Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2011, 19:30   #201
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Elyra spojrzała na resztę drużyny po czym przeniosła wzrok na druida.
- Jeżeli moi towarzysze nie mają innych planów z przyjemnością przyjmiemy gościnę - pochyliła głowę w wyrazie szacunku. - Również mnie zastanawia i niepokoi sposób w jaki zwabiono nas do tego gaju. Nie wierzę by stało się to przypadkiem, ktoś chciał byśmy wzbudzili gniew i by spotkała nas za to kara. - Również elfka przeszła na wspólny.
- Możliwe... - druid przymrużył oczy drapiąc się po brodzie. - Jednak to musiał być też ktoś związany z naturą, skoro wiedział *jak* zwabić was do tego gaju. Znaczy znał drogę. Może... mówi wam coś nazwa "Synowie Dębu"?

Nazwa ta była Baredowi znana. Z niezbyt dobrej strony.
- Spotkaliśmy się już z przedstawicielami tej organizacji - powiedział. - Nie byli zbyt sympatyczni. W końcu zaczęliśmy się zastanawiać, czy to wszyscy druidzi tacy są, czy też tylko my mieliśmy takiego pecha. Ale Elyra wydała mi się niezbyt podobna do tamtych. W każdym razie nie zdołałem u niej zobaczyć ani odrobiny fanatyzmu.
- Nie obraziło mnie przyjęcie Alanei. Ma pełne prawo do troski o swój dom, w tym do nieufności względem obcych
- do rozmowy dołączył Aquilian. - Jakiej maści “fanatyzm”, macie na myśli? - Helmita spojrzał na druida, a w chwilę potem na Bareda.
- Najgorszy - odparł ponuro Bared. - Z atakami i próbami zabójstw.
- Ettin, którego spotkaliśmy nie tak daleko stąd, wspominał o “Synach Dębu” - przypomniała sobie Elyra. - Było to dzisiaj, z samego rana - dodała.
- Sami nie wiemy do końca co to za organizacja
- westchnął druid. - Chcą "wyplewić" z okolic Rozciągniętego Lasu wszystkich ludzi, gnomy, krasnoludy i tak dalej. Ponadto, ponieważ odmówiliśmy udzielenia im pomocy, uznali że kolaborujemy z ludzkimi miastami i nas także trzeba się pozbyć. Najgorsze, że mają całkiem liczne zastępy innych druidów, a także orków, centaurów, goblinów, a nawet gigantów wzgórzowych.
Ciężkozbrojny kapłan zdjął hełm i położył go obok swojej prawej nogi: - Sama nazwa “Synów Dębu” wskazuje, że ich patronem miałby być Sylvanus. Celem jego wyznawców bynajmniej nie jest sprzymierzanie się z potworami. - Aquilian zadumał się na chwilę. - Może to jakaś oszalała sekta, manipulowana przez potężną istotę u szczytu? Co sprawiło, że tak szeroka rzesza druidów wstąpiła w ich szeregi?
Druid potrząsnął głową.
- Nazwy bywają mylące. Ot wasi słynni Harfiarze. Z graniem na harfach, czy muzyką mają niewiele wspólnego, prawda? - uśmiechnął się druid. - Nie, Synowie Dębu z pewnością nie czczą Sylvanusa. Bliżej im do Malara, ale kto ich tam wie tak naprawdę. Wszystko zaczęło się od tego, że wasz ludzki rodzaj zaczął używać Rozciągniętego Lasu jako swój prywatny teren do wycinki drzew - rzucił oskarżycielsko, lecz jednocześnie łagodnym tonem. - Kilku zapalczywcom się to nie spodobało. Wystarczyła odrobina manipulacji, by przekonać do swoich racji jeszcze paru i tak z małego kamyczka zrobiła nam się poważna lawina.
Helmita daleki był od oceniania poczynań okolicznej ludności, a także poglądów druida. Wiedział jedynie, że środki jakie stosują “Synowie” były niewspółmierne do domniemanego zagrożenia: - Czy wiecie kto im przewodzi?
- Nie podejmowaliśmy jeszcze żadnych konkretnych działań względem nich. Uważamy, że ich czas, czy raczej zapał do rebelii, przeminie równie szybko co nastał. Zamierzamy to po prostu przeczekać, nie angażować się.
- Muszę uszanować waszą decyzję, choć merytorycznie nie zgadzam się z nią
- odparł Aquilian.
- Stanie z boku i czekanie, aż burza minie - wtrącił się do rozmowy Bared - w wielu przypadkach źle się skończyło. Właśnie dlatego, że głupcy, którzy głośno krzyczą, zyskują większy posłuch niż mądre osoby, które siedzą cicho.
- Nie zależy nam na niczyim posłuchu. Wasz świat, wasze zmartwienia, wojny, zarazy... widzisz cokolwiek z tego na tej polanie?
- spytał retorycznie. - Nasze światy są zbyt różne, by być od siebie zależne. Odcięliśmy się od was i nie ma potrzeby byśmy się wtrącali. A że paru głupców psuje nam opinię u was? Cóż, wcześniej i tak nie była najlepsza. - uśmiechnął się znów łagodnie.
Helmita pokręcił głową: - Niestety nie masz racji. Nasze wojny i zarazy mają niebagatelny wpływ na “wasz świat”. Dla przykładu: wojna potrzebuje żelaza, żelazo łaknie ognia - zaś ten drewna. Istnieje wiele powiązań między waszą enklawą, a otaczającymi las, ludzkimi siedliskami.
- Nie chodzi mi o to, byście zdobywali posłuch, czy coś w tym rodzaju
- powiedział Bared. - O opinii też nie myślę. Nic nie robiąc możecie paść ofiarą konfliktów, bez względu na to, czy chcecie tego, czy nie.
- W razie konfliktów potrafimy się sami obronić
- odparł mężczyzna spoglądając w niebo, gdzie przelatywało właśnie stado gryfów złożone z co najmniej tuzina osobników.


- To przecież nie tak, że jesteśmy osobną nacją, która wymaga dyplomatów i ambasadorów, żeby dogadać się z waszymi - kontynuował ze znużeniem, opierając się na lasce. - Jesteśmy poza waszymi systemami, które nigdy nas nie dotyczyły. I nigdy dotyczyć nie będą.
- Tak wam się tylko zdaje.
- Bared raczej nie miał zamiaru zgodzić się ze swoim rozmówcą. - Inni mogą się z wami nie zgadzać. Jeśli będziecie chować głowę w piasek, to ktoś może was mocno kopnąć w zadek. Chodzi mi tylko o to, żebyście o tym pamiętali i nie łudzili się, że wasza neutralność będzie dużo znaczyła dla innych. Jedni uznają was za wrogów, bo jesteście druidami, Inni - dlatego że się do nich nie przyłączyliście. Według mnie możecie sobie tu siedzieć - nie przeszkadzacie mi w niczym, ja wam, mam nadzieję, też nie. Jest tu przepięknie i nie chciałbym, żeby jakaś zawierucha to zmieniła, chociaż wiem, że to moja ostatnia w tym miejscu wizyta.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-04-2011, 00:46   #202
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Aquilian przytaknął Baredowi: - Nie odbierzcie mych słów jako retoryki lub groźby, lecz miejcie na uwadze to, że zaniechanie to też działanie. Oby Helm uchronił was przed ponoszeniem konsekwencji niefortunnie podjętych decyzji.
- Czas pokaże. Widziałem w życiu niejedno, dłużej niż zwykłemu człowiekowi dane było zobaczyć w czasie całego życia.
- oparł się o laskę obiema rękami, zaś co bystrzejsi z drużyny mogli dostrzec w jego oczach ten dziwny rodzaj znużenia, który sugerował że druid jest zmęczony... życiem. - Jeśli będzie tak jak mówicie to sami sobie będziemy winni. Jednak, mówiąc szczerze, byłby to pierwszy raz dla nas w tym gaju.
- Mam jeszcze takie pytanie
- powiedział Bared. - Nie związane z tą sprawą. Czy ktoś z was mógłby w jakiś sposób sprawdzić, czy przyjechały tu z nami chochliki?Trzy dokładniej?
- Nie wiem w jaki sposób dokładnie miałbym tego dokonać...
- przyznał druid po chwili zamyślenia. - Nie jesteśmy czarodziejami, którzy mogliby ujawnić niewidzialność, a inny sposób nie przychodzi mi do głowy. Chyba, że... moglibyśmy ewentualnie rozproszyć ich magię, jednak żaden z nas nie ma takiego czaru przygotowanego.
- Nie szkodzi. Z tym się nie spieszy aż tak bardzo
- odparł Bared. - Ciekaw tylko jestem, czy tu dotarły bez problemów.
- Jakby nie patrzeć, chochliki to także stworzenia natury. - wyjaśnił druid. - W większości z innych planów, na przykład żywiołów. Możliwe nawet, że to one was tutaj przywiodły.
- Rozproszyć magię?
- Dant spojrzał z ciekawością na druida. - A czy moglibyście spróbować przygotować zaklęcie, które zdjęloby ze mnie pomniejszenie? - zapytał z nadzieją - Oczywiście, odpowiednia ofiara na rzecz... natury na pewno zostanie z mojej strony złożona.
Druidzi, to znaczy mężczyzna i żywiołak, spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem. Ich rozmówca rzucił nawet na Danta wykrycie magii, żeby sprawdzić czemu zaklinacz potrzebuje pomocy z pozbyciem się takiego zaklęcia. Najwyraźniej rozwiało to jego wątpliwości.
- Tutaj potrzeba kapłana, nie druida. - uśmiechnął się nieco złośliwie, spoglądając kątem oka na Aquiliana. - Żeby zdjął klątwę. Nasze zaklęcia skupiają się na otaczającej nas naturze, nie na ludziach.
- W porządku
- Dant zignorował uśmiech. - Czy jest więc tutaj ktoś, kto potrafiłby zdjąć to przekleństwo? - zawołał teatralnym gestem.
- Tu są tylko druidzi... - odparł mężczyzna z wyrazem zaskoczenia na twarzy, będąc przekonanym że zaklinaczowi chodzi o istoty na polanie.
- W czym tkwi problem? - zapytał Aquilian. Przyjrzał się jednak Dantowi dokładniej i pojął istotę rzeczy: - Domyślam się, że nie są to twoje typowe gabaryty, Dancie?
- Nie - powiedział krótko zaklinacz, uznając to pytanie za retoryczne - Mógłbyś przywrócić mnie do dawnego stanu?
Kapłan przytaknął: - Poproszę Helma by przywrócił cię do normalnych rozmiarów. Musisz jednak zaczekać do następnego świtu.
- Dziękuję. Nie zapomnę Ci tego. Ile wynosi... ofiara na kościół za taką przysługę?
- Według woli. Jeżeli zechcesz, złożysz datek w najbliższej świątyni Tego Który Czuwa. Chciałbym tylko wiedzieć, kto cię przeklnął i za co. Oczywiście, jeżeli to możliwe - uzupełnił.
- Gdybym wiedział, to już by gnoja nie było. Powiedziałbym ci, ale naprawdę nie wiem
- Dant rozłożył małe ramiona
- Rozumiem. W takim razie, jutro, w godzinę po świcie postaram się zdjąć z ciebie klątwę - zadeklamował Aquilian.

***

Gdy tylko grupa druidów i asystujących im nimf zniknęła za ich plecami, kapłan Helma zmówił krótką modlitwę dziękczynną za łaskę wytrwałości. Po jej zakończeniu zrównał krok z Elyrą: - Chciałbym cię o coś zapytać.
Zwróciła spojrzenie na kapłana: - Słucham?
- Czy podzielasz opinie tamtych druidów?
- Chodzi ci o walkę, a raczej jej zaniechanie?
- zapytała by upewnić się czy dobrze zrozumiała pytanie Aquiliana.
- O powstrzymywanie się od walki - uściślił swoje pytanie.
- Podzielam - skinęła głową. - Może nie do końca, gdyż nie jesteśmy tacy sami, jednak.. Tak, podzielam - dokończyła nieco nieskładnie.
Gdy skończyła mówić, Aquilian czekał jeszcze przez chwilę, jakby na ciąg dalszy: - Rozumiem i powinienem spodziewać się takiej odpowiedzi.
- Czy to ci w jakikolwiek sposób przeszkadza?
- Jeżeli chodzi ci o to, czy w jakiś sposób drażni, bądź koliduje z moim systemem wartości to nie. Jednak, tak jak mówiłem wcześniej, uważam, że to błędne wyjście z tej sytuacji.
- Wolałbyś byśmy wystąpili na wojenną ścieżkę?
- w jej głosie dało się słyszeć niedowierzanie.
- Ideologia, którą szerzą Synowie Dębu jest z gruntu zła. Godzi w harmonię. Układ, który panował przed ich pojawieniem się nie był doskonały, ale nie miał negatywnej dynamiki. Agresja rodzi agresje, wojna nakręca się w sprężystej spirali - zerknął na twarz elfki w poszukiwaniu zrozumienia. - Czasem interwencja, jest jedynym rozwiązaniem.
- Czasem interwencja może pogłębić konflikt. Taka walka do niczego dobrego by nie doprowadziła. Zaś zniszczenia, szkody, śmierć którą by z sobą przyniosła... Nie, tak jest lepiej. Jednak spotkawszy na swej drodze jednego z Synów Dębu nie będę się wahać.
- Co gdy ich działalność przybierze na sile? Będzie zataczać coraz szersze kręgi?
- Dopóki nie zagraża naturze, druidzi nie staną do walki. Może niektórzy, pojedyncze osoby, jednak nie wszyscy
- Elyra miała dziwne wrażenie, że Aquilian i tak nie zrozumie.
Kapłan przytaknął: - Stoicie na straży lasu. Dopóki nie jest zagrożony, nie wychylacie się ze swoich posterunków.
- Nie jest to do końca prawda ale w dużej mierze, tak
- uśmiechnęła się lekko. - Czy wśród ludzi nie jest podobnie?
- W naturze ludzkiej leży ekspansja. Dlatego też staramy się powiększać stan posiadania, zamiast dbać o starą własność
- odparł beznamiętnie. Czasem, gdy wypowiadał się, brzmiał bardziej jak lektor encyklopedii niż druga strona dialogu.
- A o co ty dbasz, Aquilianie? - zmieniła nieco temat.
Kapłan solennie się zastanowił zanim udzielił odpowiedzi: - Dbam o ludzi i rzeczy powierzone mojej pieczy. Dbam o nienaganny stan mojego rynsztunku. Dbam o swoje wykształcenie i zdrowie. Lista jest dłuższa Elyro, ale nie jestem pewien czy o taką odpowiedź ci chodziło?
- Poniekąd tak. Czy wśród tego jest coś co sprawia ci radość? Coś czego byś nie naraził dla kogoś innego? Coś drogiego twojemu sercu?

Znowu Aquilian pogrążył się w rozmyślaniach. Po chwili przeniósł wzrok na druidkę: - Myślę, że wysoce sobie cenię spokój i harmonię. Chwile gdy mogę oddać się pracy, lekturze. Gdy czas wolniej mija czuję się szczęśliwy... - uciął, aby dostrzec reakcję kobiety.
- Rozejrzyj się więc wokoło
- zaproponowała przystając. - Czy nie warto zostawić wszystko by zachować ten spokój i harmonie, która tu panuje? Czy walka naprawdę jest taka ważna?
Zbrojny zerknął w stronę zarośli. Dwa młode skowronki brały kąpiel w niewielkiej sadzawce. Całkowicie zaaferowały Aquiliana. Jego oblicze jakby spokorniało, a spojrzenie lekko rozjaśniło się: - To miejsce ma sporo powabu Elyro... - kąciki jego ust delikatnie drgnęły, gdy w końcu kapłan zmrużył nieco brwi: - Jest czas miecza i czas pióra - opamiętał się.
- Masz rację
- zgodziła się cicho. - Dlatego należy korzystać i dbać o czas pióra i zrobić wszystko by ochronić piękno, które w jego trakcie powstało, przed mieczem, który zawsze w końcu nadchodzi. Oni właśnie to robią - chronią. Jednocześnie zaś gotują się do walki by być gotowym gdy nadejdzie czas.
Zerknął jeszcze raz w stronę sadzawki, lecz pary ptaszków już tam nie było: - Oby pozostali czujni, gdy nadejdzie czas próby. Wielki Obserwator uczy, że zawsze należy być przygotowanym na najgorszy z możliwych wariantów - przez chwilę milczał: - Czy to były rolaki polne? - zapytał druidkę.
Skinęła głową w odpowiedzi przy czym jej spojrzenie nieco uważniej zmierzyło postać kapłana.
- Tak? - zapytał kapłan widząc jej taksujące spojrzenie: - Helm bynajmniej nie jest defetystą, jeśli o to chodzi? - dopytał kontrolnie.
- Nie, to nie o to mi chodzi Aquilianie - odpowiedziała jednak nie wyjaśniła dlaczego w takim razie się mu przygląda. Jedynie lekko uniosła kąciki ust.
- Odnoszę wrażenie, jakbym rzekł słowo za dużo - Aquilian czuł lekkie skonfudowanie, zwłaszcza, że uśmieszek nie chciał zniknąć z elfiej twarzy.
- Nie, dlaczego tak uważasz Aquilianie? - odwróciła głowę by ukryć szerszy uśmiech po czym ruszyła w stronę polany, którą pozwolono im zająć.
Kapłan postanowił obrać prostszą taktykę: - Najwyraźniej mi się zdawało. Z chęcią spocząłbym już na polanie, zwłaszcza po trudach dyskusji z naszymi gospodarzami.
- Trudach?
- zapytała zdziwiona gdyż ona żadnych trudów jakoś nie miała.
- Być może źle dobrałem słowa. Usiądźmy - wskazał na soczyście zieloną trawę.
Elyra nie miała nic przeciwko aczkolwiek zdziwiła ja nieco zmiana jaka nastąpiła w Aquilianie. Być może gaj zaczął na niego oddziaływać i stąd takie zachowanie...
Usiadł obok, strząsając z pancerza pyłek jakiegoś kwiatu. Czujnym okiem rozejrzał się w koło, sielankowy nastrój powoli podkopywał cierpliwość kapłana. Być może winny tego był brak poczucia zagrożenia? Zerknął jeszcze raz na Elyrę, po czym przeniósł wzrok na swojego wierzchowca: - Trawa posłuży nie tylko nam - rzekł, zrywając kilka źdźbeł.
- Przydałoby się jabłko - powędrowała wzrokiem za spojrzeniem kapłana.
Wyrzucił trawę i sięgnął do plecaka. Przez chwilę czegoś poszukiwał. W końcu wyciągnął z środka niewielką księgę i szybko ją przewertował, zatrzymując się na intreresującej go karcie. Skinął ukontentowany głową po czym schował wolumin na miejsce: - Oczywiście, że rolak - rzekł bardziej do siebie niż do Elyri.
- Interesujesz się ptakami? - zapytała nieco zdziwiona. Jakoś takie zainteresowanie nie pasowało jej do Aquiliana.
Zerknął na nią: - Owszem. Na ten wolumin natknąłem się kilka lat temu. Nie sądziłem, że obserwacja ptaków może być zajmująca.
- Obserwacja przyrody taka właśnie jest
- stwierdziła. - Może gdy nasza misja dobiegnie końca odwiedzimy parę moich ulubionych miejsc. Skoro pasjonujesz się życiem ptaków powinny i tobie się spodobać.
Propozycja kobiety zastanowiła helmitę. Wizja wdarła się w jego życie tak gwałtownie i z taką siłą, że zdążył zapomnieć o bardziej dalekosiężnych planach: - Właściwie planowałem odwiedzić Candlekeep. Zdaje mi się, że sługa Tego Który Czuwa powinien znajdować się w pobliżu tych, którzy go potrzebują.
- Nawet sługa Helma od czasu do czasu powinien poświęcić chwilę by docenić piękno które chroni.

Nie po raz pierwszy, Elyra skłoniła helmitę do refleksji: - Nie jestem w stanie w tej chwili stwierdzić, że nie będę potrzebny gdzieś, daleko w Krainach. Wszystko w rękach mego pana. Jeżeli jednak znajdę wolną chwilę, rozważę twoją propozycję Elyro - po dłuższej, pełnej wewnętrznego osądu chwili dodał: - Brzmi nawet zachęcająco.
- Zawsze mogę poczekać aż twoje zadania dobiegną końca. Nie ma przecież pośpiechu...
- Jeżeli uda nam się osiągnąć cel Bareda i jego towarzyszy, nie ma przeszkód, byś dalej mi towarzyszyła. Helma cieszą ci, którzy sprzyjają porządkowi i harmonii - nie koniecznie muszą oddawać mu cześć
- Aquilian wysunął kontrpropozycję.
Spojrzała na niego jakby nie do końca wierząc w słowa które usłyszała.
- Jesteś pewien że wytrzymasz z takim towarzyszem ? - zapytała obserwując go uważnie.
- Oczywiście, zakładając, że jesteś osobą, którą poznałem dwie noce temu - odparł z pełną powagą.
- Czyli jaką, Aquilianie? - w jej głosie dźwięczała ciekawość jednak bez kokieteryjnej nuty.
- Przede wszystkim, nie próbujesz narzucać swoich poglądów innym osobom. Wysoce cenię tę cechę, gdyż wiem, że idee, które wyznaje nie odpowiadają każdemu. Po za tym jesteś roztropna i prawdomówna - odparł.
- Nie jestem pewna czy mogę się zgodzić z taką opinią, jednak bez wątpienia mi ona pochlebia - z cichym westchnieniem ułożyła się na trawie wbijając wzrok w ciemniejące niebo. - Szkoda, że nie możemy tu dłużej zostać.
- Być może nie mam racji, choć dotychczasowe obserwacje nakazują mi wydać właśnie taki osąd
- zdjął rękawice. - Druidzi nie wydają się zachwyceni naszą obecnością, a my nie mamy prawa targnąć się na ich spokój. Ciężko byłoby spędzać tu czas, wiedząc, że gospodarz traktuje nas niczym intruzów.
- Nie zostaliśmy zaproszeni
- skinęła głową. - Mimo wszystko cieszę się że nas tu zwabiono. Aczkolwiek nie daje mi spokoju pytanie dlaczego tak się stało.
- Też się nad tym zastanawiałem. Do miejsc takich jak to nie trafia się przypadkiem. Możliwe, że ktoś przywiódł nas tutaj celowo
- zadumał się. - Tylko dlaczego? - głośno myślał.
- Aby tu trafić trzeba mieć przewodnika. Druida lub inna leśną istotę. W tej grupie tylko ja mogłam tego dokonać... Ewentualnie chochliki. Ktokolwiek za tym stoi nie życzy nam dobrze. Gdyby nie twoje zaklęcie prawdy ….
Aquilian uniósł brwi nieco do góry: - Tak...?
- Mogłoby nie pójść tak łatwo
- dodała.
Kapłan zmrużył lekko oczy: - Mam nadzieję, że nie poczytujesz tamtej próby jako zniewagi?
- Oczywiście, że nie
- przeniosła zdziwione spojrzenie na swego rozmówcę. - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Mimo wszystko wolałem się upewnić. Nie każdy dobrze znosi podobne, magiczne, sondowanie
- wyjaśnił.
- Niepotrzebnie. Przecież się zgodziłam, prawda? - dla niej zachowanie Aquiliana w tej chwili nie miało sensu. - Mogę wręcz powiedzieć, że jestem ci za nie wdzięczna. Dzięki niemu Alanea uwierzyła, że nie kłamię.
Kapłan nie za bardzo zrozumiał druidkę. O jakim czarze ona mówiła? Rzucił go tylko raz i to przy strumieniu: - Podejrzewam, że masz na myśli możliwość skorzystania z tego czaru? Nie rzucałem go przecież przy nimfie.
- Zaproponowałam jej byś go rzucił
- potwierdziła Elyra. - Jednak propozycja spotkała się z odmową, a że Asper i Nirue nie mogli tego zrobić, Alanea uznała że mówię prawdę tylko na podstawie tego, że sama takie rozwiązanie zaproponowałam - wyjaśniła.
- Rozumiem. Myślę, że skorzystanie z tego środka byłoby nad wyraz. Tutejszy krąg musi władać wielką mocą; wystarczającą by ujarzmić kilku przypadkowych podróżnych.
- Podejrzewam, że do tego wystarczyliby Asper i Nirue. Są starzy i potężni, a ich więź z naturą... Mam nadzieję, że i mi uda się dojść do tego samego.

- Domyślam się, że zależy ci bardziej na pogłębieniu więzi z naturą, niż na wielkiej potędze?
- Miał nadzieję, że dobrze odczytał akcenty w jej wypowiedzi.
- Masz rację - potwierdziła jego domysły. - Potęga bez tej więzi jest niczym. Przynajmniej dla mnie... - sprostowała.
Przytaknął. To pasowało do jego wyobrażeń na temat elfki: - Można rzec, że owa potęga przychodzi jako uzupełnienie więzi. Jest ...dodatkiem, pełni rolę podrzędną.
- Pomaga w wypełnianiu obowiązków. Służy do ochrony. Jest niczym miecz, lecz to nie ostrze jest najważniejsze a cel, któremu ma służyć
- dopowiedziała.
Aquilian jakby dla potwierdzenia słów Elyry dobył miecz. Oswobodzone ostrze zagwizdało na wietrze. Sięgnął po kawałek skóry i przystąpił do polerowania broni. Co kilka ruchów spoglądał na stal w poszukiwaniu smug. Na szczęście krew ettina schodziła łatwo: - Obym osiągał swe cele, bez twojej pomocy - rzucił spoglądając na kawałek metalu.
- Jakiekolwiek by nie były mam nadzieję, że ci się uda - odrzekła wstając. - Pójdę przygotować się do nocy.
- Dobrej nocy. Niech Ten Który Czuwa strzeże twego snu.

- Spokojnych snów Aquilianie - skinęła kapłanowi głową po czym w towarzystwie Thaliona ruszyła w stronę lasu.

Kapłan zdjął pancerz i ułożył go w stosie obok rozwiniętego posłania. Rozkulbaczył też swojego rumaka, przy okazji sprawdzając juki. Gdy wszystko było gotowe do spoczynku odszedł nieco na bok. Przyklęknął spoglądając na wschód i z ręką na piersi odmówił wieczorną modlitwę. Później udał się na spoczynek.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 27-04-2011 o 09:31.
ObywatelGranit jest offline  
Stary 27-04-2011, 09:32   #203
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację

Nareszcie chwila swobody. Nikt nie zawracał mu głowy żadnymi pytaniami, nie miał do niego żadnych pretensji. Spokój, cisza... Tylko szelest liści, głosy ptaków i szum leniwie uderzających o kamienie fal pieszczonych delikatnymi dotknięciami lekkiego wietrzyka.
Przeciągnął się i powoli zaczął ściągać zbroję.
Elyra zajęta myślami o tym co powiedział Aquilian, nie od razu zauważyła że najdogodniejsze do kąpieli miejsce zostało już zajęte. Gdy jednak jej wzrok spoczął na Baredzie zajętym zdejmowaniem zbroi, usmiechnęła się tylko po czym nie zwalniając całkiem wyszła zza osłony drew.
- Wieczorna kąpiel? - zapytała.
Nawet nie drgnął, chociaż głos rozlegający się za jego plecami był dla niego prawdziwym zaskoczeniem. Widać atmosfera tego miejsca źle na niego wpływała. Sielankowa atmosfera, by nie było wątpliwości.
- Odrobina odświeżenia po upalnym dniu - odparł, odkładając zbroję na trawę. - Piękne miejsce, Elyro. Przepiękne.
- W pełni zgadzam się z twoją oceną -
odparła zabierając się za zdejmowanie własnej zbroi. - Nie masz nic przeciwko towarzystwu? - zapytała zatrzymując dłoń w połowie ruchu i spoglądając na Bareda ciekawie.
- Elyro... - Bared uniósł oczy ku niebu. - Naprawdę nie jestem ponurym samotnikiem. Lubię towarzystwo, byleby to nie był ktoś, kto usiłuje mnie zabić. A nie sądzę, byś miała takie ponure zamiary.
- Naprawdę będzie mi bardzo miło, Elyro
- dodał.
Wzruszyła lekko ramionami ponawiając przerwane zajęcie.
- Wolałam się upewnić.
- Zawsze będziesz miłym gościem
- zapewnił. - W najbliższym czasie nie przewiduję zajęć, w których twoja obecność mogłaby mi przeszkadzać w jakikolwiek sposób.
Wolał jej nie mówić, kiedy by mu przeszkadzała. Ale mogła, na upartego, sama się domyślić. Uśmiechnął się lekko na samą myśl o takiej sytuacji.
Elfka przez chwilę nieco uważniej spoglądała na człowieka, jednak nie odpowiedziała. Zamiast tego dokończyła odpinanie zbroi po czym ostrożnie ułożyła ją na trawie.
Bared aż za dobrze pamiętał opowieść o swobodzie zachowania elfki. Przynajmniej jeśli chodzi o kąpiele. Dlatego też zaczął się nieco szybciej rozbierać, by znaleźć się w wodzie przed Elyrą.
Kobietę nieco zdziwił pospiech z jakim Bared zaczął się rozbierać jednak po raz kolejny powstrzymała się od komentarza. Zdjęcie sukni i tak zabrało jej nieco mniej czasu niż jemu pozbycie się koszuli i spodni.
Nie zdążył. Widok kształtnego biustu elfki zastał go podczas pozbywania się spodni. Na moment przerwał czynność, zawieszając wzrok na niezbyt dużych, jędrnych piersiach Elyry. W sam raz pasujących do reszty.
- Coś się stało? - zapytała wyłapując spojrzenie Bareda.
Pokręcił głową.
- Nie, skąd - odparł. - Chodźmy do wody - powiedział.
Odpowiedziała skinieniem głowy i wesołym uśmiechem, nim jednak ruszyła w kierunku jeziorka wydała Thalionowi polecenie by ich pilnował. Co prawda nie spodziewała się żadnego zagrożenia, ale nigdy nic nie wiadomo, szczególnie po ich wcześniejszych doświadczeniach. Zrzucając ostatnią warstwę odzienia i odkładając ją na mały stosik, który utworzyła suknia wraz ze zbroją, podążyła przodem w stronę wody.
Z drugiej strony Elyra była równie warta obejrzenia, jak i z frontu. I weszła już kilka kroków do wody, zanim Bared do końca pozbył się spodni i bielizny i ruszył za nią.
Woda była przyjemnie ciepła, zgrabny tyłeczek będącej przed nim Elyry potęgował przyjemność. Może nie do końca przemyślał, do jakiego stopnia potęgował. Ale na wycofanie się było nieco zbyt późno.
Czując pierwszy, przyjemnie ciepły dotyk wody, miała ochotę roześmiać się głośno, jednak nie była sama. Przeszła więc jeszcze trochę w głąb, tak by tafla jeziora sięgała jej do pasa, po czym z radosnym uśmiechem na ustach odwróciła się w stronę Bareda.
Aż tak daleko od brzegu i głęboko w sumie nie był... Elyra musiałaby być ślepa, by nie zauważyć, że wywiera na nim pewne wrażenie. Można by rzec - rzucające się w oczy. A kolisty ruch biustu podczas półobrotu... Przyspieszył nieco, co - ze względu na wodę - niewiele dało.
Odpowiedział uśmiechem. Miał nadzieję, że równie radosnym.
Elfka bez skrępowania przyglądała się zbliżającemu mężczyźnie. Nie dało się również ukryć, że jej wzrok niekoniecznie skierowany był na jego twarz czy nawet ramiona. Odczekała, aż Bared znajdzie się na wyciągnięcie ręki po czym bez ostrzeżenia oparła obie dłonie na jego torsie.
- Całkiem przyjemnie - stwierdziła z nieco psotnym wyrazem twarzy.
Nie odczuł tego jako gestu mającego na celu powstrzymanie go. Dla niego dotyk dłoni elfki był również bardzo przyjemny. Zastanawiał się tylko, czy Elyra zdawała sobie sprawę z tego, jakie na nim wywierała wrażenie. Ale, na Tymorę, czemu miałby się nie zrewanżować podobnym gestem?
- Bardzo przyjemnie - odparł, kładąc dłonie w tym samym mniej więcej miejscu, co Elyra. I stwierdzając, że pierwsze wrażenie go nie myliło - biust elfki był nie tylko kształtny, ale i jędrny. Zachęcający wprost do pieszczot, ale tak daleko nie zamierzał się posuwać. Na razie przynajmniej.
Przymknęła oczy chłonąc jednoczesne wrażenia napływające z jej własnego ciała oraz otaczającej ją natury. Uśmiech goszczący na jej ustach z radosnego przemienił się na leniwy. Nie unosząc powiek przesunęła samymi opuszkami palców nieco na bok, badając ciało stojącego przed nią człowieka.
Bared drgnął pod wpływem delikatnej pieszczoty. Zaskoczony, po sekundzie dopiero odpowiedział podobnym ruchem, obejmującym jednak nieco większy obszar. W tym rejonie elfka była zdecydowanie inaczej zbudowana, niż on.
Otworzyła oczy zdziwiona. Nowe doznania były dość... niepokojące. W jej głowie roiło się od pytań jednak nie była pewna czy powinna je zadawać akurat w tej chwili. Oderwała palce od skóry Bareda by zanurzyć dłoń w jeziorze, a następnie delikatnie nanieść warstwę wody na jego ciało. Ciekawiło ją czy i ten ruch powtórzy za nią.
Wilgotna dłoń przesuwająca się od ramienia do piersi sprawiała wiele przyjemności, którą Bared odczuł nie tylko w miejscu dotyku, ale i w miejscu dość ważnym z punktu widzenia mężczyzny. Oraz zainteresowanej nim kobietą. Czy to zainteresowanie dotyczyło też Elyry? Bared osobiście wątpił. Raczej był przekonany, że dziewczyna przeprowadza coś w rodzaju eksperymentów. Takich, o jakich wspominała wcześniej. Ale, prawdę mówiąc, nie miał nic przeciwko takim ‘ćwiczeniom’. Nabrał wody w obie dłonie, lecz miast naśladować gest elfki powtórzył swój poprzedni gest, który dla postronnego obserwatora byłby delikatną pieszczotą piersi, z uwzględnieniem ich najbardziej strategicznych punktów.
Kolejne doznania wydobyły z ust kobiety ciche westchnienie. Ta zabawa zaczyna jednocześnie być kusząca i w jakiś sposób niebezpieczna. Nie była na tyle niedoświadczona by nie wiedzieć do czego może dojść, jednocześnie była zbyt ciekawa by zaprzestać. Zamiast więc odstąpić by zerwać kontakt, zbliżyła się na tyle by dłonie Bareda spoczywające na jej piersiach, były jedyną barierą pomiędzy nimi. Spojrzenie jakim obdarzyła człowieka było jednocześnie prowokujące jak i niewinne. A może niewinnie prowokujące...
Blisko, coraz bliżej... Chociaż zapadał powoli wieczór i powinno robić się coraz zimniej, to jednak Bared poczuł, jak jemu robi się coraz bardziej gorąco. Czy Elyra nie zdawała sobie sprawy z tego, do czego taka zabawa mogła dorpowadzić? A może... może zdawała sobie sprawę? W końcu nie była dzieckiem.
Bared delikatnym ruchem przesunął dłonie na biodra dziewczyny. W tej chwili dzieliła ich odrobina powietrza.
W tym momencie Bared uzmysłowił sobie jeszcze jedną rzecz... Coś, o czym powinien pomyśleć ciut wcześniej.
Elyra przysunęła się jeszcze bliżej likwidując owa niewidoczną barierę. Jej dłonie powędrowały w kierunku szyi, a następnie otuliły kark mężczyzny. Spojrzenie utkwiła w jego ustach. Ostrożnie i bardzo wolno zbliżyła twarz do obiektu swego zainteresowania.
Jedna dłoń Bareda przeniosła się nieco niżej, zatrzymując się na krągłych pośladkach dziewczyny, druga, wędrująca w górę, dotarła aż do łopatek.
Delikatnie ucałował kącik ust dziewczyny.
Elyra zdołała uznać, że dotyk ust mężczyzny się jej podoba po czym przestała rozpatrywać każdy najdrobniejszy bodziec jakiego dostarczał jej kontakt z Baredem. Rozwarła lekko usta domagając się bardziej intensywnej pieszczoty. Jednocześnie jej palce zawędrowały w jego gęste włosy, których dotyk sprawiał Elyrze niemal taką samą przyjemność jak dotyk skóry. Coś dziwnego działo się z jej ciałem. Czuła gorąc trawiący każdy jego fragment. Fale wzburzone ich ruchem dodatkowo podrażniały nagle nadwrażliwą skórę. Świat, który ich otaczał stracił nieco na znaczeniu jednak wciąż był bardzo, a nawet znacznie bardziej niż dotychczas wyraźny.
Bared przytulił ją mocniej. Musiałby być z drewna, żeby nie zareagować na takie pieszczoty. Chociaż miał wrażenie, że pewna część jego ciała zdecydowanie zamieniła się w kawałek drewna. Skupił się na ustach dziewczyny, przywołując z pamięci wcześniejsze doświadczenia z kobietami.
Kolejny pocałunek był mocniejszy.
Jęknęła cicho nie odrywając ust ani się nie odsuwając. W trakcie gdy prawa dłoń nadal ochoczo zajmowała się włosami mężczyzny, lewa zsunęła się nieznacznie by podążyć za nie do końca uświadomionym pragnieniem. Opuszki palców delikatnie gładziły każdy skrawek który pokonywała w drodze na dół. Gdy na przeszkodzie stanęło przedramię Bareda, odchyliła lekko dolną cześć swego ciała by zgrabnie ominąć przeszkodę. Zatrzymała się na chwilę tuż nad pośladkami człowieka by pobudzić taflę jeziora. Trwało to jednak tylko moment, gdyż już w następnej ciekawe palce zawędrowały pod linię wody.
Bliżej już nie mogli być. No, w zasadzie mogli, ale...
Czuł ogień, rozchodzący się z miejsca, gdzie piersi elfki stykały z jego ciałem. Kontynuował pocałunek. Pod wpływem dotyku Elyry jeszcze bardziej przytulił się do niej, szczególnie w miejscach znajdujących się poniżej poziomu wody. Dłoń zataczała delikatne koła na pośladkach dziewczyny.
Dłonie Elyry zaczęły powtarzać te same ruchy co dłonie Bareda. Wciąż jednak gdzieś na obrzeżach jej myśli kołatała się ta, twierdząca że czegoś brakuje. Ze to nie wszystko. Ignorowanie tej myśli przychodziło z trudem. Zniecierpliwiona poruszyła biodrami, gdyż niejasne wrażenie podpowiadało że właśnie tam kryje się powód odczuwanego przez nią braku. Oderwała usta by zyskać dystans potrzebny na wypowiedzenie jednego słowa.
- Więcej ... - z tym, że odruchowo użyła w tym celu języka lasu.
- Co? - zapytał odruchowo Bared, ponownie łącząc swe usta z wargami dziewczyny. Jego ręce, już obie, skupiły się na pośladkach Elyry, zwiększając intensywność pieszczot.
- Więcej... - powtórzyła w mowie wspólnej ponownie odchylając usta, jednocześnie jej biodra po raz kolejny poruszyły się niecierpliwie.
Bared przesunął się nieco. W takiej pozycji raczej nie było mowy o żadnym ‘więcej’. Jedna dłoń pozostała na pośladku i kontynuowała pieszczotę, zaś druga zmieniła swe położenie, przenosząc się z rewersu na awers.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie by przy kolejnym wydechu przemienić się w przeciągły jęk. Prawa dłoń opuściła włosy Bareda by wesprzeć się na jego barku. Elyra poczuła jak nagle traci siły potrzebne do utrzymania się w pozycji pionowej. O dziwo bynajmniej jej to nie zmartwiło. Zbytnio zajęta była chłonięciem każdej kolejnej fali wrażeń których dostarczały jej palce mężczyzny błądzące wokół wrażliwego miejsce pomiędzy jej udami.
Baredowi zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Nagle zabrakło mu rąk, z których jedna zajmowała się pośladkami Elyry, druga pieściła to, co poeci nazywali kwiatem kobiecości. A zdałyby się jeszcze dwie by podtrzymać elfkę, która jakby nagle zaczęła tracić siły. I to z pewnością nie woda sprawiła, że poczuł wilgoć pod palcami.
Wrażenie braku jakby na chwilę przyblakło jednak wciąż istniało. Próbując mu zaradzić przesunęła dłoń pieszczącą pośladek Bareda w pobliże jego własnej, tej która sprawiała że zaczynało jej brakować powietrza w płucach. Delikatnie, sama nie wiedząc dokładnie do czego zmierza, dotknęła tej części jego ciała, która wciąż w dużej mierze pozostawała dla niej zagadką.
Bared drgnął, gdy dłoń Elyry spoczęła w dość czułym miejscu. Zwiększył intensywność pieszczot, a jego palce zagłębiły się w jej chętnym i otwartym na pieszczoty wnętrzu. Wyczuwając po drodze pewną przeszkodę świadczącą o tym, że elfka zbyt doświadczona nie jest.
Dotyk Bareda nie pozostał bez odzewu z jej strony. Pozwalając by kierowała nią rozkosz, gdyż miała nieodparte wrażenie iż tak należało nazwać to co w tej chwili przeżywała, nieco pewniej zacisnęła swą dłoń. Przesuwając ostrożnie palcami po twardym niczym pień dębu, fragmencie męskiego ciała.
- Więcej... - powtórzyła swą prośbę w odpowiedzi na ponaglający szept swego ciała, które wciąż i wciąż domagało się czegoś nieokreślonego.
- Weź... rękę... - powiedział Bared z trudem łapiąc oddech. ‘Więcej’ mogło oznaczać tylko jedno, a do tego mogło nie starczyć mu czasu, jeśli Elyra dalej będzie się tak zachowywać. Chociaż miał wrażenie, że przy tej dziewczynie bez problemów byłby w stanie do powtórki. I to niejednej.
Słowa Bareda spotkały się z nieco niechętną zgodą. Dłoń jeszcze przez chwilę nie zmieniła swej pozycji jednak w końcu powędrowała w górę by oprzeć się o jego bark.
Bared uniósł stosunkowo lekką elfkę i, nie odrywając się od jej ust, ruszył z nią w stronę brzegu. Wziąłby ją tam, w środku jeziora, ale z doświadczenia wiedział, że taka pozycja jest wyjątkowo niewygodna. Miał tylko nadzieję, że zapał elfki nie ostygnie.
Obawy Bareda okazały się być bezpodstawne. Gdy tylko znaleźli się na brzegu, Elyra zwinnie wyswobodziła się z jego ramion obdarzając go przy tym gorącym pocałunkiem. Jak do tej pory zdobywała wiedzę, teraz jednak uznała, że pora ją wykorzystać. W końcu tak całkiem niedoświadczona nie była. Lekcje poznawania natury pozostawiły po sobie wspomnienia i pewne informacje, które wedle niej w sam raz powinny się sprawdzić w tym konkretnym momencie.
Bared był przekonany, że w tym właśnie momencie Elyra postanowiła przerwać eksperyment, pozostawiając go w stanie zdecydowanego podniecenia. Gdyby nie był osłem, tylko spełnił jej prośbę tam, w wodzie...
Zerknąwszy na swego towarzysza odstąpiła od niego nie dalej niż dwa kroki po czym odwróciwszy się jakby z zamiarem udania się po swoje ubranie, postąpiła kolejny krok. Był to jednak ostatni gdyż w następnej chwili kolana elfki łagodnie opadły na zieloną trawę. Dłonie, wpierw prawa, a tuż za nią lewa, spoczęły nieco przed nimi tworząc z jej ciała naturalny i zdecydowanie kuszący most. Ponowne zerknięcie w stronę Bareda zawierało w sobie nutkę niepewności ale i zadowolenia z faktu, że mogła pochwalić się swym doświadczeniem. Na zachętę, gdyż mężczyzna najwyraźniej nie dość dokładnie odczytał jej intencję, poruszyła biodrami. Wedle jej wiedzy sygnał ten powinien zadziałać. Na samą myśl o owym działaniu po raz kolejny zabrakło jej tchu.
Bareda zamurowało. Nie tylko w owym najważniejszym miejscu, ale w ogóle na moment przyrósł do ziemi. Widok pośladków Elyry był tak pociągający, że po prostu nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Może się jednak pomylił i elfka miała doświadczenie? Zrobił krok w kierunku dziewczyny i wszelkie myśli jakby wyparowały z jego głowy. Prócz jednej.
Zanim jednak wprowadził ją w życie przez opary pożądania przebiła się kolejna. I jeszcze jedna. Obie nawołujące do cierpliwości, opanowania i delikatności..
Uklęknął tuż za Elyrą, lecz zamiast spełnić to najbardziej oczywiste z pragnień delikatnym ruchem pogładził wypięte pośladki, by w chwilę później równie delikatnym ruchem musnąć piersi dziewczyny.
Ciało elfki odpowiedziało niemal natychmiast, wygięciem się ku soczystemu podłożu. Spragnione pieszczot piersi nieco mocniej naparły na dłoń Bareda. Zmieniając oparcie z dłoni na przedramiona nieco bardziej wypięła pośladki, w dość jednoznacznym ruchu okraszonym spragnionym jękiem, który wydobył się z jej ust.
Bared nie zamierzał dłużej czekać. Nawet gdyby chciał czekać to zdawał sobie sprawę z tego, że jest blisko granicy, której jeszcze przekraczać nie powinien, jeśli nie chciał się skompromitować przed elfką. Wsunął się w zachęcająco otwarte, wilgotne wnętrze.
Westchnienie, które zrodziło się gdy poczuła jak mężczyzna w nią wchodzi bardzo szybko przemieniło się w gwałtowne zaczerpnięcie powietrza połączone z napięciem wszystkich mięśni. Nie spodziewała się bólu który nastąpił ani uczucia rozciągania. Przez chwilę w jej umyśle zrodziła się myśl o ucieczce jednak dalsze poczynania Bareda skutecznie ją odgoniła.
Koniec ponoć wieńczy dzieło.
Koniec w tym momencie byłby prawie porażką, dlatego też Bared usilnie przypominał sobie wszystkie rady, tudzież zalecane w takich przypadkach techniki. A raczej starał się przypomnieć, bowiem z oczywistych względów myślenie przychodziło mu z pewną trudnością. Mając na względzie Elyrę nie mógł doprowadzić do finiszu w ciągu paru ruchów, czego domagał się jego organizm. Powstrzymał się na chwilkę od poruszania, oderwał jedną dłoń od piersi dziewczyny i palcami sięgnął do najwrażliwszego miejsca kobiecego ciała.
Szarpnęła głową zdziwiona odwracając ją w stronę mężczyzny. Jednak już po chwili jej zdziwienia przerodziło się w głośne westchnienie, a te z kolei w jęk, gdy palce mężczyzny odnalazły miejsce o którym nawet nie miała pojęcia. Myśli o zwierzętach czmychły w siną dal zastąpione błogim niemyśleniem. Głowa opadła nisko, a za nią poszły ramiona. Zapach wonnej trawy wdarł się w nozdrza wzmacniając efekt poczynań Bareda. Instynktownie poruszyła biodrami w poszukiwaniu kolejnych wrażeń.
Tego było już za dużo, jak na możliwości Bareda. Nie był ze stali i ten ruch Elyry wystarczył, by jego organizm zadziałał tak, jak by sobie tego życzyła Matka Natura, a nie on. Czując zbliżający się finisz Bared przygarnął mocniej dziewczynę, zagłębiając się w nią do końca. A potem na moment oderwał się od rzeczywistości.
Jego dłonie, niezależnie od świadomości właściciela, podjęły pieszczoty, jakby chciały nadrobić brak opanowania Bareda.

Gdy fala wrażeń wywołanych dotykiem Bareda osiągnęła punkt kulminacyjny, a następnie opadł, Elyra przez chwilę trwała w bezruchu czekając na kolejne, rozkoszne doznania uwalniające jej umysł z myśli. Gdy jednak takowe nie nastąpiły uniosła się na rękach po czym ostrożnie zerwała połączenie z mężczyzną. Siadając na trawie uniosła spojrzenie w którym wciąż płonęło pożądanie, by zmierzyć nim Bareda.
- Coś ci się stało? - zapytała po chwili z troską.
Spojrzenie Elyry skierowane w jedno miejsce, jawnie sugerowało, o jakie ‘stało się’ chodzi. Znalezienie odpowiedniego wyjaśnienia nie było zbyt proste, bo jak wytłumaczyć dziewczynie zasadę działania tej części męskiego ciała? Niech to wszystkie demony...
- To nie powinno było się tak szybko skończyć - powiedział skruszonym tonem. - Za bardzo cię pragnąłem - dodał szczerze. To, że od jakiegoś czasu nie miał kobiety nie stanowiło dobrego usprawiedliwienia.
- Pragnąłeś...? Mnie...? - Elyra nie ukrywała swego zdziwienia, a wręcz niedowierzania. Jedyne pragnienia, które do tej pory przypisywała Baredowi, a które miały z nią cokolwiek wspólnego to pragnienie pozbycia się jej.
- Chyba było... widać... - powiedział Bared. Czując, jak wspomnienie wypiętych pośladków Elyry sprawia, że jego ciało zaczyna nabierać ochoty na kolejną próbę.
Spojrzenie Elyry ponownie zawędrowało w wiadomą stronę po czym dość szybko powróciło do oczu mężczyzny. Nagle nierówny oddech dość wyraźnie świadczył, że i ona nie miałaby nic przeciwko powtórzeniu eksperymentu. Zaschło jej w ustach więc miast odpowiednio skomentować jego słowa, ograniczyła się do skinięcia głową.
Bared pochylił się w jej stronę, lecz tym razem, zamiast szukać jej ust, delikatnym pocałunkiem obdarzył płatek ślicznego uszka dziewczyny.

Kolejny eksperyment wypadł jeszcze lepiej, o czym świadczył pełen zadowolenia wyraz twarzy dziewczyny.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 27-04-2011, 09:54   #204
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy minęło rozleniwienie wywołane igraszkami, Elyra ze zdziwieniem stwierdziła iż noc na dobre zapanowała nad jeziorem. Pełna tarcza księżyca, który wzniósł się na nieboskłon dawała jednak dość światła by można było zacząć myśleć o rozpaleniu ogniska, na które mieli wszak pozwolenie. Wraz z Baredem wybrali się więc na poszukiwanie nadającego się do tych celów drewna. Czynność, którą zazwyczaj wykonywała sama, w towarzystwie bynajmniej nie straciła swego uroku. Mężczyzna okazał się uczynnym pomocnikiem bez marudzenia dźwigającym podawane mu przez elfkę kawałki drewna. Elyra nie mogła się zdecydować jakie uczucia w niej wzbudza. Wciąż w jej pamięci pozostawały słowa wypowiedziane przy gospodzie. Jednocześnie to co miało miejsce później... Ciekawość co by na ten temat powiedział Aquilian wydała się jej nagle niestosowna.

Wesoło płonący ogień nadał niewielkiej polance przytulności i domowej atmosfery. Owoce lasu, które przy okazji zebrała Elyra, ułożone zostały na szerokim liściu. Thalion ułożył się w pobliżu od czasu do czasu łypiąc okiem na Bareda.

Niespodziewanie jednak do atmosfery zadowolenia i ciepła dołączyło uczucie głodu na tyle silne, że garść zebranych przez elfkę jagód i korzonków zdało się dla Bareda czymś zdecydowanie niewystarczającym. Miłość, zwłaszcza fizyczna, w dodatku nie będąca pojedynczym przypadkiem, zdecydowanie wzmaga apetyt.

- Elyro, czy mogłabyś sięgnąć z mojego plecaka trochę jedzenia?

Elfka nie widziała powodów dla których miałaby tego nie uczynić. Szczególnie, że wspomniany plecak znajdował się na wyciągnięcie ręki. Po chwili na jej twarzy pojawiło się zdziwienie. Przeniosła nieco niepewny wzrok w stronę Bareda zastanawiając się po co mężczyźnie takiemu jak on kilka sznurków tworzących, o ile jej wzrok nie mylił, fragment damskiej bielizny. Po namyśle doszła do wniosku, że najprostszym sposobem na rozwiązanie owej zagadki będzie zapytanie go o to. Chwyciwszy delikatnie za sznureczki wyjęła ów przedmiot by następnie w pełnej jego krasie, pokazać go człowiekowi.

Jej uniesione brwi wyraźnie domagały się odpowiedzi na nie zadane pytanie.

Bared skrzywił się, na widok przedmiotu przypominającego mu Sharukę.

- To są majteczki. Damskie - wyjaśnił. - Nie widziałaś nigdy takich? Ostatni ponoć krzyk mody.

Nie była to odpowiedź jakiej oczekiwała.

- Obawiam się, że ów styl niekoniecznie do mnie pasuje. Nosisz je przy sobie na pamiątkę, czy na wszelki wypadek? Dla potrzebujących niewiast?

Według Bareda rozmiar byłby idealny. W tym akurat miejscu Elyra zdaje się nie różniła się zbytnio od Sharuki. Ale nie chciał na tematy rozmiarów dyskutować.

- To był zakup na zamówienie - wyjaśnił. - I nie zdążyłem go oddać. Może uda mi się tego pozbyć w jakimś większym mieście. Parę tunik też tam jest. Możesz przymierzyć. Bardzo ładne kolory.

Po chwili zastanowienia odłożyła trzymaną bieliznę z powrotem do plecaka. Propozycja przymierzenia tunik wydała się jej kusząca jednak wolała nie próbować. Takie odzienie niekoniecznie pasowało do tego kim była. Jej suknia w zupełności jej wystarczała.

- Dziękuję, jednak zrezygnuję jeżeli nie masz nic przeciwko - odparła wyjmując jedzenie.

- Nie ma sprawy. I tak bardziej ci do twarzy w tej sukni, niż byłoby w jakiejkolwiek z tych tunik - stwierdził. Może powinien coś powiedzieć na temat tego, że bez sukni wygląda jeszcze lepiej? Ale na temat powabu jej ciała mówił już kilka razy podczas ostatnich, namiętnych godzin.

Zastanawiające... Bared najwyraźniej nie mógł wytrzymać chwili by nie wspomnieć o czymś związanym z jej wyglądem.

- Mówienie o cudzym wyglądzie należy do zwyczajów twej rasy czy akurat jesteś osobą, która zwraca na to szczególną uwagę?

- Wiele osób wypowiada się na temat tego, jak wyglądają inni - odparł Bared. - Niektóre kobiety spędzają wiele czasu na wyszukiwaniu wad, prawdziwych lub nie, w innych strojach czy wyglądzie innych kobiet. Mężczyźni raczej podkreślają to, co w kobietach im się podoba. Jedni mówią to niemal każdej kobiecie, inni - tylko niektórym.

- A ty? - wydawała się szczerze zainteresowana jego odpowiedzią.

- Niektórym z tych, które na to zasługują - odparł Bared.

Taka odpowiedź oczywiście jej nie zadowoliła. Bared najwyraźniej z jakiś powodów unikał pełnego wyjaśnienia powodów dla których z jego ust wciąż padają komentarze odnośnie jej wyglądu. Czy był jednak sens psuć spokój nocy i błogi stan w jaki wprawił ją pełny żołądek i uroki otaczającej ich natury?

Z twarzy Elyry widać było, że odpowiedź nie do końca spełnia jej oczekiwania. Tylko że on sam nie do końca wiedział, o co jej chodzi.

- Jeśli ktoś ma zalety, to czemu o nich nie wspomnieć? - spytał. - Nie lubisz, jak to mówię? Jeśli nie sprawia ci to przyjemności, to wystarczy, że powiesz.

Przeczący ruch głową wyprzedził odpowiedź.

- Lubię... Zależy oczywiście od sytuacji, ale mam wrażenie że lubię. Tylko nie chciałabym by ktoś oceniał mnie po tym co widzi - nie była pewna czy dobrze wyraziła swoje odczucia.

- Na razie nie zauważyłem u ciebie wad charakteru - stwierdził spokojnie. - A masz jakieś? - spytał z zaciekawieniem.

- Poza zapalczywością i obrażalstwem? - odpowiedziała uśmiechając się przy tym lekko. - Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Zapewne takowe są, nikt nie jest bowiem idealny. Nie mi jednak oceniać.

- Z takimi wadami to z pewnością nie jesteś idealna. - Bared pokiwał głową z udawanym smutkiem. - Ale jesteś bardzo blisko ideału. - Uśmiechnął się do niej.

- Wiele mi brakuje do chociażby zbliżenia się do takowego stanu, jednak zwierzęta jak do tej pory nie narzekały - ponowne wspominanie, że doświadczeń zbytnich w kontaktach z ludźmi nie miała, wydało się jej zbędne. - Pójdę się obmyć przed snem, masz ochotę mi towarzyszyć? - rzuciła propozycję wstając z miejsca. Woda nie powinna zmienić swej temperatury na tyle by kąpiel o takiej porze była nieprzyjemna. Kto wie, kiedy przytrafi się następna okazja do skorzystania z możliwości jakie dawało jezioro.

Bared nie odpowiadając zerwał się na równe nogi. I na moment zamarł wpatrzony w Elyrę, która od razu, przy ognisku, zaczęła się rozbierać. Nie, nie miał nic przeciwko temu, a jego organizm, chociaż nie tak dawno parę razy rozkoszowali się swymi ciałami, ponownie zaczął reagować na bliskość kuszących kształtów dziewczyny.

Szybko zrzucił spodnie i koszulę, a bielizna wnet poszła w ich ślady.

Woda okazała się co prawda chłodna jednak jak Elyra przewidywała, nie na tyle by zmniejszyć przyjemność płynącą z zanurzenia się w niej. Elfka nie oglądając się na swego towarzysza weszła głębiej, zatrzymując się dopiero gdy linia wody skryła przed jego wzrokiem znaczną cześć jej ciała.

- Wśród zwierząt, niektórych, to co zaszło między nami oznacza połączenie się w parę. Czy wśród ludzi jest podobnie? - zapytała zaciekawiona.

- I tak, i nie - odparł Bared, nieco zaskoczony pytaniem. Jak wyjaśnić elfce zasady rządzące ludzkim społeczeństwem... - To dość skomplikowane. Ludzie bywają różni, w różnych regionach różnie to wygląda. Stworzenie pary, związku między dwiema osobami, niekiedy musi być oficjalnie potwierdzone. Kapłani, ślub, goście... Są tacy co uważają, że wystarczy w obliczu bogów powiedzieć “Biorę ciebie za małżonkę”. Czasami wystarczy sam fakt połączenia, bez słów jakichkolwiek. Spali ze sobą, to wystarczy, by uznano ich za parę w ścisłym tego słowa znaczeniu. A są też tacy, dla których współżycie to chwila przyjemności i to wszystko. O żadnym połączeniu w stałą parę nawet nie myślą.

Przez chwilę zastanawiała się nad opisanymi przez niego możliwościami.

- A jak jest w tym przypadku? - zadała kolejne pytanie uznając, że wyjaśnienie tej kwestii jest dla niej ważne.

Bared przez moment wpatrywał się w nią zaskoczony.

- Łączenie się w parę zależy od obu stron - powiedział po chwili. - Poza tym łączy się z wieloma sprawami, nie tylko ze współżyciem... Wspólne plany, wspólne rozwiązywanie problemów, stałe przebywanie ze sobą... Wierność... Dzieci... Chciałabyś ze mną stworzyć parę, Elyro?

W życiu jeszcze nie pomyślał o tym, by jakiejś pannie zmajstrować małego Bareda, ale wizja Elyry w ciąży nagle wydała mu się interesująca.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała czego nie dało się ukryć, szczególnie biorąc pod uwagę na wpół otwarte usta, z których jednak nie padło ani słowo. Dzieci? Stałe przebywanie ze sobą? Jakoś nie widziała siebie w takiej roli. Zaczerpnęła tchu...

- Właściwie chodziło mi tylko o to jakie relacje powinny między nami od teraz panować - wyjaśniła. - Przy okazji nieco lepiej poznać osobę, z którą będę podróżować. Ktoś taki jak ja, Baredzie, nie nadaje się do stałych związków. Nie chciałam cię jednak urazić mówiąc to wprost, dlatego zapytałam o zwyczaje twojej rasy. - Miała nadzieję, że jej słowa i postawa nie zostaną źle odebrane.

To zdaje się powinna być jego kwestia. Słuchaj panno, dobrze było, ale muszę już iść, bo czekają na mnie inne... nie... nie inne kobiety. To by było nieładnie. Szerokie przestrzenie. Tak, to jest to...

- Acha... - odparł. Co, zdaje się, nie stanowiło szczytu osiągnięć oratorskich. - Mogłaś spytać wprost. Skoro podpada to pod ostatnią kategorię... Relacje jak najbardziej przyjacielskie. Jakie inne mogłyby panować między osobami, które połączyło coś takiego? I nie czuję się dotknięty ani urażony takim stosunkiem do mojej osoby. Chociaż, przyznam się, byłoby mi bardzo miło, gdybyś dalsze eksperymenty w tej dziedzinie zechciała przeprowadzać ze mną.

Uznała, że taka odpowiedź ją satysfakcjonuje. Wyglądało bowiem na to, że jednak go nie uraziła stawiając na nieco dalszym niż pierwsze, miejscu.

- Właściwie nie wiem czy przewiduję dalsze eksperymenty. Wiem już to, co chciałam wiedzieć, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jeżeli jednak będziesz chciał i będzie ku temu okazja... - wzruszyła ramionami po czym uśmiechnęła się wesoło. - To mogłoby być interesujące.

- Nawet zaraz - wyrwało się Baredowi, zanim zdążył zamknąć usta. Szczególnie że wzruszenie ramion wprawiły biust Elyry w fascynujący ruch, a promienie księżyca zatańczyły na malutkich, rozchodzących się z tego miejsca falach.

* * *


Jak zwykle wstała nim pierwsze promienie słońca odważyły się ujawnić światu swój blask. Thalion mruknął przez sen na który to odgłos jej twarz ozdobił czuły uśmiech. Bared wciąż spał więc nie mógł widzieć jak kąciki jej ust nieco opadają, a wzrok zasnuwa mgiełka zamyślenia.

Po krótkiej modlitwie doszła do wniosku, że pozwolenie mężczyźnie by przegapił najpiękniejszą porę dnia byłoby z jej strony zaniedbaniem.

- Idziesz się ze mną wykąpać?

Głos Elyry wyrwał Bareda z rozkosznego snu. Otworzył oczy przekonany, że przydałoby mu się jeszcze kilka godzin snu.


Słońce jeszcze przecierało zaspane oczęta, a pochylająca się nad nim Elyra wyglądała jak uosobienie świeżości. Całkiem jakby nie miała za sobą całkiem udanego eksperymentu w wodzie. I kolejnego, który zdążyli przeprowadzić nim elfkę zagarnął dla siebie Thalion.

- Już wstaję - odpowiedział, z trudem opanowując chęć wciągnięcia pod koc właścicielki znajdującego się tuż obok niego fantastycznego biustu. Ale nie powstrzymał się przed muśnięciem wargami zwieńczenia jednej z bliźniaczych niemal półkul.

Skrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Jak tak dalej miało iść to jak nic przegapi narodziny dnia. Odwróciła głowę by zerknąć na jezioro. Promienie słoneczne niemal oświetlały już jego powierzchnię.

- Pospiesz się - ponagliła go sama ruszając na spotkanie z wodą.

- Już wstaję - powtórzył, odrzucając koc. Rozbierać się nie musiał, bowiem noc była dość ciepła, a on nie uznawał takiego wynalazku jak nocna koszula. Ruszył w stronę jeziora, bardziej wpatrując się w tyłeczek idącej przed nim Elyry niż pod nogi. Na szczęście żaden kamień nie podsunął mu się pod stopy.

Stojąc po pas w jeziorze uniosła głowę na powitanie dnia. Mężczyzna, który jej towarzyszył nagle przestał dla niej istnieć. Cichy świergot ptaków, szum wody i lekki powiew wiatru na skórze całkiem zajęły jej uwagę. Pierwszy promień który padł na jej twarz wyrwał z ust elfki ciche westchnienie, które swobodnie mogło zostać skojarzone z reakcją na rozkosz. Nikt nie byłby w stanie zająć w jej sercu podobnego miejsca. Czy to człowiek czy też elf. Teraz, gdy miała już za sobą doświadczenia z obcowaniem z mężczyzną mogła śmiało pogłębić swą więź z naturą. Posłała swej bogini kolejne słowa podziękowania za dar, którym ją obdarzyła.

Bared stał na brzegu, gestem ni słowem nie chcąc przeszkadzać elfce w powitaniu dnia. Wpychać się między Elyrę a jej boginię nie zamierzał. Dopiero gdy Elyra obróciła się w jego stronę, gestem zachęcając do kąpieli, wszedł do wody.

Ciepła to ona nie była i, nie da się ukryć, stanowiła wspaniałe remedium na senność. Odpychając gdzieś daleko obawę o przeziębienie sobie niektórych części ciała ruszył do przodu, by po chwili znaleźć się obok Elyry.

Nie była pewna czy cieszy się z obecności Bareda przy jej boku akurat w tej chwili. Jednocześnie nie był jej niemiły. Uśmiechnęła się. Jej stosunek do tego człowieka uległ pewnej poprawie. Właściwie znacznej, jeżeli miała być ze sobą szczera.

- Śpioch z ciebie Baredzie.

- Ludzie tracą więcej czasu na sen, niż ty, Elyro - wyjaśnił Bared, równocześnie pochylając się nad taflą, nabierając w dłonie wodę i myjąc całą twarz. - Gdybym tak sobie pozwolił na wielokrotne nieprzespanie nocy, to w końcu zasnąłbym na siedząco.

Polał ciało kolejną porcją wody. Powoli nabierał wrażenia, że nie jest już taka zimna.

- Ale zwykle wstaję o tej porze dnia.

Chyba że mam w łóżku towarzystwo, lub spędzę noc na igraszkach. Ale nie sądził, by tym fragmentem ludzkiej kultury Elyra była szczególnie zainteresowana.

Nie odpowiedziała, gdyż słowa Bareda po raz kolejny przypomniały jej o Aquilianie. On również zbudził się o świcie, czyżby więc miała szczęście do mężczyzn lubiących tą samą porę co ona? Swoją drogą ciekawiło ją czy kapłan zaniepokoił się jej nieobecnością czy też uznał, że skorzystała z możliwości pogłębienia wiedzy o naturze. Właściwie miałby rację... Obmyła się pospiesznie po czym ruszyła w drogę powrotną ku brzegowi. Thalion, który zdążył się już obudzić uniósł pysk znad tafli wody. Przechodząc obok pupila musnęła dłonią jego łeb.

Bared nie wrócił od razu na brzeg. Skoczył do wody, przepłynął kilkanaście metrów, a potem zanurkował, by z dna jeziora sięgnąć wyjątkowo ładną muszlę. W ostatniej jednak chwili rozmyślił się. Wyciągnięcie na powierzchnię wody jakiegoś bogom ducha winnego ślimaczka z pewnością nie spodobałoby się Elyrze.

Gdy wrócił na brzeg elfka była niemal całkiem ubrana.
- Dzień dobry, Thalionie - powiedział mijając misia.
Ten popatrzył na niego wzrokiem, w którym krył się coś na kształt (nie do końca dla Bareda zrozumiałego) wyrzutu.
Zazdrośnik?
Czy Thalion nie powinien poszukać sobie raczej kogoś swojej rasy i rozmiarów? A może po prostu uważał, że Bared ukradł mu kawałek Elyry, którą on do tej pory miał tylko dla siebie?
Ot, problem...

Wytarł się pospiesznie i zaczął się szybko ubierać, by elfka na niego nie musiała zbyt długo czekać. Potem zwinął koc i zaczął zacierać ślady obozowiska.
Gdy polana powróciła do mniej więcej stanu sprzed ich przybycia cała trójka udała się w stronę miejsca, w którym obozowali pozostali.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-04-2011, 16:32   #205
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Aquilian poczuł na twarzy promienie wschodzącego słońca. Klasztorna dyscyplina szybko wyrwała go ze snu, mimo, że ciało wołało o więcej. Wziął miecz i oddalił się na kilkanaście kroków od posłań. Znalazł przyjemnie zacienioną polankę, ze trzech stron otoczoną gęstą leszczyną. Wspierając się na klindze, uklęknął i pochylił głowę. Cicho i z namaszczeniem odśpiewał psalm o Wiecznoczujnym – świętym orężu, znajdującego się we władaniu Helma. Słowa wypływające z jego ust pełne były harmonii i spokoju. Moment, w którym bóstwo obdarzyło go swymi łaskami, był niczym lodowata rosa, osadzająca się na rozpalonej skwarem skórze. Helmita przymknął oczy, oddając się duchowemu uniesieniu. W poddańczym geście uderzył się w pierś i pokłonił się jeszcze głębiej. Gdy mistyczna więź została przerwana, wstał z klęczek i ruszył w stronę obozowiska. Wśród drzemiących towarzyszy nie dostrzegał Bareda i Elyri. Biorąc pod uwagę nieufność ich gospodarzy, było to dość niepokojące. Postanowił rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Jego obchód nie trwał długo – już z oddali dostrzegł zażywającą kąpieli elfkę w towarzystwie mężczyzny. Na chwilę zamarł w bezruchu; raczej nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo... Z ociąganiem odwrócił się i ruszył w drogę powrotną. Po paru krokach zatrzymał się i raz jeszcze posłał kontrolne spojrzenie wstecz. W uporządkowanej głowie kapłana, przez chwilę zakrólował chaos. Odchrząknął i wrócił do reszty podróżników.

Z podróżnych racji przygotował sobie solidne śniadanie. Na koński łeb zawiesił worek z obrokiem. Na samej trawie – nawet pochodzącej ze świętego gaju – żaden wierzchowiec długo nie pociągnie. Wyszczotkował zwierze i wypolerował pancerz. Gdy minęła około godzina od świtu, zerknął na Danta. Ten najwyraźniej przebudzał się. Aquilian podszedł do magicznie skurczonego towarzysza i rzekł:
- Ten Który Czuwa obdarzył mnie odpowiednim czarem. Jak tylko będziesz gotowy, przełamię ciążącą na tobie klątwę – po chwili dodał też: - Przygotowałem też nadmiar jedzenia, jeżeli chcecie częstujcie się.

Zasiadł z powrotem na swoim miejscu i dobył brewiarz. Wertował karty księgi, czekając, aż wszyscy przygotują się do trudów czekającego ich dnia.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 28-04-2011, 15:54   #206
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
W rozmowie z dnia poprzedniego Dant nie uczestniczył, ożywiwszy się jedynie wtedy, gdy temat zszedł na jego dolegliwość, co zresztą było typowe dla zaklinacza. Obudziwszy się, myślał tylko o tym, by pozbyć się upokarzającej klątwy. Ciekawił go też związek z nią tego przeklętego smoczka, który chyba w ten sposób się zemścił. Szkoda że z równą mocą nie próbował odnaleźć Cerre, przydałby się na coś.

Na śniadanie zjadł połowę swojej zwyczajowej racji – żołądek też miał skurczony. Nie oglądał się za towarzyszami, czekał jedynie na Aquiliana. Znudzony, już kilka minut po śniadaniu udał się do kapłana.

Z daleka jednak zobaczył, że tamten pogrążony jest w modlitwie. Nie chciał mu przeszkadzać, przez szacunek do jego profesji oraz przez to, że przeszkodzenie mu teraz mogło skutkować sankcjami w postaci… pozostania małym. Wrócił więc do siebie i położył się jeszcze na chwilę. Miejsce, w którym nocowali, wydawało się magiczne, więc zaklinaczowi dobrze się spało. Przegryzł jeszcze kęs suchara i zwinął głowę na posłaniu.

Obudził się akurat w momencie, w którym helmita kierował kroki w jego stronę.
- Ten Który Czuwa obdarzył mnie odpowiednim czarem. Jak tylko będziesz gotowy, przełamię ciążącą na tobie klątwę

- Tak, jestem gotowy – odpowiedział Dant, starając się, by w jego głosie nie brzmiało zniecierpliwienie. – Odczyń, proszę, tę klątwę.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 30-04-2011, 01:47   #207
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Rozpalone na środku polany ognisko dawało sporo przyjaznego światła i ciepła, co zachęciło okoliczne zwierzęta do podejścia bliżej do obozowiczów. Właściwie to te istotki stawały się prawie bezczelne - Bared odkrył, że w jego posłaniu wierci się wiewiórka, zaś obok Danta ułożył się w najlepsze wilk, wywołując w zaklinaczu pewien niepokój. Jednak szybko się przekonał, że ten konkretny osobnik bardziej przypomina udomowionego pupila, z którym dzieci mają często tak dużo zabawy i który zniesie wiele niedogodności dla swojego pana, niż śmiercionośnego zabójcę.

30. Kythorn, 1369 RD, Rok Rękawicy – 11. dzień wyprawy

Ludzie muszą spać, to był fakt niewątpliwy. W owym śnie ich czujność spadała do poziomu... no cóż, zerowego.
Elfy też musiały czasami odpoczywać, poprzez medytację która mogła być określona mianem pół-snu.
Aquilian odczarował Danta, co przypominało rozwianie mgły oplatającej prawdziwą postać zaklinacza - jego mniejsza "forma" została po prostu zastąpiona z początku mętną postacią o prawidłowych już rozmiarach.

Uradowany zaklinacz udał się do wozu, by coś z niego wziąć. I dowiedział się, że licho, spało tej nocy - z wozu zniknęło kilka rzeczy. Dwie pary magicznych karwaszy, kilka złotych kielichów. Na pobliskim głazie widniały też plamy rozlanych, magicznych mikstur, zaś rozbite fiolki leżały obok.
Trzeba było przyznać, że była to wysoka cena jak na nocleg... Ganianie po lesie w poszukiwaniu zgub wydawało się syzyfową pracą. Prawdopodobnie jakimś zwierzakom spodobały się świecące przedmioty i je sobie wzięły.

Jakiś czas później ktoś zauważył ścieżkę wychodzącą z polany. Oczywiście, było też przejście między tą polaną, a miejscem gdzie poprzedniego dnia mieli konfrontację z nimfą i driadami. Jednak tej ścieżki tam wcześniej nie było!
Chyba...
Nie chcieli jednak nadużywać gościnności druidów, zwłaszcza że ścieżka była dość obszerna, przyjazna i (co najważniejsze) prowadziła na północny wschód, obiecując tym samym szybki powrót na drogę do Hluthvar.

Bez zbędnego ociągania się podążyli więc tym traktem. Okazało się to być dobrym pomysłem, gdyż po niecałej godzinie wyjechali z lasu i odnaleźli pożądaną drogę, która teraz oczywiście szła wzdłuż lasu, nie przez jego środek jak poprzedniego dnia...
To przypomniało Baredowi, że nie uświadczył tego dnia jeszcze żadnych "aktów sympatii" od znajomych chochlików.

Droga była pusta, słońce jasno świeciło, zaś okolica nagle nabrała elementów wzgórzowo-górzystych. Ziemia znaczona była nierównościami miejscami tak stromymi, że wyglądało jakby spadła w tym miejscu lawina. Czasami można było też uświadczyć urwiska tak blisko drogi, że wóz ledwo się mieścił. Jednocześnie gościniec wiódł ich teraz wzdłuż lasu, który nieustannie mieli po swojej lewej stronie.

Wóz... zaczął ogólnie strasznie przeszkadzać. Poruszali się przez niego o wiele wolniej niż by tego pragnęli. Czyj to był w ogóle pomysł?!
No tak...

Pod wieczór widać było już co wyższe budowle z odległego Hluthvar. Jednocześnie grupa natknęła się na... karawanę kupiecką.
Jednak była to dziwna karawana - ledwie trzy wozy, z których jeden służył przewozowi jedzenia, namiotów i innych rzeczy potrzebnych do obozowania. Było też mnóstwo straży - co najmniej dwa tuziny mężczyzn, którzy uczestniczyli w życiu w niejednej bitwie.
Takie rzeczy widać było w spojrzeniu - kiedy ma się na sumieniu ludzkie życie i żyje wystarczająco długo, by móc dalej walczyć... dalej zabijać... zmienia to człowieka. Część niego umiera, część dopiero się budzi. Jednak prawie nigdy nie jest to dobra wymiana.

Kupiec, jak się również szybko okazało, był tylko jeden. To znaczy - "jedna".


Wyglądała bardziej na dziewczynę o nietypowych włosach i ubiorze, niż na poważnego kupca. A zwała się...
- Mia, a to jest moja karawana. - przedstawiła się z uśmiechem wychodząc naprzeciw drużyny z czterema strażnikami, po dwóch z każdej strony. - Tak mi się coś zdaje, że jedziecie do Hluthvar, więc może spędzicie noc z nami? - dodała entuzjastycznie.
- W okolicy kręcą się dziwne rzeczy z goblinami i... eee... - pstryknęła kilka razy palcami, próbując sobie przypomnieć. Jeden ze strażników chrząknął.
- Gigantami, ogrami i zielonymi żmijami włącznie. - uzupełnił.
- Tak właśnie. Mnóstwo dziwnych rzeczy. A w ogóle to chyba jesteście poszukiwaczami przygód, co? - zmieniła temat momentalnie, nie dając nikomu z drużyny dojść do słowa. - Tacy to chyba zwykle mają ciekawe rzeczy na sprzedaż, nie? Moglibyśmy się wymienić, czy ogólnie potargować... - jej dłoń podążyła ku jednej z sakiewek u pasa, co wyglądało na odruch.
 
Gettor jest offline  
Stary 30-04-2011, 21:26   #208
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przebudzenie było cudowne - piękna, naga kobieta o wyciągnięcie dłoni. Sekundę później nie było już tak cudownie, jako że Elyra obudziła go nie po to, by mógł podziwiać jej piękne ciało, lecz by dać mu szansę ujrzenia wschodu słońca. I chociaż jej ciało zareagowało odpowiednio na złożony na szczycie piersi pocałunek, to jednak niezadowolona mina zdradzała niechęć do kontynuowania wczorajszych eksperymentów. A może to też był swoisty eksperyment? Jak obiekt testowany zachowa się dnia następnego, wyrwany ze snu i pozbawiony dostępu do źródła przyjemności?
Bared nie miał pojęcia, czy jego reakcja była reakcją typową dla pozostałej części męskiej części ludzkości. I nawet zbytnio nie narzekał, idąc za Elyrą, by w wodnej scenerii przywitać dzień. Tyłeczek idącej przed nim elfki poruszał się w bardzo interesujący sposób, gdy elfka przemierzała kolejne metry dzielące ją od wody.
Takie powitanie dnia było dla Bareda czymś nowym. Zazwyczaj spędzał te chwile na szykowaniu posiłku, a jeśli był o świcie w towarzystwie kobiety, to wtedy nie w głowie były mu wstawanie by obejrzeć wschód słońca. Zdecydowanie wolał się cieszyć obecnością goszczącej w jego łożu kobiety. Musiał jednak przyznać, że poranek w sumie aż taki zły nie był.

Po powrocie z kąpieli odkrył, że jego posłanie gości w sobie nowego lokatora. A raczej lokatorkę. Mała wiewiórka zdawała się być szalenie oburzoną na Bareda, że ten delikatnie acz stanowczo wyprasza ją spod swego koca. Nie zwracając uwagi na różnicę wzrostu napyskowała mu strasznie (na szczęście w swoim języku, zatem obelg Bared nie zrozumiał) i nie dała się przekupić kawałkiem chleba i sera. Udała, że nie rozumie przeprosin i odeszła z dumnie zadartym nosem, rzuciwszy na pożegnanie kilka kolejnych, niemiłych chyba, słów.

Przez całą drogę do obozowiska Thalion patrzył na niego spode łba. Bared zastanawiał się, o co misiowi chodzi. Nie dość, że to właśnie on prawie całą noc spędził z Elyrą, odbierając Baredowi znaczną część przyjemności, to jeszcze zeżarł cały zapas szynki. Nie można by powiedzieć, że był na tym stratny.
Bared szynki nie żałował w najmniejszym stopniu i gdyby miał więcej, to też by Thalionowi oddał, ale i tak stale uważał, że miś racji nie ma. Poza tym, jeśli Elyra miała zamiar przeprowadzać dalsze eksperymenty z udziałem ludzi, to Thalion powinien z wolna zacząć się przyzwyczajać do konieczności dzielenia się elfką z innymi.

Ledwo wrócili do reszty kompanii Elyra pobiegła do Aquiliana. Chciała z kapłanem skonsultować swoje nowe doświadczenia? Dziwne... Z tego co Bared wiedział, Aguilian znał się na tym jak kura na pieprzu. A może elfka chciała namówić kapłana na podobny eksperyment, tym razem z jego udziałem?
Bared skrzywił się lekko. Oczywiście nie miał Elyry na wyłączność i mogła ona robić, co jej się podobało, jednak miłe by było, gdyby następnego 'króliczka doświadczalnego' wzięła do łoża gdy już się znajdzie daleko od niego.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że nie poruszył tego akurat aspektu łączenia się w pary, choćby chwilowe. Jednak w tym momencie nie mógł nadrobić tego zaniedbania.

A potem zobaczył, co się stało z ich dobytkiem.
- Niech to szlag! - wycedził przez zaciśnięte zęby, z trudem opanowując chęć okazania swego niezadowolenia w znacznie głośniejszy sposób.
Czyżby nie można było zostawić ich nawet na chwilę samych? Chyba zbytnio uwierzyli w sielankowy charakter okolicy. No i proszę, co za niespodzianka.
Zabrał się za szacowanie strat.
Cztery stłuczone mikstury, zniknęły obie pary karwaszy i, jakby tego było mało, cztery puchary. Z głodu z powodu tej kradzieży z pewnością by nie umarli, ale nikt z nich nie był taki bogaty, by mógł sobie pozwolić na wyrzucanie setek sztuk złota.
Bared z cieniem wyrzutu spojrzał na wilka, który, jak mu się wydawało, spędził w obozie zapewne całą noc.
- Skoro już nas pilnowałeś, to nie mogłeś zadbać o nasz dobytek? - spytał.
Wilka nic a nic nie obeszło ani spojrzenie Bareda, ani jego słowa.
- Elyro... - Bared podszedł do elfki, która właśnie zakończyła swoją rozmowę z Aguilianem. - Czy mogłabyś zamienić kilka słów z mieszkańcami okolicy? Może któreś z nich widziało, kto nas okradł?
 
Kerm jest offline  
Stary 03-05-2011, 16:47   #209
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rzucenie odpowiedniego zaklęcia zajęło kapłanowi chwilę. Z ukontentowaniem obserwował jak Dant - przy pomocy boskiej interwencji - wraca do naturalnych rozmiarów. Klątwa została odczyniona, a po jej skutkach nie było widać śladu.

Po kilkunastu minutach od zrzucenia klątwy, w obozowisku stawili się Bared i druidka.

Elyra oddzieliła się od Bareda gdy tylko jej oczom ukazała się sylwetka Aquiliana. Jej zwierzęcy towarzysz zdawał się być niezwykle zadowolony z tego powodu, na co kobieta tylko lekko się uśmiechnęła. Przystając przy czytającym kapłanie zerknęła ciekawie co też takiego pochłania jego uwagę po czym swoim zwyczajem usiadła przy nim na trawie.
- Dzień dobry Aquilianie - przywitała się wesoło, gdyż humor niewątpliwie jej dopisywał.
Kapłan skinął głową: - Dzień dobry - wskazał na kilka kanapek, sowicie obłożonych suszonym mięsem - Jeśli masz ochotę, częstuj się.
Po chwili namysłu sięgnęła po jedną z nich by podać ją Thalionowi, dopiero następną przeznaczając dla siebie.
- Dziękuję. Jak ci minęła noc? - zapytała.
- Bardzo dobrze - materiałowym paskiem zaznaczył odpowiednią stronę brewiarza, po czym schował go do plecaka: - Jestem gotów do dalszej drogi. Widzę, że ty również wypoczęłaś.
- W pewnym sensie
- odparła przerywając jedzenie. - Aquilianie... - zaczęła by po chwili przerwać dla nabrania powietrza. - Co czuje mężczyzna w trakcie łączenia się z kobietą ?
Kapłana zamurowało. Przez chwilę spoglądał na Elyrę, jak na eksponat w muzeum. Otworzył usta po raz pierwszy, jednak nie wydobyło się z nich żadne słowo. Odchrząknął i jeszcze raz przyjrzał się swojej rozmówczyni: - Przepraszam, możesz powtórzyć pytanie?
- Chodzi mi o uczucia towarzyszące połączeniu kobiety z mężczyzną. Konkretnie o jego odczucia - spełniła jego prośbę, uważnie przyglądając się przy tym jego twarzy.
Kapłan powoli zatarł dłonie. Jeszcze raz zerknął na elfkę, jakby upewniając się, że nie stoi za nią żadna osoba pociągająca za sznureczki i w odpowiednich momentach poruszająca szczęką: - Domyślam się, że chodzi ci o fizyczny aspekt, owego “połączenia”?
Zastanowiła się przez chwilkę.
- Poznanie obu dałoby mi pełniejszy obraz. Jednak fizyczny na tę chwilę w zupełności by mi wystarczył.
- Badacze ludzkiej natury, klasyfikują to doznanie jako najsilniejsze i najprzyjemniejsze. Pozwala, na krótką chwilę, ugasić pragnienia ciała
- odparł.
- To opowieści badaczy, a twoja? - drążyła dalej.
- Elyro - spojrzał jej w oczy. - Wiesz, że staram się odseparować od tak nieprzewidywalnych doznań. Nigdy nie dążyłem do tego rodzaju... przeżyć, ani ich nie zaznałem. Namiętności są mi obce.
- Czy jednak poznanie ich nie przybliżyłoby cię do twego boga?
- elfka zdawała się być nieco wstrząśnięta niechęcią Aquiliana do tak podstawowego dla życia aktu.
- W jaki sposób miałoby mi to przybliżyć Pana?
- Nie wiem
- rozłożyła bezradnie ręce. - Może tak jak mi uświadomiło, że droga którą obrałam jest właściwa...
- Moja służba nie ma nic wspólnego z zaznawaniem przyjemności. To droga wyrzeczeń, dyscypliny, pełnego oddania. Poznaję Helma poprzez modlitwę i refleksję. Sam umysł wystarcza, by móc zasięgnąć najwyższych łask. Me ciało jest podrzędne względem ducha, którego nieskazitelność jest dla mnie najwyższą wartością. Kroczę jasno wytyczonymi sobie regułami, starając się zrozumieć otaczający mnie świat. Nie umiem odpowiedź jaśniej, dlaczego stronie od przyjemności ciała. Być może, popełniam błąd, lecz o tym dowiem się na końcu ścieżki - gdy wypowiadał te słowa, jego głos był czysty i pewny.
- Nie potrafię tego zrozumieć aczkolwiek szanuję - odparła mając wrażenie, że trafiła na najmniej dla niej zrozumiałego mężczyznę.
- Niektórym z nas jest pisany taki, a nie inny los. Jedni rodzą się do miecza, inni do pióra, a inni dla służby. Powołanie to rzecz skomplikowana... - kapłan zaczynał tęsknić za klasztorem.
- Wciąż jednak pozostaje prawo wyboru w jaki sposób za owym powołaniem podążymy - zwróciła mu uwagę na rzecz dla niej oczywistą.
- Najważniejsze, by obrana ścieżka nie przynosiła zawodu, a satysfakcję. Jeżeli zaspakajanie potrzeb ciała nie oddala cię od twego bóstwa, to nie ma w tym nic złego. Zwłaszcza, jeżeli sprawia ci to przyjemność.
- Zdecydowanie nie oddala, a wręcz śmiało mogę rzec, że przybliżyło i to znacznie. Dlatego dziwi mnie twoja postawa, jednak zdaję sobie sprawę z różnic istniejących między nami. Mimo wszystko żałuję, że nie mam szans odwieść cię od twego postanowienia
- pochyliła się by sięgnąć po kolejną kanapkę dla Thaliona zanim ten miał okazję pożreć jej własną, w którą wlepiał pożądliwy wzrok.
- Dlaczego miałabyś żałować? - sam rzucił swoją na pożarcie niedźwiedziowi. Nie chciało mu się więcej jeść.
- Ponieważ uważam że zasługujesz na poznanie przyjemności - odpowiedziała szczerze. - Niekoniecznie życie na nich spędzona gdyż zdaję sobie sprawę, że nie tędy wiedzie twoja droga podobnie jak moja, jednak samo poznanie... To w końcu nowa wiedza, a tą należy zbierać, czyż nie?
Aquilian zmrużył nieco oczy: - Nie zakładasz, że mogą wiązać mnie śluby? Że samemu narzuciłem sobie pewne rygory, by codziennie wystawiać się na pokuszenie? - Wykonał krótką pauzę: - Co z dążeniem do samodoskonalnia się? I czy można poznać: dla przykładu zło, nie praktykując go?
- A wiążą? Czy ulegnięcie pokusie, dla przykładu ten jeden raz, nie czyni późniejszego opierania się trudniejszym? W czym niby przyjemność przeszkadza na drodze do samodoskonalania się?
- przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, na ostatnie pytanie. - Oczywiście, że można. Czy jednak można poznać rozkosz płynącą z połączenia dwójki istot bez spróbowania przynajmniej raz?
- Nie wiążą mnie żadne śluby oprócz jednego: służby Wielkiemu Obserwatorowi. Uważam, że ten kto zasmakuje przyjemności, podejmuje próbę po dwakroć lżejszą. Nie jestem wrogiem tych doznań, acz wyżej cenie te czyste - nie obarczone ryzykiem negatywnych konsekwencji. Co do twojego ostatniego pytania
- spojrzał na nią - nie jest to możliwe. O czym zresztą się przekonałaś.
Spojrzała na niego zdziwiona na chwilę odkładając na bok pozostałe kwestie.
- O jakie negatywne konsekwencje ci chodzi?
- Kiedy studiowałem w Candlekeep, natknąłem się na traktat wielkiego mędrca. Dokonał on podziału przyjemności na duchowe i fizyczne. Te pierwsze, wymagają od nas zaangażowania; wkładu energii, ale owocują nieobarczoną ryzykiem satysfakcją. Te drugie, również potrzebują wkładu pracy, ale niosą ze sobą niebezpieczeństwo. Dla przykładu: możemy rozchorować się z przejedzenia...
- na chwilę myślami był w innym miejscu - ...stracić zmysły z alkoholowego upojenia, czy zarazić się chorobą weneryczną. Uznał on też, że jedynym czynnikiem ograniczającym ludzkie szczęście jest lęk.
- Z tego wynika, że powinno się odrzucić fizyczność, a z tym nie potrafię się do końca zgodzić.

Kapłan pokręcił głową: - Nie można odrzucić fizyczności. Składamy się przecież z ciała i ducha, tworzące integralną całość. Należy być po prostu szczególnie wyczulonym, na “niższe’” pokusy.
- Skupiając się tylko na tych wyższych, czyli duchowych? Nadal nie potrafię się z tym zgodzić.
- Mąż ten stwierdził, że najważniejszym czynnikiem wiodącym do szczęścia, jest nabycie cnoty panowania nad swoimi potrzebami. Również nie zgadzam się z jego poglądami, gdyż stwierdził on, że treścią naszego żywota jest zaznawanie przyjemności
- odparł. - Oczywiście na czele z najwyższą z nich, jaką jest radość życia.
- Może nie treścią ale jego uzupełnieniem, z tym mogłabym się zgodzić. Również radość życia jest istotna, jednak są rzeczy ważniejsze.
- Ludzie stworzyli wiele mniej, lub bardziej spójnych filozofii. Jest ich nawet więcej niż uczonych mężów, którzy je tworzyli. Niektórzy spędzają wiele lat na zrozumieniu podstawowych pojęć, a i tak umierają niezaspokojeni
- spojrzał na bezchmurne niebo. Słońce roziskrzyło jego błękitne oczy: - Wiele rzeczy zostało omówionych ze wszechstron, ale jeszcze więcej pozostało ukrytych, nawet przed najbardziej przenikliwymi umysłami.
Przez dłuższą chwilę milczała przyglądając się jak promienie słoneczne igrają w jego oczach.
- Niektóre zaś nigdy nie doczekają się omówienia - dodała. - I tak powinno pozostać.
Pogrążony w zadumie Aquilian przytaknął. Po chwili przeniósł spojrzenie na Elyrę: - Dziś rano dostrzegłem cię z Baredem. Poznałaś go lepiej?
- Byłeś nad jeziorem?
- zdziwiła się nieco. - Trochę, jednak nadal niewiele wiem o naszej misji.
- W takim razie, trzeba będzie jeszcze raz zapytać dokąd i w jakim celu zmierzają. Najlepiej otwarcie i wszystkich.
- Może się okazać, że to będzie jedyne wyjście
- zgodziła się z nim. - Ewentualnie wieczorem mogę spróbować wybadać Bareda.
Kapłan mógł tylko się domyślać, jakie środki perswazji zastosuje druidka: - Tak, też zrobimy - spojrzał na obozowisko - Słońce już wysoko. Powinniśmy ruszać.

Kiedy opuszczali polanę, Aquilian zdawał się być pogrążony w zadumie. Rozważał słowa, które padły dziś rano. Choć wiedział, że za pytaniami Elyri kryła się ciekawość i chęć poznania, to nie mógł postrzegać ich inaczej, niż czegoś niestosownego. Z drugiej strony, dziwiło go, że osoba tak otwarta na eksperymenty, nie zaspokoiła swojej ciekawości przez tyle lat. Przecież była elfką i to pewnie dojrzałą - wnosząc po zachowaniu. Czy to możliwe by kierowały nią jakieś inne pobudki...?
Mimo pozornego zamyślenia, jego uwadze nie uszły pozmieniane części lasu. Zgadywał, że pojawienie się ścieżki było efektem działalności druidów, albo innej z sił związanych z puszczą.

Kilka godzin w kulbace dobrze zrobiło Aquilianowi. Droga powytrząsała natłok zbędnych myśli. Co jakiś czas zerkał w stronę drzew, skąd dochodził ptasi trel. Pojawienie się karawany wzmogło czujność kapłan. Szczególnie bacznie obserwował zbrojną straż. Mimo, że kupcy raczej nie szukali zwady na szlaku, ostrożności nigdy za wiele...
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 03-05-2011, 17:36   #210
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po krótkiej chwili zastanawiania się, druidka przyzwała małą sforę psów złożoną z trzech osobników. Nie wyglądały specjalnie bojowo, więc może chociaż do tropienia się nadadzą...
Nie bardzo wiedząc w jaki sposób kazać im wywęszyć karwasze (wszak nie było w okolicy niczego, co mogłoby je przypominać węchem), elfka przystawiła im jeden z ocalałych złotych pucharów i kazała węszyć. Pieski prawie natychmiast z entuzjazmem wylądowały z nosami w trawie i zaczęły tropić.
Problem w tym, że jedynie obeszły małe jeziorko dookoła i wróciły do wozu, zadowolone iż znalazły pozostałe ocalałe kielichy. Chwilę później czar się skończył i zwierzęta wróciły na swój ojczysty plan egzystencji, zaś Elyra spojrzała bezradnie na Bareda.
- Czy mogłabyś - Bared potarł brodę - porozmawiać z tutejszymi zwierzętami? Może któreś coś widziało? Na przykład ten wilk?
- Znam zaklęcie, które to umożliwia
- odparła Elyra - jednak działa dość krótko. Jeśli zdecyduję się je rzucić tu i teraz to zapewne zdążę spytać tylko tego wilka.
- No to spróbujmy
- zdecydował Bared. Lepiej było zrobić coś, niż nic.

Elfka rzuciła na siebie zaklęcie i podeszła do wilka. Słowa, które wypowiadała były podobne do tego, jak dnia poprzedniego rozmawiała z nimfą, więc prawdopodobnie czar umożliwił jej używanie języka leśnych istot do komunikowania się ze zwierzętami.
Wilk, rzecz jasna, odpowiadał powarkiwaniami, wyciami, a czasem nawet skamlaniem. W pewnym momencie zwierzę leniwie wstało i wydało coś na kształt szczeknięcia zaczynając merdać ogonem. Druidka powiedziała do niego jeszcze dwa słowa, po czym zwróciła się do Bareda:
- Nic nie widział tej nocy. Ale zna miejsce, gdzie jakieś inne zwierzęta składują różne dziwne przedmioty, których zastosowania nie jest w stanie zrozumieć. - Uśmiechnęła się. - To znaczy nie da się tego zjeść. Lusterka, buty i tym podobne... możliwe że znajdą się tam wasze zguby. Jest gotów nas tam zaprowadzić.
- Z chęcią tam się z nim przejdę. I z tobą, Elyro
- odparł Bared z uśmiechem.
Elyra zdawała się nie zauważyć tego ostatniego stwierdzenia, mającego być komplementem. Po pierwszej części zdania Bareda była już w pełni zajęta wilkiem, który szczeknął raz jeszcze i zaczął leniwie iść w stronę lasu. Łotrzyk i druidka poszli zaraz za nim.
Wędrówka była krótka, acz niezwykle zawiła. Skręcali wiele razy, na szczęście przy dość charakterystycznych miejscach - duże głazy, powalone drzewa...
W końcu doszli do niedużego wgłębienia w terenie, obok którego wilk usiadł i patrzył to na nie, to na nich. A Bared prędko odkrył, że pod stertą liści i gałęzi jest faktycznie sporo rzeczy, których zastosowania nie jest w stanie zrozumieć. Sporo pogryzionych rzeczy... Fragmenty luster, brudne skrawki materiału, poszarpane liny i nici.
Pośród sterty śmieci odnalazł jednak przysłowiową perełkę. A dokładniej trzy perełki - dwa złote kielichy i karwasze łucznictwa, które im zginęły.
- Może takich miejsc w okolicy jest więcej? - zaczęła się zastanawiać druidka, kiedy upewnili się, że pozostałych rzeczy tam nie było. Jednak nie miała pojęcia w jaki sposób mogliby je znaleźć inaczej niż czekając do następnego dnia, aż znów będzie mogła rzucić takie zaklęcie.
Bared pokręcił głową, równocześnie ucieszony i rozczarowany.
- Nie możemy nadużywać gościnności tutejszych druidów - powiedział.
- Możesz mu podziękować w moim imieniu? - spytał, spoglądając na wilka.
- To nie takie trudne jak ci się wydaje, Baredzie. Wystarczy, że podrapiesz go za uchem - rzuciła druidka, prezentując wspomnianą czynność. Wilk momentalnie skulił się i przymrużył oczy. Wyglądało, że niespodziewana pieszczota bardzo mu się podoba, gdyż już po chwili leżał na grzbiecie z niewypowiedzianą prośbą "podrap mnie po brzuchu".
- On chyba by wolał, żebyś to ty go podrapała - powiedział Bared. - W końcu to mężczyzna.
Elfka westchnęła z lekkim zażenowaniem, co Bared nauczył się już odczytywać jako "znowu nie rozumie prostych rzeczy".
- To nie człowiek Baredzie, tylko wilk - wyjaśniła. - Jedyne płcie jakie rozróżnia to te wśród swojego gatunku.
- Skoro tak twierdzisz...
- powiedział. Po czym podrapał wilka w miejscu wskazanym przez Elyrę. Czy w skierowanym na nich spojrzeniu zwierzęcia nie było jednak trochę zawodu? Mimo wszystko zdawać się mogło, że pieszczota sprawia wilkowi przyjemność. mimo wszystko Bared nie był pewien, jak by się to skończyło, gdyby obok nie było Elyry. Z drugiej strony... W końcu byli w świętym gaju, gdzie zwierzęta mogły się zachowywać inaczej, niż w dzikiej puszczy.
- Musimy już iść - powiedział i jeszcze raz podrapał wilka, tym razem za uchem. Potem się wyprostował i spojrzał na Elyrę.
Druidka skinęła głową, po czym wrócili do obozu.
Jakiś czas później, już przy pakowaniu, Bared odkrył że coś ociera się o jego nogę... Nerwowo odwrócił się, sięgając jednocześnie po broń, tylko po to by odkryć że to ten sam wilk. Wrócił do nich. A może do niego?
Zwierzę radośnie merdało ogonem i miało wywieszony język, przez co wyglądało jakby się uśmiechało. Zakłopotanie łotrzyka wywołało chichoty druidki stojącej nieopodal.
- Ja też cię lubię - powiedział Bared, po czym przykucnął i ponownie podrapał wilka za uchem. - Wybierzesz się z nami na spacer? - spytał. - A może znalazłeś kolejne składowisko rupieci? - Nie przerywał pieszczoty.
Wilk postawił uszy do góry i zaczął jakby energiczniej machać ogonem, kiedy ręka Bareda sięgnęła ku niemu by go podrapać. Tak, zdecydowanie przywykł do towarzystwa łotrzyka... Jednak wyglądało na to, że nie znalazł drugiego składowiska rupieci.
- Wybierzesz się z nami na spacer? - Bared ponownie podrapał wilka za uchem. Zaczął się przyzwyczajać do zwierzaka. - Zjesz coś?
Jako że miś skonsumował całą szynkę Bared podsunął wilkowi chleb i kawał sera. Chlebem wilczysko wzgardziło, natomiast ser, po uprzednim starannym obwąchaniu i lekkim skrzywieniu pyska, trafił do wilczego żołądka.
Bared jeszcze raz pogłaskał wilka, a potem zabrał się za ciąg dalszy pakowania. Wilk przekręcił głową i zajęczał, jakby rozczarowany. Następnie... wskoczył na wóz i położył się na kocach.
- No to my jesteśmy gotowi - powiedział Bared, gdy Elyra usiadła na koźle i chwyciła za lejce.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172