Iskra i Jack
Sytuacja stała się podbramkowa. Japoniec nie potrafił uwierzyć, że to nie oni próbowali go orżnąć lecz sami dali się nabrać. A perspektywa przepytywania przez Arato i jego pomagierów nie była zbyt nęcąca. Irma nie czekała aż sytuacja się bardziej zaogni. Sama się tym zajęła. Huk desert eagla zlał się w jedno z japońskimi krzykami. Arato poleciał w tył ciągnąc za sobą warkocz krwi. Jack dopiero sięgał pod marynarkę gdy Iskra odwracał się do żółtków z tyłu.
Zaterkotał uzi, Jack jęknął i padł gdy dwa pociski rozszarpały mu udo. Miał szczęście reszta poszła bokiem. Irma pociągnęła za spust, raz i drugi. Jakuza dostał w pierś i bark. Jego towarzysz akurat podrywał peema do biodra, jedenasto milimetrowy pocisk strzaskał mu bark. Seria poszła w podłogę rykoszetując od betonu. Trzeci wygarniał prosto w pierś dziewczyny. Obiekty męskich westchnień stały się tylko siekanym mięsem. Irma padła w tył. Jack przezwyciężając ból poniósł pistolet. Trzy pociski, z czego jeden w głowę trafiły zabójcę Irmy. Niestety nie zmieniło to w niczym jej sytuacji.
Jego głowa rozprysneła sie niczym melon, "chemik" opuścił dymiacy rewolwer.
Nad magazynem zaległa na chwilę cisza, dopiero potem jeden po drugim zaczęli kląć żywi i ranni. Wszyscy klęli po japońsku. Dwaj gówniarze
Popatrzyli po sobie, obesłani prawie do kolan. Ale śmierdzieli jakby po pachy w gównie byli upaprani. O trawę i krzaki wiele nie dało się wytrzeć, ale nic innego do głowy im nie przyszło. Ukrywszy broń i ogarnąwszy się na tyle na ile się dało, czyli niewiele, ruszyli jakby nic się nie stało. Idąc przez trawnik nie wzbudzili żadnej sensacji, dopiero po dotarciu do chodnika smród i krew wzbudziły zainteresowanie społeczeństwa. Fabio
Uwolniony i czujący się lepiej czekał. W końcu drzwi do izolatki uchyliły się i weszła pielęgniarka. Najpierw spisała coś z maszyny do której był podłączony Fabio potem podeszła sprawdziła puls.
- Widzę, że odzyskaliśmy przytomność. Zaraz ktoś z panem porozmawia – zaczęła sprawdzać kroplówkę. Ray i Jerycho
Wyszli z parku i szybkim krokiem przeszli na drugą stronę ulicy. Szczęściem nie stanął im na drodze żaden samarytanin. I chyba nikt nie zadzwonił po gliny bo nigdzie blisko nie odezwała się syrena.
W końcu dotarli na miejsce i weszli do „kliniki”.
- Masz szczęście, kula omsknęła się po czaszce. I jakimś cudem wstrząsu mózgu też nie masz. – Doktor skończył opatrywać ciężej rannego Raya i zabrał się za Jerycho. – Hmm, ty też masz fart. Trochę szycia i będziesz jak nowy.
Po jakimś czasie złożył narzędzia i ściągnął gumowe rękawiczki.
- No to teraz czas się rozliczyć. Po znajomości wezmę po 500 od łebka. A to w promocji – rzucił Rayowi fiolkę tabletek przeciwbólowych – Nie bierz więcej niż trzy w ciągu godziny. |