Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2011, 17:10   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 1

Kierownica w dłoniach, pupa na udach Douglasa. Jego policzek przy jej policzku i pojazd ruszający do przodu. I droga przed Vicky!


Trudno powiedzieć co dla panny von Strom było rozkoszniejsze, władza nad pojazdem czy też nad mężczyzną obejmującym ją w pasie.
Vicky przygryzła ząbkami dolną wargę i prowadziła pojazd w skupieniu przez dwie no może trzy-cztery minuty. Jednak po tym czasie odwróciła wzrok od drogi i zerknęła na Douglasa, którego policzek ocierał się o jej policzek.
- Kłujesz... - rzekła mu z uśmiechem.
-Kusisz.-odpowiedział Douglas całując kącik ust dziewczyny i pilnując by nie taranowała kolejnych drzew na drodze.- Zdecyduj się dzikusko, czego pragniesz bardziej prowadzenia pojazdów czy moich pieszczot.
- Kiedy to ty przytulasz się do mojego policzka i kłujesz... go... - podniosła obie dłonie do jego brody i przesunęła palcami aby pokazać mu, o które miejsca na jego twarzy jej chodzi - Wczoraj nie kułeś...
-Nie miałem czasu się ogolić.- jedna dłoń Douglasa nadal kierowała pojazdem, druga natomiast nieobyczajnie zacisnęła się na dekolcie dziewczyny, masując delikatnie jej pierś.
- Ale...kłujesz... - mruknęła dziewczyna i zmarszczyła czoło nad czymś się intensywnie zastanawiając. Poderwała się gwałtownie z jego kolan wykrzykując przy tym: - Zaraz wracam! Poczekaj! - pędem opuściła sterówkę.
-Szalona dziewczyna.-mruknął Maverick przejmując sterowanie pojazdem.
Wróciła po paru minutach dzierżąc w dłoniach...


I siadając ponownie na kolanach Douglasa powiedziała uśmiechając się do niego.
- To ty sobie nie przerywaj prowadzenia automobilu... a ja cię w tym czasie ogolę, aby nie marnować już więcej czasu i abyś nie kłuł. - wzięła pędzelek i rozsmarowała mydło potwarzy mężczyzny a potem dziarsko brzytwę w dłoń.
Douglas zatrzymał pojazd i spojrzał na Vicky.-Goliłaś już kogoś?
- Yhm... chciałam kiedyś ogolić sobie piersi, ale tatko mnie przekupił Bellą i nie ogoliłam. Ale nogi sobie golę sam zobacz. - rzekła podkasując spódnicę, odchylając się do tyłu tak, aby unieść ją pod sam nos Douglasa. - Widzisz jakie gładkie?
-Muszę się upewnić.- palce Douglasa zaczęły wędrować po nodze dziewczyny, muskał nimi najpierw skórę łydki, potem uda. Coś mu długo schodziło to badanie palcami uda Vicky.
- Sam widzisz. Ja nie kłuję. Teraz czas na ciebie. - rzekła pouczającym tonem dziewczyna i usiadła mu na kolanach tak, że objęła go udami a sama była zwrócona do niego przodem. Ponownie umoczyła pędzelek w miseczce z wodą, przesunęła nim po mydle i zaczęła mydlić mu policzki, które miała zamiar golić.
-No, ty nie kłujesz... Ty kusisz.- mruczał Douglas wędrując dłońmi po udach angielki i zapuszczając się palcami głęboko pod suknię.
Ręka Vicky wędrująca z brzytwą tuż przed jego oczami zadrżała pod wpływem pieszczoty jaką obdarzyły ją palce mężczyzny. - Nie bój się będę ostrożna... - zapewniła dziewczyna lekko zdyszanym głosem.
-Zanim zaczniesz mnie golić, może byś się przyznała, do tego że wrażliwa na pieszczoty jesteś.-droczył się z nią Douglas wędrując dłońmi wyżej, muskając ją palcami w okolicy koronkowych majteczek i po pupie.
- Sam się o tym przekonasz.... -odparła mu z przekorą Vicky i przesunęła brzytwą po policzku kierując ostrze w stronę szyi.
-Kochana z ciebie dziewuszka, choć... dzika.-mruknął Douglas nieruchomiejąc, także pod spódnicą dziewczyny.
- Yhm... - mruknęła mu na to Vicky i odchyliła się do tyłu aby wytrzeć brzytwę w płótno, które ze sobą przyniosła z łazienki. Potem ponownie przytuliła się do jego piersi i kolejny raz przejechała nią po policzku mężczyzny. I tak raz koło razu przesuwała odsłaniając jego ogolony policzek. - Jeden już... teraz drugi. - rzekła łapiąc go palcami za nos i odwracając mu głowę tak aby lepiej widzieć drugi policzek, który zamierzała golić. Douglas posłusznie dawał się golić, starając się nie rozpraszać dziewczęcia. Wszak miała brzytwę.
- Lubisz jak cię ktoś goli? -spytała Vicky z uwagą obserwując ruch brzytwy na jego twarzy i znów przygryzając wargę ząbkami w skupieniu.
-Lubię, jak mi siedzisz na kolanach i jak cię mogę dotykać, całować, pieścić. No i lubię jak się uśmiecham panno von Strom.-odparł szczerze Douglas.
- Auć! Auć! Auć! Po coś poruszył brodą? Zacięłam Cię! - wykrzyknęła zdenerwowana dziewczyna pospiesznie przytykając do jego policzka mokre płótno, aby zatamować krwawienie. - Może Ci jakąś żyłę uszkodziła? Boooooooli? - spytała zerkając na niego czy nie blednie.
-Bez przesady... tylko trochę boli.- mruknął Douglas, oplatając dłońmi pod suknią pośladki Vicky i pytając.-I jak mi wynagrodzisz fakt, że mnie zraniłaś?
- Czemu mam wynagradzać, jak to twoja wina? Ja bym nie zacięła jakbyś nie poruszył brodą.- odrzekła mu na to dziewczyna odsuwając płótno od twarzy aby zerknąć czy przestał krwawić.
-W takim razie...sam ...wezmę sobie zadośćuczynienie.-twarz Douglasa przysunęła się do twarzy Vicky, usta pochwyciły czubek jej nosa, a dłonie nadal harcujące pod suknią, masowały jej uda. Szepnął żartobliwie całując ją po nosku, a potem po podbródku.-Jesteś w mojej mocy panienko.
Na szczęście krwawienie na policzku było powierzchowne.
Vicky roześmiała się na to stwierdzenie i uspokojona tym, że zacięcie było niewielkie i przestało krwawić, cmoknęła go w usta i oświadczyła: - Maaaaaaaaaaam... brzytwę i nie zawaham się jej użyć.
-To użyj jej do rozpięcia sobie koszuli.- odparł Douglas wędrując dłonią po koronce jej bielizny.-Nosisz mój prezent dzikusko?
- Ooooooooo... o tym nie pomyślałam... - mruknęła w odpowiedzi Vicki i przesunęła brzytwą po koszuli Douglasa odcinając przy tym po kolei guzik po guziku. - Myślisz, że pierś też powinnam ci ogolić? - spytała wplatając palce we włoski na piersi mężczyzny.
-Myślę dzikusko, że powinnaś mnie pocałować.- odparł Douglas wyciągając dłonie spod sukni i w odwecie rozpinając jej koszulę.
- Zapewne masz rację. - rzekła z przekornym błyskiem w oku i przytuliła usta do jego piersi głośno go cmokając. - Pocałowałam!
-To teraz moja kolej.- delikatnie pchnąwszy Vicky, do tyłu, Douglas spowodował, że dziewczyna plecami opierała się o kierownicę. A on sam nachylił się nad jej piersiami i zaczął lubieżnie całować i pieścić językiem, to co wystawało ponad bieliznę panny von Strom.
Vicky wygięła się prowokująco w kierunku pieszczących ją ust mężczyzny, dłońmi chciała przesunąć po jego barkach, zapominając przy tym że nadal dzierży brzytwę, na szczęście przecinając nią koszulę mężczyzny tylko lekko drasnęła go w ramie... lekko lecz, boleśnie.
-Uważaj z tą brzytewką dzikusko.- zareagował Douglas, nie tak nerwowo jak powinien. Przerwał jednak całowanie mówiąc.-Wiesz... jesteś takim słodkim smakołykiem, że chciałoby się ciebie lizać i kąsać...cały czas.
-Lepiej mnie nie dotykaj. Skończę w spokoju golenie i ci gardła niechcący przy tym nie podetnę. - westchnęła zrezygnowana dziewczyna zerkając na powiększającą się plamę krwi na jego rękawie. - Siądź grzecznie - dodała pochylając się nad rozcięciem, aby sprawdzić czy ta rana również jest niegroźna jak ta na policzku.
-No nie wiem... może ja wolę cię tu pozbawić odzieży.- zamyślił się Douglas z żartobliwym uśmieszkiem na twarzy.-Gdy jesteś golutka, tak uroczo się rumienisz.
- Ale jak będę golutka... to mi z zimna strasznie rączki zaczną drżeć. -odrzekła my Vicky i uniosła ponownie brzytwę przed jego oczy demonstrując mu naocznie jak będą drżały.
-Już ja cię rozgrzeję, moja dzikusko.-jakoś Douglas tym się nie przejął.
- A wiesz... jak mnie rozgrzejesz to w spoconej dłoni, brzytwa może zacząć się ślizgać. -odrzekła mu na to rezolutnie Vicky i cmoknęła go przy tym w usta.
-Zabiorę ci tę brzytwę, porwę do pokoju i uczynię moją... przytulanką.odparł Maverick żartobliwie. Po czym spytał.- A w którym pokoju zamierzasz spędzić dziś noc?
- W tym właściwym...- odrzekła mu na to przesuwając w skupieniu powoli brzytwą po jego twarzy aby dokończyć golenie i aby przy tym nie stracił jednak za dużo krwi. - A czemu pytasz? Czyżbyś planował sobie inną przytulankę na moje miejsce przygruchać. -spytała zatrzymując naglę brzytwę przyciśniętą do jego szyi i patrząc mu z uwagą w oczy.
-A co.. chcesz być moją przytulanką? Czy z twych słów wynika, że ten właściwy pokój, to będzie mój pokój?- spytał z uśmiechem Maverick patrząc Victorii w oczy.-A może masz kaprys bym cię umył jak wczoraj?-przesunął palcem po obrzeżu stanika dziewczyny.-Takiego skarbu, jak ty... nie wypuszcza się tak łatwo z łapek.
A i Douglas nie chciał przeżyć kolejnej sceny zazdrości.
- Tak...tak... zapewne każdemu zerwanemu przez siebie kwiatuszkowi to mówisz. -odrzekła mu na to Vicky ponownie biorąc się za golenie. Maverick nie odpowiedział, czekając cierpliwie aż dziewczyna skończy. Dopiero, gdy golenie się zakończyło, a brzytwa była z dala od jego ciała, rzekł.-Mam cię o rękę poprosić? Czy to przerwie wypominanie mi moich kochanek?
Vicky podniosła się z jego kolan i nalała na dłoni płynu po goleniu i tak obficie skropionymi dłońmi przesunęła po jego twarzy nie zważając na jego syki kiedy płyn wżarł się w zacięty policzek. Mruknęła przy tym z wyraźną obrazą w głosie: - Nie chcę mieć męża takiego... jak matkę. Już ona i jej kochankowie mi wystarczą. - i odwróciła się aby wyjść ze sterówki.
A Douglas ruszył za nią i złapawszy ją o tyłu w pasie przycisnął do siebie. Wargami zaczął całować szyję i policzki.-No i co ja mam z tobą zrobić, dzikusko. I tak ci źle. I tak ci niedobrze.
- To nie ja poleciałam z pierwszym uśmiechającym się do mnie młodzieńcem, pokazywać mu... ekhem... automobil. - rzekła wzruszając ramionami przy tym.
-Ale to ty udajesz, że ci na mnie nie zależy.-mruknął Douglas pomiędzy namiętnymi pocałunkami składanymi na jej szyi i niemniej energicznym wsuwaniem dłoni pod jej spódnicę i pieszczenie palcami jej uda.
- Kiedy mi zależy...- wyszeptała -... abyś mnie dowiózł do Londynu tak jak obiecałeś. - dodała pospiesznie.
-Tylko do Londynu. A potem mnie... porzucisz?- mruczał Douglas dociskając drapieżnie do siebie angielkę i muskając dłońmi jej majteczki, by potem bezwstydnie zsunąć je na jej uda, korzystając z tego, że sukienka ukrywała ten bezwstydny akt. Ustami pieścił szyję i uszko Vicky.-A mnie zależy na tym byś... się uśmiechała, byś się do mnie tuliła. Byś miała te iskierki w oczach.
Odwróciła się w jego ramionach, przytuliła mocno do niego i unosząc się na palcach pocałowała namiętnie, a odrywając usta od ust mężczyzny wyszeptała: -Może i jestem młoda, nie doświadczona i... ale nie jestem głupiutka Doug... teraz ci zależy, a może teraz ci się tak po prostu wydaje - i przesunęła dłonią po jego policzku smutno się uśmiechając. - Wiem... jak to jest jak... starają się o ciebie, bo jesteś posagiem. Wiem jak to jest jak proszą cię o rękę, nie czu... - zamilkła i oparła czoło o jego pierś.
Tymczasem majtki dziewczyny, opadły na kostki, a dłoń Douga znalazła się na gołej pupie. Którą powoli, acz stanowczo masował. Drugą dłonią przyciskając dziewczynę do siebie. Westchnął cicho.-Co ja z tobą mam dzikusko. Ciągle muszę cię pocieszać.
- Nie ciągle... od czasu do czasu zaspokajasz swoją.. chuć - odrzekła mu na to Vicky przypominając sobie jak Marta określała takie zapędy mężczyzn.
-Tylko swoją? A tobie to przypadkiem się nie podobało? - zaśmiał się Douglas, dając delikatnego klapsa w goły pośladek dziewczyny.
- To nie ja ciebie pozbawiam ciągle bielizny i nie ja ciebie... dotykam w czułym miejscu - jej dłonie zaprzeczyły temu wsuwając się pod spodnie mężczyzny i obejmując jego dowód na to, że jej pragnie. Zacisnęła na nim swoje palce i przesunęła nimi powoli zerkając jak na to zareaguje.
Vicky...- jęknął cicho Douglas, drżąc pod jej dotykiem.-Bo stracę panowanie... trzymaj paluszki w innym miejscu.
- Jak ty... zabierzesz swoje. - odszepnęła mu na to dziewczyna przesuwając ponownie zaciśniętą dłonią po nim. I z ciekawością zataczając kółko opuszkiem palca na samym szczycie.
-Problem w tym, że... to co robisz, jest bardzo przyjemne. A to co ja... tylko przyjemne.- wydyszał mężczyzna. Po czym spytał.-Chyba nie chcesz bym zaspokoił teraz tobą, mej chuci?
- Sam mówiłeś, że nie możemy marnować czasu. - odrzekła Vicky tym razem przesuwając swoje dłonie w dół i dodała - Skąd wiesz, że to co robisz jest tylko przyjemne, a nie bardzo przyjemne?
-Tu mnie masz.-uśmiechnął się Douglas, masując dłonią pośladek dziewczyny i cmoknąwszy ją w czoło dodał.-Niemniej, nie tylko mam na ciebie ochotę. Ja cię bardzo lubię dzikusko. Zwłaszcza gdy się uśmiechasz.
- Tak jak Bellę...? Czy tak jak kwiatuszki na pikniku? - spytała próbując zachować powagę i nie przerywając wędrówki swoich dłoni po nim.
-Nie. Znacznie bardziej.-odparł Douglas całując drapieżnie jej usta i szyję, drżąc z pożądania, które w nim perfidnie budziła.
Odwzajemniała pocałunki i próbując uspokoić przyspieszony oddech spytała: - Skąd wiesz, że bardziej i jak to bardziej się objawia? - i czując jak drży w jej dłoniach zaczęła z jeszcze większym zaangażowaniem go pieścić. Jej oczy zabłyszczały, jak sobie uświadomiła, iż to jej dotyk sprawia, że stojący przed nią mężczyzna jest taki... rozpalonym drżący i zarazem twardy jak skała. I że nie tylko on potrafi sprawić, że jej oddech przyspiesza, że jej ciało drży i płonie, ale jej dotyk na nim również.
-Vicky... nie potrafię myśleć, gdy tak...- odparł Douglas wędrując ustami po jej szyi, a dłońmi próbując dobrać się do zapięcia sukni Victorii. Dziewczyna miała wrażenie, że paluszkami przesuwającymi się po wystającej części ciała zawładnęła pożądaniem Douglasa.
- Czy to jest tak samo przyjemne dla ciebie jak i dla mnie? wyszeptała dziewczyna z zaciekawieniem słyszalnym w głosie i ponownie przesunęła palcami w górę tym razem dotykając go lekkimi muśnięciami opuszków palców i uśmiechając się przy tym z zaciekawieniem obserwując twarz Douglasa.
-Wiesz... to nie czas i miejsce...na takie badania.- jęknął cicho Douglas poddając się dotykowi i niewoli jej palców.-Ale... tak.
Mężczyzna przymknął oczy zapominając na moment pozbawieniu dziewczyny kolejnej części garderoby. Oddychał szybko i nerwowo, lekko się tuląc do Vicky..
- Yhm... mówisz, że nie czas? - wyszeptała mu Vicky w ucho delikatnie muskając je swoim oddechem i ponownie przesuwając palcami w dół a następnie zaciskając je na nim w górę, zatoczyła kolejne kółeczko na jego szczycie i... wysunęła pospiesznie ręce spod spodni i zwiała przez drzwi sterówki śmiejąc się na głos. Nie poszło to zgrabnie, bo zaplątawszy się we własne majtki, potknęła się wystawiając swoje uroki w kierunku zaskoczonego mężczyzny. Ale podciągnąwszy garderobę uciekła niczym łania. Miała tyle nowości do przemyślenia, do zbadania, do poznania...
Zaś Douglas jej nie gonił. Uśmiechnął się i zasiadł za sterem pojazdu. Cieszył się, za każdym razem, gdy widział dobry humor u tej dziewczyny.
 

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-04-2011 o 13:18. Powód: kwestia kłucia:P
abishai jest offline  
Stary 26-04-2011, 17:11   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pojazd ruszył dalej, a Vicky wpadła na pichcącą coś w kuchni Bellę. Pokojówka się uśmiechnęła i spytała.- Jak tam prowadzenie pojazdu panienko? Znowu bardziej panicz Douglas był interesującym obiektem do... badań?
- A nie mam na co narzekać... upuściłam mu trochę krwi za pomocą brzytwy - odrzekła jej na to Vicky i zatopiła zęby w zabranym ze stołu jabłku.
-W to nie wątpię.- zachichotała Bella i spytała.-A co zrobimy w sprawie panicza Douglasa w Londynie?
- A chhhhhho mhhhhamy robihhhić? - spytała Vicky przełykając kęs który właśnie gryzła.
-Nie wiem. Nie wiem. Czy panienka ma wobec niego poważne zamiary, czy...- zastanowiła się Bella gotując.
Vicki już miała ponownie zatopić zęby w jabłku... jak nagle zatrzymała owoc tuż przed ustami i zerkając podejrzliwie w kierunku Belli spytała: -A coś ty się tak nagle paniczem Douglasem zaczęła interesować i przejmować?
-Nie paniczem Douglasem, tylko panienką się interesuje.- wystawiła język Bella. I po chwili zastanowienia spytała.-A po co właściwie jedziemy do Londynu? I to tak z nagle?
- Bo tatko napisał wreszcie list... i jedziemy go odwiedzić -odrzekła jej na to Vicky - A co nie podoba ci się wyjazd do Londynu? Jeszcze możesz wrócić jak chcesz.
-Och.. podoba. To takie romantyczne. I to jeszcze rodzące się uczucie pomiędzy panienką i paniczem. Jak z tych romansów co czytuję. No może nie do końca...ale jakie to ekscytujące.- odparła Bella z rumieńcem na twarzy.
-Za dużo tych romansów czytasz... I za dużo widzisz... Ja tam nie widzę nic rodzącego się... jak wrócimy do domu to ci pokaże poród.- obiecała jej Vicki wzruszając ramionami.
-To panienka już dziecka się spodziewa? -oczywiście Bella musiała to zrozumieć na opak.-To by tłumaczyło te zmienne humory.
- Taaaaaaaak... będą bliźniaki jak nic, a może trojaczki.... nie znając Douglasa to zapewne pięcioraczki... Szykuj się bo będziesz ich... nianią - roześmiała się Vicky na to.
-To kiedy ślub planujecie?- zapytała naiwnie Bella.
- A po co ślub? Czy musimy mieć krowę aby napić się mleka? -odrzekła jej pytaniem na pytanie panna von Strom.
-Ależ... panienka nie mówi chyba poważnie. Co sobie ludzie pomyślą.-oburzyła się Bella.
- A od kiedy to ja się przejmuję tym co mówią? - ponownie wzruszyła ramionami Vicky. - - chyba zapominasz Bello, żem panna von Strom...
-Ale...- pokojówka zdobyła się ledwo na cień protestu. Po czym rzekła.-Kiedy panienka przy paniczu Douglasie bywa taka... radosna i entuzjastyczna.
- Przy innych paniczach w Londynie zapewne też będę. -pocieszyła ją Vicki poklepując po plecach i spytała: - Jest coś do zjedzenia... oprócz tej wczorajszej kaczki?
-Oczywiście panienko.- rzekła Bella podając jedzenie.


Po czym spytała spoglądając podejrzliwie na Victorię.-A jak smakowała kaczka? Była dobra. Włożyłam wiele pracy w nią.
- Była... ekehm... no... dzięki niej straciłam dziewictwo - rzekła Vicky i zaczęła pałaszować danie podane jej przez młoda pokojówkę.
-Niech panienka opowie. Co się wczoraj stało. W końcu... moja kaczka została sabotowana.- odparła Bella przysiadając się do stołu.
- Jak sabotowana? - spytała z ciekawości Vicky.
-Ktoś dosypał ostrych przypraw... nie wie panienka, kto?- odparła z przekąsem w głosie Bella spoglądając na twarzyczkę młodej dziedziczki. Wydawało się, że już wie...
- To zapewne ten twój panicz Douglas... chcąc atmosferę zaostrzyć. - mruknęła Vicky prawie wsadzając nos w talerz, który miała przed sobą.
-Ale to nie on się kręcił mi po kuchni, bez celu.- odparła Bella ironicznie. Po czym bardziej wesołym tonem głosu dodała.-Ale skoro panienka Victoria spędziła przyjemną noc z paniczem Douglasem, to wszystko jest w najlepszym porządku.
- Oj tam... nie wiesz, że... nie wierz nigdy mężczyźnie, bo to cukierek maczany w truciźnie...? Nawet się nie spostrzegłaś i już po kaczce było. - próbowała podtrzymać swoją wersję Vicky.
-Ale rano prawie nietknięta kaczka była na stole.-zastanowiła się Bella. Po czym próbując rozgryźć się to co mówiła Vicky.-To panicz Douglas okazał się mało fascynujący? Nie było panience z nim dobrze?
- Co masz na myśli mówiąc “dobrze”? - spytała Vicky podpierając brodę na rękach, a łokcie opierając o blat stolika.
-Nooo... jak całował, serce nie trzepotało w klatce piersiowej, nie rumieniła się panienka, nie topniała w jego ramionach, a gdy połączyliście się... nie odlatywała panienka do niebios od doznań?- spytała Bella lekko się czerwieniąc.
- Aleś się naczytała... tych romansów, od dziś będziesz czytać tylko książki... naukowe! rzekła jej na to Vicky mimowolnie się czerwieniąc.
-Nie naczytałam! To czułam z Gregorym jak my... na sianie w stajni.-początkowe słowa Balla wypowiedziała głośno, ostatnie jednak wybąkała cicho. Po czym dodała.-A co panienka, jako naukowiec czuła?
- Ciekawość. - odrzekł jej na to Vicky, pierwsze co jej wpadło do głowy.
-Tylko tyle? I z tej ciekawości kleiła się do niego panienka w sterówce pojazdu? - odparła Bella najwyraźniej niezbyt przekonana o prawdziwości słów Victorii.
- A jakże! Toć naukowiec zawsze robi eksperymenty aby zaspokoić swoją ciekawość. Od razu widać żeś nie naukowiec. - odparła jej na to pospiesznie panna von Strom.
-O to tylko o ciekawość chodzi?- spytała Bella. I spojrzała wprost w oczy Vicky z ironicznym uśmieszkiem.-To czemu panienka nie zbiera materiału porównawczego? Całowała się wszak panienka z Douglasem. I z nikim innym.
- Aleeeeeeeeeeeż zbiorę! Zbiorę... zbiorę.... jak ttttylko dojedziemy do Londynu. A tyś co się tak nagle tym naukowym kierunkiem zaczęła interesować? - tym razem to Vicky zaczęła się przyglądać Belli.
-A bo w ten naukowy zapał w tym przypadku jakoś trudno mi uwierzyć. Gdyby to były badania, to już panienka przerzuciłaby się na nowy obiekt zainteresowań. Z drugiej strony...- Bella patrzyła wprost w oczy Victorii.-Panicz Douglas wielce badaniem panienki zainteresowany.
- Na kogo mam się przerzucić? O wieeeeeeem! Dziś ciebie rozbiorę i pobadam... co ty na to? - spytała Vicky mając nadzieję, że wystraszy tym Bellę.
- Phi...i co panienka zrobi? Jakież to badania?-Bella jakoś nie wydawała się przestraszoną. Po czym wystawiła język.-Nie odważy się panienka.
- Myślissssssssssssssszzzzzzzzzzzz? -spytała ją Vicky podejrzliwie uśmiechając się pod nosem.
-Nie przebada mnie panienka, tak jak panicza Douglasa.- zachichotała Bella wracając do gotowania.-Zaraz panienka o tym zapomni i zajmie się “badaniem” panicza.
- No nie wiem...nie wiem... w tych książkach co on ma w bibliotece, były takie ciekawe opisy... badania kobiety - odrzekła jej na to Vicky. - Wezmę taki świderek.... nakręcę ci dziurkę i obejrzę przez nią co tam masz...
-Taaa, akurat. Świderek. Ja też przeglądałam te książki. I żadnego świderka tam nie było.- burknęła Bella.
- Boś ty pewnie inne przeglądała, zamiast tych naukowych. A co tam było? - spytała zaciekawiona Vicky.
-Jak zadowolić mężczyznę i... podobne tematy. Zresztą co mnie panienka wypytuje. Sama panienka przeglądała czerwieniąc się jabłko w sadzie.-odparła Bella.
- Ty tylko o jednym czytasz i jedno oglądasz. W naukowych książkach jest tyyyyyyyyyle ciekawej wiedzy, a ty tylko jedno i jedno... ciekawam czy potem to wszystko realizujesz w praktyce, co wyczytasz w teorii. To jak jest? - podpytywała ją dalej Vicky.
-Przecież panienka o panicza Douglasa wielce zazdrosna, a Gregory został w posiadłości. Więc z kim tu praktykować i co? Wam się do łóżka na trzecią mam pakować?-spytała żartobliwym tonem Bella biorąc się za zmywanie.
- Coś ty się tak tego panicza Douglasa uczepiła? - spytała poirytowanym tonem młoda dziedziczka.
Bella odsunęła się od zlewu, podeszła do Vicky i nachyliła się nad pannę von Strom. Tak, że jej twarz znalazła się blisko oblicza Vicky, pogładziła ją po policzku, palcem sunąc po linii podbródka i mrucząc.-To może... mam się panienki czepić?
Przesunęła palcem po wargach Vicky mówiąc.-Mięciutkie.
I... nie wytrzymała. Najpierw zaczęła chichotać nerwowo, potem wybuchła śmiechem.
- To może ja ciebie.... zostawię w pierwszym napotkanym miasteczku, co? - odparła jej na to Vicky i zacisnęła wargi tak jakby się nad tym zastanawiała.
Bella się wyprostowała i westchnęła.-Przecież to tylko żart. A panienka się boczy bez powodu.
- Ciekawe czy Hilda się będzie boczyć, jak wrócę do domu i się dowie co tu się działo? Bo paplasz i paplasz i paplasz... - odrzekła jej na to Vicky.
-A będzie. I na panienkę też...- odparła Bella wystawiając język i dodając po chwili.-Ale ja panience mogę wiele powiedzieć. A Hildzie nic nie pisnę.
- Jakoś mi trudno w to uwierzyć. Buzia ci się nie zamyka nic a nic. A jeszcze mnie kantujesz... tak jak z tymi pocałunkami. - powiedziała Vicky.
-Jak panienkę, kantuję z tymi pocałunkami?-spytała Bella zaskoczona.
- A kto mi dziś wmawiał, że się całował z Douglasem, co? - Vicky spojrzała na Bellę takim wzrokiem, że pokojówka poczuła jak skrzywdzona w tamtym momencie musiała się poczuć młoda dziewczyna.
-Chciałam dobrze. Przecież widać, że panienka czuje coś gorącego do panicza Douglasa. Chciałam pomóc.-i Bella zaczęła płakać, wtulając twarz w dłonie.-Tylko udaje, że nie... więc chciałam, by panienka, bo się ciągle kłócicie i godzicie... chciałam tylko pomóóóóc.
- Już ty mi lepiej nie pomagaj.- mruknęła Vicky, której pomoc Belli jakoś nie za bardzo przypadła do gustu. A wręcz przeciwnie sprawiła, że była... zazdrosna.
-Ależ... kto inny się panienką zaopiekuje, jak nie ja?-zaprotestowała pokojówka łkając lekko.-Ja dla panienki, wiele mogę... zrobić. I poświęcić.
- Tak... tak... zwłaszcza całując Douglasa. Dzięęęęęęęęęęęękuję... Sama sobie poradzę - mruknęła jej na to Vicky.
-Oooo tak... z całowaniem panicza Mavericka, panienka radzi sobie całkiem nieźle. I to z jakim dużym entuzjazmem.- zachichotała Bella ocierając oczy z łez.
- Obyś ty sobie z nim nie radziła tak samo... - odburknęła jej Vicky i podniosła się aby wyjść z kuchni.
-Niech się panienka nie obraża. Obiecuję, że nie zbliżę się do panicza Douglasa. Wszak wiem jak on drogi sercu panieki.-odparła pojednawczo Bella.
- Co ty tam wiesz... Coś sobie wmawiasz i tyle. A od niego lepiej się trzymaj z daleka... - nie wytrzymała i dodała z widoczną pogróżką w głosie panna von Sytrom.
-Tak panienko Victorio.- odparła spokojnym tonem Bella. Po czym zażartowała chichocząc.-Tooo kiedy zgłosić się na te badania?
- Może jak sprawdzę jak całuje Gregory... - odrzekła jej na to Vicky z przekornym uśmiechem na ustach.
A Bella wystawiła język, dodając.-Jak już wymyślać pogróżki... to bardziej realne. Ale niech już panienka przestanie się tym gryźć. Nie będę panicza Douglasa podrywać, obiecuję.
- Mówisz, że bardziej realne... to może napiszę list do domu z prośbą o przekazanie specjalnych pozdrowień od ciebie, z ramion innego mężczyzny. - potarła czoło w zamyśleniu Vicky.
-Bo zamiast panicza Douglasa, panienkę pocałuję.- zagroziła Bella wystawiając język.
- To o tym mu też napiszę, że już zamiast niego wolisz dziewczyny! - wykrzyknęła Vicky i odwróciła się pospiesznie aby nawiać do biblioteki.
I przeglądać książki w posiadaniu Douglasa. Szczególnie interesująca się wydawała książka o „Indiach”. Perle w koronie Wszechimperium.


Vicky nie potrafiła do końca zidentyfikować o czym ta książka jest. Z jednej strony miała być o miłości cielesnej, ale obrazki i opisy sugerowały jakiś rodzaj... gimnastyki dla dwojga.
Poza tym w książce było opisanych wiele, spraw... niestety mało naukowym językiem, przez co Victoria nie do końca rozumiała o co chodzi. I co to właściwie są te ćakry?
Książkę należało zostawić jednakże na później. Wszak tak skomplikowane i obszerne dziełko nie dało się strawić, za jednym zamachem.

A propo strawy...

Z małą przerwą na posiłek Douglasa, pojazd podróżował w kierunku Londynu spokojnie. Bandyci którzy napadli na Victorię już dwa razy, nie pojawili się jak dotąd. Vicky mogła bez wiedzy Douglasa robić swoje eksperymenty z prochem i materiałami wybuchowymi. Na szczęście, Maverickowi oszczędzono nerwów związanych z wybuchową Victorią bawiącą się wybuchowymi materiałami, a panna von Strom zdołała uzupełnić nadszarpnięty nieco arsenałem “niespodzianek”. Nagle... automobil gwałtownie stanął. Coś musiało się stać. Vicky oderwała oczy od trzymanej w ręku nowej “zabaweczki” i zaczęła nasłuchiwać. Jednak nic do jej uszu nie doleciało, więc zapominając o zostawieniu trzymanej w dłoni swojej nowej “broni” bardziej wybuchowej niż palnej, wyszła z laboratorium i skierowała swe kroki do sterówki.
- Czemu stanęliśmy? - spytała wchodząc do środka.
Douglas wskazał palcem na obiekt blokujący przejazd.


Dyliżans, stojący na środku drogi... Ale gdzież jego konie? Gdzież walizki i pasażerowie?
Gdzież woźnica?
Na to pytanie łatwo było znaleźć odpowiedź. Leżące niedaleko w trawie ciało, zapewne było woźnicą. Zryta ziemia świadczyła o gwałtownych wydarzeniach towarzyszących zatrzymaniu pojazdu i zniknięciu, zarówno koni, jak i pasażerów. O bagażach nie wspominając.
Ani chybi... bandyci.
-Zostań w pojeździe i nie wychylaj się z niego wraz z Bellą, weź broń i trzymaj w pogotowiu.- rzekł Douglas wstając i kierując swe kroki do zbrojowni. –Ja pójdę się rozejrzeć.
Naiwniak. Skoro Victoria nie posłuchała własnego ojca, to dlaczego miałaby posłuchać Mavericka?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 26-04-2011 o 17:16.
abishai jest offline  
Stary 02-05-2011, 08:20   #43
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz.1

Vicky patrzyła na oddalające się plecy Douglasa. Pospiesznie wróciła do laboratorium i zagarnęła kilka nowych nabytków, które udało jej się zrobić. Potem popędziła do zbrojowni i rzekła mu:
- Może dasz mi w razie czego jakąś broń, abym mogła bronić Belli?
Douglas spojrzał na Victorię i wyciągnął z otchłani swej zbrojowni dziwną broń, mówiąc.


-Pistolet Tesli, lekki i łatwy w użyciu. Nie ma odrzutu, więc nie kopie... I jest humanitarny. Razi prądem elektrycznym na pięćdziesiąt metrów. Energia starcza na pięć strzałów. Wystarczy by unieszkodliwić każdego kto się wedrze.- rzekł Douglas podając dziewczynie pistolet.
- I tylko tyle? Może jeszcze coś? - zaczęła się rozglądać po zbrojowni.
-Na obronę pojazdu i Belli wystarczy.-odparł Douglas sam zabierając większy arsenał.- Nic wam się tu nie stanie. Jesteście bezpieczne.
- Noooooooooo a jak jednak ktoś tu wlezie... no prooooooooooooooszę - uśmiechnęła się przymilnie Vicky.
-No nie wiem. Wolałbym, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy.-odparł mężczyzna choć mało stanowczym tonem głosu.
- Nie zrobię! Nie zrooooooooooooobię! Proszę... proszę... proszę... - zrobiła tym razem słodkie oczy trzepocząc pospiesznie rzęsami.
Podał dziewczynie kolejną spluwę ze słowami.-Pamiętaj... z tej korzystaj w ostateczności.


Broń była ciężka i nieporęczna, największy kaliber jaki dotąd Victoria trzymała w dłoniach. Podobno rozmiar nie ma znaczenia... Vicky jednak uznała, że ma. Przynajmniej jeśli chodzi o pistolety... o ile tą armatkę można było nazwać pistoletem.
- Dzięęęęęęękuję -cmoknęła go pospiesznie dziewczyna zagarniając oba pistolety.
-Na szczęście nie będziesz musiała ich używać. Bo zostajesz bronić domu. Będziesz tu bezpieczna.- objął ją w pasie i pocałował w usta pieszczotliwie wodząc po jej wargach językiem.-A ja już muszę iść.
- Yhmmmmmmmmmm - odrzekła dziewczyna oglądając broń z uwagą.
-Dzikuska.- mruknął Douglas klepiąc ją w pupę na pożegnanie, po czym ruszył do sterówki by uruchomić, tryb “twierdzy”.
Vicky deptała mu po piętach i pytała:
- Jak wyjdziesz to drzwi się zamkną?
-Tak.- rzekł Douglas przez ramię i przekręcił klucz w przeznaczonej do tego dziurce w sterowni, ustawił pokrętło i minąwszy Victorię skierował się do wyjścia.
- A jak wejdziesz spowrotem? - dopytywała się drepcząc obok niego.
-To jest mój pojazd, wiem jak do niego wejść, nawet w trybie obronnym. Znam wszystkie jego sekrety.- westchnął teatralnie Douglas.
- A jak ci się coś stanie tam na zewnątrz. To co my zrobimy? - zadała kolejne pytanie.
-Nic mi się nie stanie. Byłem już w takich tarapatach nie raz. Nie martw się.- odparł uspokajającym tonem Maverick naiwnie biorąc słowa Victorii, za troskę o niego.
- Ale jednak...jakby się stało, to co? -upierała się przy swoim dziewczyna.
-To cały pojazd, będzie twój?- odparł nieco roztargnionym tonem głosu Maverick zbliżając się już do wyjścia automobilu.
- Kiedy ja nie wiem jak z niego wyjść, ani wejść, ani jak nim sterować... uuuuuuuuuuuuuuuuuumrę tu! - zaczęła panikować Vicky... a przynajmniej miała taka nadzieję, że tak to wygląda.
-Nie przesadzaj... wydostaniesz się zapewne bez problemu. Poza tym jeszcze nie umarłem.- odparł Douglas nie przejmując się napadem paniki. Miał wszak ważniejsze problemy na głowie.
- Czyli to blaszane domostwo wypuści mnie w razie czego? - marudziia dalej dziewczyna.
-Wrócę.- odparł Douglas i cmoknął Victorię w usta. Po czym otworzył drzwi, by wyjść.
- A jak nie?! - złapała go Vicky za koszulę.
-Nie przesadzaj. Nic ci nie grozi. Mnie też... poradzę sobie.-odparł Douglas trochę już zniecierpliwiony uporem panny von Strom.
- Ale uważaj na siebie - cmoknęła go pospiesznie i stała w otwartych drzwiach aby zerknąć w którą stronę podąży.

Niestety zamknął jej drzwi pod nosem. I tyle go widziała.
- Heeeeeeeeeeeh! - mruknęła niezadowolona Vicky. Popędziła do Belli i kiedy dopadła pokojówki pospiesznie jej powiedziała: - Siedź tutaj i nikomu nie otwieraj, ja idę z Douglasem zobaczyć co się stało!
-Tak panienko... -tylko tyle zdołała wydukać, zaskoczona, nagłym wkroczeniem do kuchni panny von Strom. Nie bardzo wiedząc o co chodzi. zrezygnowana patrzyła, jak Vicky już znika zakrętem korytarza.
Panna von Strom z całym arsenałem jaki przy sobie miała popędziła do drzwi i zaczęła z nimi walczyć aby je otworzyć. Ujęła klamkę w dłoni i próbowała otworzyć drzwi... “wszak od środka chyba powinny ustąpić”, dumała dziewczyna.Nie ustąpiły, chyba zamykając je Douglas zablokował drzwi.
Zrezygnowana Vicky popędziła do sterówki i zaczęła się rozglądać za kluczykami. Niestety nie znalazła ich, zapewne Douglas zabrał je ze sobą. w zamyśleniu nacisnęła czerwoną lampkę i rozejrzała się co też może ona uruchamiać.
Nic jednak nie uruchamiała, przezornie Douglas wyłączył sterówkę, uniemożliwiając jej eksperymenty. Subtelne metody, chyba jednak w tym wypadku nie sprawdzały, się więc Vicky zaczęła rozważać użycie, mniej... subtelnych.
Popędziła ponownie do kuchni i wpadając rzekła do Belli:
- Zatrzasnęłam drzwi niechcący... Douglas znów się na mnie będzie złościł. Możesz mi pomóc z tym swoim wytrychem? - spytała robiąc nieszczęśliwą minę.
-Spróbuję.- rzekła Bella i ruszyła za panienką w stronę zatrzaśniętych drzwi. Przygryzła wargę widząc owe “zatrzaśnięte” drzwi.
-Będzie ciężko.- rzekła w końcu. I zabrała się do roboty.
Vicky przestępowała z nogi na nogę niecierpliwiąc się, ale tym razem nic nie gadała, aby nie przeszkadzać Belli w sforsowaniu drzwi.
- Długo jeszcze? - nie wytrzymała w pewnym momencie.
-Cierpliwości, w drzwiach jest pułapka.- westchnęła Bella i dodała.- Taka sama jak w laboratorium ojca panienki. Pamięta panienka co się wtedy stało, gdy wybuchła... rzygała panienka przez kilka godzin.
Wzruszyła ramionami.-O wietrzeniu domu nie wspominając.
- To może ja zamiast drzwiami to oknem wylezę. Doug się będzie wściekał jak nic. Vicky z uwagą zaczęła przyglądać się oknu.Niestety obecnie zakratowanemu, żelaznym żaluzjami.
- Heeeeeeeeeh... i nici. Pospiesz się!- trąciła lekko Bellę w ramię.
-Otwarte.-rzekła triumfalnie pokojówka w końcu otwierając drzwi.
- Wielkie dzięki! - wykrzyknęła Vicky wymijając Bellę i wychodząc pospiesznie z pojazdu, odwróciła się i rzekła: - Lepiej się zamknij, aby ktoś nie wlazł i cię nie porwał i tego pojazdu... bo Doug się wścieknie jak nie wiem co!

I nie czekając czy pokojówka zrobi to co jej poleciła popędziła pospiesznie w stronę dyliżansu blokującego im przejazd. Będąc już blisko zaczęła się skradać nasłuchując i rozglądając się uważnie dookoła.
Było cicho, a Douglasa nie było w pobliżu. Bella się strasznie guzdrała przy tych drzwiach. W polu widzenia był pojazd, ale nikogo żywego nie zauważyła. Było cicho... bardzo cicho. Spojrzenie Vicky zogniskowało się na leżącym ciele. Trup miał jasne włosy, leżał na wznak... i tylko tyle dało się zobaczyć kryjąc się przy boku automobilu Douglasa.
Rozglądając się na boki Vicky mocniej ujęła w dłonie oba pistolety i już miała ruszyć do przodu. Jednak zastanowiła się i większą broń schowała za pasek tak aby móc ją wyciągnąć w potrzebie, a strzelającą prądem ujęła w rękę i zaczęła się skradać do leżącego... trupa, gotowa na chociażby najmniejsze drgnięcie z jego strony, władować w niego ładunek elektryczny.
Na szczęście nie było powodu, mężczyzna był martwy... na jego piersi widać było dużą czerwoną plamę zaschniętej krwi. A oczy zaszły mu już mgłą.
Vicky ukucnęła przy nim i dotknęła jego szyi poszukując na niej tętnicy... może jednak jeszcze biedak żyje... Niestety nie udało jej się nic wyczuć. Rozejrzała się ponownie dookoła.
Na szczęście konie do dyliżansu zostawiły wskazówki, w którą stronę je uprowadzono.
Szkoda tylko że...


były to śmierdzące wskazówki. Końskie łajno. Jakież szczęście, że jeden z koni miał rozwolnienie, zostawiając kupki niczym szlak z okruszynek, jak w bajce o Jasiu i Małgosi. Czy ten smrodliwy ślad miał ją zaprowadzić do chatki wiedźmy, zrobionej z piernika ( a może z czegoś mniej przyjemnego)?
Vicky nie widząc nigdzie Douglasa zaczęła się ostrożnie przesuwać w kierunku oznakowanym przez konie. Zerkała raz pod nogi, aby nie wleźć czasami w jedną ze wskazówek a drugi... zatrzymując się co i rusz na boki. Krok za krokiem Vicky śledziła uprowadzone konie. Przypominając sobie od czasu do czasu o Douglasie rozglądała się lekko zaniepokojona, gdzie mógł się podziać. Wszak daleko chyba odejść nie zdołałby.
Wkrótce do uszu Victorii krzyki. I idąc w ich kierunku panienka von Strom dotarła na polankę, na której zgromadzono razem sześciu przestraszonych pasażerów dyliżansu.
W pobliżu pasły się też konie i leżały związane razem bagaże podróżnych.
Pilnowało ich ośmiu oprychów, pod wodzą swego kapitana.


Oprychy przeszukiwały swych więźniów, próbując wykryć błyskotki i gadżety jakich jeszcze nie odebrali więźniom. Oczywiście, szczególnie gorliwie obszukiwali kobiety. A ich wódz się temu przyglądał. A Douglasa... nie było widać.
Vicky zagryzła w złości zęby i schowała za pasek broń palną, a wyjęła broń elektryczną. Schowała się za jedno z drzew i wycelowała w jednego z oprychów, który namolnie obmacywał jedną z kobiet i wystrzeliła celując w jego tyłek.
Auuu!- zawył i to ostatnie co zrobił, padając w konwulsjach na ziemię. Pozostali bandyci natychmiast się rozbiegli i zaczęli szukać osłony. Kapitan wystrzelił w kierunku Victorii jaką tubkę z której zaczął wydzielać się mdlący opar.
Vicky widząc opar zasłaniający jej widok, odskoczyła do tyłu za kolejne drzewo tak aby wyziew z tubki nie mógł jej dosięgnąć. “Na szczęście jestem na świeżym powietrzu”, przemknęło przy tym dziewczynie przez głowę. Podobnie jak nad głową przemknęły jej kule... ze głośnym świstem.
-Poddaj się dziewko, to przeżyjesz by opowiedzieć o tym, że zadarłaś z bandą kapitana Scroodge’a!-krzyknął szef tej bandy.W tym czasie, jeden z jego ludzi... zemdlał.
- Sam się poddaj bandziorze paskudny! To może ci wtedy nic nie odstrzelę! - odkrzyknęła mu na to Vicky i wychylając się na chwilę zza drzewa strzeliła w kierunku wydzierającego się mężczyzny. Chybiając jednak o parę dobrych metrów.
-Poddaj się panienko, albo tych ludzi ukrzywdzim.- ryknął Scroodge i widząc kolejnego swego podwładnego padającego bez czucia, dodał.-I swego wspólnika, bądź wspólniczkę, też.
- Jakiego wspólnika gamoniu? - odkrzyknęła mu na to Vicky ponownie wychylając się zza drzewa.
Następny bandyta osunął się na ziemię. A kapitan strzelił w kierunku Vicky z dziwnej broni, robiąc całkiem sporą dziurę w drzewie, za którym się kryła. Na szczęście nie była to dziura przechodząca na wylot.-Już ty dobrze wiesz, babsztylu!
- Na razie nic nie wiem durniu! - odkrzyknęła mu Vicky wiejąc za kolejne drzewo. Schowała się za nie i ostrożnie wystawiła lufę swojej broni by wycelować teraz dokładniej. Kiedy już jej się wydawało, że trafi w wydzierającego się mężczyznę nacisnęła spust.
I znowu chybiła... błyskawica przeleciała nad głową kapitana. Jeden z bandytów chwycił kobietę jako zakładniczkę, zasłaniając się jej ciałem i mierząc do jej głowy z pistoletu. I z takim zabezpieczeniem zbliżał się do Victorii.
Vicky stałą schowana za drzewem i raz po raz wychylała głowę aby sprawdzić jak blisko jest bandyta trzymający kobietę jako zakładniczkę. Wyciągnęła granat klejący i czekała...kiedy mężczyzna znajdował się już w odległości wystarczającej aby w niego cisnąć wychyliła się zza drzewa i z okrzykiem:
- Łap jabłuszko! - cisnęła w niego granatem.


Tym razem trafiając bezbłędnie. I sklejając ze sobą bandytę i ofiarę... i przyklejając ich do podłoża. Tymczasem kolejny bandyta padł ofiarą zamachu i padł na ziemię.
Co tylko wprawiło w zdenerwowanie pozostałych.
-Szefie ratuj!- wrzeszczał sklejony bandyta. Ale ani szef, ani pozostali pomagierzy, którzy zaczęli spoglądać w górę.
I wkrótce pojawił się powód tego spoglądania.


Statek powietrzny. Mały sterowiec do szybkiego przemieszczania się.
Vicky też spojrzała w górę rozdziawiając buzię w zdumieniu. Jednak opanowała zdziwienie i korzystając z tego, że bandyci stali wpatrzeni w niebo wychyliła się zza drzewa, wycelowała i wypaliła, w kierunku herszta bandy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 02-05-2011, 08:40   #44
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
cz. 2

I znów chybiła...a z pojazdu wystrzeliła lina zakończona żelazną łapą. Ta zahaczyła się związane razem łupy. A te po chwili zaczęły być ciągnięte w górę do ładowni sterowca. W podobny sposób zostały wystrzelone kolejne liny z żelaznymi strzemionami. I bandyci chwytając się ich, oraz wsuwając stopy w strzemiona byli wciągani do sterowca. Podobnie jak łupy.
- O żesz ty.... o żesz ty... - mamrotała pod nosem Vicky zastanawiając się co począć. Wychyliła się zza drzewa i wycelowała w balon sterowca. Przygryzła wargę i nacisnęła spust pistoletu. Niestety, sterowiec był poza zasięgiem broni podarowanej przez Douglasa. I po załadunku zaczął unosić się jeszcze wyżej. Tymczasem ze swej kryjówki, wśród gęstych krzewów, wyskoczył sam Maverick i podbiegł do dziewczyny. Chwycił ją w ramiona pytając nerwowym głosem.-Nic ci się nie stało? Nie jesteś ranna?
- Gdzieś był jak byłeś potrzebny? Te bandziory obmacywały te niewinne kobiety! - rzekła mu z wyrzutem Victoria, wtulając się jednak mocno w jego ramiona.
-Gdzie byłem? A jak myślisz, że ci bandyci, mdleli, ot tak, sobie? Co ty tu robisz pannico? Miałaś siedzieć w pojeździe?!- krzyczał Douglas, jednakże ostatnie słowa wypowiedział łagodniej.-Mogło ci się coś stać, wiesz? I co bym wtedy zrobił?
-Eeee...może byście, odlepili tego warchoła ode mnie.- rzekła zakładniczka przyklejona do bandyty tęsknym wzrokiem odprowadzającego odlatujący sterowiec.
- Pewnie mdleli na widok broni. Wiesz niektórzy mężczyźni mają delikatne nerwy. Nic mi się by nie stało... tak jak i tobie. Panikujesz niepotrzebnie. - odrzekła mu Vicky cmokając go głośno w policzek i przybliżając usta do jego ucha wyszeptała: - A co byś zrobił jakby mi się coś stało? Zmartwiłbyś się? - i odchyliła się aby spojrzeć mu w oczy.
-Oczywiście, że bym się zmartwił.- odparł Douglas przyciskając Victorię mocniej do siebie, po czym przybliżył twarz do jej twarzy i mruknął.-Ale i tak lanie cię nie minie, dzikusko. Wiesz, jak się bałem o ciebie? Nie powinnaś ujawniać swojej obecności, liczniejszemu wrogowi.
- Eeeeeeee tam... jak widzisz dałam sobie radę. - odrzekła mu na to Vicky uśmiechając się. - Może pomożemy pani pozbyć się tego smrodka? - po czym ponownie przytuliła usta do ucha Douglasa i dodała: - Tylko nie próbuj jej podrywać... patrzę!
Powinien być wściekły. W zasadzie był wściekły, ale jak mógł się na nią wydzierać, gdy się do niego tuliła ? Nie mógł być zły, ale mógł być złośliwy.-Jesteś o nią zazdrosna?
- O kogo? - spytała dziewczyna wtulając nos w szyje Douglasa i przymykając oczy kiedy jej zmysły wypełnił jego zapach.
-O tą dziewczynę...-mruknął Douglas nieobyczajnie masując pupę panny von Strom.-No i... nie masz jakiegoś rozpuszczalnika, do swego kleju?
- Czemuuuuuu? - wymruczała Vicky przesuwając nosem po szyi mężczyzny.
-No bo...- Douglasowi ciężko było się skupić w tej sytuacji. Po chwili rzekł cicho do jej ucha.- Victorio, czy mam cię zaciągnąć do automobilu rozebrać i posiąść?
- A może to ja bym posiadła ciebie? -wymruczała mu Vicky w ucho i dodała: - Uczę się jak pachniesz... - po czym nieoczekiwanie przesunęła koniuszkiem języka po jego szyi i wyszeptała: -… i smakujesz. A rozpuszczalnik zapewne jest w... automobilu.
-Poczekajcie tu chwilę i zwiążcie, jeśli łaska ogłuszonych... musimy po rozpuszczalnik iść do mego pojazdu. Zaraz wracamy.- rzekł Douglas odsuwając od siebie Vicky, ale trzymając ją za dłoń. Na szczęście ograbieni podróżni nie czekali na pobudkę bandytów i już ograbiali ich z broni i wiązali pasami.
- To ja poczekam też. - próbowała wyzwolić swoją dłoń z uścisku Douglasa Vicky i odwracając się przez ramię aby popatrzeć na ocalonych przez siebie podróżnych.
-Nie wiem, czego szukać. Jeśli możesz iść sama... Idź sama.- burknął Douglas zdezorientowany zachowaniem dziewczyny.
- A jak wejdę do tej twojej twierdzy? Nic mi nie chcesz powiedzieć o jego działaniu. - rzekła dziewczyna robiąc nieszczęśliwą minkę: - Nie ufasz mi! - dodała na koniec z wyrzutem.
-A jak wyszłaś? Mimo, że mówiłem byś nie wychodziła?-spytał Maverick patrząc w oczy Victorii i nic sobie nie robiąc z nieszczęśliwej minki.-Jak wydostałaś się z twierdzy?
- Drzwiami, jak się otworzyły, ale już się zamkły na nowo. - odparła mu na to Vicky: - Gdyby nie ja to te bandziory nadal by obmacywały te biedne kobiety. Gdzie byłeś jak była potrzeba aby je bronić?
-Przygotowywałem subtelny atak, który ty swoimi czynami naraziłaś, na niepowodzenie.-odparł lekko poirytowany Douglas.
- Taaaaaaaaak, tak, subtelnie siedziałeś w jakiś krzakach. Idziemy po ten rozpuszczalnik, bo ten bandzior znów zacznie obmacywać tą niewinną niewiastę. - zaczęła ciągnąć Douglasa w kierunku automobilu.
-Szalona dziewucho, omal cię nie postrzelili. Ty nawet nie wiesz, jak się bałem o ciebie. Co ty sobie myślałaś?!-mówił spokojnym acz nerwowym tonem głosu mężczyzna pozwalając się ciągnąć.

Vicky gwałtownie zatrzymała się między drzewami i zagradzając drogę Douglasowi spytała patrząc mu w oczy: - Jak bardzo się bałeś? -jej głos przy tym pytaniu nabrał nagle bardzo dziwnego brzmienia.
-Już ci mówiłem... bardzo.-odparł zaskoczonym Maverick. Humory tej dziewczyny zmieniały się jak chorągiewka na wietrze. Chociaż... miał wrażenie deja vu.
- Ale wiesz... - wyszeptała: ... bardzo czy tak... bardzo bardzo?
Chwycił ją w pasie i lekko uniósł do góry by pozbawić oparcia, po czym delikatnie ułożył na mchu klękając nad nią i obejmując ją nogami w pasie.-No i doigrałaś się dzikusko.
Palcami zaczął rozpinać jej bluzkę mrucząc.-Bardzo się bałem... A teraz bardzo cię pragnę.
- To teraz wiesz co ja czułam jak sam polazłeś nie wiadomo gdzie, nie wiadomo na jakie niebezpieczeństwo się narażając! - wrzasnęła nagle Vicky i zaczęła go okładać pięścią po piersi. - Puszczaj mnie! Na rozpuszczalnik czekają. -dodała po chwili kiedy złość z niej powoli umykała.
Jedną dłonią zaczął ją głaskać po głowie, druga dłoń Douga wsunęła się pod rozpiętą koszulę i delikatnie masowała piersi dziewczyny chronione jedynie barierę koronki. Maverick westchnął.-I co ja mam z tobą zrobić? Przecież jeśli mam cię chronić, to muszę się narażać.
- A kto mówi, że masz mnie bronić i narażać się? - spytała go Vicky unosząc dłoń i przesuwając jej grzbietem po policzku nachylającego się nad nią mężczyzny. - Sama potrafię się bronić.
-Ale tu jesteś bardzo mięciutka i delikatna.- mruknął Maverick delikatnie ściskając piersi Vicktorii i dotykając palcami jej policzka.-Taka drobniutka i niemal jak porcelanowa figurka.
- Mhmmmmmmmmmm... a ty twardy jak skała. - odrzekła mu na to Vicky przesuwając po nim dłonią - Jednak i skałę można skruszyć... nie zapominaj o tym Doug. - uniosła się i przywarła ustami do jego ust całując go zaborczo i namiętnie.

Oddał pocałunek smakując jej wargi i pieszcząc językiem, jej języczek. Rozsunął na boki bluzkę, odsłaniając piersi w koronkowej bieliźnie, zaborczo pieszczone jego dłońmi. Przymknęła oczy poddając się doznaniom jakie wzbudzały w niej zarówno pocałunki jak i dłonie Douglasa wędrujące po jej ciele. Odsunęła usta od jego ust i wyszeptała próbując złapać oddech:
- Doooooog... oni czekają.
Maverick nie słuchał, a może nie chciał słuchać. Zsunął w dół ramiączka bielizny i odsłonił jędrny biust Vicky. Pieszczotliwie wędrował po nim ustami, skupiając się szczególnie na szczytach jej piersi.-Masz śliczny biust i śliczną twarzyczkę i nóżki i... w ogóle jesteś śliczniutka, wiesz?
- Dooooooooug!!! - Vicky wydarła się wprost w twarz mężczyzny. [/i] - Chcesz aby mój biust obejrzeli wszyscy którzy stoją za twoimi plecami?[/i] - spytała przytulając się do niego swoim nagim biustem.
-Jak będziesz tak krzyczeć to... się zlecą.-zachichotał Douglas przesuwając dłonią po jej plecach.-Przyjdziesz do mnie w nocy?
- Moooooooooooże... - odparła mu na to dziewczyna.
-Może? - mruknął zdziwionym tonem Douglas wędrując ustami po szyi panny von Strom.-A czemu nie,”Na pewno”?
- A czemu ma być “na pewno” a nie “może”? - odmruknęła mu dziewczyna odchylając głowę aby jego usta miały łatwy dostęp do jej szyi.
-Bo ciebie pragnę?-spytał teoretycznie Douglas smakując językiem szyję Victorii i pieszcząc jedną dłonią pierś dziewczyny, korzystając z tego, że już nie dociskała się tak mocno do niego.
- A może ja ciebie nie pragnę? - odrzekła mu z przekorą Vicky i wbrew temu przesunęła ustami po jego ustach i ocierając się o niego swoim ciałem prowokująco. Przy nim jakoś tak szybko wychodziła jej nauka “uwodzenia” i instynktownie jej ciało samo reagowało tak jak trzeba na jego pieszczoty, a nawet samo przejmowało inicjatywę. Vicky sama nie wiedziała skąd wie, ale wiedziała, że to ma na niego wpływ.
-To czemu się o mnie martwiłaś, jak mnie nie kochasz?- spytał żartobliwie Maverick, delikatnie całując jej szyję i obszar tuż nad biustem. I wsuwając dłoń pod spódnicę, macając dłonią pończoszkę na udzie, wędrując palcami w górę.
- Bo... - zaczęła dziewczyna gwałtownie wciągając powietrze gdy poczuła pieszczotę jego dłoni na swoim udzie. - - kto by mnie zawiózł do Londynu jakbyś zginął, a ja nie umiem tej twojej twierdzy odsługiwać? - dokończyła drżąc w jego ramionach.
-Tylko z tego powodu?-mruczał Douglas sięgając palcami do majteczek dziewczyny i wędrując po nich dłonią.Język wił się po jej ciele, gdy szeptał.-Przecież jesteś mądrą dziewuszką. Rozpracowałabyś mój pojazd prawda? I jeździć się już uczyłaś.
- Może... - ponownie odszepnęła mu dziewczyna: - Ta dama nadal jest przyklejona do tego bandziorka. - przypomniała mu Vicky, wiercąc się pod nim.
-Wiesz, że już jesteś w mojej mocy...dzikusko.- zachichotał Douglas wsuwając dłoń pod majteczki dziewczyny i muskając palcami jej intymny obszar, acz delikatnie.-Obiecasz, że przyjdziesz to... cię puszczę teraz.
Po czym namiętnie pocałował jej usta. Odwzajemniła jego pocałunek i przesuwając dłonią po jego ciele niechcący zaplątała ją w swoją bluzkę. Starając się wyplątać rękę zahaczyła o spust elenktycznego pistoletu, który Douglas dał jej do obrony. Dobrze, że już wystrzeliła amunicję, bowiem wystrzał mógłby Douglasa ogłuszyć, a i ją nieprzyjemnie popieścić.
Maverick przerwał jednak nagabywanie dziewczyny, mówiąc.-Nie podobają ci się moje pieszczoty, dzikusko?
- Podobają. - przyznała się szczerze dziewczyna - Ale żal mi tej dziewczyny do której klei się ten bandzior. Chciałbyś aby do mnie ktoś taki sterczał przyklejony?

Maverick wstał mówiąc.-Victorio. Ja cię kiedyś... zamknę ze sobą w pokoju i nie wypuszczę przez cały dzień.
Podał dłoń leżącej, nieco roznegliżowanej dziewczynie, by pomóc jej wstać.Vicky ujęła jego dłoń i podniosła się pospiesznie. Puściła Douglasa i zaczęła poprawiać swoją bluzkę, wcześniej wsuwając piersi w bieliznę. Zapinając guzik za guzikiem spytała: - I co byśmy robili przez cały dzień w tym zamkniętym pokoju?
-Kochali się.- odparł Douglas żartobliwym tonem. Wyjął liść z włosów Vicky dodając.-Długo i namiętnie.
- Jak bardzo namiętnie i długo? - mruknęła dziewczyna zerkając czy już wszystkie guziki pozapinała.
-Mam cię rozebrać i ci pokazać?-odparł Maverick wystawiając język do panny von Strom. Po czym dodał.-Bardzo namiętnie i bardzo lubieżnie... godzinami.
Roześmiała się widząc jego język i pogłaskała go po policzku mówiąc: - Jesteś zabawny.
-Bo zacznę znów rozpinać te guziczki.- Maverick pogroził żartobliwie dziewczynie palcem. I dodał.-I tak wiem, że szalejesz za mną.
- Skąd wiesz? - spytała go dziewczyna przyglądając mu się z ciekawością.
-Czytam z twojego zachowania jak z otwartej księgi, dzikusko.- mruknął Douglas biorąc jej dłoń w swoją dłoń i prowadząc do pojazdu. Vicky szła koło niego raz po raz zerkając na profil mężczyzny. Widać było, że nad czymś duma intensywnie. Kiedy już dochodzili do automobilu wypaliła:
- A jak to co czytasz jest fałszywe? Albo zakłamane, albo się mylisz?
-Mam wrażenie, że nie..- odparł Douglas podchodząc do drzwi i otwierając je. Zerknął przez ramię na Vicky.-Mam nadzieję, że nie.
- A ty? Co czujesz do mnie? - spytała chwytając go za ramię i powstrzymując przed wejściem do środka.
-Bardzo mi na tobie zależy. I na twoim uśmiechu.- odparł Maverick głaszcząc dziewczynę po głowie. Po czym klepnął ją w pośladek.-A teraz goń po ten rozpuszczalnik.
Z uśmiechem na ustach Vicky wbiegła pospiesznie po schodach a następnie popędziła do laboratorium. Zerknęła na stojące w nim flaszki i zmarszczyła czoło próbując sobie przypomnieć, którą powinna zabrać.



Chwyciła tą z rozpuszczalnikiem i biegiem popędziła spowrotem do Douglasa. Wypadła jak bomba z automomobilu z okrzykiem: - Mam! - i wylądowała w ramionach mężczyzny.
-Uważaj bo sobie coś zrobisz.- mruknął Douglas lekko wzdychając i cmokając w czoło trzymaną dziewczynę.
- Doooooooobrze. - odrzekła mu na to pokazując wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
-Kusisz...-mruknął Douglas całując usta młodej angielki.
- Czyyyyyyyyym? - wyszeptała mu w usta dziewczyna owiewając jego usta swoim oddechem.
-Tym..- cmoknął jej czubek nosa, potem wargi.-Tym.-nachylił się cmokając biust poprzez materiał bluzki.-I tym... i wieloma innymi rzeczami.
Po czym mruknął.-Chodźmy do tej pani.
- Chodźmy. - poparła go Vicky wtulając swoją dłoń w jego dłoń i z uśmiechem wędrując w kierunku, gdzie zostawili sklejoną parę. - Doug, co z nimi zrobimy?
-Ty rozkleisz, a ja porozmawiam z nimi.-rzekł w odpowiedzi Maverick wskazując na pasażerów dyliżansu.
- I zostawimy ich tutaj? - dopytywała się dziewczyna.
-Raczej nie powinniśmy, prawda?-spytał retorycznie Maverick.
- Zabierzemy ich do automobilu? - zatrzymała się gwałtownie.
-Nie... Mamy dyliżans, podepniemy go do tyłu pojazdu.-odparł Douglas, któremu też nie podobał się pomysł, wpuszczenia ludzi do jego domu na kółkach.
- Ahaaaaaaaa -odrzekła na to dziewczyna ruszając ponownie do przodu. Podeszli do sklejonej pary i Vicky zaczęła ich rozklejać pilnując przy tym, aby nic nie stało się kobiecie, a bandziorka traktując obojętnie i nie zważając na jego syki.

W tym czasie Douglas rozmówił się ze zgromadzonymi pasażerami. Jechali do najbliższego miasta, gdy zostali zaatakowani. Woźnica zginął, reszta została sterroryzowana i zaciągnięta, tutaj.Całej grupie pasażerów przewodził Sam Walwrick, kupiec. Obiecał pomóc przy koniach, i przy zwłokach. Bandytów ostatecznie postanowiono związanych przy drodze zostawić konstablowi pobliskiego miasteczka do odebrania. Wszak już niedaleko ponoć było.
No i pasażerowie podziękowali swoich wybawcom. Szczególnie wylewnie zaś dziękował, młody mężczyzna we fraku i cylindrze.


Vicky uśmiechnęła się do niego promiennie słysząc jego podziękowania, przyglądając się z uwagą elegancikowi i pytając z troską w głosie: - Nic się panu nie stało?
-Ależ nic, co by mi przeszkadzało w wyrazach wdzięczności. Czy... pozwoli się panna zaprosić na kolację?- spytał patrząc w oczy Victorii.
- Pozwo... - zaczęła Vicky i zerknęła w kierunku Douglasa.
Maverick nerwowo potrząsnął głową zaprzeczając i zgromił Vicky wzrokiem. Widząc to dziewczyna odwróciła się do młodzieńca i uśmiechając się jeszcze szerzej odparła: - Kolacja to wspaniały pomysł. - odwróciła głowę i zerkając ponownie na Douga pokazała mu język.
Maverick spojrzał ponuro na Vicky, ale ostatecznie wzruszył ramionami. Konie z pomocą pasażerów doprowadzono wraz bandytami do drogi. Tam zresztą bandytów przywiązano do drzew, jak i konie. Douglas podpiął dyliżans do swego automobilu. I Victoria...miała wybór. Albo gnieść się w dyliżansie, ale z młodym paniczem. Albo, usiąść w sterówce pojazdu Douglasa.
- To ja się pójdę przygotować do tej kolacji. - rzekła Vicky i oddaliła się w stronę automobilu, a Douglas i młody panicz mogli popodziwiać jak kusząco przy tym kołysze biodrami. Czy wcześniej też tak chodziła? O to pewnie trzeba by zapytać Douglasa, który już nie raz mógł podziwiać jak się oddala.
Maverick wszedł do środka ponury niczym chmura gradowa. Widząc go takim Bella tylko rzekła do Vicky.-Znów się z nim panienka poprztykała? Co właściwie się stało?
- Ja? - udała zdziwienie Vicky uśmiechając się pod nosem. - Ależ skąd. Idę na kolację z jednym miłym młodzieńcem. - Poszła do sypialni i zaczęła się ubierać na kolację. Kiedy już założyła suknię poszła do sterówki i siadając spytała Douglasa:
- Myślisz, ze ta suknia może być na tą kolację?
Douglas spojrzał w kierunku Vicky i...


powędrował wzrokiem po jej ciele. A potem dłonią po jej nodze.-Wyglądasz prześlicznie, ale...- dłoń powędrowała po kolanie, przesunęła się po udzie wsuwając pod suknię.-... nie mogę cię wypuścić, dzikusko.
- Pewnie dlatego, że już w niej chodziłam. Poczekaj! - wykrzyknęła i wybiegła ze sterówki.
A Douglas pognał za nią, ciekaw co znowu ta dzikuska wymyśliła.
Spotkali się na korytarzu po paru minutach. A Vicky pytając:
- Tak lepiej?


Nie otrzymała odpowiedzi. Douglas przycisnął ją do ściany korytarza masą swego ciała. Zaczął całować drapieżnie jej usta, policzki i biust ukryty za sukienką. Dłonie mężczyzny masowały nagie uda Victorii. Trudno już było stwierdzić, kto tu jest bardziej dziki. Vicky wtulała się w niego odpowiadając z entuzjazmem na jego namiętne pocałunki swoimi pocałunkami. Ocierała się przy tym o niego wtulając coraz mocniej w jego ramiona. Kiedy jego usta wędrowały po jej ciele jej usta przywarły do jego ucha z pytaniem:
- I jak Doug... mogę tak iść na tą kolację? - wyszeptała zmysłowym głosem.
-Nigdzie cię nie puszczę, samej.-mruknął Douglas zsuwając się wargami na jej brzuch, a dłońmi zsuwając z niej koronkowe majteczki. Które po chwili opadły na ziemię.
- Ależ nie musisz mnie puszczać samej. Pójdę wszak z tym miłym młodzieńcem. - odrzekła mu na to Vicky przykucając aby spojrzeć Douglasowi w oczy. - To która suknia? Tą pożyczyłam z tych co wiszą w twojej szafie.
-A jeśli ci nie pozwolę wyjść w żadnej z nich? Bandyci ciągle na ciebie napadają.To niebezpieczne iść samej.- mruknął mężczyzna. I spojrzał w oczy Victorii, muskając palcami pomiędzy jej udami.-A jeśli chcę ciebie, tylko dla siebie... dzikusko?
- A chcesz? - wyszeptała drżąc pod wpływem jego pieszczoty. - Przecież nie mogę iść na tą kolację na golasa, prawda?
-Chcę... co gorsza...ta sukienka... kusi by chcieć teraz.- palce Douglasa zagłębiły się we kwiecie rozkoszy Victorii.-By chcieć cię teraz, mocno, intensywnie.
Pocałował ją w usta mrucząc.-Nie pójdziesz goła. Po prostu, nie chcę w ogóle szła.
Vicky jęknęła w jego usta w odpowiedzi na ruch jego palców. Przywarła do jego ust całując go namiętnie. Chwilę później poderwała się do góry uwalniając spod jego dotyku. Zrobiła krok do tyłu i zapytała: - Czemu nie chcesz? Czyżbyś czuł to samo co ja jak się dowiedziałam o twoim kwiatuszku i piknikach?
-Też. Aczkolwiek i kwiatuszek i pikniki były dawno temu. No i muszę cię... chcę cię chronić. Poza tym... -przesunął spojrzeniem po Victorii.-Wyglądasz tak... zniewalająco. A trochę za bardzo, mam na ciebie ochotę. Do licha Vicky... kusi mnie by rzucić się na ciebie, jak zwierzę.
Wykonał kilka kroków coraz bardziej przybliżając się do dziewczyny. Jego rozpalone spojrzenie wędrowało po jej ciele, tak jak i jej spoglądając na jego spodnie natrafiało na sterczącą pod materiałem oznakę “zainteresowania.”
- To... - zaczęła Vicky i przełknęła ślinę przez zaciśnięte nagle gardło kończąc: -... możesz iść na tą kolację z nami - dokończyła i odwracając się jak fryga pognała pędem do sypialni gubiąc po drodze majtki i zatrzasnęła zamek. Wiedziała bowiem już co znaczy taki wzrok Douglasa i inne oznaki jego ciała. Wiedziała, że skończyli by tu w tej sypialni, a może w jego sypialni a może i nawet tam na tym korytarzu. A coś... coś w środku niej chciało, aby poszedł z nią na tą kolację i... był zazdrosny? Rzuciła się na łóżko i leżąc na brzuchy machała nogami zastanawiając się co by chciała, aby czuł Douglas.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 13-05-2011, 20:22   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 1

To zastanawianie się Victorii, było prawdziwym błogosławieństwem dla Mavericka.
Bowiem dzięki temu, mógł spokojnie zmierzać w kierunku miasteczka, nie niepokojony przez „wypadki” będące wynikiem jej działań. Jak i nie rozpraszany, przez jej kuszące kształty i dość swobodne podejście do spraw związanych z relacjami damsko męskimi.
Tak więc dalsza jazda upłynęła spokojnie i bez dramatycznych wydarzeń, czy... niespodziewanych sytuacji.

W końcu jednak dojechali...

A w tym mieście wóz Mavericka wzbudził sensację. Oczywiście z powodu dyliżansowej "naczepki" i uratowanych gości. Którzy wręcz zaczęli wychwalać odwagę Victorii pod niebiosa.
Z miejsca więc mieszkańcy obwołali Victorię i Douglasa bohaterami.
No i bohaterowie otrzymali pokoje w luksusowym hotelu dla siebie.
Victoria i jej służka jeden, a Douglas drugi.
Pokój przeznaczony dla Victorii był wygodny i cichy. W hotelach nie montowano Deus ex Machin z uwagi na prywatność gości.
Dwa duże łóżka, jedno dla panienki ( takie romantyczne... z baldachimem) , drugie dla osobistej służki. Toaletka, podręczne mechanizm do układania włosów (dla tych kobiet, które nie miały ze sobą służek).


Była nawet łazienka! O wiele lepsza i bardziej wygodna od łazienki Maverickowego pojazdu.
Wreszcie angielska lady miała luksusy do których była przyzwyczajona.
Zaraz po tym jak Vicky zaczęła się po rozglądać po dużym i wygodnym pokoju, do drzwi dobiegło pukanie.
- Proszę! - wykrzyknęła Vicky zastanawiając się co włożyć na kolację.
Wszedł znany już jej mężczyzna w cylindrze. Ten sam młodzieniec, który zaprosił ją na kolację. Skłonił się szarmancko mówiąc.-Ostatnim razem nie miałem okazji się przestawić. Jestem David Wilsons.
- Miło mi. - odparła mu na to Vicky podsuwając swoją łapkę mu pod nos gestem świadczącym, że powinien ją pocałować. Co też David zrobił całując dłoń namiętnie i wędrując językiem po jej skórze..
- Ejjjjjjjjjjj!!! - wykrzyknęła na to Vicky wyrywając mu rękę z uścisku i wycierając ją o przód jego koszuli. - Nieładnie się tak ślinić! - pouczała przy tym młodzieńca.
-Eeee... tak. Hmm...- jej zachowanie niewątpliwie wybiło podrywacza z nastroju. Spytał jednak, opanowawszy nieco głos.-To... kolacja wieczorem, o osiemnastej we dwoje? Proponuję hotelową restaurację.
- Tak... tak... o osiemnastej. Będziemy na pewno we dwoje. A która właściwie godzina? - spytała z roztargnieniem Vicky znów myśląc o kreacji na wieczór. I nie uświadamiając młodzieńca że mówiąc “we dwoje” miała na myśli siebie i Douglasa, który wszak jeszcze w automobilu zapowiedział swoją obecność na tej kolacji.
-Czy mogę rzec, że zaszczytem będzie zjeść kolację, sam na sam z tobą.-David czaruś, próbował roztoczyć wokół dziewczyny sieć, pochlebstw, ujmując jej dłonie w swe dłonie i przybliżając się tak, że spoglądał w jej oczy z bardzo bliska.
- Rzec możesz. Jednak która godzina? Muszę się przygotować, wszak w spodniach na kolację nie przystoi iść. - mruknęła lekko zniecierpliwiona dziewczyna, musiała bowiem jeszcze tą kreacje nabyć, a wchodząc do hotelu widziała sklep z sukniami. Przestępowała więc z nogi na nogę niecierpliwie czekając kiedy młodzian wreszcie sobie pójdzie.
-Jesteś piękna w każdej kreacji... śliczna tajemnico.- odparł David i rzekł po chwili.-Chyba umknęło mi twoje imię.
- Umknęło nie umknęło... czas mi się szykować. - odparła mu Vicky opierając dłoń o jego pierś i wypychając go ze swojego pokoju, po czym zatrzaskując mu drzwi przed nosem: - Beeeeeeeeeeeeeeeellaaaaaaaaaa.
Słuch nietoperza był chyba wrodzoną lub wszczepioną cechą służki, bowiem...

-Panienka wołała?-Bella akurat wpadła do pokoju z kuframi, wymijając po drodze nowego adoratora Victorii. Po czym dodała.-Jednak panicz Douglas bardziej interesuje panienkę, od tego młodzieńca?
-Czemuż? - spytała Vicky i nie czekając na odpowiedź dodała: - Widziałaś ten sklep z sukniami na dole? Pójdziemy kupić suknię na kolację.
-Na kolację z tym młodzieńcem, którego panienka ordynarnie wywaliła na korytarz, czy na kolację z paniczem Douglasem?-spytała pokojówka chichocząc pod nosem.
- Jak wywaliła? Jak wywaliła? Wyszedł bo wie, że muszę się przygotować. Kolacja we dwoje. - obruszyła się Vicky - Pospiesz się. Idziemy po suknię! - i dla odmiany chwyciła Bellę za rękę i wyciągnęła z pokoju.
-We dwoje? Jakie to romantyczne. Z kim panienka planuje tą kolację? Głupie pytanie. Oczywiście, że z paniczem Douglasem. Musimy wybrać coś pięknego i pobudzającego wyobraźnię.-szczebiotała Bella dając się ciągnąć swej pani.
- Taaaaaaaak... coś pięknego. - odrzekła jej dziewczyna nie wyjaśniając z kim ma zamiar tą kolację spożywać. Inna sprawa, że służka i tak wiedziała swoje.

W sklepie oglądała suknię po sukni, niektóre mierząc, niektóre odrzucając od razu. Nad niektórymi się zachwycając, nad niektórymi kręcąc nosem z niezadowoleniem. Jednak po wyczerpaniu asortymentu sklepowego, cierpliwości sprzedawczyni, właścicielki i Belli, Vicky wreszcie wybrała dla siebie suknię.


- I jak?- spytała spoglądając na stojące przed nią kobiety.
-Bardzo śmiała i bardzo szykowna.-stwierdziła sprzedawczyni, a Bella dodała.- To na kolację z jej ukochanym. Czyż nie rozpali ognia miłości?
-Ta suknia potrafi rozpalić niejeden ogień w mężczyźnie.- zachichotała sprzedawczyni.
- Tyyyyyyyyyyyy lepiej uważaj... bo mi poparzenia będziesz leczyć! - rzekła do Belli Vicky równocześnie się uśmiechając, że suknia jest tak piękna. - Która godzina? - spytała po raz kolejny.
-Siedemnasta trzydzieści. I chętnie poleczę te oparzenia.- rzekła Bella chichocząc cicho.
- Musimy się pospieszyć, bo kolacja na osiemnastą. - zaczęła pospieszać Bellę panna von Strom i nagle chwyciła się za czoło: - Nie wiem czy mam zejść na tą osiemnastą do restauracji czy czekać w pokoju.
-Najbardziej romantycznie by było, gdyby... panicz Maverick panienkę poprowadził po schodach.- stwierdziła z przekonaniem w głosie pokojówka.
- Ty i te twoje romanse! Poczekam w pokoju... jak nie przyjdzie to o osiemnastej zejdę na dół - zadecydowała idąc w stronę pokoju, aby Bella ją tam uczesała i dokończyła przygotowań. Mimowolnie zaczęła się zastanawiać gdzie się podziewa Douglas, bo od momentu kiedy tu dotarli ani go nie widziała ani też nie słyszała.
-Wygląda panienka prześlicznie. Na pewno się panicz Douglas na panienkę rzuci i będzie całował i suknie próbował zedrzeć.-mówiła Bella czesząc Victorię.
- Nawet niech nie próbuje! To suknia na kolację i na kolacji mam zamiar w niej być! - zastrzegła Vicky z groźnym błyskiem w oczach. - Która godzina? - zaczęła się niecierpliwić.
-A po kolacji?-spytała Bella czesząc swą panią i chichocząc mówiła.-Zabierze na górę, do swego pokoju panienkę i będzie całował.- i tu pokojówka cmoknęła mocno w szyję Vicky.-I dotykał i weźmie namiętnie.
- Jak ja cię zaraz wezmę iiiiiiiiiiiiiiiiiiiii trzepnę to ci te rojenia z głowy wybiję - Vicky roześmiała się i lekko trzepnęła Bellę w ramię. - Jest ta osiemnasta?!
-Za kilka minut.-nagle Bella spochmurniała i spytała.-A panicz Douglas, wie o której ma przyjść?
- No przecież wie kiedy kolacje będzie jadł. - uspokoiła ją Vicky i zaczęła przemierzać pokój czekając na osiemnastą.
-Nie byłabym pewna. Może mu pójdę przypomnieć.- rzekła Bella nagle otwierają drzwi pokoju i szybko je zamykając.-Ten drugi już tu jest. Zza drzwiami.
- O to dobrze. Pa! - wykrzyknęła Vicky i z impetem wypadła na korytarz. Ujęła czarusia pod ramię i rzekła: - To idziemy?
-Jasne, moja piękności.- szepnął jej do ucha David, prowadząc na dół w kierunku restauracji.
Bardzo szykownej restauracji. Ale cóż... byli od parę kroków Londynu. To miasto miało już wiele wygód. Piękne żyrandole..


Drewniane wykończenia i zegar, pokazujący godzinę. Osiemnasta pięć. Vicky podeszła z młodzieńcem do stolika i poczekała aż odsunie jej krzesło. David przysiadł się i przywołał kelnerobota.


Automaton podał obojgu karty dań i czekał na zamówienie. A mijała właśnie osiemnasta dwadzieścia.
Vicky ujęła w dłonie podane jej przez niego menu i zaczęła wyliczać: - To ja z przystawek poproszę... carpaccio z kaczki na rucoli, krewetki torpedo na sałacie radiccho z pomidorami koktajlowymi, węgorza w polewie słodko-kwaśnej, panierowany ser camembert na bukiecie ogrodowych sałat, plastry pieczonej cielęciny zatopione w sosie tuńczykowym i jeszcze... carpaccio wołowe na sałacie, a co do dania głównego to jeszcze się zastanowię. - odrzekła zagłębiając się w studiowanie karty. I po paru minutach zaczęła wymieniać: - Gotowaną roladę z halibuta na czarnym tagiattelle i brokułem w sosie frutti di mare, eskolapki indycze w sosie kiwi z ziemniakami z wody i sałatką wiosenną, filet z sandacza w sosie chardonnay w towarzystwie trzech zbóż i koszykiem wiosennym, kulańce z indyka w sosie śmietanowo-pieczarkowym w gnieździe kluseczek półfrancuskich, golonka wieprzowa marynowana w chmielu i jarzynach, a na deser... - zmarszczyła czoło namyślając się; - Grzechu warte turamisu, nugat migdałowy w sosie czekoladowym, ciepła szarlotka z lodami waniliowymi... i to na razie tyle - zakończyła opuszczając menu i uśmiechając się do siedzącego z nią mężczyzny; - A ty?
-Eeee... zaskoczony mężczyzna milczał przez chwilę i rzekł.-Może jednak... zmniejszysz zamówienie?
- Czemuż?- spytała zdziwiona Vicky.
-Utyjesz?- zasugerował David.
- Raczej nie. - odrzekła mu na to panna von Storm: - A poza tym kochanego ciałka nigdy dość. Poproszę wszystko co zamówiłam - dodała zwracając się do kelnera.
Kelner odszedł z zamówieniem obojga. David ograniczył się w swoim do kawy i jednego z tańszych dań, po czym gdy automaton się oddalił od obojga, spytał.-Nie podałaś mi swego imienia, piękności.
- Często bywasz w takich restauracjach? - spytała go Vicky rozglądając się z ciekawością po otoczeniu.
-Tak... bardzo często, nie chwaląc się.- odparł oplatając swymi dłońmi, dłoń Victorii i spoglądając jej w ...eehmm.. w biust.-Jesteś fascynującą kobietą, tajemnicza piękności.
- Myślisz, że długo będziemy czekać na jedzenie? W brzuchu mi burczy. - konspiracyjnym szeptem dokończyła Vicky. Davida trochę zaczęło męczyć, przebywanie z tą niewrażliwą na jego awanse czy komplementy kobietą. Zupełnie go ignorowała. Tymczasem w kierunku parki przy stoliku szedł ktoś. Maverick. Początkowo zagubiony, potem szybko idący w kierunku Victorii.
Dziewczyna na jego widok zaczęła machać ręką: - Dooooooooooug... tutaj... juhu! - wykrzykiwać dla pewności, aby jej przez przypadek nie zauważył.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-05-2011 o 20:24.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2011, 20:27   #46
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 2

I Douglas ruszył w ich kierunku. Uśmiechnął się na widok Vicky, zmarszczył brwi na widok Davida. Zatkało go z wrażenia jak kelnerbot zaczął wystawiać dania zamówione przez Vicky.
Gdy Douglas podszedł bliżej, czaruś stanął mu na drodze, mówiąc.-To prywatna kolacja.
A Maverick zignorował jego słowa, patrząc na Victorię.
- Musisz sobie krzesełko przystawić, bo tu są tylko dwa. - poinstruowała go dziewczyna zabierając się do pałaszowania pierwszego dania.
-Co to za cyrki?- zmarszczył brwi Douglas i spojrzał na Davida.-I po co ci jestem potrzebny?
Po czym minął zaskoczonego Davida i usiadł biorąc krzesełko. Spojrzał na jej suknię i nachylił się mówiąc szeptem na ucho Victorii.-Wyglądasz jakbyś chciała, by cię rozbierał... wzrokiem
- Kto? - mruknęła pytanie pomiędzy jednym kęsem, a drugim Vicky. - Pycha... nawet Marta tak nie gotuje.
-Niech pan opuści ten stolik, przeszkadza mi pan w kolacji.- niemalże warknął głośno David.
-Przeszkadzam ci w kolacji dzikusko? Bella wręcz twierdziła, że czekasz... żebym przyszedł, że ubrałaś się specjalnie, dla mnie.- wzrok Douglasa znów przesunął się po ciele Victorii.
- Jak nie będziesz mi zabierał mojego jedzonka... to posiedzieć sobie możesz. A Bella znów się czegoś... nać... ekhemmm... naczytała. - i dodała zwracając się do młodego czarusia: - Panie Da... Damianku... niech się pan nie denerwuje, to niezdrowe przed posiłkiem. Proszę sobie usiąść na swoim krzesełku, przecież Doug go panu nie zajął. - machnęła przy tym ręką w kierunku wolnego krzesła.
-David jestem.-czaruś był wkurzony na tą sytuację i usiadł. A Vicky, poczuła czyjąś dłoń na udzie. Zerknięcie w kierunku Douglasa przekonało, że to jego dłoń dotyka jej uda przez sukienkę.
-Naprawdę ślicznie wyglądasz.- szepnął jej do ucha Douglas, po czym odsunął dłoń i zamówił kolację, nie tak obfitą, acz na rachunek Davida.
- Wiem... wiem... Damia... pan David mi już o tym prawił. Jest bardzo uroczy. - odrzekła na komplementy Douglasa Vicky i posłała promienny uśmiech w kierunku Davida.
-Urokiem aż poraża.-odparł Douglas wędrując po udzie Vicky dłonią, zaborczo niemal.
David siedział ponury, jak chmura gradowa i gdzieś ulotniły się jego komplementy. Zerkał na Victorię pojmując, że jest pionkiem w jej gierkach. Co nie bardzo mu zresztą odpowiadało.
Vicky ponownie obdarzyła go promiennym uśmiechem i zabrała się za pałaszowanie kolejnej potrawy. Uniosła do ust kieliszek z winem, aby popić i ręka jej zadrżała, tak że kilka kropel rozprysło się jej na dekolcie wolno spływając w dół. To przyciągnęło wzrok obu mężczyzn. I David spytał.- Dokąd panna jedzie?
- Do tatki. - odrzekła mu dziewczyna, łapiąc opuszkiem palca spływającą kroplę i sunąc nim z powrotem ku górze, po czym wsadzając go do ust i oblizując.
-Mieszka panienka w Londynie?- spytał David gapiąc się w Vicky podobnie, jak Douglas.
- A waćpan gdzie mieszka? I dokąd zmierzał w tym dyliżansie? - odparła pytaniem na pytanie panna von Strom.
-W Londynie.-odparł z dumą David i rzekł.-Ale znam i to miasto w którym jesteśmy, mogę cię oprowadzić... właściwie nie powiedziałaś jak masz na imię, moja droga?
-Nie powiedziałaś?-zdziwił się Douglas.
- Czyli Londyn już niedaleko? - spytała Vicky Davida ignorując pytania obydwu mężczyzn.
-Jutro wieczorem dotrę.-rzekł David, a Douglas niemal jednocześnie dodał.-Jutro wieczorem będziemy w Londynie.
- To dobrze! Czemu nic nie jecie? - spytała dziewczyna pochylając się do przodu, aby sięgnąć po kolejną przystawkę.
To prawda, jedli mało... w stosunku do opychającej się wręcz Victorii. Douglas zerknął na Davida, pytając.-To czym się pan zajmuje.
-Pracuję dla lorda Worchester, wycena nieruchomości i antyków.-stwierdził David odpowiadając na pytanie Douglasa, acz bez entuzjazmu.
- To może wyceni pan Douglasa... on czasem zachowuje się jak antyk i nieruchomość. - wcięła się im w rozmowę Vicky uśmiechając się promiennie i na chwilę przerywając jedzenie.
-Już ja ci pokażę nieruchomość, jak wrócimy do pokoju, razem.- odparł dwuznacznie Douglas, “grożąc” dziewczynie.
- Yhmmmmmmm... pyyyyyyyyyyszności! - przymknęła oczy rozkoszując się kolejnym kęsem: - Chcecie spróbować? - spytała wyjmując widelczyk z ust i nabierając na niego kolejną porcję.
-Ja sobie daruję. Poza tym zrobiłaś mi apetyt na coś innego.- odparł Maverick zaciskając delikatnie dłoń, na nodze dziewczyny. Ale David nachylił się do przodu i rzekł.-A ja chętnie spróbuję.
Vicky pochyliła się więc nad stolikiem i wyciągając ramię wsunęła mu widelczyk z jedzeniem do ust pytając przy tym: - Prawda, że smaczne? Na pewno nie chcesz Doug? - dodała odwracając się w stronę Douglasa.
-Nie...jestem zadowolony z tego, co...- nie powiedział co miał na myśli. Za to bezczelnie wykorzystał rozcięcie sukni, by wsunąć dłoń i pieszczotliwie wodzić palcami po nagiej skórze uda Victorii. Spojrzał na dziewczynę i zerkając jej w oczy rzekł.-A ciebie zadowala ta sytuacja panno von Strom.?
David zaś mruknął.-Zdecydowanie jest u o jedną osobę, za dużo.
- Ta kolacja? Ależ owszem jest wyśmienita. Marta gotuję przepysznie, ale to tutaj to po porostu niebo w ustach - rozpływała się w zachwytach nad zdolnościami kucharza panna von Strom: - Szkoda, że Bella nie może tego posmakować, też by była zachwycona. O wiem! Poczekajcie tutaj a ja zaraz wracam! - Poderwała się z krzesła strącając rękę Douglasa ze swojego uda i popędziła do wyjścia z restauracji. Wybiegła na korytarz i pognała do pokoju aby po paru minutach wrócić ciągnąc za sobą opierającą się Bellę. Bo służka w tym czasie również jadła kolację i jakoś nie miała ochoty na kolejną. W tym czasie obaj mężczyźni patrzyli na siebie, niczym dwa wilki... a raczej dwa koguty.
- I już jesteśmy! Porozmawialiście sobie w tym czasie? - spytała ich Vicky siadając na krześle i zmuszając Bellę do zajęcia wolnego krzesła, które w tym czasie zostało przystawione do ich stolika.
-I co sądzisz o tym hotelu, Bello? Podoba ci się ta restauracja?- Douglas zignorował wprost jej pytanie, a i David jakoś nie garnął się do odpowiedzi. Za to Bella się roztrajkotała zasypując Davida pytaniami o Londyn. I zupełnie zapominając o Vicky i Dougu.
Vicky zabrała się więc za jedzenie przysłuchując się kolejnym pytaniom i odpowiedziom, od czasu do czasu pakując Douglasowi widelec z jedzeniem do ust, pomimo jego protestów.
I czując jego dłoń, znów na swym udzie, delikatnie muskającą skórę palcami. Pomiędzy kolejnymi kęsami pakowanymi do ust Douglas nachylił się i szepnął Vicky do ucha.-Chcesz mnie mieć tylko dla siebie, czyż nie?
Dziewczyna pochyliła się do jego ucha i odszepnęła: - Może... a czemu pytasz?
-Booo chcę cię stąd porwać, dzikusko.- nachyleniu i szeptowi towarzyszyło muśnięcie płatka usznego Vicky, wargami mężczyzny.-Wyglądasz kusząco.
- Nieładnie jest opuszczać proszoną kolacje. A wyglądam tak, bo zakupiłam nową suknię. Jak pytałam o tamte to sam rzekłeś, że mnie w nich nie puścisz. - przypomniała my Vicky przerywając jedzenie.
-Bo chciałem cię mieć tylko dla siebie.-Douglas mruknął znów do ucha Vicky obserwując jak Bella zagaduje konkurencję. Jego dłoń przesunęła się wyżej po udzie angielki.-A kolacja się już chyba skończyła.
- Jak skończyła? - spytała go Vicky.
-A tak.-skinieniem głowy Douglas wskazał na Davida, który o Vicky najwyraźniej zapomniał, rozgadując się z Bellą.
- Chętnie posłucham o cudach Londynu. Będę wiedziała co warto odwiedzić - odrzekła mu Vicky uśmiechając się przy tym zalotnie.
-Pokażę ci je...-szepnął mężczyzna muskając skórę uda Vicky palcami.-I parę innych przyjemnych spraw też.
- Tak... tak... zwłaszcza tych spraw, co? - spytała Vicky i roześmiała się przy tym perliście.
Maverick odsunął dłoń od Vicky czerwieniąc się jak burak i mrucząc pod nosem cichutko.-To przez tą suknię, co ją założyłaś... sprawia, że zbaczam na te tematy.
- Podoba ci się? -spytała go dziewczyna pochylając się w jego stronę z zalotnym uśmiechem.
-Ładnie ci w niej.- mruknął cicho Maverick z wyraźnym rumieńcem na twarzy. Po czym spojrzał na rozgadaną Bellę zajmującą uwagę byłego wielbiciela Victorii. -W tej drugiej też wyglądałaś ślicznie.
- A w której ładniej? - pytała się Vicky cichym zmysłowym szeptem przesuwając wzrokiem po zarumienionej twarzy Douglasa.
-Ta żółta troszkę bardziej...rozpalała zmysły. Ale ta też... kusi.- szeptał cicho Maverick niemalże rozbierając ją wzrokiem.
- Myślisz, że jakbym poszła się w nią przebrać to Damia... ekhem, Davidowi też bym się w niej spodobała? - spytała Vicky w zadumie marszcząc czoło.
-Mam ci pomóc w tym przebieraniu?- szepnął cicho Douglasa do Vicky.
- Sama sobie poradzę, twoja pomoc skończyłaby się zapewne na tych innych przyjemnych sprawach - odrzekła mu na to Vicky muskając palcem jego zarumieniony policzek.
Douglas przybliżył swą twarz do jej twarzy i... musnął jej wargi w pocałunku mówiąc.-Mówisz jakbyś tego nie pragnęła, ale twe usteczka mówiąc co innego.
Przysunęła usta do jego ust i pocierając wargami o jego wargi wymruczała - A co mówią moje usta? - i nie czekając na jego odpowiedź pocałowała go namiętnie.
Łapczywie całował, zachłannie pieścił jej języczek swoim, dłonią pieszczotliwie głaszcząc ją policzku i przyciskając do jej warg. Po tym namiętnym pocałunku szepnął.-Że... chcesz bym, tylko na ciebie patrzył... że pragniesz, bym ciebie całował...wielbił, byś była najważniejsza... i co ty na to dzikusko?
Powoli otworzyła oczy kiedy jego usta odsunęły się od jej ust i zerkając na niego odszepnęła: - A może chcę aby i on to robił? - i wskazała palcem w bliżej nie określonym kierunku.
-O ty mała lubieżna...- zaśmiał się cicho Maverick. Przypomniał sobie jak płakała mówiąc o matce. Więc skoro ją potępiała, czemuż by miała chcieć żyć, tak jak ona? Pogłaskał ją po policzku.-Pocałujesz go ?
Vicky spojrzała z wyzwaniem w oczach na Douglsa, wolno podniosła się ze swojego krzesła, obeszła stolik, stanęła nad Davidem i postukała go w ramie zwracając na siebie jego uwagę. Jeszcze raz zerknęła na Douglasa i wpakowała się młodemu elegancikowi na kolana, ujmując jego twarz w dłonie i przywierając ustami do jego ust. Oderwała swoje usta od ust młodzieńca podniosła się i wróciła na swoje miejsce. Odwracając głowę w stronę Douga pokazała mu język.
David był nieco... bardziej niż nieco zaszokowany zachowaniem Victorii, gapiąc się na pannę von Strom. A Bella się lekko nadąsała mrucząc pod nosem.-Mogłaby się panienka zdecydować.
Douglas zaś spojrzał na nią z lekkim poirytowaniem, po czym nachylił się i szepnął jej do ucha.-Nie pozostawiasz mi wyboru. Będę musiał cię porwać.
- Porwać? - spytała ze zdziwieniem słyszalnym zarówno w głosie jak i widocznym w spojrzeniu, którym obdarzyła Douglasa.
-Porwać, do pokoju... zamknąć wraz z sobą.-Douglas nachylił się, by szeptać i by wodzić wargami po jej płatku usznym.- Co ty na to dzikusko?
- Nie wiem czy ci się to uda Douglasie... potrafię... krzyczeć -odrzekła mu na to Vicky.
Douglas ujął podbródek Vicky i musnął wargami jej usta. Potem pocałował raz pieszczotliwie wodząc językiem po jej usta. Kolejny pocałunek był bardziej zachłanny i spragniony jej dotyku warg. Po nich zaś Maverick wymruczał.-A zamierzasz krzyczeć?
- Mooooooooooże -wymruczała mu w usta dziewczyna, przechylając się w jego stronę i prowokująco wysuwając usta tak jakby zachęcała go do dalszych pocałunków.
Douglas przysiadł się bliżej Victorii, i objąwszy ją w pasie zaczął całować, namiętnie i drapieżnie... językiem wijąc się w ustach dziewczyny. Pomiędzy pocałunkami wymamrotał cicho.-Wiesz, że... robimy z siebie... widowisko?
Kilka siedzących przy posiłku par, rzeczywiście z oburzeniem patrzyło na swobodne zachowanie Victorii. Ale też były to głównie starsi ludzie, którzy poza oburzonymi minami i szeptaniem przy stołach, nie zdobyli się na większą reakcję.

- Yhm... - wymruczała ni to potwierdzenie, ni to zaprzeczenie panna von Strom i entuzjazmem zaczęła oddawać, a może raczej sama całować Douglasa. Odrywając jednak na chwile usta od jego ust spytała: - To mam go pocałować jeszcze raz? A może tym razem kogoś innego? - spytała prowokująco uśmiechając się do Douglasa.
-Mnie i tylko mnie...i nie tylko całować.-mruknął Douglas, cmokając nieobyczajną arystokratkę prosto w czubek jej nosa.
- A co z tym pułkiem co w Londynie miałeś zamiar mi go poszukać? - spytała delikatnie obrysowując koniuszkiem języka jego wargi.
-Ty się martw tym czy cię w Londynie z pojazdu wypuszczę.- odpowiedział cicho Douglas, podczas, gdy Bella dyskretnie oddalała się z Davidem.
- A czemuż to miałbyś mnie nie wypuścić? - spytało rezolutnie dziewczę zaczynając muskać jego wargi swoimi wargami.
-A czemuż miałbym cię... wypuścić?- odparł pytaniem na pytanie Douglas całując delikatnie usta arystokratki.-Wyraźnie lubisz... mój dotyk i towarzystwo.
- Chociażby abym tego pułku sobie poszukała i w ramach sprawdzenie czy inny dotyk i towarzystwo również mi taką przyjemność sprawiać będzie? Czyż nie posmakowałeś nektaru z wielu kwiatuszków zanim moje usta ci zasmakowały i... nie tylko. - odrzekła mu przekornie Vicky.
-A dziś? Czego chcesz zasmakować dziś, dzikusko?-spytał Douglas znów kładąc dłoń na udzie dziewczyny i wślizgując się pod koronkowy materiał sukni, by pieszczotą obdarzyć jej skórę.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i podparła brodę na dłoniach. - Może... może... zatańczyć? - odrzekła lekko roztargniona. - Ale chyba wypłoszyłeś tego miłego młodzieńca. - dodała zauważając zniknięcie Belli i Davida.
-To musimy zmienić lokal młoda damo.-rzekł Douglas wstając i podając dłoń dziewczynie. Westchnął cicho pod nosem.-Zupełnie jak mała dziewczynka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2011, 20:32   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 3

- Czepiasz się Waść. - odrzekła mu Vicky podając dłoń, wstając z krzesła i wspinając się na palce aby go cmoknąć. - - To gdzie idziemy? Znasz to miasto również?
-Nie bardzo, ale... łatwo będzie znaleźć tawernę z potańcówką. Są głośne.-odparł Douglas obejmując Victorię ramieniem i tuląc do siebie.
- A jak to będzie coś innego głośnego? - dopytywała się Vicky.
-Co, na przykład?spytał Maverick, gdy już wychodzili z hotelu.
- Nie wiem... ty mi powiedz, tyś światowiec nie ja - odrzekła my Vicky wtulając się w niego i rozglądając z ciekawością na boki.
Karczma brzmi...charakterystycznie.-odparł Maverick prowadząc Vicky, do głośnego przybytku, w którym muzycy przygrywali zarówno słuchaczom, jak i ponętnym członkiniom zespołu oraz akrobatkom...też skąpo ubranym.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=cycXIYdFGsQ[/media]

Nie przeszkadzało to jednak pozostałym gościom bawić się w takt nieobyczajnej plebejskiej muzyki.
Vicky z zachwytem wpatrywała się w tancerkę: - Myślisz, że też bym tak potrafiła? - spytała Douglasa unoszą dłonie nad głowę i próbując naśladować ruchy dziewczyny, kręcąc przy tym prowokująco biodrami.
-Tak...wychodzi, ci odpowiednio lubieżnie...-westchnął Douglas zerkając na mężczyzn, których ruchy Victorii niewątpliwie zaciekawiły.
- Jej też? - dopytywała się dziewczyna nie przerywając tańca.
-Jej też, ale tobie... nawet za bardzo.- mruknął Douglas klepiąc dziewczynę w pupę, którą przypadkiem za bardzo wypięła.
- Czyli udaje mi się ją naśladować. - spytała przy kolejnym obrocie Vicki i jeszcze żwawiej zaczęła kołysać biodrami próbując również poruszać i biustem.
-No, no idzie ci dobrze... już nie... powinnaś.-Douglas przyciągnął dziewczynę do siebie, przez co pośladkami ocierała w tym tańcu o niego. I wyczuwała pobudzenie, jakie swym tańcem i ocieraniem wywoływała w ciele Douga.
- Czemu nie powinnam, wszak przyszliśmy potańczyć? - odrzekła mu na to Vicky nie przerywając swojego tańca ocierańca. - Jak nie chcesz to sobie kogoś poszukam, kto ze mną zatańczy - dodała rozglądając się na boki aby ocenić z kim by tu zatańczyć.
-No to zatańczmy, ale... zwyczajnie.-szepnął jej do ucha Maverick. Jednakże niespecjalnie mogąc wytrzymać tego napięcia, objął Victorię w pasie i drapieżnie przycisnął do siebie. A wzrok arystokratki wędrował po mężczyznach... a także kilku kobietach. Dżentelmeni ci zarówno starzy, jak i młodzi zerkali mniej lub bardziej dyskretnie na Victorię. Było z czego wybierać.
- Czyli jak? - spytała się Vicky odwracając się w jego ramionach i tym razem ocierając się biustem o jego pierś, choć i biodra nie pozostały bezruchu.
Ileż można było wytrzymać. ? W Douglasie... już dłuższego czasu gotowała się krew, podgrzewana coraz gorętszymi wyskokami panny von Strom. Douglas dłonie zacisnął na pośladkach arystokratki, ustami przylgnął do ust Victorii, całując je raz po raz zachłannie i namiętnie, próbując zgasić ich miękkością, żar jaki w nim budziła. Kiedy pocałunki nie wystarczyły zszedł ustami niżej, na szyję i dekolt dziewczyny.
- To jest zwyczajnie?- wymruczała dziewczyna pytanie, zatrzymując się na chwilę i przeczesując palcami włosy mężczyzny.
-Nie... przez ciebie, czasem... tracę... panowanie nad... sobą.-wydukał zaczerwieniony Douglas, wtulając twarz w dekolt Vicky. Zdawał sobie sprawę, że zrobili z siebie widowisko.
- To jak z tym tańcem? - spytała panna von Strom uśmiechając się promiennie, jakoś jej nie obeszło kto na nich patrzy i co widzi, za to spodobało jej się to co Douglas powiedział. Z uwagą też przyglądała się na jego zaczerwienione policzki.
Douglas zaciągnął Victorię na parkiet, objął ją powyżej pasa lewą ręką, prawą ujął jej lewą dłoń i zaczął poruszać się z dziewczyną ucząc ją na razie podstawowych kroków.
- A było od razu powiedzieć, że taniec towarzyszki... tak też potrafię - rzekła Vicky dostosowując się do jego kroków: - Tamten był ciekawszy - wymruczała mu w ucho, gdy oparła głowę na jego ramieniu.
-Tamten zatańczymy, gdy będziemy tylko we dwoje...-Douglas szepnął w odpowiedzi do jej ucha, bynajmniej na samym szepcie nie kończąc. Czubek języka mężczyzny, delikatnie popieścił płatek uszny Victorii.
- A kto nam zagra? - wymruczała przytulając się do niego jeszcze bardziej.
-Pożądanie.-odparł Douglas, delikatnie wodząc palcami po pośladku Victorii.
- A jak twoje pożądanie będzie grało w innym rytmie niż moje? - dopytywała się dziewczyna ponownie zaczynając kręcić biodrami.
-A co...już chcesz sprawdzić, dzikusko?-mruknął jej do ucha Douglas.
- Co? - udała zdziwienie i ponownie się o niego otarła prowokująco.
-Czy nasze pożądania...tańczą w tym samym rytmie.-mruknął Douglas i cmoknął dziewczynę w szyję.
- Tak tutaj? Przy wszystkich? - spytała ujmując w palce guzik jego koszuli.
-Szalona jesteś dzikusko...oczywiście, że nie przy wszystkich. I nie tutaj,- odparł nieco zaskoczonym tonem Douglas, zastanawiając się czy przypadkiem nie stworzył jakiegoś sukuba z tej dziewczyny.
- Yhm... a już myślałam, bo to ty jesteś światowiec, nie ja. - odrzekła mu dziewczyna uśmiechając się z przekorą i wtulając ponownie, aby kontynuować taniec.
-To nie Paryż, żeby rozpustę w karczmie szerzyć.- mruknął cicho Douglas cmokając czule dziewczynę w czoło i tańcząc przytulony do nie dalej.
- To my rozpustę szerzymy? - zatrzymała się nagle wpół kroku.
-Teraz akurat nie...-odparł wybity z rytmu Douglas.
- A wcześniej? - dopytywała się z uporem panna von Strom.
-A wcześniej... troszkę.-odparł z zaskoczoną miną Maverick. To ona nie wiedziała, co robi?
- Jaką troszeczkę? - dopytywała się dalej Vicky ujmując się pod boki i robiąc krok do tyłu.
- Te wicie się i podciąganie sukni. Tego panienki z dobrego domu nie robią... na widoku.-rzekł spokojnie Maverick czując, że wizja upojnej nocy się rozwiewa z powodu kapryśnego charakterku Vicky, jak i zmienności jej natury. Ale cóż...
- Czego jeszcze nie robią? - drążyła temat dalej dziewczyna.
-Hmmm... Wielu rzeczy. Panienki z dobrych domów są świętoszkowate i nudne. Przynajmniej dopóty ich matka, lub niania lub ciotka ma je na oku.- stwierdził z pewną rezygnacją Maverick, mając przynajmniej nadzieję, że ten wieczór się zakończy.
- Czyli nie oddają swojego dziewictwa w wannie w automobilu? Czyli nie pozwalają się dotykać? Czyli nie całują się z mężczyzną, który ma je zawieźć do Londynu? Czyli nie oglądają książek takich jak w twej bibliotece? Czyli... - zabrakło jej oddechu na kolejne pytanie, więc tylko czekała na to co jej Douglas odpowie.
-Chodźmy stąd. Porozmawiamy na osobności. Bo panienki z dobrego domu nie roztrząsają takich spraw publicznie.-rzekł Douglas chwytając Vicky za dłoń i ruszając do wyjścia.
- Nigdzie z tobą nie pójdę OSZUKAŁEŚ MNIE! - wykrzyknęła mu na to Vicky wyrywając dłoń z uścisku Douglasa.
-Jak cię oszukałem?!-teraz to Douglas się zdenerwował. Spojrzał na nią z zaskoczeniem w spojrzeniu.-Niby jak?!
- Wiedziałeś co panienka z dobrego domu nie robi i wszystko to ze mną robiłeś! - podparła się pod boki i zerkała na Douglasa spod przymrużonych powiek.
-Ile ty masz lat dzikusko? Nie potrafisz sama podejmować decyzji?- burknął Douglas splatając razem ramiona dodał.-A poza tym... Po co miałem ci mówić, czego nie powinnaś robić. Skoro i tak byś mnie nie posłuchała?!-
- A czy w tej wannie spytałeś czy chcę? Omamiłeś, oczarowałeś i zabrałeś co chciałeś. Bo nie mam matki i niańki! Ot co! - odrzekła mu na to wyginając usta w podkówkę.
-Tak. Tak. Zwal wszystko na mnie. Tylko to umiesz robić w takich sytuacjach zamiast po męsku przyznać się do winy.-burknął poirytowany Douglas, nie zauważając, że wokół ich dwójki robi się zbiegowisko gapiów. I obstawiają zwycięzcę tej kłótni.
Rewolwer przy pasie Mavericka zniechęcał do wtrącania się w tą kłótnię kochanków.
Bo na taką parę wszak wyglądali. A i panna von Strom nie szukała pomocy wśród widzów.
- Ależ proszę bardzo... chcesz po męsku to masz! - odparła mu na to dziewczyna - Przyznaje po męsku że to moja wina iż dałam się ci uwieść i uwierzyłam w twe gładkie słówka! - wydarła się na całe gardło Vicky przekrzykując muzykantów. - Wystarczająco po męsku? Nic dla ciebie nie znaczę... nic a nic - rzucając się na jego pierś i wtulając nos w jego koszulę zaczęła chlipać. - - Nie kochasz mnie... Bella nie miała racji...
-No, no...tego nie powiedziałem.-westchnął cicho Douglas, głaszcząc dziewczynę po głowie.-Bardzo wiele dla mnie znaczysz. Jesteś dla mnie bardzo ważna... dzikusko.
- Mówisz tak bo nie chcesz awantury. Sam mówiłeś, że nie zachowuję się jak panna z dobrego domu. Pooooooooorzucisz mnie... poooooorzucisz! - zaczęła zawodzić. - Jak wiele znaczę? - spytała na chwilę przerywając chlipanie.
-Bardzo dużo. I... lubię cię taką, jaka jesteś dzikusko.-mruknął Douglas głaszcząc dziewczyną po głowie.-Poza tym, to raczej ty ode mnie uciekniesz w Londynie. Niczym ptaszyna uciekająca z klatki.
- I nie przeszkadza ci że szerzę rozpustę? I że do wczoraj byłam niewinna dopóki mi tej niewinności nie skradłeś? I że jestem ciekawa innych rozpust, i że tańczę tak jak dziś, i że chodzę ubrana po automobilu tak jak ci się podoba, a raczej rozebrana, i że... - znów zabrakło jej oddechu by kontynuować.
-Nie przeszkadza... ale nie powinnaś tego mówić, przy innych ludziach.- odparł Douglas tuląc ją mocniej i szepcząc.-Po prawdzie, panienki z dobrych domów też bywają rozpustne... tylko bardziej dyskretne.
- A jak ci się znudzę to mnie porzucisz jak tego kwiatuszka z pikniku? - spytała nagle zadzierając brodę do góry.
-A jak ja nie będę chciał cię wypuścić z rąk?-odparł pytaniem na pytaniem Douglas.
- A jak nie uda mi się dyskrecja? - spytała o kolejną rzecz która ją interesowała.
-To szybko uciekniemy, co by nikt cię nie rozpoznał.-mruknął Douglas tuląc Vicky do siebie coraz mocniej.
- To sam widzisz że nie ma się co przejmować tą rozpustą. -odrzekła mu radośnie dziewczyna i wspinając się na palce przywarła ustami do jego ust.
Całował Victorię przez chwilę smakując jej usta i czując jak pożądanie narasta, zważywszy że suknia jaką nosiła, kusiła do wielu nieobyczajnych zachowań. Vicky przylgnęła do niego niczym druga skora wtapiając się w jego ramiona najbardziej jak tylko mogła. Zapominając gdzie jest i zatracając się w pocałunkach jakimi go obdarzała i jakimi on obdarzał ją.
Przez chwilę się całowali drapieżnie i namiętnie, tracąc nad sobą kontrolę i robiąc za dodatkową atrakcję występu. Potem jednak Douglas się opanował i rzekł muskając wargami ucho dziewczyny.-Już ci lepiej?
- A co? - spytała cicho Vicky wtulając się dalej w niego. Po czym dodała z przekornym błyskiem w oku teatralnym szeptem: - Nie bój się nikomu nie powiem, żeś mi mój skarb skradł.
-Zamierzam całą ciebie skraść. Idziemy stąd? Już się natańczyłaś?-spytał Douglas muskając wargami jej nosek.
- Pooooooorywacz! - odskoczyła ze śmiechem od niego Vicky.
-No dobra księżniczko, na co masz kaprys?- odparł Douglas ciesząc się w duchu, że jej humor wrócił.
- Na spacer w świetle gwiazd! - rozmarzyła się dziewczyna.
-No to chodźmy już, dzikusko.-rzekł podając angielce dłoń.
- Chodźmy! - odpowiedziała mu z entuzjazmem Vicky wsuwając dłoń swoją dłoń w jego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-05-2011 o 21:14.
abishai jest offline  
Stary 13-05-2011, 20:37   #48
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 4

Noc była dość chłodna, dlatego Maverick przytulił do siebie Victorię obejmując ją ramieniem. Wędrowali przez puste i ciche ulice miasteczka, które niemal wymarłe się wydawało.
Naverick milczał, zerkając od czasu do czasu na twarz Victorii, by upewnić się, że jest zadowolona. Vicky szła wtulona w Douglasa opierając mu głowę na ramieniu i zerkając w świecące na niebie gwiazdy. Na ustach błąkała jej się rozmarzony uśmiech.
Szli w ciszy. Maverick bowiem nie chciał zakłócać tej chwili spokoju, jakimiś uwagami. Wiedział bowiem, jak żywiołową dziewczynę tulił do siebie.
- Dooooooooooooug...
-Co dzikusko?-spytał Douglas.
- Byłeś zakochany? - spytała.
-Jestem.- rzekł. Po czym dodał.-Też i dawno temu.
- Jaka ona jest i jaka byłą tamta? - dopytywała się dalej przymykając oczy.
-Chyba się domyślasz, jaka jest. A tamta. Miała ciemną dość karnację, czarne włosy i oczy koloru migdała.-odparł Douglas.
- A czemu już jej nie kochasz? - spytała szeptem.
-To... niezbyt przyjemne wspomnienie.-odparł Douglas i zmienił temat.-A jaki jest ten, którego ty kochasz?
- Miły, opiekuńczy, całuśny, traktuje mnie jak kogoś najważniejszego na świecie. - odrzekła mu na to.
-To muszę mu spuścić lanie, bo strasznie zaborczy jestem o ciebie.-odparł żartobliwie Maverick tuląc mocniej Vicky do siebie.
- Czemuż to jesteś zaborczy? - spytała spoglądając na jego profil spod przymrużonych powiek.
-Bo muszę cię chronić. Nadal jesteś dość... niewinna.-odparł Maverick.
- Przed ukochanym? - spytała z lekkim zdumieniem w głosie.
-Przed nim nie.-mruknął całując usta Vicky delikatnie.
Odwzajemniła pocałunek i wyszeptała mu w usta kolejne pytanie: - To czemu chcesz mu spuścić lanie?
-Żartowałem dzikusko.-mruknął Maverick, głaszcząc ją po głowie.-Chcesz już wracać do pokoju?
- Yhm... - mruknęła w odpowiedzi.

Ruszyli więc do hotelu przytuleni do siebie i również rozkoszując się nocną ciszą i spokojem.
Na miejsce dotarli dość późno. Wchodzili po schodach i... dotarli do pokojów. Douglas wskazał na dwoje drzwi. Do pokoju Vicky i do swego pokoju. -Do którego chcesz zawitać?
- Ja tu... -wskazała na drzwi do swojego pokoju , a potem na drzwi do jego pokoju - … ty tam.
-I to jest ten moment w którym cię porywam.-odparł żartobliwie Douglas obejmując mocniej Vicky i idąc z nią do swojego pokoju.
- Nie wiem czy się dam... tak bez krzyków. - odrzekła mu Vicky stając na środku korytarza.
Douglas nagle przycisnął swym ciałem Victorię do ściany, całując drapieżnie w usta, pieszcząc językiem wargi. Widać miał swój pomysł na zduszenie krzyków, tak jak i... na coś innego. Poprzez rozcięcie w suknie wsunął dłoń na nagie udo dziewczyny i wędrując palcami po skórze kierował się w stronę majteczek. Zapewne w niecnych zamiarach.
Odwzajemniała pocałunki zarzucając mu ramiona na szyję i wtulając się w jego ciało. Wymruczała mu w ucho gdy jej usta dotarły do niego: - To twój sposób na porwanie mnie?
-Też... a co, działa?- mruknął Douglas wędrując ustami po szyi i barku i... palcami chwytając rąbek koronki, którą powoli zsuwał na uda pozbawiając Vicky osłony z dolnej części bielizny.
- To muszę ci powiedzieć, że... - wywinęła się z jego ramion i skończyła: -... z porwania nici idę do siebie - i roześmiała się przy tym perliście.
-Przez ciebie...-mruknął cicho Douglas.-Będę potrzebował zimnego prysznica. I to porządnego.
Vicky wsunęła dłonie pod sukienkę aby podciągnąć bieliznę, którą jej Douglas zsunął i kręcąc przy tym biodrami spytała: - Czemu?
Maverick spojrzał na spodnie w których niewątpliwie była gwałtowna reakcja na niedawną chwilę namiętności i potem na Victorię.-Naprawdę musisz pytać?
Dziewczyna podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i przyglądała się z uwagą wybrzuszeniu w spodniach, zrobiła krok do przodu i przycisnęła dłoń do wzgórka z zainteresowaniem czekając na reakcję Douglasa. - Przecież to ty mnie chciałeś porwać, nie ja ciebie. - odrzekła mu z uśmiechem zerkając w oczy.
-To czemu robisz wszystko, żeby mnie skusić do porwania?- spytał Douglas chwytając za ciekawską dłoń, ale nie mając dość siły by odsunąć ją od siebie.
- Ja? Ależ skąd. - przesunęła dłonią po nim i cmoknęła go w usta.
-Vicky... bo cię tu rozbiorę do naga i wezmę.- z ust Douglasa wymknęła się cicha groźba.
- Chcesz na korytarzu rozpustę szerzyć? - roześmiała się dziewczyna.
-A ty? Dzikusko? Wolisz szerzyć tu, czy w moim pokoju?-Doug naparł ciałem na Vicky, ponownie lekko ją przyciskając, a obszar ciała mężczyzny pod paluszkami Vicky, stał się wyraźniejszy w zarysie.
- Wooooooooole u siebie... sama. - roześmiała się odsuwając.
-To nie kuś mnie... bo cię siłą wezmę.- odparł Douglas dając klapsa w pośladek dziewczyny.
- Yhmmmmmmm... – mruknęła, pocałowała go i ruszyła w stronę drzwi do swojego pokoju.
Po wejściu do pokoju Victoria zastała już śpiącą w łóżku pijackim snem Bellę. Widać David i z nią nie miał szczęścia.
Powinna położyć się już spać, ale... miała inne plany na tę noc.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-05-2011, 22:41   #49
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Victoria spojrzała w kierunku łóżka, na którym leżała jej służka chrapiąc i mamrocząc przez sen.-Tajna skrytka... Ja już wiem... listy....
Odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia z pokoju, jednak potknęła się kiedy spódnica sukni owinęła się wokół jej nóg. “Muszę się przebrać!”, przeleciało jej przez głowę. Pospiesznie zrzuciła z siebie wieczorową suknię i zaczęła przeszukiwać szafę, w której Bella rozwiesiła jej ubrania... jej stare ubrania. Całkiem inne od tych z mamusinej szafy. Chwilę się zastanowiła i na bieliznę, którą miała pod suknią zaczęła wciągać skórzane spodnie, bluzkę a na nogi buty z długimi cholewkami. “Jest noc lepiej założyć czarne ubranie, aby mnie nikt nie widział”. Już miała wyjść z pokoju, gdy jeszcze zagarnęła tak “w razie czego” wybuchowe otwieracze do zamków. “Nigdy nie wiadomo kiedy mogą się przydać”. Wsunęła też za pasek spodni pistolet który jej Douglas dał. Pochyliła się nad Bellą i szturchnęła ją lekko w ramię pytając:
- Bella... Bella... potrzebuję znaleźć listy... - czekała na reakcję przewracającej się na łóżku pokojówki.
-Trzecia od... książka. Przygody barona...- zachichotała przez sen służka obracając się zadkiem do Vicky .-Wzwódhausena.
- Co za wzwód? - spytała ze zdziwieniem w głosie Vicky ponownie szturchając dziewczynę - I od czego ta trzecia książka?
-Jeszszszcze jeden... kielich...poproszę.- zachichotała Bella i zaczęła chrapać.
- Za chwilę,co z tą książką? Gadaj! - potrząsnęła Bellę za ramię.
-I jeszcze jeden i jeszzzcze raaaz.- potrząsana za ramię służka chichotała po pijaku. By w końcu się obudzić i zerknąć na Vicky.-Któóóra godzina?
- Twoja ostatnia jak mi zaraz nie powiesz tego co chcę! - zagroziła jej Vicky.
-O czyyyym... panienka mówi?-ziewnęła Bella rozglądając się półprzytomnie po pokoju.
- Co to jest wzwódhausena? I skąd go znasz? - spytała z niewinnym uśmiechem Vicky.
-O jakim wzwodzie mówimy?- przebudzona gwałtownie Bella powoli kojarzyła fakty.- Znowu się panienka poprztykała z... paniczem?
- Nic ci do tego. Mów o tym wzwodzie i gdzie jest ta skrytka, muszę do niej zajrzeć! - znów zaczęła się niecierpliwić Vicky.
-Jaka skrytka... Może panienka dokładniej... O czym panienka, mówi bo nic nie rozumiem.- rzekła Bella siadając w łóżku.
- O tej trzeciej książce o której mówiłaś, przygodach barona i chcę wiedzieć co wiesz o wzwodzie już wspomnianym. Tylko nie kręć! - syknęła przez zęby Vicky.
-O czyim wzwodzie?- dopytywała się Bella całkiem ogłupiała tłumaczeniami Victorii.
- Beeeeeeeeeeeeeeeeeellaaaaaaaaaaaa!!! Bo jak cię pacnę! To ty mówisz, a nie ja!!! wydarła się Vicky.
-Ale.. ja nie wiem. O co panience chodzi?- mruknęła.
Co robiłaś za trzecią książką? Co to za przygody i jakiego barona? I co to za wzwód o którym tak gadałaś i gadałaś? Możeś się dobrała do tego paniczyka co z nim z kolacji nawiałaś? -podejrzliwie zaczęła się przyglądać Belli Vicky marszcząc przy tym czoło.
-Ja tam o siusiakach nie rozpowiadam. A co do paniczyka owego, to nie moja wina, że mnie adorował. Wszak panienka wyraźnie dała mu do zrozumienia, że ma tylko panicza Mavericka pobudzić do zazdrości. A i nie dobierałam się do niego, tylko on do mnie.- zaperzyła się Bella.
- Co ci robił? -podchwyciła od razu Vicky unosząc brwi do góry.
-No. Obłapiał, całował, szeptał czułe słówka. Chciał pod spódnicę... łapę wsadzić, ale mu nie dałam. Aż tak ładniutki nie jest.- zachichotała Bella i zerknęła po stroju Victorii.-A gdzież to się panienka, wybiera po nocy?
- A ten Hausen od wzwodu ładniejszy? - spytała Vicky ignorując pytanie Belli.
-Nie wiem. Nie znam, żadnego Hausena.-odparła Bella po chwili namysłu.
- To dlaczego o jego wzwodzie przez sen gadasz? - dopytywała się panna von Strom.
-Gadam przez sen?!-Bella zakryła sobie usta dłonią. I z tak zakrytymi ustami rzekła.-Przez sen to człek głupoty plecie.
- Ale najpierw te głupoty musiał oglądać. Nie mam teraz czasu na wyjaśnianie, ale jeszcze ten wzwód poruszymy, nie myśl, że nie! Idź spać ja niedługo wrócę. - rzekła jej Vicky podnosząc się z łóżka i kierując się w stronę drzwi.
-Na wzwodzie panicza Douglasa, to już się panienka nieźle zna.- odburknęła Bella i położyła się spać.
Vicky nic nie rzekła na jej ostatnie stwierdzenia, wychyliła głowę za drzwi i spojrzała w jedną stronę korytarza, potem w drugą i po cichu wyszła z pokoju.


Ruszyła w kierunku schodów, po których zeszła i parę minut później stałą już przed hotelem rozglądając się za automobilem.
Było już późno. W zasadzie bardzo późno. Ulice były wyludnione, latarnie przygaszone. Deus ex machiny budynków w trybach nocnego czuwania. A automobil Douglasa stał, zamknięty i cichy.
Vicky podeszłą do automobilu i zaczęła wiercić w zamku jednym, z zabranych Belli wytrychem. Mamrocząc przy tym pod nosem:
- Otwórz się... no otwórz... przecież nic ci nie zrobię! Prooooooooszę... nie bądź taki! - i z zacięciem kręciła wytrychem nasłuchując czy rozlegnie się klik świadczący o tym iż zamek puścił.
Ku jej oburzeniu.. nie usłyszała owego “klik”. Zabawa wytrychem nie dała żadnym rezultatów i wywołała jedynie gniew na obliczu Vicky. Oraz kopniecie w drzwi... które się otworzyły. Chyba nie były zamknięte.
- Jasny gwint! To po co ja się tak gimnastykuję, jak on nawet drzwi nie zamknął? - wymamrotała oburzona wślizgując się do środka i kierując od razu do biblioteki. Podeszła do półek z książkami i zaczęła odliczać co trzecią książkę na każdej półce i zaglądając za nią.
Takie poszukiwania zajęły trochę czasu, aż w końcu trafiła na to co szukała.
“Przygody Barona Wzwódhausena.” i listy... jak się okazało, listy pisane w jakimś języku obcym.
I schematy...


...czegoś.
Bardzo skomplikowanego czegoś.


Dokumentacja jakiejś maszynerii i listy w obcym języku. Ale chyba nie miłosne.
Vicky pogrzebała jeszcze aby sprawdzić czy to już wszystko. Schowała swoje znalezisko i pospiesznie zaczęła układać książki na miejsce. “Przyjrzę się temu w pokoju”, postanowiła i ostatni raz spojrzała na biblioteczkę. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Uśmiechając się sama do siebie ruszyła w stronę wyjścia. Wystawiła głowę przez drzwi automobilu i spojrzała w lewo potem w prawo. Już miała wyjść na zewnątrz jak przypomniała sobie że powinna sprawdzić czy Bella zabrała pozytywkę do ich pokoju w hotelu. Ruszyła więc spowrotem w kierunku sypialni.

Gdy zbliżała się do pokoju w którym sypiała ze służką...cóż...w zasadzie to tylko Bella sypiała. Bowiem Vikcy ostatnio częściej budziła się w biblioteczce z Dougiem, niż w łóżku.
A więc, gdy zbliżała się tam... usłyszała odgłosy przesuwanych przedmiotów i ciche przekleństwa.
Podeszła po cichu do drzwi i uchyliła je lekko zaglądając do środka aby zobaczyć kto w nim jest.
Trudno jednak było stwierdzić, kto... bo w tej chwili spod łóżka wystawał tyłek owego kogoś. Dość zgrabny kobiecy tyłeczek, w obcisłym czarnym stroju. Osóbka ta zapewne czegoś szukała, a nie mogąc znaleźć klęła, na czym świat stoi.
Vicky po cichu pobiegła do biblioteki, chwyciła najgrubsze tomisko i wróciła spowrotem do sypialni. Uchyliła drzwi,weszła na palcach i z całej siły biorąc zamach nogą kopnęła w wypięty tyłek swoją szpilką. Rozległ się wrzask, łomot kiedy głowa znajdującej się pod łóżkiem osóbki walnęła w łóżko i...
Tajemnicza włamywaczka błyskawicznie wpełzła pod łóżko. Nadnaturalnie błyskawicznie. Zbyt szybko jak na zwykłego śmiertelnika.
Vicky ujęła jeden z leżących na łóżku szali i obwinęła sobie nim buzie. Wyjęła jedną ze swoich zabaweczek, wyciągnęła zawleczkę i poturlała w ślad za znikającym tyłeczkiem. Słychać było syk wydostającej się ze środka substancji.
To wypłoszyło kobietkę, poruszającą się szybko niewątpliwie dzięki alchemicznym dopalaczom opartym na jakichś neurostymulatorach.


Ubrana w czarny strój kobietkach z goglami na twarzy zaatakowała Victorię pazurkami, jednym uderzeniem rozrywając gruby szal którym Vicky owinęła twarz. I rzucając się na nią.
Obie dziewczyny wypadły na korytarz. Przy czym panna von Strom, niezbyt komfortowo na podłodze, a panna koteczek, wygodnie na niej.
Vicky z całej siły przywaliła leżącej na niej kobiecie w nos pięścią. Nie po to koniuszy uczył jej jak się niechcianych amantów pozbywać by teraz zmarnowała taką okazję aby sprawdzić czy rzeczywiście to zadziała.
Bestyjka oberwała, nawet pociekła jej krew z rozciętej wargi. Ale była bardziej wytrzymała od niechcianych amantów, przesunęła gwałtownie dłońmi po skórzanej kurcie Victorii, rozszarpując ją i odsłaniając biust.
-Jeśli nie chceszsz, bym porysowała twoje ciało w następnej kolejności toooo... powiesz mi co chcę wiedzieć.- syknęła.
-Co chcesz wiedzieć?-odsyknęła jej Vicky.
-Pudełko muzyczne... gdzie je masz?- spytała kocica wędrując ostrymi pazurami po biuście panny von Strom w niemej groźbie.
- Jakie pudełko? - spytała Vicky lustrując spojrzeniem dziwaczną kobietę i przesuwając dłonią po swoim biodrze.
-Pudełko z muzyką... nie zgrywaj idiotki, bo się zrobię niemiła.- syknęła kobietka, lekko wbijając pazur w pierś Victorii. Mała igiełka, nieprzyjemny ból. I przypomnienie, że może być gorzej. Nie zauważyła jednakże ruchu dłoni Victorii, zbyt skupiona na przesłuchiwaniu.
- Aaa o pozytywkę się pytasz? - zaczęła udawać że rozumie Vicki, dłoń zaś namacała to czego dziewczyna szukała. Zacisnęła palce na znalezisku i wysunęła ja z kieszeni.


Po czym szybkim ruchem wbiła w udo kociej kobiety i nacisnęła tłok wstrzykując jej cały środek nasenny, jaki znajdował się w strzykawce. Wujcio co prawda powtarzał że to dawka na niedźwiedzia, lecz czy to co na niej siedziało nie było zwierzęciem?
Kobieta poczuła ukłucie odskakując ze strzykawką w ciele. Syknęła z wściekłością, zastanawiając się nad atakiem. Ale chwiejąc się na nogach rzuciła do ucieczki. Nawet ta końska dawka nie zdołała powalić jej... przynajmniej od razu.
Vicky poderwała się na nogi i popędziła za uciekającą zygzakiem kocicą.
Kobieta chwiejnie pomykała w kierunku najbliższego budynku, po czym zaczęła wskakiwać na ścianę , czepiając się występów i gragulców. Ożywiło to na moment deus ex machinę budynku, ale... Kocica doczepiła coś do jednego z gargulców paraliżując zewnętrzne systemy obronne budowli. Vicky zatrzymała się pod ścianą budynku i z uwagą przyglądała zastanawiając się kiedy zadziała środek i czy kobieta zwali się na ziemię.Taki ładny prezent bym Douglasowi przytachała. No... nie bądź taka... spadaj”, myślała przy tym.
Jednakże los był złośliwy, albo Kocica odporna... bowiem udało jej się wdrapać na dach i... zasnąć na nim. Wdrapanie się, było ostatnim wysiłkiem jej woli.
- Heh! Co za pech! -mruknęła Vicky pod nosem i zaczęła powoli wspinać się po budynku, czepiając się wszystkiego co możliwe. Jednak buty nie sprzyjały wspinaczce i po kolejnym osunięciu się w dół dziewczyna dała sobie spokój. Podniosła głowę do góry i wykrzyknęła: - Mam nadzieję że porządnie na tym dachu zmarzniesz przez noc! - i odwróciła się na pięcie. Poszła spowrotem do automobilu,huknęła drzwiami aż zagrzmiało w ciszy nocnej i zadowolona ze swojego znaleziska zaczęła iść w stronę hotelu. Weszła do środka i udała się na górę. Pod drzwiami pokoju zawróciła i podeszła do drzwi Douglasa. Chwilę pomajstrowała przy zamku i wsunęła się do środka. Podeszła na palcach do łóżka i pochylając się nad nim wyszeptała:
- Doooooooug śpisz? Pomożesz mi ściągnąć wściekłą kotkę z dachu?
-Co znowu.- westchnął Douglas przez sen, po czym otworzył oczy i zerknął na Victorię, po czym na dekolt Victorii. Po czym spytał.-Czy wiesz, że paradujesz z biustem na wierzchu?
- Kotka, która buszowała po twoim automobilu mnie tak załatwiła. Próbowałam ją złapać ale zwiała na dach. Jak chcesz odzyskać to co ci ukradła to lepiej mi pomóż. - odrzekła mu na to Vicky.
-Nic ci się nie stało?- zerknął Douglas wstając i podchodząc goły do szafy. Wyszukał jakąś bawełnianą koszulę i rzucił jej.-Nie możesz tak łazić.
- A wyglądam jakby mi się coś stało? -burknęła mu Vicky i ściągnęła z siebie zniszczoną koszulę wsuwając się w podaną jej przez Douglasa.
-Wyglądasz jak ktoś kto się lubi pakować w kłopoty.-odparł Douglas zaczynając się ubierać.-O co chodzi z tą kotką?
- Przecież ci mówię! Łaziła sobie po twym automobilu szperając po nim. Nie wiem czy coś gwizdnęła bo zwiała i nie mogłam sprawdzić -rzekła mu Vicky specjalnie nie mówiąc gdzie szperała kobieta -kot, jak mężczyzna odkryje brak listów to zawsze będzie można zwalić na złodziejkę.
-No to chodźmy.- odparł Douglas, ubrawszy się i uzbroiwszy.
Vicky nie trzeba było dwa razy tego powtarzać ruszyła za Douglasem pospiesznie,aby wskazać mu na którym dachu kotka zażywa sennego odpoczynku.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 04-06-2011, 23:16   #50
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Douglas nie był zadowolony.
Na pewno się nie ucieszył tym, że był zrywany z łóżka. W środku nocy.
I bynajmniej nie w “romantycznych” celach.
Z drugiej jednak strony, mieli na głowie włamywaczkę... A przynajmniej tak to wynikało z chaotycznej wypowiedzi Vicky.
Mieli więc problem.
Kto stał za włamywaczką? Douglas spojrzał na tarczę zegara. Pierwsza w nocy nie była godziną stworzoną do takich rozmyślań.
-Na dachu... powiadasz?-powiedział bardziej do siebie niż do panny von Strom.
Wyjął z szafy, jedną z walizek, które przyniósł do pokoju i zaczął z niej wyjmować elementy.


-Duży ten dom. Ile pięter?- spytał, gdy już wyjął poszczególne części topornego urządzenia z walizy. Potem zaczął dobierać zwój liny z odpowiednią kotwiczką.


-Hmmmm...trzy, cztery piętra.- zastanowiła się Vicky, a Maverick skrzywił się słysząc jej słowa. Trzy, cztery piętra... oznaczały długą wspinaczkę. I to w nocy.
Niemniej nie powiedział nic na głos, tylko złożył swój sprzęt.


Kuszę z dopalaczem ciśnieniowym. Nie dysponowała imponującą siłą uderzenia, ale miała inną zaletę. Była cicha.
Douglas zdawał sobie sprawę, że pozostawienie nieprzytomnej kotki na blaszanym dachu, może zrodzić następnego dnia wiele pytań. Mogliby zostać zatrzymani przez tutejszego konstabla celem wyjaśnienia sytuacji, a to opóźniłoby podróż. Tym bardziej, że ścigający ich ludzie deptali im po piętach. Poprawka. Ścigający ją ludzie.
Douglas łypnął podejrzliwie na Victorię, a ta zdała sobie sprawę że jednak podejrzewa ją o coś.
Uśmiechnęła się promiennie, bowiem kiedy zda sobie sprawę, że zniknęły dokumenty z jego biblioteczki, zmieni swe podejrzenia.
Vicky czuła że ubiła dwa ptaszki za jednym zamachem. Jak to się wszystko szczęśliwie złożyło.

Noc i dwie sylwetki biegnące przez ulice. Cicho i szybko...cóż... Ani cicho, ani zbyt szybko.
Marudzący pod nosem Douglas, obciążony sprzętem wspinaczkowym i łańcuchami wziętymi z automobilu. I prowadząca go Victoria głośno narzekająca na jego wolne tempo.
Potem była kłótnia o to, kto ma się wspiąć na dach. Ale argument “kto wchodzi, ten dźwiga kotkę” przeważył szalę na korzyść Mavericka.
Niemniej jakoś ten fakt, nie wywołał w nim entuzjazmu u mężczyzny.
Douglas nałożył bełt z doczepionym do niego hakiem z liną, na kuszę i wystrzelił. Już... za drugim razem udało mu się zaczepić hak o ścianę dach domostwa. Konkretnie o komin.
A potem zaczęła się żmudna wspinaczka na górę, odebranie pasa z zabawkami kotce.
Zakucie jej rąk i zakneblowanie na wszelki wypadek.
Mozolne zejście w dół.
I zaniesienie związanej kotki do automobilu. Nieprzytomnej kotki. Środek który zaaplikowała jej Vicky, powalił ją na wiele godzin.
Ale na wszelki wypadek Douglas postanowił, że wyruszą możliwie jak najszybciej.
Posłał Victorię do jej łóżka, a sam czuwał przy więźniu.

Wyruszyli tuż przed śniadaniem. Bella trochę narzekała na tak wczesne wstawanie i przenoszenie rzeczy z powrotem do automobilu. Ale narzekanie to zostało ucięte, gdy zobaczyła “gościa”.
Rankiem nie było czasu na przesłuchania. Douglas ruszył czym prędzej w trasę. Zresztą kotka nadal się nie obudziła.
Niemniej na wszelki wypadek, ktoś miał nad nią czuwać. Na zmianę albo Vicky, albo Bella. Douglas nie mógł, bowiem prowadził. Eugenicznie ulepszeni ludzie bywają groźni, nawet pozbawieni broni i związani.

A kotka w końcu się obudziła.


Pod kapturem i goglami skrywała prawie ludzką twarz i rude włosy. Prawie ludzką... złociste oczy i pionowych źrenicach przesuwały się leniwie po aktualnej “opiekunce”.
Pełne wargi uśmiechnęły się drapieżnie, odsłaniając drobne ostre kły. Szarpnęła kajdanami sprawdzając ich trwałość i rozejrzała się po sypialni, w której ją przetrzymywano.
Czas zadać kilka pytań i otrzymać odpowiedzi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172