Sekundy wlekły się jedna po drugiej, kiedy Sarai, trzymając za rękę Lilianę, czekała na windę. Całe życie przed oczami jej przelatywało, a nie było tego jeszcze tak dużo. Nie zrobiła nic porywającego, nie miała czego tak naprawdę wspominać. Przerwało jej nadjechanie windy i ostry ból w ramieniu. Oberwała pociskiem z karabinu, ale nie poważnie. Musnął ją.
Nie poważnie, do jasnej cholery, a bolało tak, jakby ręka miała jej odpaść. Ale zachowała swoje życie. Wepchnęła Lilianę do windy i nacisnęła przycisk na dziewiąte piętro. Potem osunęła się oparta o ścianę i złapała za bolące ramię. Ból powodował, że prawie ją zaćmiewało, ale starała się jakoś zebrać swoje myśli, zebrać się do kupy, żeby uratować i siebie i Lilianę.
Po kilku słowach zamienionych z przerażoną dziewczyną, Sarai uznała, że najlepiej będzie zmylić trop, podjechać na kilka pięter i się na którymś schować, jednocześnie wysiadając na dziewiątym. Nie wiedziała, czy to coś da, ale może… Z drugiej strony pomyślała, że to jest głupie. Gdyby nie miała Liliany, mogłaby otworzyć drzwiczki na górze windy i gdyby tylko nie wjechała na ostatnie piętro, gdzie pewnie zostałaby rozkwaszona jak naleśnik, mogłaby zjechać na parter i zobaczyć czy uda jej się wyjść. No ale trudno, nie zrobi tego teraz.
Na dziewiątym piętrze wyszła z windy, nacisnęła przycisk stop i swoją torbą, pełną rzeczy z magazynu, zabezpieczyła drzwi przed zamknięciem. Następnie zaczęła pukać po kolei do drzwi, prosząc o pomoc, o ukrycie, wspominając, że ludzie na dole mają rozkaz, żeby zabić wszystkich i że trzeba znaleźć sposób, żeby się wydostać, ale bez paniki. |