym ruchem tej samej kobiecej ręki został przecięty na pół. Resztki stworzonka spłynęły po ostrej, półkolistej krawędzi wachlarza. Z odgłosem podobnym wcześniejszemu, został złożony kończąc pierwszy takt tańca.
Smukłe nogi machnęły w powietrzu wymykając się zbliżającym ku nim demonom, aż o dach zastukały zęby czarnych geta. Łowczyni zręcznie zerwała się ze swego miejsca i umknęła iście tanecznym piruetem, będącym nie tylko wdzięczną figurą, ale także niecnym unikiem. Oto bowiem, tam gdzie jeszcze przed sekundą zaledwie się znajdowała, przeleciała trójka kolejnych oni próbujących na niej ataku od tyłu. Zakończył się ich niepowodzeniem połączonym z majestatycznym przelotem ponad głowami ich współbraci, a także finalnym upadkiem na ziemię. A był to dopiero efektywny wstęp do dalszej harmonijnej i jakże przy tym zabójczej gry łowczyni, której następny akt rozpoczął się jako i pierwszy – ostrzegawczym trzaśnięciem rozkładanych skrzydeł wachlarza.
Z akompaniamentem stukotu swych własnych geta oraz dachem świątyni jako sceną, Leiko poddawała się tańcowi mając do niego partnerów licznych i nad wyraz zachłannie domagających się jej uwagi. Na każdy jeden takt tego zjawiska składał się zwiewny unik przed rzucającymi się na nią stadnie pokrakami, obrona subtelnymi uderzeniami wachlarza zmieniającymi tor lotu pojedynczych sztuk, a w końcu i z gracją wyprowadzane cięcia. Czasem rozcinała nimi tylko powietrze, innymi zaś razy miękkie ciałka oni ustępowały pod tą niepozorną bronią. Wirowała wprawnie w dłoni kobiety zamykając się tylko po to, by w kolejnej sekundzie ponownie rozewrzeć swe zdobione żebra i ukąsić straszliwie. Odcinała żabie kończyny, pozbawiała stworzonka głów, rozcinała wpół.. tworzone tymi skrytym ostrzem smugi, srebrzyły się w świetle księżycowym wirując naokoło tańczącej kobiety, tak jak i długie rękawy kimona wijące się wskutek ruchów jej ciała.




Nie nadała sobie nazbyt szybkiego tempa. Była cierpliwą przeciwniczką, wypatrującą otwarcia i słabych punktów. Falowała, kołysała się powoli, a cięcia swe wykonywała pojedynczymi, stanowczymi machnięciami wachlarza. Całość składało się na mozaikę kroków i ataków w ciemnościach bardziej przypominającą zapierające dech w piersiach przedstawienie teatralne, miast walkę toczącą się o przetrwanie.

Ale i chaos wdarł się w urokliwą sztukę Leiko. Zaburzył równowagę w czasie jednego z taktów, złośliwie narażając ją na możliwe udane ugryzienia ze strony pomiotów. Mimo to zdołała w porę zareagować. Chwilowo przynajmniej.
Wprawdzie te oni były słabe, jednak.. to właśnie nie w ich wątpliwej sile leżała ich przewaga nad łowczynią. Ilość demonów była ich najmocniejszą, przytłaczającą przeciwnika stroną. Bezustannie atakowały w kilka sztuk jednocześnie. Z różnych stron. Nie dawały ni momentu wytchnienia i chociaż Leiko zdołała nieco przetrzebić ich szeregi, to ciągle pozostawało ich zbyt dużo. Próbowały ją zmęczyć, zachwiać jej harmonię.. i prawie im się to udało. Znalazła siebie zagonioną ponownie na krawędź dachu, z hordą wpatrzonych w siebie czerwonych oczu z jednej strony i brakiem podłoża z drugiej. Walka z nimi była męcząca. Na każdego zabitego przez kobietę oni, w kolejnym takcie rzucała się na nią grupka złożona przynajmniej z trzech. Taka była ich taktyka – zmęczyć swoją ofiarę. Taktyka prosta, łatwa i skuteczna.
Łowczyni rzuciła krótkie spojrzenie w dół. I w trakcie jego trwania podjęła decyzję, póki miała ku temu okazję. Wachlarz ustąpił swego miejsca dobytej w dłoń parasolce, która rozłożyła się na swą pełną, dumną szerokość. Częściowo schowała za sobą sylwetkę kobiety i prowadzona jej ręką odparła zaborczo rzucające się na nią pomioty.
A potem Leiko zniknęła.

Wierzchowiec niespokojnie przestępował z nogi na nogę i potrząsał gwałtownie głową napinając więzy wiążące go przy wejściu do świątyni. Znać było, że choć omijało go całe zamieszanie i demony preferowały najpierw dopaść swe ludzkie ofiary, sama ich obecność wymieszana z ciągłym zapachem krwi wypełniających wioskę wystarczająco poruszały konia. Kiedy Leiko na ugiętych nogach opadła na ziemię, a potem zbliżyła się do niego, to zarżał głośno i uszy po sobie położył, jednocześnie odstępując od niej nerwowo na tyle na ile pozwalały mu pęta. Ale ona nie miała czasu na jakieś jego strachy i nieufności względem siebie. Podeszła i wolną dłonią klepnęła go kilkakrotnie po szyi pokazując, że przecież to nie ona jest tutaj od robienia krzywdy. Dodatkowym dowodem było błyśnięcie sztyletu, którym szybkim ruchem rozcięła więzy sięgające jego ogłowia. Nie czekając dłużej, z szelestem kimona wskoczyła na siodło, po drodze jeszcze złożoną parasolką odrzucając od siebie atakującego demona.

I.. to wszystko wystarczyło, aby koń przemienił się w diabelską bestię, może nie zewnętrznie, ale z całą pewnością wewnętrznie. Zaledwie poczuł puszczające go więzy i nie zważając na to filigranowe ciałko na swym grzbiecie, stanął na tylnych nogach wyrywając kobiecie wodze z i tak ledwo co ich trzymających dłoni. Zarżał gniewnie młócąc parą przednich kopyt powietrze, pod którymi z niemiłym plaśnięciem znalazło śmierć kilka demonów, gdy zwierzę wyrwało do przodu rozpoczynając swój szaleńczy galop.
On nie biegł. On pędził bez opamiętania. On gnał niby wiatr nieokiełznany, przy każdym kroku wzbijając w górę grudy ziemi. Strzygł uszami na każdy wyłapany w pędzie powietrza odgłos goniących go drapieżników. Lawirował pomiędzy chatkami, taranował stające mu na drodze mniejsze przeszkody, większe pokonywał ogromnymi susami.. Jak gdyby same pomioty piekielne go ścigały dodając mu sił do dalszego mknięcia na oślep. Acz.. czy nie tak właśnie było?




A sama Leiko..


Iiiiiii…..yeeeeeee…..


Nie była w swoim żywiole. Głos został jej wręcz wyrwany z krtani, dzięki wspólnemu działaniu zaskoczenia nagłym wyskokiem konia oraz przestrachu z braku kontroli nad sytuacją. Donośny sprzeciw wydobywający się z jej ust nawet nie miał możliwości zawiśnięcia na dłużej w powietrzu, bo wraz prędkimi uderzeniami kopyt o ziemię rozpłynął się pośród wioskowych chatek. Nierówne tempo biegu potęgowane jeszcze lękiem przed demonami oraz liczne, co gwałtowniejsze zwroty silnego ciała, rzucały łowczynią w siodle jak szmacianą laleczką…
Cóż, była kobietą wielu talentów, ale wszak nie wszystkich. W końcu konie były rzadkością, fanaberią, na którą tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić.. albo ich szacowni goście, jak było w przypadku mnicha. Ona nigdy nie zaliczała się do grona tych pierwszych ani nawet ich najbliższego otoczenia, by móc samej odczuć luksusy płynące z pokaźnych majątków. Zaś fach łowcy oni też nie był na tyle poważany, aby nawet tacy zleceniodawcy jak sam daimyo Hachisuka miał użyczyć wierzchowców ze stajen klanowych. Dlatego, z braku możliwości, jej umiejętność jazdy konnej zdecydowanie odbiegała od zaawansowanego poziomu, ograniczając się zaledwie do zdrowej, pchanej instynktami improwizacji. Jakkolwiek w takim świetle lekkomyślną mogłaby się zdawać jej decyzja, to przecież.. uciekała, czyż nie? Wprawdzie było to jak wpadnięcie z jednego niebezpieczeństwa w inne, ale póki dzielnie zapierała się na końskim grzbiecie, póty uciekała. I to było teraz ważne.

Zagrożenie wynikające z pragnących jej śmierci demonów nie wpływało za dobrze na dworskie zwyczaje, dlatego w pośpiechu wskakując na zwierzę Leiko przyjęła pozycję zdecydowanie niepasującą do damy, czy choćby kobiety bardziej manifestującej czar swej płci. Zatem, wyjątkowo paskudnie mówiąc, siedziała w siodle z rozłożonymi nogami, czemu zawdzięczała tak długie utrzymywanie się w nim niebędące możliwym w bardziej niewieścim siadzie. Nie było w tym wiele wdzięku, choć..
W tych otulonych czarnymi pończoszkami łydkach eksponowanymi przez zadarte kimono. W lśniących bielą udach migających przy co bardziej porywistych momentach biegu konia. Tam właśnie krył się powab, przebijający się przez to dostrzegalne na pierwszy rzut oka brutalne obdarcie łowczyni z jej codziennego, nienagannego uroku. Aczkolwiek i za tak subtelnym, umykającym spojrzeniu pięknem kryły się przykrości odczuwalne tylko przez łowczynię. Wewnętrzne strony jej nóg cierpiały. Łydki z powodu uporczywego bycia przyciskanymi do boków konia, zaś uda przez odciskające się na nich przeróżne drobne elementy siodła oraz ocieranie ich o nieprzyjemny materiał z którego zostało ono zrobione.
Także i wodze źle układały się w dłoniach bardziej przywykłych do sprawiania bólu bądź przyjemności na wiele finezyjnych sposobów. Skórzane pasy w zamieszaniu to wyślizgiwały się spomiędzy smukłych palców, to ocierały boleśnie delikatną skórę kobiety próbującej je utrzymać, gdy koń szarpał niespokojnie głową. Czasem też przymykała oczy na ten uciekający jej szybko krajobraz. Z jednej strony z powodu łez do nich napływających przez drażniący je pęd powietrza, z drugiej zaś.. w tych konkretnych chwilach nagle stała się pokorną wyznawczynią zasady mówiącej o tym, że jeśli się czegoś nie widzi to to nie istnieje.
Jednak raz opłaciło się zerknięcie.

Kierowany kaprysem Kami, zwykłym zbiegiem okoliczności bądź pchany jakimś zwierzęcym instynktem przebijającym się przez przerażenie, koń wypadł z wioski na pola ryżowa i nie zwalniając kroku gnał w stronę walczącego Yasuro. To był moment tak krótki, jak równie mała była odległość pomiędzy stratowaniem pod kopytami zwierzęcia nie tylko demonów, ale także i młodego bushi. Nieszczęście było blisko, ale i ich przewodnik nie pokazał jeszcze wszystkich swoich umiejętności, a te nie były ograniczone tylko do talentu w posługiwaniu się kataną. Gdy ostrzem uśmiercił kolejną z atakujących go pokrak, gdy wierzchowiec prawie na niego wpadł, to wykonał rzecz dla Leiko niespodziewaną – zdołał wskoczyć tuż za nią na koński grzbiet pokazując, że nie tylko jest wyśmienitym wojownikiem, ale też i takim samym jeźdźcem. Z ulgą przekazała mu wodze i obolałe od kurczowego zaciskania dłonie wczepiła w grzywę konia dla większej szansy dla siebie na zachowanie równowagi. Mężczyzna to szarpnął, to pociągnął stanowczo, to zakrzyknął by głosem dotrzeć do spanikowanego rozumu zwierzęcia. Tak, te kopytne czworonogi nie były mu obce. Na pewno był z ich zachowaniem i językiem zaznajomiony lepiej niż na przykład z taką sztuką flirtowania, bo już po kilku chwilach łowczyni wyczuła zmianę w rytmie kroków wierzchowca. Zmianę na lepsze i na spokojniejsze, acz ciągle galopował przed siebie ku wzgórzom.
Leiko nawet poczuła się pewniej w siodle, kiedy została zamknięta pomiędzy ramionami samuraja chroniącymi ją przed upadkiem, a także panującymi nad jeszcze przed kilkoma chwilami spłoszoną bestią. Pewność ta i poczucie względnego bezpieczeństwa były tak silne, że zaryzykowała nawet puszczenie grzywy jedną dłonią, a potem wychylenie się ponad ręką Yasuro i spojrzenie do tyłu. Zobaczyła.. nie tylko nocne ciemności zasnuwające oddalające się budynki wioski. Zobaczyła dwie.. choć tak naprawdę to już tylko jedną, ale dużą chmarę żabich oni. Resztki z dwóch grup z którymi osobno walczyli, teraz połączyły się w jedną sforę i ścigały ich bez wytchnienia. W jakże nieoczekiwany sposób powiodły się ich zwiady.
Zerknęła na swego towarzysza zagarniając z twarzy włosy wzburzone i wyrwane z misternie upiętej fryzury. Zza tego chwilowego nieładu kosmyków posłała mu uśmiech blady, acz wyraźnie psotny w sposobie w jaki wygięła wargi.
Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic.
Wszak była ostrożna.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 26-04-2011 o 03:50.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem