Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 15:42   #154
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tancerz spojrzał na miasteczko, czuł się dziwnie. Jego serce zaczęły przepełniać wątpliwości, czy dobrze zrobił, czy sobie poradzi? Z drugiej strony ta czarna mgła, ona miała przy nim czuwać, a Gentz czuł w głębi siebie że jest ona dobra. Chłopak powoli zaczął iść w stronę bramy miejskiej, owijając się skrzydłami niczym płaszczem. Nie zdematerializował ich bowiem nie mógł sobie przypomnieć co generał mówił o skrzydłach gdy tu przylecieli. Na twarz założył swą kolorową maskę. Niczym kolorowy upiór z lasu kroczył powoli przez śnieg w stronę miasta. Rozi opuściła worek i usiadła mu na ramieniu okrywając się różowymi piórami niczym pierzyną. Szajel czuł się słaby, zmęczony długim lotem i głodny, przynajmniej miał jeszcze trochę pieniędzy. Chłopak zaczął nucić pod nosem zmierzając do bramy miejskiej.
O ile lądowanie obyło się bez przykrości, o tyle gorzej było gdy stopy Szajela wkroczyły na teren miasteczka za bramą palisady. I chociaż za palisadą kryło się jeszcze trochę zaśnieżonego pola, to przebywało tam kilku odzianych w futro ludzi, którzy zatrzymali się na widok gościa. Trzech mężczyzn obróciło się, aby rzucić okiem na przybysza, a ich krzyki po chwili dotarły do dwóch kobiet, zmierzających w stronę schodów prowadzących do miasta. Te obróciły się zaalarmowane i piszcząc wniebogłosy ruszyły do miasta. Mężczyźni natomiast dobyli małe toporki do ścinania drzew, zwisające za ich pasami i ruszyli biegem w kierunku skrzydlatego, krzycząc przy tym słowa w niezrozumiałym dla Szajela języku.

Szajel spojrzał na biegnących ludzi, od razu było widać, że nie są przyjaźnie nastawieni. Młodzieniec westchnął i poprawił maskę na twarzy by zasłoniła nos, zaś rękawem przysłonił usta, szepcząc do Rozi.
- Kochanie możesz...?- kwiatek pisnął i przytaknął główką.
Po tym geście rozłożyła kwiatki i wypuściła w stronę biegnących chmurę usypiającego pyłku, zaś Szajel wraz z nią wzbił się w powietrze.
Niestety w tym momencie silny podmuch zimowego wiatru zwiał pyłek i osadził go na palisadzie, gdzie nikomu nie wyrządził krzywdy. Natomiast jeden z drwali rzucił swym lekkim toporkiem, obierając za cel skrzydlatego tancerza. Pech chciał, iż topór trafił tancerza, lecz zamiast wbić się w jego ciało, uderzył trzonkiem. Drwal zrezygnowany zaczął wygrażać Nieskończonemu rękoma, nie omieszkał się również splunąć na zaśnieżoną ziemię, Jego dwóch towarzyszy stanęło przy nim, aby obserwować ruchy Szajela.
Szajel pomasował miejsce ugodzone trzonkiem toporka. Nie chciał walczyć, nie widział sensu w walce z nieznanymi osobnikami, którzy byli tylko zwykłymi drwalami. A dokładniej nie widział do tej pory...
- Niech cierpią... zabijjj ich, niech zaznają cierpienia... - usłyszał w swej głowie cichy głosik.
Tancerz rozejrzał się dookoła przerażony, wszak nikogo tu nie było!
- Kim jesteś!? - krzyknął głośno. Nic jednak mu nie odpowiedziało, głos zniknął, jednak chęć zadania bólu osobnika pozostała. Chęć ta przemogła wszystko inne.
Szajel zapikował w dół i wylądował z gracją między trzema osobnikami. Przymknął oczy i mruknął cicho pod nosem.
- Tnąca aureola... poznajcie piękno sztuki. - po czym wyszarpnął swe sztylety i zakręcił się na piętach. wirował jak szalony, a z ostrzy wystrzelił okrąg tnącego powietrza, rozchodzący się wokół jego ciała by odciąć nogi jego “przeciwników”. W tym tez momencie uciekła chęć zadania bólu drwalom, jednak było już za późno by cofnąć atak.
Pierścień tnącego powietrza wydobył się z wirujących ostrzy i rozszedł się dookoła. Pierwszy z drwali, ten, który stał najbliżej, przyjął pełną siłę ataku i upadł na kolana, zachowując swoje nogi, drugi natomiast sparował cięcie trzonem topora, który uchronił go przed niechybną śmiercią, ale przy tym się rozpadł. Trzeci drwal rzucił się na ziemię i w ten sposób atak tancerza go nie dosiągł.

-Ja naprawdę nie wiem co mnie naszło by to zrobić... - zaczął tłumaczyć w łamanym wspólnym Szajel gestykulując przy tym. Czekał na ruch drwali jednocześnie gotowany by użyć lśnienia do obrony.
Człowiek zraniony tnącą aureolą wrzasnął z bólu, a jego kamraci zatoczyli się do tyłu. Ten, który wcześniej leżał na ziemi krzyknął coś w twardym języku ludzi i wskazał palcem schody prowadzące do miasta, znajdujące się za plecami tancerza. Otóż zbiegło po nich czterech mężczyzn, każdy mający na sobie zbroję kolczą, hełm zasłaniający pół twarzy, z otworami na oczy i czarną tunikę z wyszytym na środku godłem, przedstawiającym cztery, równej wielkości kule (złota, niebieska, fioletowa i zielona), otoczone okręgiem splecionych węży. Mężczyźni zatrzymali się 20 metrów za tancerzem, dwóch dobyło kusze, podczas gdy pozostała dwójka sięgnęła po swe długie miecze. Świsnęło powietrze i z naciągniętych kusz wystrzeliły dwa śmiertelnie niebezpieczne bełty. Tancerz obrócił się, lecz zbyt późno zdał sobie sprawę z zagrożenia. Jeden pocisk przeleciał tuż nad jego przedramiem, rozcinając delikatną skórę Nieskończonego, tworząc w ten sposób broczącą szkarłatem ranę. Drugi bełt wbił się w skrzydło Szajela. Młody Arlekin wrzasnął i opadł na kolana. Mężczyźni uzbrojeni w miecze ruszyli biegiem w kierunku rannego. Drwale na wkroczenie uzbrojonych wojów, zareagowali chwyceniem rannego towarzysza i ruszyli w kierunku miasta.
Szajel opadł na ziemię krzycząc z bólu. Spojrzał na swoje skrzydło, było przebite, jego skrzydło! Zacisnął pięści i z nienawiścią spojrzał na kusznika, głosik w głowie znowu dał o sobie znać.
- Nie można im tego darować.. o nie... zabij ich... niech cierpią! - i tym razem Szajel się z nim zgadzał.

Powstał i podskoczył do góry uderzając o sobie piętami i... zniknął. Baśniowa eskorta teleportowała go tuż za kusznika który go postrzelił, zaś motyle z elektryczności poleciały na szermierzy. Tancerz zaś chciał owinąć łanuch łączący jego sztylety dookoła szyi kusznika, po czym używając tańca “Nadejścia Wichury” utworzyć pod stopami słup powietrza który wzniesie go do góry... jednocześnie wieszając kusznika.
Manewr tancerza okazał się być idealnym kontratakiem. Biegnący zbrojni nie mieli nawet szansy, aby uniknąć skrzącej szarży motyli. Różowy rój magicznych owadów dopadł szermieży, wyzwalając na nich swą dewastującą moc. Różowe błyskawice tańczyły po ich zbrojach, tworząc pod nimi dotkliwe poparzenia, a nawet rany cięte. Mężczyźni opadli na ziemię w błyskach różowych wyładowań, zaś Szajel zaczął wcielać w życie kolejny etap swego planu. Oplótł szyję jednego z kuszników łańcuchem swych sztyletów, lecz jego towarzysz szybko dobył sztylet i rozciął bok skrzydlatego, przerywając rozpoczętą przez niego technikę. Podduszany wróg szarpał się i targał, aż w końcu tancerz musiał puścić go, aby uniknąć kolejnego ataku sztyletem.

Tancerz zakręcił się z gracją celując ostrzami swej broni prosto w twarz podduszonego kusznika.
- Wicher Guriona! - powiedział głośno swym melodyjnym głosem z jego sztyletów wystrzelił strumień tnącego powietrza, skierowany wprost na kusznika. Nie czekając długo podskoczył i obracając się posłał iskrę w stronę drugiego kusznika.
Tnący atak Pierwszego Wichru przeciął pancerz wroga i stworzył na jego plecach poziomą ranę. Trysnęła krew, kusznik zatoczył się do tylu. Tymczasem pocisk skrzącej elektryczności ugodził mężczyznę dzierżącego sztylet, posyłając go pięć metrów do tyłu. Porażony Iskrą człowiek upadl na plecy i drżał torturowany przez tańczące po jego ciele wyładowania elektryczne. Szajel opadł lekko na ziemię. Człowiek, który został wcześniej zraniony, zdążył wyjąć swoje krótkie ostrze i zaatakował tancerza. Gdy był tuż przed Szajelem, pchnął stalowym sztyletem, lecz zwinność tancerza umożliwiła mu unik i skuteczny kontratak. Ostrza Nieskończonego liznęły nie chronione boki wojownika, dotkliwie go raniąc. Człowiek przeklął tancerza i upadł na kolana.
Szajel spojrzał na kusznika smutnym spojrzeniem i bez słowa machnął sztyletem w celu podcięcia tamtemu gardła.
Na to tylko czekał! Zbrojny podniósł się szybko, lewą ręką odepchnął uzbrojone dłonie tancerza i zaatakował sztyletem. Nie docenił jednak zwinności skrzydlatego. Dzięki niebywałemu refleksowi i długiemu treningowi koordynacji ruchowej, Szajelowi udało się wykonać szereg manewrów, unikając rozcięcia przez stalowe ostrze przeciwnika. Na dodatek zdołał drasnąć mężczyznę kilka razy. Kiedy jednak Szajel był zajęty kusznikami, dwaj szermierze, których obezwładniły motyle Nieskończonego, wstali już na nogi i nadchodzili w kierunku walczących z obnażonymi mieczami.

Szajel wyprostował się i znużonym wzrokiem spojrzał po przeciwnikach.
- Jesteście męczący... - westchnął. -”Dla tego musicie cierpieć...”- dodał głosik w jego głowie. Szajel zaś obrócił się na pięcie niczym baletmistrz prezentujący swą sztukę. Piruet Zefira, chciał go użyć by wywołać dookoła siebie tornado, które porwie przeciwników lub zmusi do obrony, następnym krokiem miało być zejście do parteru i użycie tnącej aureoli.
Wraz z obrotami Szajela, zerwał się wokół niego wiatr, z każdą chwilą zyskujący na sile i prędkości. Ludzie zaalarmowani tym zjawiskiem stanęli w miejscu, zupełnie nieświadomi nadciągającego niebezpieczeństwa. Gdy zdali sobie sprawę z zagrożenie, było już za późno. Wir wiatru wybił w górę śnieg spoczywający na ziemi, a po kilku sekundach zyskał taką siłę, iż porwał z ziemi przeciwników tancerza. Mężczyźni z krzykiem wzlecieli kilka metrów nad ziemią, również ten sparaliżowany elektrycznym atakiem Arlekina. Gdy opadali na ziemię, przywitał ich atak, którego nie mogli uniknąć. Ostre niczym noże podmuchy Tnącej Aureoli zetknęły się z ich ciałami. Pancerze ludzi nie wytrzymały zetknięcia z ostrymi podmuchami. Trysnęła krew, a gdy ich ciała opadły na białą od śniegu ziemię, ta zabarwiła się krwawym szkarłatem.
Szajel wyprostował się ze smutnym wyrazem twarzy, nie chciał zabijać tych ludzi, mimo że coś wewnątrz niego chciało by to uczynił. Mimo to zwalczył to uczucie, i wydobył Rozi z swej torby.
- Kochanie, uśmierz ich ból usypiając ich, proszę. -szepnął, a kwiatek rozłożył płatki wypuszczając w stronę rannych usypiające zarodniki.
Pył opadł na ciała ludzi, i zadziałał natychmiast, zsyłając na nich głęboki sen. Walka była zakończona. Lecz nim tancerz schował broń, wyczuł olbrzymią manifestację energii. Gdy się obrócił, zauważył tylko rozmytą smugę, która ominęła go o włos i zatrzymała się kawałek przed nim. Szajel znów się obrócił i spojrzał w oczy nowego przeciwnika.


- Ta walka dobiegła końca. Teraz już śpij... - mężczyzna w białych włosach trzymał w dłoni sztylet, którego ostrze ociekało krwią. Nim różowowłosy zdążył otworzyć usta, poczuł ogromny ból i zmęczenie. Jego oczy same się zamknęły, a on opadł na ziemię bez przytomności, roztaczając wokół mokrą plamę czerwieni...

Podróż do krainy snów nie była jednak tancerzowi pisana, nie tym razem, jego umysł powędrował zupełnie gdzie indziej. Sztylety błysnęły delikatnym różowym światłem na śniegu, wszystko miało się zmienić. Wreszcie dusza mogła przemówić...

~*~

Szajel otworzył oczy i złapał łapczywie powietrze w płuca. Podniósł się z ziemi, na jego ciele nie było ran. Rozejrzał się, znajdował się w przedziwnym miejscu, na pewno nie był w Ludoni.


Różowa trawa otaczała go ze wszystkich stron, w oddali majaczył zamek stworzony z różowego kryształu, na niebie poruszał się ptak stworzony z dziwnego materiału w tym samym kolorze. Wszystko w koło falowało lekko, Szajel zaś powstał na nogi. Nigdy tu nie był, a snem ta rzeczywistość też nie była, zdawał sobie z tego sprawę. Gdy tak rozglądał się dokoła zobaczyła iż ktoś do niego zmierza. Różowa trawa przed osobnikiem więdła, zaś za nim wzrastała wysoko. Szedł powoli, a wraz z tym jak się zbliżał jego sylwetka robiła się coraz wyraźniejsza.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NdBHnd1gpQ4[/MEDIA]


Stworzenie było wzrostu Szajela, cała jego skóra była różowa, ubrany był zaś w dziwny biały zwiewny strój. Z głowy jak i ramion wyrastały mu ni to kolce ni to rogi, które czasem wiły się lub znikały na chwilę. Różowe błoniaste skrzydła miał złożone na plecach, zaś demoniczne dłonie obwiązane łańcuchem. Przywiązane były nim do potężnego metalowego klucza, z czaszką po jednej stronie. Oczy istoty zakrywały włosy.

Szajel nie czuł strachu, ten ktoś wywoływał u niego dziwne zaufanie. Tancerz ruszył przed siebie przedzierając się przez różowa trawę. Nie wiele czasu zajęło im podejście do siebie, stanęli twarzą w twarz. Arlekin uśmiechnął się do klucznika.
- Piękne miejsce, to twój dom? –zapytał demona.
- To nasz dom, Szajelu. –odpowiedziała równie miękkim głosem różowa istota.
Szajel spojrzał nań pytająco, a ta kontynuowała.
- Tak wiele lat milczałem, przez tyle czasu żyliśmy z dala od siebie, lecz teraz przyszedł czas byśmy w końcu się poznali. – istota obeszła tancerza i przejechała mu po karku owiniętą łańcuchem dłonią. – Miałem Cię chronić przed złem tego świata, jednak na naszej drodze stanęli naprawdę potężni przeciwnicy Szajelu, sam niczego nie zdziałam potrzebuje Ciebie a ty mnie.- mówiąc to pazur przejechał po policzku Szajela, by dziwnie ciepły.
- Kim więc jesteś? –zapytał się tancerz odwracając głowę w stronę swego rozmówcy.
- Jestem tobą, jestem sobą, jestem wszystkim. Ty zwiesz mnie Nasieniem Szaleńtwa, to jedno z mych imion, a to mój świat, nasz świat!- stwierdził osobnik i zniknął pojawiając się na gałęzi pobliskiego drzewa.
Szajel westchnął i przysiadł na kamieniu, który nagle się koło niego pojawił, spojrzał na manifestacje swej broni.
- Nienawidzę Cię, ale i Kocham zarazem. Nie jesteś jak inne bronie, jesteś wyrzutkiem jak i ja, prawda?- zapytał arlekin.
- Tak nie jestem taki jak inni, tak samo jak ty, jestem wyjątkowy. Obaj stoimy na granicy między normalnością i szaleństwem, inne duszę nienawidzą mnie tak jak nieskończeni nie tolerują Ciebie. –demon zniknął pojawiając się za Szajelem i szepcząc mu cicho do ucha. – Chociaż niektórzy nas kochają. Kochają nasza inność, chcą być z nami. –mówiąc to różowy rozmówca dotknął językiem ucha Szajela i znowu teleportował się na drzewo.
- Czemu się tu znalazłem? –zapytał Szajel gładząc swoje włosy.
- Musze Cię nauczyć, jak mną władać, inaczej nic nie zdziałamy. Jednak gdy dwa szalone umysły połączą się w jeden, będziemy mogli użyć klucza, by ukarać tych których nienawidzimy i ocalić kochanych przez nas.
Szajel spojrzał gdzieś za horyzont, wpatrzył się w różowy księżyc i szepnął. – Nie potrzebuje Cię by być silnym.
- Ale oczywiście, że nie! –krzyknęła radośnie dusza i pojawiła się przy Szajelu dotykając związanymi rękoma jego piersi na wysokości serca, jej szpony zaś zaczęły wnikać w pierś tancerza. – Ale twe serce mnie potrzebuje, byśmy mogli być razem, przecież kochamy się i nienawidzimy naraz. –mówiąc to demon zbliżył swe usta, do twarzy Szajela jak gdyby chciał go pocałować, zaś tancerz poczuł ciepło na sercu, tak jak gdy palce stworzenia dotykały jego karku. Po chwili jednak demon zniknął pojawiając się na drzewie.
- Gdy zrozumiemy się będziemy mogli być wrogami i kochankami naraz, rzucić się w wir smutku i niepohamowanego szczęścia. –zapiszczał demon radośnie i aż zakręcił się na drzewie.- Od dziś będę sprowadzał Cię tu bardzo często, najpierw musimy nauczyć się ze sobą rozmawiać, niczym w wierze namiętności rozumieć się bez słów, niczym śmiertelni wrogowie wiedzieć co drugi ma na myśli patrząc sobie w oczy. –istota znikła w błysku różowego światła pojawiając się w kłębach dymu o tym samym kolorze nad Szajelem, lewitując tam. – Tyle lat na Ciebie czekałem Szajelu, nareszcie możemy być szczęśliwi!
- Nie rozumiem Cię... –powiedział lekko zdezorientowany tancerz.
- Właśnie rozumieć siebie musimy się nauczyć, ale teraz śpij, spotkamy się niebawem. –powiedziało Nasienie Szaleństwa po czym niespodziewanie pocałowało Tancerza w usta. Mocny namiętny pocałunek miał dziwną moc, sprawił że oczy tancerza stały się ciężkie, a on zasnął. Po chwili śnił już normalnie, zaś broń w swym świecie uśmiechnęła się do nieboskłonu. - Trzeba kochać nienawidzić, by móc kochać to co niekochane. –powiedziało samo do siebie Nasienie Szaleństwa oblizując się z lubością.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline