Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2011, 00:23   #79
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Creap szedł powolnym i systematycznym krokiem. Sposób w jaki się poruszał można było uczciwie przyrównać do ruchu płyt kontynentalnych. Powolny ale nieustępliwy. Strugi deszczu spływały kaskadą z tarczy uniesionej nad głowę. Hełm, napierśnik, ramiona oraz kamizelka mężczyzny lśniły od tłuszczu którym je dokładnie pokrył przed wymarszem. Niedźwiedzie sadło świetnie chroniło ubranie oraz broń przed wodą. Grube krople spływały po barbarzyńcy jak po kaczce.

Sam Crack jakby stracił nastrój od siekącej z nieba ulewy. Krople odbijające się od umba tarczy pukały cicho, rozbijając się na metalowej półkuli. Wiking raz za razem potrząsał głową, pozbywając się wody z dolnych rogów hełmu.

-Nawet deszcz tu kurwa inaczej pada...- mruknął, idąc traktem. Przystanął na chwilę, gdy przed bandą wędrowców pojawiły się nagle bagna. Woda w bajorze wydawała się żyć własnym życiem, wzburzana przez ulewę. Barbarzyńca spojrzał ironicznie na Widara i Wolfa.-Mówta se co chceta, ale ta pieprzona kipiel wciągnęłaby nas po kilku pierwszych krokach. A o panu Fungim nie wspomnę. Jego to byśmy chyba nieść musieli coby się bidak nie utopił.

***

Crack wpatrywał się w trzy trupy, gdy półelf i czarodziejka zajęci byli czytaniem w szyszkach. Sam pomysł pisania w tak dziwny sposób wydał się Creapowi niedorzeczny. Jego lud pisał na menhirach i kamiennych kolumnach, ryjąc runy w twardym kamieniu. Szkielety jakby przypatrywały się drużynie, wieszcząc jej ponury ros. Wiking rzucił okiem na dwójkę tłumaczy. Elfe trele jakie odczytali nic mu nie mówiły. Dopiero prosta interpretacja Oktawiusa rzuciła nieco światła na ten językowy galimatias.

-Macie wszyscy przesrane...- powtórzył, po czym uśmiechnął się do siebie. Takie przekazy były przynajmniej czytelne.

***

Koło północy czarodziejka była tak zmęczona, że nie brzydziła się opierać o ramieniu idącego obok mężczyzny. Po chwili namysłu przesunął tarczę nieco na bok, osłaniając kobietę przed deszczem.

-Wiesz, panno magiczko... - zaczął, już na wstępie wyczerpując zasoby swoich dystyngowanych słów jakie mógł bez obaw powiedzieć kobiecie.- Mógłbym ci dać trochę niedźwiedziego tłuszczu. Słoik mam prawie pełen, a jakbyś se wtarła trochę w pelerynę i włosy, to i byś mniej przemoczona chodziła. W sumie to cała byś mogła się natrzeć, jak ja. Nie wyglądałabyś jak zmoknięta kura.

-A jeśli o warty idzie, to ja mogę być pierwszy. Najmniej z was mokry jestem i jeszcze mi tak do poduchy nie śpieszno. - rzucił, zwracając się do reszty gromady.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline