Pojazd ruszył dalej, a Vicky wpadła na pichcącą coś w kuchni Bellę. Pokojówka się uśmiechnęła i spytała.-
Jak tam prowadzenie pojazdu panienko? Znowu bardziej panicz Douglas był interesującym obiektem do... badań? - A nie mam na co narzekać... upuściłam mu trochę krwi za pomocą brzytwy - odrzekła jej na to Vicky i zatopiła zęby w zabranym ze stołu jabłku.
-W to nie wątpię.- zachichotała Bella i spytała.-
A co zrobimy w sprawie panicza Douglasa w Londynie? - A chhhhhho mhhhhamy robihhhić? - spytała Vicky przełykając kęs który właśnie gryzła.
-Nie wiem. Nie wiem. Czy panienka ma wobec niego poważne zamiary, czy...- zastanowiła się Bella gotując.
Vicki już miała ponownie zatopić zęby w jabłku... jak nagle zatrzymała owoc tuż przed ustami i zerkając podejrzliwie w kierunku Belli spytała:
-A coś ty się tak nagle paniczem Douglasem zaczęła interesować i przejmować? -Nie paniczem Douglasem, tylko panienką się interesuje.- wystawiła język Bella. I po chwili zastanowienia spytała.-
A po co właściwie jedziemy do Londynu? I to tak z nagle? - Bo tatko napisał wreszcie list... i jedziemy go odwiedzić -odrzekła jej na to Vicky -
A co nie podoba ci się wyjazd do Londynu? Jeszcze możesz wrócić jak chcesz. -Och.. podoba. To takie romantyczne. I to jeszcze rodzące się uczucie pomiędzy panienką i paniczem. Jak z tych romansów co czytuję. No może nie do końca...ale jakie to ekscytujące.- odparła Bella z rumieńcem na twarzy.
-Za dużo tych romansów czytasz... I za dużo widzisz... Ja tam nie widzę nic rodzącego się... jak wrócimy do domu to ci pokaże poród.- obiecała jej Vicki wzruszając ramionami.
-To panienka już dziecka się spodziewa? -oczywiście Bella musiała to zrozumieć na opak.-
To by tłumaczyło te zmienne humory. - Taaaaaaaak... będą bliźniaki jak nic, a może trojaczki.... nie znając Douglasa to zapewne pięcioraczki... Szykuj się bo będziesz ich... nianią - roześmiała się Vicky na to.
-To kiedy ślub planujecie?- zapytała naiwnie Bella.
- A po co ślub? Czy musimy mieć krowę aby napić się mleka? -odrzekła jej pytaniem na pytanie panna von Strom.
-Ależ... panienka nie mówi chyba poważnie. Co sobie ludzie pomyślą.-oburzyła się Bella.
- A od kiedy to ja się przejmuję tym co mówią? - ponownie wzruszyła ramionami Vicky. -
- chyba zapominasz Bello, żem panna von Strom... -Ale...- pokojówka zdobyła się ledwo na cień protestu. Po czym rzekła.-
Kiedy panienka przy paniczu Douglasie bywa taka... radosna i entuzjastyczna. - Przy innych paniczach w Londynie zapewne też będę. -pocieszyła ją Vicki poklepując po plecach i spytała:
- Jest coś do zjedzenia... oprócz tej wczorajszej kaczki? -Oczywiście panienko.- rzekła Bella podając jedzenie.
Po czym spytała spoglądając podejrzliwie na Victorię.-
A jak smakowała kaczka? Była dobra. Włożyłam wiele pracy w nią. - Była... ekehm... no... dzięki niej straciłam dziewictwo - rzekła Vicky i zaczęła pałaszować danie podane jej przez młoda pokojówkę.
-Niech panienka opowie. Co się wczoraj stało. W końcu... moja kaczka została sabotowana.- odparła Bella przysiadając się do stołu.
- Jak sabotowana? - spytała z ciekawości Vicky.
-Ktoś dosypał ostrych przypraw... nie wie panienka, kto?- odparła z przekąsem w głosie Bella spoglądając na twarzyczkę młodej dziedziczki. Wydawało się, że już wie...
- To zapewne ten twój panicz Douglas... chcąc atmosferę zaostrzyć. - mruknęła Vicky prawie wsadzając nos w talerz, który miała przed sobą.
-Ale to nie on się kręcił mi po kuchni, bez celu.- odparła Bella ironicznie. Po czym bardziej wesołym tonem głosu dodała.-
Ale skoro panienka Victoria spędziła przyjemną noc z paniczem Douglasem, to wszystko jest w najlepszym porządku. - Oj tam... nie wiesz, że... nie wierz nigdy mężczyźnie, bo to cukierek maczany w truciźnie...? Nawet się nie spostrzegłaś i już po kaczce było. - próbowała podtrzymać swoją wersję Vicky.
-Ale rano prawie nietknięta kaczka była na stole.-zastanowiła się Bella. Po czym próbując rozgryźć się to co mówiła Vicky.-
To panicz Douglas okazał się mało fascynujący? Nie było panience z nim dobrze? - Co masz na myśli mówiąc “dobrze”? - spytała Vicky podpierając brodę na rękach, a łokcie opierając o blat stolika.
-Nooo... jak całował, serce nie trzepotało w klatce piersiowej, nie rumieniła się panienka, nie topniała w jego ramionach, a gdy połączyliście się... nie odlatywała panienka do niebios od doznań?- spytała Bella lekko się czerwieniąc.
- Aleś się naczytała... tych romansów, od dziś będziesz czytać tylko książki... naukowe! rzekła jej na to Vicky mimowolnie się czerwieniąc.
-Nie naczytałam! To czułam z Gregorym jak my... na sianie w stajni.-początkowe słowa Balla wypowiedziała głośno, ostatnie jednak wybąkała cicho. Po czym dodała.
-A co panienka, jako naukowiec czuła? - Ciekawość. - odrzekł jej na to Vicky, pierwsze co jej wpadło do głowy.
-Tylko tyle? I z tej ciekawości kleiła się do niego panienka w sterówce pojazdu? - odparła Bella najwyraźniej niezbyt przekonana o prawdziwości słów Victorii.
- A jakże! Toć naukowiec zawsze robi eksperymenty aby zaspokoić swoją ciekawość. Od razu widać żeś nie naukowiec. - odparła jej na to pospiesznie panna von Strom.
-O to tylko o ciekawość chodzi?- spytała Bella. I spojrzała wprost w oczy Vicky z ironicznym uśmieszkiem.-
To czemu panienka nie zbiera materiału porównawczego? Całowała się wszak panienka z Douglasem. I z nikim innym. - Aleeeeeeeeeeeż zbiorę! Zbiorę... zbiorę.... jak ttttylko dojedziemy do Londynu. A tyś co się tak nagle tym naukowym kierunkiem zaczęła interesować? - tym razem to Vicky zaczęła się przyglądać Belli.
-A bo w ten naukowy zapał w tym przypadku jakoś trudno mi uwierzyć. Gdyby to były badania, to już panienka przerzuciłaby się na nowy obiekt zainteresowań. Z drugiej strony...- Bella patrzyła wprost w oczy Victorii.-
Panicz Douglas wielce badaniem panienki zainteresowany. - Na kogo mam się przerzucić? O wieeeeeeem! Dziś ciebie rozbiorę i pobadam... co ty na to? - spytała Vicky mając nadzieję, że wystraszy tym Bellę.
- Phi...i co panienka zrobi? Jakież to badania?-Bella jakoś nie wydawała się przestraszoną. Po czym wystawiła język.-
Nie odważy się panienka. - Myślissssssssssssssszzzzzzzzzzzz? -spytała ją Vicky podejrzliwie uśmiechając się pod nosem.
-Nie przebada mnie panienka, tak jak panicza Douglasa.- zachichotała Bella wracając do gotowania.-
Zaraz panienka o tym zapomni i zajmie się “badaniem” panicza. - No nie wiem...nie wiem... w tych książkach co on ma w bibliotece, były takie ciekawe opisy... badania kobiety - odrzekła jej na to Vicky.
- Wezmę taki świderek.... nakręcę ci dziurkę i obejrzę przez nią co tam masz... -Taaa, akurat. Świderek. Ja też przeglądałam te książki. I żadnego świderka tam nie było.- burknęła Bella.
- Boś ty pewnie inne przeglądała, zamiast tych naukowych. A co tam było? - spytała zaciekawiona Vicky.
-Jak zadowolić mężczyznę i... podobne tematy. Zresztą co mnie panienka wypytuje. Sama panienka przeglądała czerwieniąc się jabłko w sadzie.-odparła Bella.
- Ty tylko o jednym czytasz i jedno oglądasz. W naukowych książkach jest tyyyyyyyyyle ciekawej wiedzy, a ty tylko jedno i jedno... ciekawam czy potem to wszystko realizujesz w praktyce, co wyczytasz w teorii. To jak jest? - podpytywała ją dalej Vicky.
-Przecież panienka o panicza Douglasa wielce zazdrosna, a Gregory został w posiadłości. Więc z kim tu praktykować i co? Wam się do łóżka na trzecią mam pakować?-spytała żartobliwym tonem Bella biorąc się za zmywanie.
- Coś ty się tak tego panicza Douglasa uczepiła? - spytała poirytowanym tonem młoda dziedziczka.
Bella odsunęła się od zlewu, podeszła do Vicky i nachyliła się nad pannę von Strom. Tak, że jej twarz znalazła się blisko oblicza Vicky, pogładziła ją po policzku, palcem sunąc po linii podbródka i mrucząc.-
To może... mam się panienki czepić?
Przesunęła palcem po wargach Vicky mówiąc.-
Mięciutkie.
I... nie wytrzymała. Najpierw zaczęła chichotać nerwowo, potem wybuchła śmiechem.
- To może ja ciebie.... zostawię w pierwszym napotkanym miasteczku, co? - odparła jej na to Vicky i zacisnęła wargi tak jakby się nad tym zastanawiała.
Bella się wyprostowała i westchnęła.-
Przecież to tylko żart. A panienka się boczy bez powodu. - Ciekawe czy Hilda się będzie boczyć, jak wrócę do domu i się dowie co tu się działo? Bo paplasz i paplasz i paplasz... - odrzekła jej na to Vicky.
-A będzie. I na panienkę też...- odparła Bella wystawiając język i dodając po chwili.-
Ale ja panience mogę wiele powiedzieć. A Hildzie nic nie pisnę. - Jakoś mi trudno w to uwierzyć. Buzia ci się nie zamyka nic a nic. A jeszcze mnie kantujesz... tak jak z tymi pocałunkami. - powiedziała Vicky.
-Jak panienkę, kantuję z tymi pocałunkami?-spytała Bella zaskoczona.
- A kto mi dziś wmawiał, że się całował z Douglasem, co? - Vicky spojrzała na Bellę takim wzrokiem, że pokojówka poczuła jak skrzywdzona w tamtym momencie musiała się poczuć młoda dziewczyna.
-Chciałam dobrze. Przecież widać, że panienka czuje coś gorącego do panicza Douglasa. Chciałam pomóc.-i Bella zaczęła płakać, wtulając twarz w dłonie.-
Tylko udaje, że nie... więc chciałam, by panienka, bo się ciągle kłócicie i godzicie... chciałam tylko pomóóóóc. - Już ty mi lepiej nie pomagaj.- mruknęła Vicky, której pomoc Belli jakoś nie za bardzo przypadła do gustu. A wręcz przeciwnie sprawiła, że była... zazdrosna.
-Ależ... kto inny się panienką zaopiekuje, jak nie ja?-zaprotestowała pokojówka łkając lekko.-
Ja dla panienki, wiele mogę... zrobić. I poświęcić. - Tak... tak... zwłaszcza całując Douglasa. Dzięęęęęęęęęęęękuję... Sama sobie poradzę - mruknęła jej na to Vicky.
-Oooo tak... z całowaniem panicza Mavericka, panienka radzi sobie całkiem nieźle. I to z jakim dużym entuzjazmem.- zachichotała Bella ocierając oczy z łez.
- Obyś ty sobie z nim nie radziła tak samo... - odburknęła jej Vicky i podniosła się aby wyjść z kuchni.
-Niech się panienka nie obraża. Obiecuję, że nie zbliżę się do panicza Douglasa. Wszak wiem jak on drogi sercu panieki.-odparła pojednawczo Bella.
- Co ty tam wiesz... Coś sobie wmawiasz i tyle. A od niego lepiej się trzymaj z daleka... - nie wytrzymała i dodała z widoczną pogróżką w głosie panna von Sytrom.
-Tak panienko Victorio.- odparła spokojnym tonem Bella. Po czym zażartowała chichocząc.-
Tooo kiedy zgłosić się na te badania? - Może jak sprawdzę jak całuje Gregory... - odrzekła jej na to Vicky z przekornym uśmiechem na ustach.
A Bella wystawiła język, dodając.-
Jak już wymyślać pogróżki... to bardziej realne. Ale niech już panienka przestanie się tym gryźć. Nie będę panicza Douglasa podrywać, obiecuję. - Mówisz, że bardziej realne... to może napiszę list do domu z prośbą o przekazanie specjalnych pozdrowień od ciebie, z ramion innego mężczyzny. - potarła czoło w zamyśleniu Vicky.
-Bo zamiast panicza Douglasa, panienkę pocałuję.- zagroziła Bella wystawiając język.
- To o tym mu też napiszę, że już zamiast niego wolisz dziewczyny! - wykrzyknęła Vicky i odwróciła się pospiesznie aby nawiać do biblioteki.
I przeglądać książki w posiadaniu Douglasa. Szczególnie interesująca się wydawała książka o „Indiach”. Perle w koronie Wszechimperium.
Vicky nie potrafiła do końca zidentyfikować o czym ta książka jest. Z jednej strony miała być o miłości cielesnej, ale obrazki i opisy sugerowały jakiś rodzaj... gimnastyki dla dwojga.
Poza tym w książce było opisanych wiele, spraw... niestety mało naukowym językiem, przez co Victoria nie do końca rozumiała o co chodzi. I co to właściwie są te ćakry?
Książkę należało zostawić jednakże na później. Wszak tak skomplikowane i obszerne dziełko nie dało się strawić, za jednym zamachem.
A propo strawy...
Z małą przerwą na posiłek Douglasa, pojazd podróżował w kierunku Londynu spokojnie. Bandyci którzy napadli na Victorię już dwa razy, nie pojawili się jak dotąd. Vicky mogła bez wiedzy Douglasa robić swoje eksperymenty z prochem i materiałami wybuchowymi. Na szczęście, Maverickowi oszczędzono nerwów związanych z wybuchową Victorią bawiącą się wybuchowymi materiałami, a panna von Strom zdołała uzupełnić nadszarpnięty nieco arsenałem “niespodzianek”. Nagle... automobil gwałtownie stanął. Coś musiało się stać. Vicky oderwała oczy od trzymanej w ręku nowej “zabaweczki” i zaczęła nasłuchiwać. Jednak nic do jej uszu nie doleciało, więc zapominając o zostawieniu trzymanej w dłoni swojej nowej “broni” bardziej wybuchowej niż palnej, wyszła z laboratorium i skierowała swe kroki do sterówki.
-
Czemu stanęliśmy? - spytała wchodząc do środka.
Douglas wskazał palcem na obiekt blokujący przejazd.
Dyliżans, stojący na środku drogi... Ale gdzież jego konie? Gdzież walizki i pasażerowie?
Gdzież woźnica?
Na to pytanie łatwo było znaleźć odpowiedź. Leżące niedaleko w trawie ciało, zapewne było woźnicą. Zryta ziemia świadczyła o gwałtownych wydarzeniach towarzyszących zatrzymaniu pojazdu i zniknięciu, zarówno koni, jak i pasażerów. O bagażach nie wspominając.
Ani chybi... bandyci.
-Zostań w pojeździe i nie wychylaj się z niego wraz z Bellą, weź broń i trzymaj w pogotowiu.- rzekł Douglas wstając i kierując swe kroki do zbrojowni. –
Ja pójdę się rozejrzeć.
Naiwniak. Skoro Victoria nie posłuchała własnego ojca, to dlaczego miałaby posłuchać Mavericka?