Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 19:30   #201
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Elyra spojrzała na resztę drużyny po czym przeniosła wzrok na druida.
- Jeżeli moi towarzysze nie mają innych planów z przyjemnością przyjmiemy gościnę - pochyliła głowę w wyrazie szacunku. - Również mnie zastanawia i niepokoi sposób w jaki zwabiono nas do tego gaju. Nie wierzę by stało się to przypadkiem, ktoś chciał byśmy wzbudzili gniew i by spotkała nas za to kara. - Również elfka przeszła na wspólny.
- Możliwe... - druid przymrużył oczy drapiąc się po brodzie. - Jednak to musiał być też ktoś związany z naturą, skoro wiedział *jak* zwabić was do tego gaju. Znaczy znał drogę. Może... mówi wam coś nazwa "Synowie Dębu"?

Nazwa ta była Baredowi znana. Z niezbyt dobrej strony.
- Spotkaliśmy się już z przedstawicielami tej organizacji - powiedział. - Nie byli zbyt sympatyczni. W końcu zaczęliśmy się zastanawiać, czy to wszyscy druidzi tacy są, czy też tylko my mieliśmy takiego pecha. Ale Elyra wydała mi się niezbyt podobna do tamtych. W każdym razie nie zdołałem u niej zobaczyć ani odrobiny fanatyzmu.
- Nie obraziło mnie przyjęcie Alanei. Ma pełne prawo do troski o swój dom, w tym do nieufności względem obcych
- do rozmowy dołączył Aquilian. - Jakiej maści “fanatyzm”, macie na myśli? - Helmita spojrzał na druida, a w chwilę potem na Bareda.
- Najgorszy - odparł ponuro Bared. - Z atakami i próbami zabójstw.
- Ettin, którego spotkaliśmy nie tak daleko stąd, wspominał o “Synach Dębu” - przypomniała sobie Elyra. - Było to dzisiaj, z samego rana - dodała.
- Sami nie wiemy do końca co to za organizacja
- westchnął druid. - Chcą "wyplewić" z okolic Rozciągniętego Lasu wszystkich ludzi, gnomy, krasnoludy i tak dalej. Ponadto, ponieważ odmówiliśmy udzielenia im pomocy, uznali że kolaborujemy z ludzkimi miastami i nas także trzeba się pozbyć. Najgorsze, że mają całkiem liczne zastępy innych druidów, a także orków, centaurów, goblinów, a nawet gigantów wzgórzowych.
Ciężkozbrojny kapłan zdjął hełm i położył go obok swojej prawej nogi: - Sama nazwa “Synów Dębu” wskazuje, że ich patronem miałby być Sylvanus. Celem jego wyznawców bynajmniej nie jest sprzymierzanie się z potworami. - Aquilian zadumał się na chwilę. - Może to jakaś oszalała sekta, manipulowana przez potężną istotę u szczytu? Co sprawiło, że tak szeroka rzesza druidów wstąpiła w ich szeregi?
Druid potrząsnął głową.
- Nazwy bywają mylące. Ot wasi słynni Harfiarze. Z graniem na harfach, czy muzyką mają niewiele wspólnego, prawda? - uśmiechnął się druid. - Nie, Synowie Dębu z pewnością nie czczą Sylvanusa. Bliżej im do Malara, ale kto ich tam wie tak naprawdę. Wszystko zaczęło się od tego, że wasz ludzki rodzaj zaczął używać Rozciągniętego Lasu jako swój prywatny teren do wycinki drzew - rzucił oskarżycielsko, lecz jednocześnie łagodnym tonem. - Kilku zapalczywcom się to nie spodobało. Wystarczyła odrobina manipulacji, by przekonać do swoich racji jeszcze paru i tak z małego kamyczka zrobiła nam się poważna lawina.
Helmita daleki był od oceniania poczynań okolicznej ludności, a także poglądów druida. Wiedział jedynie, że środki jakie stosują “Synowie” były niewspółmierne do domniemanego zagrożenia: - Czy wiecie kto im przewodzi?
- Nie podejmowaliśmy jeszcze żadnych konkretnych działań względem nich. Uważamy, że ich czas, czy raczej zapał do rebelii, przeminie równie szybko co nastał. Zamierzamy to po prostu przeczekać, nie angażować się.
- Muszę uszanować waszą decyzję, choć merytorycznie nie zgadzam się z nią
- odparł Aquilian.
- Stanie z boku i czekanie, aż burza minie - wtrącił się do rozmowy Bared - w wielu przypadkach źle się skończyło. Właśnie dlatego, że głupcy, którzy głośno krzyczą, zyskują większy posłuch niż mądre osoby, które siedzą cicho.
- Nie zależy nam na niczyim posłuchu. Wasz świat, wasze zmartwienia, wojny, zarazy... widzisz cokolwiek z tego na tej polanie?
- spytał retorycznie. - Nasze światy są zbyt różne, by być od siebie zależne. Odcięliśmy się od was i nie ma potrzeby byśmy się wtrącali. A że paru głupców psuje nam opinię u was? Cóż, wcześniej i tak nie była najlepsza. - uśmiechnął się znów łagodnie.
Helmita pokręcił głową: - Niestety nie masz racji. Nasze wojny i zarazy mają niebagatelny wpływ na “wasz świat”. Dla przykładu: wojna potrzebuje żelaza, żelazo łaknie ognia - zaś ten drewna. Istnieje wiele powiązań między waszą enklawą, a otaczającymi las, ludzkimi siedliskami.
- Nie chodzi mi o to, byście zdobywali posłuch, czy coś w tym rodzaju
- powiedział Bared. - O opinii też nie myślę. Nic nie robiąc możecie paść ofiarą konfliktów, bez względu na to, czy chcecie tego, czy nie.
- W razie konfliktów potrafimy się sami obronić
- odparł mężczyzna spoglądając w niebo, gdzie przelatywało właśnie stado gryfów złożone z co najmniej tuzina osobników.


- To przecież nie tak, że jesteśmy osobną nacją, która wymaga dyplomatów i ambasadorów, żeby dogadać się z waszymi - kontynuował ze znużeniem, opierając się na lasce. - Jesteśmy poza waszymi systemami, które nigdy nas nie dotyczyły. I nigdy dotyczyć nie będą.
- Tak wam się tylko zdaje.
- Bared raczej nie miał zamiaru zgodzić się ze swoim rozmówcą. - Inni mogą się z wami nie zgadzać. Jeśli będziecie chować głowę w piasek, to ktoś może was mocno kopnąć w zadek. Chodzi mi tylko o to, żebyście o tym pamiętali i nie łudzili się, że wasza neutralność będzie dużo znaczyła dla innych. Jedni uznają was za wrogów, bo jesteście druidami, Inni - dlatego że się do nich nie przyłączyliście. Według mnie możecie sobie tu siedzieć - nie przeszkadzacie mi w niczym, ja wam, mam nadzieję, też nie. Jest tu przepięknie i nie chciałbym, żeby jakaś zawierucha to zmieniła, chociaż wiem, że to moja ostatnia w tym miejscu wizyta.
 
Kerm jest offline