|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
19-04-2011, 19:48 | #11 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Schody... Liliana zawsze miała z nimi problemy. Różna wysokość stopni, ich szerokość, nagły koniec. Nie mogła jednak pozwolić sobie na słabość. Tym razem musiała stanąć na wysokości zadania bo jak nie... Chciała jeszcze usłyszeć Michaela. Móc pośmiać się z jego kiepskich dowcipów. Zagrać w dźwięki i zapachy... Aby tego dokonać musiała przeżyć, a jej jedyną szansą była dłoń Sarai prowadząca ją przez mrok. Chwyciła więc dłoń dziewczyny i kurczowo się jej uchwyciła. Wierzyła, a przynajmniej bardzo chciała wierzyć w to, że ta jej nie zostawi by ratować własne życie. Oprawcy byli tuż za nimi. Wyczulony słuch Liliany wyłapywał ich kroki gdzieś poniżej. Dla nich, ona i ta grupka osób, która wyrwała się z rzezi w sklepie, byli tylko zwierzętami. Czy jednak tylko dla nich? Czy dla całego rządu tego państwa byli czymkolwiek więcej niż królikami doświadczalnymi? Mogli próbować żyć normalnie, udawać, że to wszystko przeminie i że nie prawda. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli tylko zwierzętami, napromieniowanym mięsem, nikim... Zanurzona w przypływie realizmu nie od razu zauważyła, że jej przewodniczka zwolniła, a po chwili całkiem przystanęła. Nim zdążyła się z nią zderzyć, ponownie ruszyła. Tędy? Tylko gdzie było to tędy? Potknęła się gdy jej nieco za wysoko uniesiona stopa nie natrafiła na spodziewany stopień. Pojawiła się irytacja. Czy nie mogła tego również powiedzieć? Gniew podobno był dobrym motywatorem do działania, tylko że Lilianę uczono czegoś innego. Gniew sprowadzał destrukcję i powodował błędy, których człowiek pozbawiony owej zgubnej iskry, mógłby uniknąć. Tylko, że mądre słowa nauczyciela brzmiały rozsądnie w czterech ścianach bezpiecznej, cywilizowanej uczelni. Teraz jedynie wprowadzały zament. Słowa o znalezieniu się na ostatnim pietrze zabrzmiały niepokojąco ostatecznie. Czy w tym budynku było wyjście awaryjne? - Nie na ostatnie... Zauważą - udało się jej powiedzieć między jednym, a drugim wdechem. Nie była atletą, była artystką! Bieganie po schodach, magazynach, korytarzach i ostrzeliwanych sklepach to nie był jej żywioł. Świat doszczętnie zwariował, a Liliana miała nieprzyjemne uczucie, że aby przeżyć trzeba do niego dołączyć...
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |
19-04-2011, 21:25 | #12 |
Reputacja: 1 | Wybiegł zdenerwowany z magazynu. Byli dość blisko, głosy były bardzo wyraźne. Wyciągnął nóż z kieszeni, płynnym ruchem go otworzył i pognał, ile sił w górę bloku. Na pierwszym piętrze rzucił się w korytarz, widząc na końcu zabite okno. Obejrzał się za siebie. Leciały we trzy. ‘Kurwa, znowu balast’. Zżymał się w duchu, że nie zachował się jak ten skurwiel, i ich po prostu nie zostawił. No cóż, taka jego natura. Był zirytowany. Zdenerwowany. Wkurwiony. Lecz co mu pozostało, raczej nie wiele. Przypadł do okna, uderzył w niego barkiem, posypały się szkła, tnąc jego kurtkę i drapiąc skórę. No, tego wolał uniknąć ale co tam. Okazało się, że tylko blondyna pobiegła za nim, dwie inne dziewczyny gdzieś zginęły. Wyjrzał przez okno. Kurwa, ostre krzaki. No nic, trzeba skakać. Nagle blondyna zawołała go; znalazła otwarte drzwi. Puścił się z nią do środka, tam na balkon i rekonesans podłoża. Niezbyt wysoko, ziemia twarda, bez krzaków. Całkiem pewny skok. Nóż złożony powędrował do kieszeni. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Jak w liceum. 'Umiesz… Potrafisz…' Przeskoczył, przeplatając ręce na barierce i już był po drugiej stronie balkonu, nogami opierając się o gzyms, zaś rękami mocno trzymając balustrady. Jeszcze raz się odwrócił. Czysto. Głosy słychać coraz bliżej. Popatrzył na blondynę, puścił do niej oczko. Skoczył… W fazie wybicia jego ciało płynnie przekręciło się w lewo, tak iż ostatnie wybicie wykonywała już tylko jedna noga, on zaś leciał, jakby w zwolnionym tempie. Dłonie otwarte, ręce rozłożone nieco szerzej niż barki, zataczają delikatne kręgi. Nogi skurczone. Leciał. Bliżej ziemi nogi lekko wysunięte, lewa ręka lekko do przodu, bardziej zgięta, prawa cofnięta, przestaje wykonywać ruchy, głowa pochylona. Pierwszy kontakt z ziemią mają nogi. Częściowo ugięte wytracają część energii. Jej resztę wytracił w postaci przeturlania się po barku, przez plecy i prosto powrotem na nogi, robiąc krótkie trzy kroki do przodu. Zabieg ten skierował kierunek siły z prostopadłego do ziemi na równoległy, co pozwoliło mu bezpiecznie wylądować. Wstał, otrzepał się, pomachał do dziewczyny, aby skoczyła za nim. Ta jakoś przeszła przez balkon, zamknęła oczy i skoczyła w jego stronę… Kizuna, popraw post, bo z tego co widze poszło nie po Twoim planie :P Tzn, my we dwoje poszlismy przez balkon. |
20-04-2011, 09:38 | #13 |
Reputacja: 1 | Prypeć, 14 grudnia 2018 *** - Stać skurwiele! Krzyknęła jedna z trzech sylwetek, wysoka, charakterystyczna blondynka o kurtce rozpiętej na wysokości dekoltu i spiętych w kucyk jasnych włosach. Szybkim, wyćwiczonym ruchem zdjęła karabin z ramienia, zaraz za nią wbiegła kolejna dwójka przygotowana już do otwarcia ognia do zbiegów. Czas jakby zwolnił, jego bieg wydłużył się dla Sarai czekającej na windę, wydawało jej się, że każda sekunda ciągnie się niemiłosiernie, widziała jak dwójka postawnych brunetów wybiega na piętro, jak jeden celuje swoim kalashikovem w kierunku jej niewidomej koleżanki. Pozostała dwójka biegła już w stronę wspinającego się na okno Striena i dopadającej do niego Anastazji. Czy to wszystko miało się już skończyć? Tak szybko? W nie lepszej sytuacji znalazł się Alex, mężczyzna cichutko dobył z futerału swojego japońskiego miecza, klinga błysnęła w bladym świetle oferowanym przez znajdujące się na końcu korytarzy lufciki. Brunet miał tylko jedną szansę, zdawał sobie sprawę z tego, że katana może nie pokonać kevlarowej kamizelki, musiał więc celować w głowę i szyję. Pospieszne kroki zbliżały się coraz bardziej, w przejściu mignął mu młodzieniec, na oko dwudziestolatek o posieczonej bliznami twarzy i ciemnymi włosami spiętymi w kucyk. Właściwie to tyle udało się zarejestrować miecznikowi zanim wystartował do swojego celu. Szybkim, wyćwiczonym podczas pobytu w Japonii ruchem uderzył ukośnie od dołu, ostrze przeszyło powietrze, napotykając na skórę. Ta jednak nie sprawiała żadnego oporu, w ułamku sekundy głowa Rosjanina oddzieliła się od reszty ciała, to ostatnie w fali konwulsji upadło na ziemię, z trzymanego w dłoni karabinu poleciał grad pocisków dziurawiąc betonowe ściany i wzniecając chmurę kurzu i tynku, co Alexowi było wybitnie na rękę. Przeturlał się przez drzwi, przeskakując nad bezgłowym ciałem, zgarnął porzucone na ziemi noże i zwiększył dystans, w międzyczasie wyskoczył drugi. Ten w odróżnieniu od pierwszego był wysoki, łysy i znacznie umięśniony, trzymany w rękach karabin wydawał się w porównaniu do jego postury zabawką. - Wasyyyl! Chodź tutaaj! Mamy trupaa! Wydarł się na cały głos, akcentując swoje zawołanie serią z kalashnikova. Alex w ostatniej chwili zniknął za zakrętem wyrzucając w trakcie półobrotu jeden z kuchennych noży zebranych wcześniej z kuchni. Świst ostrza skontrował się z pędzącymi kulami niszczącymi ściany i całkowicie ograniczające tynkiem i kurzem widoczność. Schowany za rogiem nożownik usłyszał tylko głośne westchnięcie i kolejny krzyk. - Wasyyyl! Chodź tu kurwa, dostałem! Alex musiał mieć widocznie dzisiaj swój szczęśliwy dzień, zaś kamizelki kuloodporne bojówek musiały należeć do tych gorszej jakości, nie wzmacnianych korundem skoro nóż przechodził przez nie tak łatwo. Mężczyzna miał kilka sekund na działanie, zanim zbiegnie na dół ten trzeci, chmura kurzu powoli opadała z powrotem na ziemię, on mógł teraz szybko coś wymyślić, w gruncie rzeczy sam nie wierzył, że wszystko co założył się powiodło. Jego ręce ciągle drżały, o włos tylko uratował się przed serią z karabinu, a niewątpliwie zaraz zleci tutaj reszta. - Aleks, Oleg, Nina! Do mnie kurwa! Mika dostał, złaźcie szybko na dół! Wydarł się ten plasujący się na lidera z góry, słychać było jego szybkie kroki, kiedy zbiegał po schodach. Sarai wydawało się, że winda już nigdy nie przyjedzie gdy ujrzała w prostokątnym okienku światło. Czym prędzej otwarła drzwi, wpychając do środka Lilianę i wskakując do środka, za jej plecami rozległ się odgłos kolejnej serii z karabinu, zamykając za sobą drzwi poczuła lekkie ukłucie, nacisnęła przycisk dziewiątego piętra i oparła się o ścianę. Chwilowo była bezpieczna, złapała się za prawie ramię, całe szczęście było to tylko draśnięcie, aż strach pomyśleć, że kilka centymetrów dalej i jej przygoda mogła się skończyć tu i teraz. Ruda oddychała ciężko, Liliana mimo że nie widziała co się stało, po samym przyspieszonym oddechu nowej koleżanki mogła domyślić się, że coś niedobrego miało miejsce. W międzyczasie Anastazja i Strien walczyli o życie, z dołu usłyszeli krzyk nawołujący karabinierów do szybkiego zejścia na dół. Coś się stało, Alex musiał rozrabiać na dole, zapewne nieświadomie dając im czas na ucieczkę. Wbrew założeniom dwójki, blondynka nie znalazła balkonu i otwartych drzwi, a tym bardziej nie krzyknęła o tym do Kamratova, gdyż była niema. Brunet nie musiał zastanawiać się dwa razy, widząc jak w czasie, w którym dwójka napastników zbiega na dół, trzecia członkini komanda przeładowuje karabin. Zeskoczył na dół, prosto w krzaki, zaraz za nim ‘wyfrunęła’ w akompaniamencie roztrzaskiwanego szkła, tynku i okiennic Anastazja ścigana przez pociski. Dziewczyna praktycznie zleciała na Striena, przygniatając go do ziemi, czym prędzej wstali i schowali się za znajdujące się niedaleko śmietniki, ale nikt ich już nie ścigał, widać wszyscy zbiegli na dół. Blondynka wstała, jednak dopiero wtedy poczuła ból w prawym ramieniu, ból promieniował na przedramię i klatkę piersiową. Ręka wisiała bezwładnie, sparaliżowana bólem z tkwiącego w niej naboju, z rany powoli sączyła się krew, musiała dostać w trakcie wyskoku, ale dopiero teraz, kiedy adrenalina opadła, to odczuła. Mimo wszystko teraz nikt ich nie ścigał, mogli spokojnie obmyślić co dalej, Anastazja wymagała przynajmniej zatamowania krwi, a najlepiej usunięcia pocisku z którego mogło się wdać zakażenie. Pozostawała jeszcze kwestia tego, że Liliana i Sarai wskoczyły do windy, bo o Alexa raczej nikt się nie martwił... To po kolei, Zeliel nie wiem jak to zrobiłeś, ale moje k100 chyba Cię polubiły. Kizuna, nie godmoduj proszę otoczenia i innych graczy... |
25-04-2011, 19:13 | #14 |
Reputacja: 1 | Zacisnęła zęby. No wspaniale, po prostu wspaniale. Uśmiechnęła się do towarzysza, w jakiejś krzywej parodii uśmiechu. Rana krwawiła, mniejszy pikuś. Rana bolała, cholernie większy pikuś! Spojrzała na nią i skrzywiła się. Nie znosiła czegoś takiego jak gmeranie w jej ciele. Igły jakoś przetrzymywała, ale skalpele czy igły to już przesada. A ten pocisk utkwił w jej ręce. I to był problem, spory problem. Oczywiście musiała zwrócić się z prośbą o pomoc do chłopaka. I tutaj pojawiał się problem. No jak mu do powiedzieć? Mogła jedynie spojrzeć na niego, a następnie sugestywnie spojrzeć na ranę. Oby zrozumiał to przesłanie. Jeśli ma czym i może to zrobić to dobrze byłoby wyjąć kulę. Ostrożnie i spokojnie, by nie zadać sobie więcej bólu, starała się zdjąć rękaw swojej kurtki. To było na pewno niezbyt przyjemne, nawet nie starała się ukryć bólu czy napływających do oczu łez. W każdym razie, jeśli to karkołomne zadanie się powiedzie, owijała rękaw kurtki dookoła ręki, w miejscu gdzie była rana. Przeciągała rękaw pod pętlą i łapiąc rękaw w żeby, a dłoń zaciskając na ramieniu Striena, pociągała głową w bok, by zacisnąć improwizowaną opaskę uciskową. Cholera, cholera, cholera... Nie godmoduje, napisałam plan na google doc i spytałam się czy ktoś ma inny plan. Jako, że odzew był powalający to stwierdziłam, że jednak działamy wg tego planu. A, że wyszło jak wyszło... w każdym razie sorry za tak długi brak odezwy, ale nie zauważyłam drugiej strony o.o |
25-04-2011, 20:31 | #15 |
Reputacja: 1 | Miał zamiar skoczyć z gracją i wylądować technicznie, aby odebrać dziewczynę za nim i uciec. Zdążył wylądować, spadł na niego jakiś worek ze smalcem. Zebrał się z ziemi, zrzucił worek, który okazał się być postrzeloną Anastazją, która spadła prosto na Striena. Ledwo przytomna. Pomógł jej dojść za siebie, po czym zbiegli za śmietniki. Tam Strien pozwolił sobie złapać oddech. Wtedy zauważył, jak poważny jest postrzał. Momentalnie przypadł do niej obserwując rękę. -Utknęła w środku. Mogę spróbować wyjąć ją nożem, ale to może być niewyobrażalny ból. Co Ty na to? – Popatrzył na nią, ta jednak milczała i znacząco kierowała wzrok na rękę. ‘Co jest, z bólu zaniemówiła?’ Pomyślał i zabrał się do ogrzewania zapalniczką noża, aby wypalić z metalu zarazki. W tym czasie obserwował zabiegi dziewczyny mające na celu tamowanie krwi. W pewnej chwili wyjął chusteczki i otarł nóż z sadzy. Następnie podał paczkę chusteczek Anastazji i powiedział: -Włóż to do ust i zaciśnij, będzie mocno boleć. I zaczął operować nożem, aby jak najszybciej i z jak najmniejszą szkodą wyjąć nabój z jej ramienia… |
26-04-2011, 14:01 | #16 |
Reputacja: 1 | Sekundy wlekły się jedna po drugiej, kiedy Sarai, trzymając za rękę Lilianę, czekała na windę. Całe życie przed oczami jej przelatywało, a nie było tego jeszcze tak dużo. Nie zrobiła nic porywającego, nie miała czego tak naprawdę wspominać. Przerwało jej nadjechanie windy i ostry ból w ramieniu. Oberwała pociskiem z karabinu, ale nie poważnie. Musnął ją. Nie poważnie, do jasnej cholery, a bolało tak, jakby ręka miała jej odpaść. Ale zachowała swoje życie. Wepchnęła Lilianę do windy i nacisnęła przycisk na dziewiąte piętro. Potem osunęła się oparta o ścianę i złapała za bolące ramię. Ból powodował, że prawie ją zaćmiewało, ale starała się jakoś zebrać swoje myśli, zebrać się do kupy, żeby uratować i siebie i Lilianę. Po kilku słowach zamienionych z przerażoną dziewczyną, Sarai uznała, że najlepiej będzie zmylić trop, podjechać na kilka pięter i się na którymś schować, jednocześnie wysiadając na dziewiątym. Nie wiedziała, czy to coś da, ale może… Z drugiej strony pomyślała, że to jest głupie. Gdyby nie miała Liliany, mogłaby otworzyć drzwiczki na górze windy i gdyby tylko nie wjechała na ostatnie piętro, gdzie pewnie zostałaby rozkwaszona jak naleśnik, mogłaby zjechać na parter i zobaczyć czy uda jej się wyjść. No ale trudno, nie zrobi tego teraz. Na dziewiątym piętrze wyszła z windy, nacisnęła przycisk stop i swoją torbą, pełną rzeczy z magazynu, zabezpieczyła drzwi przed zamknięciem. Następnie zaczęła pukać po kolei do drzwi, prosząc o pomoc, o ukrycie, wspominając, że ludzie na dole mają rozkaz, żeby zabić wszystkich i że trzeba znaleźć sposób, żeby się wydostać, ale bez paniki. |
26-04-2011, 14:41 | #17 |
Reputacja: 1 | Wszystko szło tak jak zaplanował, dobył miecza i wykonał ukośne cięcie. Głowa poleciała ciało zaczęło się motać w objęciach śmierci wzniecając tumany kurzu pośmiertną serią z kałacha. Wszystko co działo się później było przepełnione zbyt wysokim poziomem adrenaliny we krwi. Czarnowłosy rzucił się przed siebie, chwycił noże kuchenne, które specjalnie ułożył w tamtym miejscu i skierował się w stronę najbliższego korytarza. W trakcie znikania w ciemnym zaułku rzucił za siebie nóż, który o dziwo przebił się przez kamizelkę. *o jasna cholera, mam dzisiaj jedno szczęście w nieszczęściu za drugim* pomyślał po usłyszeniu słów przeciwnika, który został ugodzony nożem, nożem jasna cholera?! Sam nie mógł uwierzyć, że mu się udało. Pozostały mu 3 noże, Katana, skrzypce, bandaże, zapalniczka i jakieś proszki na ból głowy. McGuyver z niego nie był więc postanowił, że zaryzykuje. Rzucił pozostałe 3 noże w stronę rannego, miał nadzieje, że dzięki kurzowi przeciwnik nie zauważy lecących ostrzy i zostanie ugodzony chociaż jednym z nich tak żeby zmusiło go to wystrzelenia kolejnej serii po ścianach, tak żeby wznieciło to kolejne tumany kurzu i dało mu choć kilkanaście sekund więcej na ucieczkę. Miał coraz mniej czasu, a przeciwnicy się mnożyli. Mnożyli jak pierdoleni Żydzi. Po rzutach nożami automatycznie wystrzelił przed siebie, biegnąc w stronę końca korytarza myślał tylko o jednym. Wywarzyć ostatnie drzwi i się tam zaczaić. Jak uda mu się chociaż jednego więcej ubić to będzie dobrze. I chociaż taka gimnastyka nie służyła ranie na jego plecach to nie miał wyboru. Jeszcze w trakcie biegu próbował zdjąć płaszcz, który po wyłamaniu drzwi miał robić za zmyłkę. Jak tylko usłyszy przeciwników blisko drzwi które wywarzył płaszcz pofrunąć miał w na przeciwną stronę pomieszczenia aby ich zmylić dając mu kilka cennych sekund na dobycie miecza ukryciu się w cieniu pomieszczenia tak aby może jakimś cudem uniknąć serii z karabinów, tak aby w jakiś sposób zaskoczyć chociaż jednego przeciwnika poderżnąć mu gardło, wykorzystać go jako tarcze i może w jakiś sposób użyć jego broni na przeciwnikach. Plan godzien szaleńca, ale kimże w tej chwili mógł być Alex? Rzucił się na komando uzbrojone po zęby. Już to, że zabił jednego i zranił drugiego było cudem. Co prawda w Japonii musiał się rozprawiać z gorszymi śmieciami, ale tam miał chociaż czym walczyć, a tu nie bardzo. Miał nadzieje, że chociaż część z przeciwnikiem jako tarczą wypali. |
26-04-2011, 23:27 | #18 |
Reputacja: 1 | Prypeć, 14 grudnia 2018 *** Strien i Anastazja mieli chwilę wolnego, robiący w piwnicy zamieszanie Alex skutecznie odwrócił uwagę zarówno od nich, jak i od dwóch dziewczyn uciekających windą. To była zdecydowanie dobra wiadomość, siedzieli za śmietnikami ukryci przed wzrokiem postronnych, wiadomość zła natomiast była taka, że blondynka krwawiła od kuli tkwiącej w ramieniu. Jej towarzysz zaś uznając, że technikum to dostateczne miejsce by zdobyć kwalifikacje lekarza, postanowił SAM wydłubać nabój. Rozgrzanym nożem. Bez znieczulenia. O żesz ja pierdolę, sam bym na to nie wpadł. Nie żeby w Prypeciu był szpital. Tak czy siak, skoncentrowany brunet polecił dziewczynie, żeby włożyła sobie chusteczki do ust mające jakoś zatamować jej krzyk albo coś. Po przygotowaniach, sam w to nie wierzę, przystawił ostrze do skóry kobiety. Anastazja nie czuła gorąca, czuła cholerny ból uszkadzanych jeszcze bardziej tkanek, odruchowo odwracała wzrok od czegoś, co chwilę temu było małą, okrągłą i niezbyt krwawiącą ranką. Teraz we krwi miała całe ramię i część kurtki, rana zaś niebezpiecznie zwiększyła średnicę, chciała krzyczeć ale wiedziała, że nie może, złapała Striena za włosy ściskając ile fabryka dała, ale to też jej nie pomagało. Po kilku minutach zabawy w chirurga młody lekarz-amator trzymał w palcach niewielki nabój, Anastazja zaś chyba nie chcąc psuć sobie nadziei, że będzie dobrze nie patrzała na rękę. Czuła, że będzie blizna i to duża, Strien zaś spostrzegł że jego operacja nie poszła do końca tak, jak mu się to uwidziało. Szybko zdał sobie sprawę, że będzie źle jeżeli nie odstawi blondynki do szpitala, straciła dużo krwi, a rana nawet zabandażowana, dalej obficie krwawiła. Sarai i Liliana myślami popędzały dźwig jadący ku górze. Obie chciały mieć to już za sobą, chciały uciec z tego horroru chociaż wiedziały, że to tylko kwestia dni. Sweter rudej nabierał coraz bardziej barwy szkarłatu, po lekkim uwieraniu czuła ona jednak, że krew powoli krzepnie. Winda dojechała na dziewiąte, Sarai zablokowała drzwi i wyszła, prowadząc niewidomą koleżankę za sobą i waląc do wszystkich drzwi po kolei. Nikt nie otwierał, kto słyszał strzały wolał nie ryzykować, ale powszechna znieczulica w takich czasach chyba nikogo nie dziwiła? Ludzie woleli bronić rodzinę niż pomagać obcym, a wiadomo że jeżeli ktoś się nie znajdzie, zacznie się przeszukiwanie domów. Z tym bywało jednak różnie bo bezkarni zwyrole czasami coś zabrali, czasami nawet tym czymś było dziewictwo młodszej córki, a tego nikt nie chciał. Może nawet ktoś chciał pomóc, ale cena była zbyt wysoka. Zrozpaczona Sarai oparła się o ścianę, nie wiedząc co robić, dodatkowym obciążeniem była niewidoma Liliana. Przez chwilę pomyślała, że żadne z nich nie wyjdzie z tego budynku całe, bo jak? Myślenie studentki przerwał odgłos tłuczonego szkła, obie kobiety podskoczyły jakby zobaczyły ducha. Coś potłukło się za rogiem, rozsądek kazał uciekać, ale może ktoś zdecydował się im pomóc? Ciekawość rudej wzięła chwilowo górę nad rozsądkiem. Adrenalina? Być może, bo takie zachowanie zupełnie do żydówki nie pasowało. Wychyliła się za róg i zamarła, szybko pobiegła do Liliany, złapała ją za rękę i wróciła z powrotem do dziwnego znaleziska. Oparty o ścianę siedział Alex, był cały brudny od pyłu i kurzu, oddychał ciężko, Sarai nadaremno próbowała wyłowić wzrokiem szklanych odłamków, ale takowych nigdzie nie było. Odsunęła się widząc koło tajemniczego mężczyzny samurajski miecz, spostrzegła jednak coś gorszego. Brzuch, mniej więcej sześć centymetrów na prawo od pępka, koszula nieznajomego nabierała koloru czerwieni. Skrzypek dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, dlaczego nie mógł się podnieść tam w piwnicy, musiał dostać zaraz po rzucie nożem, ale dlaczego do cholery on jeszcze żył? To jest stan ten mógł się szybko zmienić, ale przecież powinien dopełnić żywota tam na dole, a teraz leżał w jakimś korytarzu, obok tej rudej którą potrącił w sklepie. - Wynoście się stąd! Co to kurwa było!? Wiejemy, wychodź kurwa szybciej! Z dołu słychać było aż nazbyt znajomy głos jednego z oprawców, coś co się stało na dole, musiało ich mocno wystraszyć, czego nie wiedział Alex?
__________________ - Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD. - Oh... Sorry about that... - I killed HIM :3! |
27-04-2011, 19:54 | #19 |
Reputacja: 1 | Upływający czas zwolnił tempa, wszystko działo się jak „bullet time” rodem z Maxa Payna. Czarnowłosy wychylił się, rzucił nożami, odskoczył i w akompaniamencie gradu kul wystrzelonych z kałasznikowa pochwycił miecz. Ruszył przed siebie, adrenalina w nim buzowała, a jej poziom wzrastał z każdą sekundą. Wszystko zaczynało się zamazywać, korytarz robił się nad wyraz długi, a Alex chciał dobiec do końca, schować się gdzieś na końcu i chociaż jednego więcej ze sobą zabrać do piachu. Pęd biegu dostarczył mu wystarczająco dużo energii aby zdewastować drewniane drzwi znajdujące się przed nim. Był jednak zbyt rozpędzony i wpadł na co tylko wpaść mógł, wyliczając po kolei: rower, jakieś klamoty i inne pierdoły. Odruchowo oczywiście chciał się złapać czegoś co pozwoli mu utrzymać równowagę, ale półka z wekami i innymi przetworami sprawiła mu więcej zawodu niż jego ogarnianie języka rosyjskiego. Wszystko po prostu się załamało, przetwory spadły na czarnowłosego i rozbiegł się po okolicy smród kiszonych ogórków i nie tylko. Muzyk cenił je sobie za to, że jak się ich nawpierdalał to lżej mu się wymiotowało na kacu, ale teraz zdecydowanie je nienawidził. Próbował się podnieść, ale nie miał siły, próbował ale nie potrafił nic zrobić. Nie mógł teraz sobie wybaczyć, że nie pomyślał wcześniej o próbie dogadania się. Wszakże pieniądze, dobra partia kart i trochę wódki w większości wypadków pomagała rozwikłać chociaż część problemów. Jakby się udało, to może teraz miałby kałacha i mógłby rozpracować tych debili od środka, a tak skończył w zapyziałej piwnicy, cały w ogórkach i z przekonaniem, że Ci którzy stoją w drzwiach zaraz go zatłuką. Wszystko zaczęło ciemnieć, już widział swoją śmierć. Parę chwil później, nie wiedząc dlaczego w akompaniamencie tłuczonego szkła pojawił się gdzieś indziej, nie wiedział gdzie, ale żył chociaż chyba już nie długo, mimo adrenaliny w końcu zaczął odczuwać ból. Najwyraźniej seria z kałacha jednak go dosięgła. Krwawił i to obficie, ale to co go najbardziej dziwiło to widok rudej baby w swetrze, tej samej, którą wcześniej wmontował w podłoże, przylazła razem z tą drugą. Najbardziej było mu właśnie to potrzebne, w obliczu śmierci ujrzał dwie panny, które prędzej by uchlał i wykorzystał niż zamienił z nimi normalnie kilka zdań, nie wspominając już o prośbie, o pomoc. Nie miał jednak wyboru. Głosy z dołu utwierdziły go tylko w przekonaniu, że coś się stało, a tym kimś, kto to coś wywołał był on, ale teraz nie wiedział w jaki sposób i co się wydarzyło. Po prostu wiedział, że komando ucieka. Miał choć chwilę spokoju. -Jak możesz to w jakiś sposób spróbuj mnie uratować. Jak przeżyje to bądź pewna, że spłacę ten dług. powiedział swoim łamanym rosyjskim próbując tamować ranę bandażem wyciągniętym z kieszeni. Została mu już tylko jedna rolka. Może jakby mu się udało przeżyć to kiedyś uzupełniłby zapasy, ale teraz nie czas na planowanie przyszłości… |
30-04-2011, 12:25 | #20 |
Reputacja: 1 | Sarai była nieco przerażona całą sytuacją. Nikt, do kogo pukała, dzwoniła nie otworzył. Może usłyszeli coś, co się działo na dole, z drugiej strony nie wiedziała, jak dźwięk niesie się w takim budynku. Musiała założyć, że ludzie bali się. Z drugiej strony nie otwieranie drzwi było dość często powodem, dla których bandyci wtargali do domu. Bo się wkurzyli. Jak się im otwierało, zwykle aż tyle problemów nie sprawiali. No i drzwi razem z zamkiem pozostawały całe. Zakładając, że i tak wejdą, po ich wyjściu zostanie chociaż trochę tej normalności w postaci drzwi. Zrezygnowała z pukania i oparła się o ścianę. Łzy nachodziły jej do oczu, panikowała. Naprawdę nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Liliana była obok, na dole ludzie z kałachami, a ona zamknięta na górze, bez możliwości ucieczki. Dlaczego wszystko, co złe, trafiało się właśnie jej? Nagle usłyszała jakiś łomot za rogiem korytarza. Nie była pewna, co to mogło być, prawdopodobnie coś niebezpiecznego, ale być może możliwość ich ratunku, dlatego musiała iść zobaczyć. Nie była osobą odważną, ale teraz… nie miała innej możliwości, prawda? Nie mogła ot tak, po prostu tu stać. Kiedy doszła i zobaczyła co tam jest, sama nie wierzyła własnym oczom. Ten chłopak poszedł gdzie indziej! Nie mógł być tutaj! Nie mógł! Chciała się wycofać, zamknąć oczy, spowodować, że osobnik zniknie, ale zobaczyła nasiąkniętą krwią koszulę chłopaka. Następnie jej wzrok przykuł samurajski miecz, zupełnie jak na starych filmach, ale otrząsnęła się. Nie był to czas na myślenie i analizowanie. Trzeba było mu pomóc. - Nic nie mów. Uciskaj ranę! - odpowiedziała płynnie po rosyjsku, kiedy ten prosił o pomoc. Oczywiście, nie mógł poprosić normalnie, musiał od razu oferować coś w zamian. Jego stan był poważny, on był cały brudny. Musiała coś zrobić, chociaż nie była w tym najlepsza. Znaczy, pracowała w szpitalu jako wolontariuszka, ale do cholery, była fizykiem jądrowym. To, że widziała kilka zabiegów, nie znaczyło, że potrafi uratować komuś życie. Ale musiała spróbować. Natychmiast zostawiła go i pobiegła do torby, gdzie wcisnęła butelkę spirytusu, jeszcze przed paniczną ucieczką. Nie miała więcej, jeśli chodzi o środki do opatrywania. Musieli znaleźć się w szpitalu, ale należało udzielić pierwszej pomocy. Wróciła po chwili. Złapała jego koszulę i odsłoniła brzuch, gdzie była rana. Było tam cholernie dużo krwi, nie sadziła, że chłopak może przeżyć. Sekundy znów były godzinami, a ona miała krew na rękach - nie raz to widziała, ale nie uczestniczyła nigdy w akcji. Ona była od roznoszenia jedzenia, przynoszenia leków, przebierania. Odsunęła jego rękę i polała ranę i okolice jej alkoholem. To musiało boleć i to naprawdę. Ale nie było innego wyjścia. Tym jedynym bandażem owinęła ranę wokół i zacisnęła bardzo mocno. Czuła, że lepiej byłoby jakby kiedykolwiek przeszła kurs pierwszej pomocy. - Nie ma wyjścia, muszę zaprowadzić cię do szpitala - powiedziała. - Mam nadzieję, że nie wda się zakażenie, a nikt tu nie chce nam pomóc… Jedną ręką obejmij mnie, drugą uciskaj ranę. Mocno. Jeśli dotrzemy do szpitala, przeżyjesz. Ja i tak nic więcej tutaj nie mogę zrobić. Spróbowała mu pomóc wstać i zaprowadzić do windy, mówiąc Lilianie, żeby szła za nimi. Ostatnio edytowane przez asiootus : 30-04-2011 o 12:34. |
| |