Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 12:42   #20
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ciągnięcie Jorgena Kloeba przez las nie było czynnością zbyt łatwą, szczególnie, że młody Johannes więcej przeszkadzał niż pomagał. Co rusz cała trójka wpadała w jakiś wykrot lub dziurę, ktoś potykał się o korzeń lub zahaczał o zwisającą nisko gałąź. Khadlin klął, mały Johannes płakał i smarkał, a Jorgen syczał z bólu i na przemian uspokajał syna i krasnoluda.

W końcu cały mokry od potu i sapiący niczym miech kowalski, Khadlin stanął na trakcie. Udało im się wyjść na drogę mniej więcej w tym samym miejscu, z którego rozpoczęli z Jorgenem pogoń za goblinami. Gościniec był pusty, Anniki ani jej śladów nie było widać.
- Miejmy nadzieję, że dziewczynce się udało - wyjęczał Jorgen, leżący na poboczu. - Dalej nie dam już rady...

Powoli zapadał zmrok, a pomoc nie nadciągała. Obaj Kloebowie przytuleni do siebie trzęśli się z zimna, a krasnolud chodził po trakcie tam i z powrotem, starając się przebić wzrokiem gęstniejącą ciemność. Wyglądało na to, że Annika nie dotarła do zajazdu, a on ugrzązł tutaj z tymi dwoma jękołami na dobre. Nagle zdało mu się, że słyszy jakieś odgłosy. Na początku niewyraźne i przytłumione przez mgłę, nasilały się z każdą chwilą. Po chwili mógł rozpoznać stukot kopyt na gościńcu i rozmowę. Jeźdźcy nadjeżdżali jednak nie od strony karczmy, a z Wurtzen. Krasnolud szybko wskoczył w krzaki i przyglądał się konnym, jacy wyłonili się z mroku.

- Na Sigmara, pomocy... - wyjęczał Jorgen, wyrwany z niespokojnego snu. Zawtórował mu płacz Johannesa. Dwaj konni zatrzymali się kilka metrów od skrytego w gąszczu krasnoluda. Obaj ubrani byli w ciemnozielone stroje z żółtymi wyłogami. Obaj mieli groźnie wyglądające pistolety i długie miecze.
- Kto tam jest? - krzyknął jeden z jeźdźców, wyciągając broń z olstrów i mierząc w krzaki. - W imię Ulryka, gadać mi, ale już!
- Pomóżcie, umieram... - jęczał ranny. - Me miano Jorgen Kloebe z Wurtzen....
- Wyłazić na drogę! Wszyscy! - warknął niezbyt przekonany jeździec. Wraz z towarzyszem nadal celowali w krzaki. - Pokażcie swoje gęby!
 
xeper jest offline