Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 19:16   #200
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Zbieranie się drużyny do wyruszenia w drogę zajmowało z każdą kolejną chwila coraz więcej czasu. Wszystko zaś z powodu Bareda. Meżczyzna najwyraźniej należał do tych, za którymi pech podąża krok w krok, lub zwyczajnie był największą niezdarą z jaką Elyra spotkała się w swoim dotychczasowym życiu.
Jednak, ku jej zdziwieniu, Bared zdawał się niezbyt przejmować tym, co go co chwila spotykało, wykazując zadziwiającą wprost pogodę ducha. Nie rozumiała również, czemu po każdym takim zdarzeniu na jego ustach pojawia się cień kpiącego uśmiechu. Gdy jednak w efekcie jednego z takowych przypadków potknął się i runął na niczego nie spodziewającą się elfkę, nie wytrzymała.
- Zaczynam mieć wrażenie, że nie tylko kobiety mają problemy ze szczęściem w tym towarzystwie - mruknęła próbując jednocześnie podnieść się z ziemi.
Szczęściem było to, że nic się jej nie stało, pechem - że stała na drodze Bareda. W nieco innych okolicznościach taki wspólny upadek byłby dla Bareda całkiem przyjemny - zwłaszcza gdy się pomyśli o tym, kto znalazł się na dole, tudzież jak ów ktoś był kształtnie zbudowany - teraz jednak aż tyle radości z tego zdarzenia czerpać nie mógł.
- Przepraszam cię bardzo - powiedział, zrywając się na równe nogi i wyciągając rękę do Elyry, by pomóc jej wstać. - To w zasadzie nie moja wina...
Elyra spojrzała na niego z niedowierzaniem, które po chwili zamieniło się w gniew. Czy jej się tylko zdawało czy tez ten człowiek właśnie zasugerował że jego potkniecie się było przez nią spowodowane. On przynajmniej miał miękkie lądowanie w przeciwieństwie do niej. Jednak mimo swego gniewu przyjęła wyciągniętą dłoń starając się nie dać mu powodów do kolejnych narzekań na jej osobę.
- To nie to, że usiłuję cię zniechęcić, lub zaślepiony twą urodą nie patrzę, gdzie stawiam nogi - dodał. - Obróć się, proszę. Pomogę ci się otrzepać.
- Moja uroda jest niczym w porównaniu z pięknem lasu więc czy mógłbyś przestać wysuwać ten argument w każdej rozmowie jaką ze sobą prowadzimy? - odwróciła się i sama zaczęła otrzepywać suknię i płaszcz.
- Od prawdy nie uciekniesz. - Strzepnął kilka trawek i kurzu, do których elfka nie sięgnęła. - Czy teraz, gdy już ustaliliśmy, że twej urodzie nic nie można zarzucić, przestaniesz protestować za każdym razem, gdy o niej wspomnę? Poza tym powiedziałem, że to nie ona była przyczyną.
Odwróciła się z westchnieniem wyrażającym jej rezygnację. Najwyraźniej nigdy się nie zrozumieją.
- Skoro, jak wspomniałeś, moja uroda nie spowodowała tego potknięcia, co za tym w takim razie stoi? Bo jakoś nie chce mi się wierzyć byś od urodzenia był człowiekiem pechowym - co prawda nie była to do końca prawda, gdyż taka myśl pojawiła się w jej głowie, Bared jednak nie musiał o tym wiedzieć.
- Moje trzy znajome chochliki - powiedział cicho Bared. - Chętnie bym ci je przedstawił, ale niekiedy są dziwnie nieśmiałe. A że wiesz o chochlikach więcej, niż ja, z pewnością, to zapewne się nie dziwisz.
- Dlaczego jednak podróżują z tobą? - zdziwiła się, nie do końca dowierzając jego opowieści.
- Widać mnie polubiły i w taki sposób okazują swoją sympatię - wyjaśnił Bared. Sam nie bardzo w końcu wiedział, czemu trzy małe zmory uczepiły się akurat jego. - A spotkaliśmy się parę dni temu. - Machnął ręką w kierunku, gdzie znajdowały się Gistrzyce.
- W takim razie powinieneś je przekonać by okazywały swoje względy w nieco inny sposób. Jak tak dalej pójdzie niechybnie skończysz na swym własnym ostrzu - odparła okraszając swą niezbyt radosną przepowiednię lekkim uśmiechem.
- Przy najbliższej okazji, spróbuję - powiedział Bared.


*****

Aquilian czuł na sobie wpływ podstępnej i potężnej magii. Otaczające ich nimfy otumaniały drużynę; raziły ich zmysły swymi powabnymi ciałami. Kapłan wytężył całość swej siły woli - w efekcie zdołał nieco przymknąć oczy. Lewą ręką odnalazł symbol Helma, swobodnie zwisający na jego szyi. Tylko święty emblemat mógł go ochronić przed obcymi czarami. Nie odzyskał pełni władzy nad swoim ciałem, mógł tylko liczyć na wstawiennictwo Elyry.

Elyra ostrożnie zeskoczyła z wozu by stanąć przy Thalionie i dla dodania sobie odwagi, położyć dłoń na jego futrze. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Przyprowadzanie ludzi z zewnątrz do druidzkich gajów było, delikatnie mówiąc, niemile widziane. Tyle tylko, że one ich tu nie przyprowadziła, a jedynie podążała za nimi.
- Wybacz pani - zwróciła się do nimfy w leśnym - lecz nie było naszym, a szczególnie moim zamiarem burzyć spokój tego miejsca. Wraz z tym oto kapłanem - wskazała na Aquiliana - i tą drużyną podążam do wyznaczonego im celu. Droga zawiodła nas w to miejsce.

Bared nie mieszał się do rozmowy, z której i tak nic nie rozumiał. Przenosił tylko wzrok z jednej półnagiej niewiasty na drugą. Co prawda sądził, że trafia na braci Grish i teoretycznie taka zamiana powinna być korzystna, ale w praktyce powoli dochodził do wniosku, że co za dużo, to niezdrowo.
- Myślisz że jestem głupia? - syknęła nimfa mrużąc oczy. Skrzyżowała ręce na piersi. - Wiadomym jest, że nikt tak po prostu nie wejdzie do gaju druidów. Gsaag są ślepi i głusi. Aż dziw, że nie potykają się o własne nogi. Ktoś ich musiał tu przyprowadzić. A jedyną Enereten, lub innym dzieciem natury jakie tu widzę jesteś ty. Czemu więc kłamiesz w żywe oczy?
Elyra wiedziała, że nimfa mówi prawdę - bardzo rzadko się zdarzało, by zwykli ludzie przypadkiem trafiali do gaju druidów. Las dookoła niego był po prostu zbyt zawiły i gęsty, jak podziemne labirynty.
Elyra pochyliła lekko głowę zastanawiając się jednocześnie komu tak bardzo zależy na zabiciu członków drużyny.
- Nie kłamię pani, nie ja ich tu sprowadziłam. Jeżeli będzie to twym życzeniem kapłan, który nam towarzyszy może rzucić zaklęcie prawdy. Podążaliśmy drogą i to ona nas tu przywiodła. Osoba, która ją wytyczyła najwyraźniej pragnęła zguby mych towarzyszy. Nie wiem jednakże kim, lub czym jest.
Aranon zniósł urok nimfy nieco lepiej, niż inni. Cóż, tysiącletnie istoty mają więcej doświadczenia, niż krótko żyjący ludzie. Nie znaczyło to jednak, że był całkowicie odporny an wdzięki stwora.
Elf nie rozumiał zbyt wiele. Co najwyżej jedno, dwa słowa, które były podobne do mowy elfów. Mimo to wydawało mu się, że rozumie kontekst wypowiedzi nimfy i nie za bardzo mu się to podobało. Nie mógł jednak zbyt wiele zrobić, gdyż wydawało się, iż istota jest wrogo nastawiona nawet wobec niego.
Helmita nadal nie rozumiał ani jednego słowa. Po mowie ciała wnioskował, że nimfa nie jest zbytnio zadowolona z ich obecności. Czekał, starając się zignorować uroki pięknych istot. Musiał czuwać.

- Phi, mam polegać na magii tego czegoś? - spytała leśna istota z lekkim niesmakiem, spojrzawrzy przelotnie na Aquiliana, po czym odwróciła się do jednego z żywiołaków. - Czcigodni Asperze i Nirue, czy któryś z was mógłby rzucić takie zaklęcie?
Kopczyki kamieni spojrzały po sobie, po czym jeden z nich (z wyraźną niechęcią) przyjął ludzką postać umięśnionego mężczyzny z nieobecnym wzrokiem odzianego jedynie w brązowy płaszcz i takież spodnie, z kijem w dłoni. Dodatkowo widać było ozdoby w postaci koralików na szyi lub nadgarstkach.



- Niestety, o pani, taka magia jest poza naszym zasięgiem. - wyjaśnił spokojnie, również w leśnym języku. Nimfa wydawała się wyjątkowo niezadowolona z tego faktu. Przygryzła wargi i westchnęła.
- Trudno. - zwróciła się z powrotem do Elyri. - Jednak sama zaproponowałaś takie rozwiązanie. Znaj więc moją łaskę i wiedz, że ci wierzę.
Zupełnie jakby sprawa była zakończona i wszystko zostało wyjaśnione, nimfa odwróciła się i zaczęła odchodzić rzucając przez ramię krótkie "Zajmijcie się nimi". Wkrótce powróciła do swojego strumyka i przestała interesować się drużyną kompletnie.
- Musicie jej wybaczyć... - powiedział druid, który przed chwilą się przeobraził. Ku uciesze drużyny, mówił już we wspólnym. - Alanea jest bardzo nieufna od czasu, kiedy kilku naszych braci nas zdradziło i popadło w fanatyzm... Jeżeli chcecie, możecie spędzić tutaj noc. Niedaleko stąd jest druga polana, na której przebywają zazwyczaj nasi najbliżsi przyjaciele, głównie tropiciele. Możecie tam nawet rozpalić ognisko. - uśmiechnął się słabo. - Zastanawia mnie tylko to, jak tutaj mimo wszystko trafiliście.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline