Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 09:03   #122
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Lilith & Kerm

Samkha ruszyła przodem, lekko cofając się ku włościom Noituus. Poszli lewym, powoli pnącym się w górę brzegiem. Nie nad samą wodą, lecz zagłębiwszy się nieco w las. Do zmierzchu było jeszcze na tyle daleko, że można było bez problemów omijać niezbyt liczne pułapki zastawione przez Matkę-Naturę. W świetle dziennym to nie rozpadlin, wykrotów i napróchniałych, zwalonych pni wypadało im obawiać się najbardziej, lecz nieopatrznego natknięcia się na znacznie groźniejszego wroga. Skoro więc tylko oddalili się nieco od obozowiska, wzmogli czujność i ostrożnie stawiali kroki, by nie wzbudzić niezamierzonego hałasu, mogącego ostrzec ewentualnych nieproszonych gości. Samkha, to lustrowała bystrym spojrzeniem pas nadbrzeżnych zarośli po swej prawej stronie, to znów uważnie przeszukiwała wzrokiem drogę przed sobą, mając baczenie na wszelki podejrzany ruch czy odgłos.

Chris skręcił trochę w bok, by nieco powiększyć teren poszukiwań. Parę metrów, kolejnych parę. Ważne było, by nie stracić Samkhy z oczu. W końcu wyruszyli razem nie po to, by po pięciu minutach powędrować każde w swoją stronę.
Ani nad brzegiem, ani nieco głębiej w lesie nie natrafili na żaden przejaw działalności ludzkiej. Albo więc Hirio byli mistrzami maskowania się, albo też ominęli to miejsce w drodze do Wiedźmy.
- Jak na razie ani widu, ani słychu - powiedział, gdy znów znalazł się tuż obok Samkhy. - Cisza i spokój, jak na wycieczce do parku.
Spojrzała na niego pytająco, nie bardzo rozumiejąc czym mógłby być wspomniany park i wycieczka.

- W moim świecie są duże miasta. Większe niż siedziba Mildrith - wyjaśnił. - Między ulicami wyznacza się kawałki ziemi, gdzie zamiast domów są drzewa, krzewy, kwiaty i trawa. W wolnych chwilach chodzą tam rodziny z dziećmi. Nie ma tam ani rozbójników, ani dzikich zwierząt. Najwyżej ptaki i wiewiórki.
- Czy takie wielkie grody z taką masą ludzi nie odstraszają zbytnio zwierzyny? - spytała po cichu, lecz ze sporym zaciekawieniem. - Królewski gród jest już wystarczająco wielki wraz z otaczającymi go wioskami. Żeby móc upolować w tamtejszych lasach coś większego niż królika, trzeba czasem wypuścić się na odległość dnia w głąb puszczy.
- Są miejsca, gdzie są lasy wielkie jak przed wiekami, gdy świat pokryty był zielonymi dywanami puszcz i borów, ale dzisiaj zamiast lasów są pola. Nie trzeba biegać do lasu po jedzenie, bo rolnicy zadbają w dostatecznym stopniu o żołądki mieszkańców miasta. Mało więc kto poluje, a jeszcze mniej po to, by rodzinę wyżywić.
- A czy aby dla waszych wieśniaków utrzymywanie tak dużego miasta nie jest zbyt wielkim ciężarem? - niedowierzała słowom Przybysza.
- Utrzymywanie? - Chris spojrzał na nią z zaskoczeniem. W pierwszej chwili nie zrozumiał, o czym mówi Samkha. - Nie... - pokręcił głową. - To jest najnormalniejsza wymiana handlowa. Towar za towar, pieniądz za pieniądz. Nie ma czegoś takiego, jak... - szukał słowa - daniny. Każdy, kto pracuje, oddaje jakąś część zarobionych pieniędzy na utrzymanie państwa. Rząd, sądy, wojsko, szkoły...
- Ty też pochodzisz z takiego właśnie miasta? Pracujesz i... utrzymujesz? - weszła mu w słowo.
Chris pokręcił głową.
- Na kawałku świata, z którego pochodzę, rosną piękne lasy i rozciągają się porośnięte trawą ziemie niemal nietknięte stopą człowieka. A ja znalazłem sobie zajęcie, dzięki któremu mogę jeździć po całym świecie.
- Czym się zajmujesz? - spytała widząc, że jej towarzysz nie śpieszy się specjalnie z udzieleniem dodatkowych wyjaśnień.

Docierali powoli na szczyt skał, z których chcieli rozejrzeć się dokoła. Chris, zamiast udzielić odpowiedzi, wyciągnął lornetkę i podał swej towarzyszce.
- Długie oczy - powiedział. - Tak ten przyrząd nazywali przodkowie tych, co mieszkają w moim kraju. Niektórzy z moich przodków również. Tylko nie patrz w słońce - przypomniał.
Ujęła podany jej przedmiot, przypominając sobie, jak się go używa i potakując głową na znak, iż będzie pamiętać o ostrzeżeniu, znalazła sobie dogodne miejsce do obserwacji. Najpierw jednak obrzuciła brzegi jeziora nieuzbrojonym niczym wzrokiem. Dopiero po chwili przyłożyła do oczu dziwny przyrząd...
- Lornetka? - zapytała, pragnąc upewnić się czy dobrze zapamiętała jego nazwę.
- Tak - odparł Chris. - Taką nosi nazwę.

Odwróciła się uśmiechając i pragnąc spojrzeć na niego, lecz obraz twarzy Chrisa nieoczekiwanie rozmazał się całkiem przed jej oczyma. Zaskoczona odsunęła lornetkę, znów patrząc na niego z bliska gołym okiem. Dziwne zjawisko rozbawiło ją szczerze. Na tyle, że przyłożywszy ją na powrót do oczu wyciągnęła przed siebie rękę, chcąc sprawdzić czy Chris w istocie nie znika i nadal stoi przed nią. Palce dotknęły jego twarzy.
Chris opanował chęć ujęcia jej dłoni, która wędrując miękko wzdłuż policzka dotarła do jego skroni. Dość niepotrzebnych myśli przychodziło mu do głowy, gdy szedł pod górę tuż za Samkhą. Różnica poziomów sprawiała, że dość często miał przed oczami... ciekawe widoki.
Uśmiechnął się lekko. Akurat, kiedy szkła lornetki ponownie przestały ich dzielić.
Błyszczące oczy Samkhy o głębokim odcieniu brązu, spotkały się z orzechowymi Chrisa.
Tak łatwo by było zrobić mały krok... Utrzymał jednak ręce na wodzy.
Cholerny Loki - pomyślał.
Bóg zniszczenia i oszustwa został obrażony po raz kolejny.

Stała wpatrzona w mężczyznę, którego, jak jej się wydawało, rankiem jeszcze nienawidziła. Teraz, kiedy był tuż obok, na wyciągnięcie ręki, kiedy czuła pod palcami jego ciepłą skórę, włosy, wcale nie budził w niej strachu, ni spodziewanej niechęci. Była pewna, że przekracza dopuszczalne granice, kiedy jej palce wplątały się w jego włosy, a potem delikatną pieszczotą zsunęły na kark i ramię. Tak trudno było zerwać tę chwilę dziwnej bliskości. Gdyby uczynił jakiś ruch, najpewniej uciekłaby przestraszona. On jednak nawet nie drgnął. Patrzył tylko, a jego czarne, rozszerzone do granic możliwości źrenice powoli wypełniały cały jej świat, każdą myśl, przenikając każdą jej cząstkę. Tonęła w nich z trudem chwytając oddech, nie pojmując co się z nią dzieje. Jaka siła sprawiała, że pragnęła szukać w nim sił i ochrony?

Chris bał się głębiej oddychać. Całkiem jakby na czubkach jego palców usiadł przepiękny motyl, którego mogłoby spłoszyć jedno cichutkie nawet westchnięcie, najlżejszy choćby oddech. Bez drgnięcia poddawał się tej słodkiej torturze, jakim był dotyk dłoni Samkhy, dotyk, na który nie mógł odpowiedzieć. Czuł tylko, jak jego serce przyspieszyło i dziwił się, że stojąca tuż obok niego młoda i piękna kobieta nie słyszy tego głośnego łomotu. Wpatrywał się w spoglądające w niego oczy z cichą nadzieją, że z jego spojrzenia Samkha nie wyczyta przepełniających go uczuć i pragnień.

Świat dokoła zamarł. Sekundy zamieniły się w minuty, godziny, w końcu czas się zatrzymał. Horda Hirvio mogłaby przebiec obok, a oni nic by nie zauważyli, zamknięci w zaklętym kręgu. Połączeni spojrzeniem i lekkim dotykiem palców. Oplątani nicią tajemnej magii, czaru, którego ludzie im podobni nigdy nie zdołają w pełni pojąć, ni wytłumaczyć.

Szarpnięcie za rękę otrzeźwiło ją nieco. Poczuła jak ciężka lornetka wysuwa się z jej zdrętwiałych palców. Upuściłaby ją, gdyby nie pasek omotany wokół nadgarstka. W odruchu objęła ją niezgrabnie i przycisnęła ramionami do piersi. Przymknęła powieki i bezsilnie zwiesiła głowę. Pragnęła wesprzeć się na tym człowieku, wtulić się w jego ramiona w nadziei, że znajdzie w nich wytchnienie i spokój. Że on zrozumie jej rozpaczliwą samotność i lęk.

Chris, jakby uwolniony od czaru, nabrał oddechu.
- Spłynęło na mnie błogosławieństwo Freyi, albo też przeklęła mnie na wieki - wyszeptał.
Nie zważając na, z pewnością niemałą, niestosowność tego gestu, otoczył Samkhę ramionami. Przylgnęła do niego z cichym westchnieniem. Pragnąc wtopić się w niego, stać się duchem przenikającym jego ciało, zarazem drżąc z lęku, czy czasem nie zrozumie opacznie jej braku opanowania.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 26-04-2011 o 23:17.
Lilith jest offline