Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2011, 21:39   #78
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Głębokie Lasy, pod Wielkim Dębem


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1rXI72Kr6tw[/MEDIA]



- Jak się nie obrócisz, tak rzyć z tyłu, a elfia strzała rzadko chybia – krótko podsumował wypowiedzi towarzyszy Fungi.

A więc, kompania postanowione. Idziemy przez tereny dzikich elfów i to od razu. W ulewny deszcz. Elfy też chyba nie lubią wilgoci. Jeśli zachowamy należytą ostrożność, to jeszcze dziś pokonamy połowę trasy, zanim zupełnie zapadnie zmrok. Jeśli nic się nam nie przydarzy. O tym marszu nie będą śpiewali bardowie. Tylko żadnego światła – skwitował.

Ta ostatnia uwaga była akurat niepotrzebna. Nikt by nie zdołał zapalić pochodni w takiej ulewie.

- Ci z Was, którzy chcą, niech przygotują sobie prowizoryczną osłonę od deszczu – zarządził krasnolud.

- Fungi ma rację towarzysze. Na mój krzywy nos długo będzie padało. Dłuuuugo… – dodał Widar.
On z nich wszystkich najlepiej znał się na zmiennej pogodzie. Na Szlaku Kościotrupów wyczuł psim swędem burzę gradową, gdy zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Jemu można było w tej kwestii zaufać.

- Sprawdźcie ekwipunek, szczególnie prowiant - ciągnął Fungi - Aby nie zmókł i nie spleśniał. Zabezpieczcie też łuki i kusze przed wilgocią. Mogą się nam przydać. Zaraz wyruszamy – po czym Zigildun sam zastosował się do swych rad.

Halfast zerknął w górę na kłębiące się chmury i odparł:
- Żegnajcie więc, wędrowcy. Oby dobrzy bogowie mieli Was w opiece. Ja poczekam dziś pod tym Królem Lasu – wskazał na dąb - i przenocuję w jego objęciach. Ruszę dopiero nazajutrz. Jeśli się wypogodzi.

Czarodziejka Virana w tym czasie pomagała zaklęciem kurować się Borackowi.

- Wytrzyma ten forsowny marsz – ocenił jej starania Fungi, a do wszystkich krzyknął – Wycieczka! W las!

Przewodnik dał wszystkim jeszcze po ostatnim łyku gorzałki. Wreszcie sapnął i wyszedł spod bezpiecznej osłony wielkiego dębu. Pomaszerował prosto w ulewę. Za nim karnie reszta.

- Szczerze mówiąc, to bardziej martwię się o naszą magiczkę czy wytrzyma. Wygląda na delikatną i nieprzywykłą do mokrej bielizny – szepnął w górę Wolfowi idącemu obok - ale no cóż, to się dopiero okaże w praniu, jak mówią niewiasty.


*


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DWgCfWVgVj4&feature=related[/MEDIA]



Kompania maszerowała przez Głębokie Lasy. Deszcz padał nieprzerwanie. Nie siąpiło, ale lało jak z cebra. Ale nic sobie z tego nie robili. A przynajmniej tak to z oddali wyglądało. Krasnolud w mocno naciągniętym na głowę kapturem prowadził niezmordowanie. Przyjął forsowne tempo. Rzadko zarządzał też odpoczynek. Byle tylko coś łyknąć czy przekąsić. I dalej w drogę.

Doszli do momentu, gdzie zgodnie ze słowami pustelnika, zaczynały się mokradła i odbili na zachód. Starzec miał rację: to było bagnicho.







*



Droga przez elfie ziemie wyglądała na w miarę uczęszczaną. Choć ostatnie ślady bytności można było ocenić na przeszło miesiąc temu. Od biedy i wozem można było przejechać. Choć od deszczu zaczęły gromadzić się wielkie kałuże wody i droga stawała się coraz bardziej nieprzejezdna i grząska.

Minęła kolejna godzina marszu. Powoli zmierzchało. Przewodnik jak golem parł niezmordowanie naprzód, podpierając się masywnym kijem.


*


W pewnym momencie Terez, który o dziwo czuł się nie najgorzej, wzniósł rękę, aby kompania stanęła. Gdyby nie przypadek zupełnie nie zwróciliby na to uwagi.

Na wielkiej sośnie, pośród gałęzi dyndały na wietrze obdarte szkielety trzech humanoidów. Pożółkłe kości kołysały się i klekotały w rytm deszczu. Czaszki o pustych oczodołach wpatrywały się w wędrowców w niemym przerażeniu. Mogły mieć mniej niż pół roku. Wyglądały na ludzkie…


Bystrooki półelf wypatrzył pod nimi leżące świeże świerkowe szyszki, które Fungi ze złości chciał kopnąć w jakieś krzaki przy drodze. Świerkowe? Pod sosną?
Ledwo zatrzymał krasnoluda. Szyszki nie były bowiem rzucone tu przypadkowo, ale układały się w jakiś zapis, piktogram, który mógł odczytać tylko ktoś, kto znał elfie pismo. Jakby ostatnie ostrzeżenie przed pójściem dalej. Ostatnie ostrzeżenie dla Przyjaciół Dzikich Elfów.





W gęstniejącym mroku przy wtórze skrzypiących nad nim martwych ciał Borack zaczął mozolnie sylabizować:

- Gar'ean… hav'caaren… dh'oine… - zaczął opornie składać znaki. Dawno nie czytał z szyszek. Z pomocą przyszła mu Virana, która uzupełniła - Ess'tuath… esse deireadh.

- Czyli… macie wszyscy przesrane? – dopowiedział domyślnie Oktawius.

Półelf tylko skinął głową.

Kompania ruszyła dalej. Zapadała noc.


*


Było po północy. Virana słaniała się na nogach. Tego nie uczyli jej w akademii w Axen. Wspierała się na ramieniu Creapa już od pewnego czasu. Zrobiło się ciemno jak oko wykol. Podniosły się mgły. Było czarno na górze i biało na dole.
Wtedy też Fungi zarządził postój pomiędzy sędziwymi grabami, gdzie gęsto rosły chaszcze. Upragniony odpoczynek awanturników, choć bez wygód. Krasnolud zakazał palenia ognisk.
Draugdin bez namysłu go poparł. Wszyscy wiedzieli, że najemnik był ostrożny. I żył nadal, a to dobrze rokowało na przyszłość.
Zapowiadała się zimna, mokra noc. Bezgwiezdna i bezsenna noc.

- Lepiej zmoknąć i zmarznąć, niż zginąć od elfiej strzały – pocieszał jak umiał Zigildun. – Śpijmy pod drzewami. W mroku. Osobno. Dziki elf może nas nie wypatrzy. Trzy osoby wartują, reszta drzemie. Później się luzują. Śpijcie z bronią w ręku. No i głowa do góry. Jutro będziemy przy rzece Białej – dodał troszkę weselej.

- Jak się kurwa obudzimy – powiedział ktoś z drużyny.

- Taak. Kto pierwszy obejmie wartę? – spytał Fungi.


===


Wszyscy BG: wykonajcie 3 rzuty k6
Borack: odzyskuje pełnię Kondycji
Virana: drużynowy kwiatuszek minus 1 do Kondycji, droga sroga
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 26-04-2011 o 22:04.
kymil jest offline