Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2011, 00:46   #202
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Aquilian przytaknął Baredowi: - Nie odbierzcie mych słów jako retoryki lub groźby, lecz miejcie na uwadze to, że zaniechanie to też działanie. Oby Helm uchronił was przed ponoszeniem konsekwencji niefortunnie podjętych decyzji.
- Czas pokaże. Widziałem w życiu niejedno, dłużej niż zwykłemu człowiekowi dane było zobaczyć w czasie całego życia.
- oparł się o laskę obiema rękami, zaś co bystrzejsi z drużyny mogli dostrzec w jego oczach ten dziwny rodzaj znużenia, który sugerował że druid jest zmęczony... życiem. - Jeśli będzie tak jak mówicie to sami sobie będziemy winni. Jednak, mówiąc szczerze, byłby to pierwszy raz dla nas w tym gaju.
- Mam jeszcze takie pytanie
- powiedział Bared. - Nie związane z tą sprawą. Czy ktoś z was mógłby w jakiś sposób sprawdzić, czy przyjechały tu z nami chochliki?Trzy dokładniej?
- Nie wiem w jaki sposób dokładnie miałbym tego dokonać...
- przyznał druid po chwili zamyślenia. - Nie jesteśmy czarodziejami, którzy mogliby ujawnić niewidzialność, a inny sposób nie przychodzi mi do głowy. Chyba, że... moglibyśmy ewentualnie rozproszyć ich magię, jednak żaden z nas nie ma takiego czaru przygotowanego.
- Nie szkodzi. Z tym się nie spieszy aż tak bardzo
- odparł Bared. - Ciekaw tylko jestem, czy tu dotarły bez problemów.
- Jakby nie patrzeć, chochliki to także stworzenia natury. - wyjaśnił druid. - W większości z innych planów, na przykład żywiołów. Możliwe nawet, że to one was tutaj przywiodły.
- Rozproszyć magię?
- Dant spojrzał z ciekawością na druida. - A czy moglibyście spróbować przygotować zaklęcie, które zdjęloby ze mnie pomniejszenie? - zapytał z nadzieją - Oczywiście, odpowiednia ofiara na rzecz... natury na pewno zostanie z mojej strony złożona.
Druidzi, to znaczy mężczyzna i żywiołak, spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem. Ich rozmówca rzucił nawet na Danta wykrycie magii, żeby sprawdzić czemu zaklinacz potrzebuje pomocy z pozbyciem się takiego zaklęcia. Najwyraźniej rozwiało to jego wątpliwości.
- Tutaj potrzeba kapłana, nie druida. - uśmiechnął się nieco złośliwie, spoglądając kątem oka na Aquiliana. - Żeby zdjął klątwę. Nasze zaklęcia skupiają się na otaczającej nas naturze, nie na ludziach.
- W porządku
- Dant zignorował uśmiech. - Czy jest więc tutaj ktoś, kto potrafiłby zdjąć to przekleństwo? - zawołał teatralnym gestem.
- Tu są tylko druidzi... - odparł mężczyzna z wyrazem zaskoczenia na twarzy, będąc przekonanym że zaklinaczowi chodzi o istoty na polanie.
- W czym tkwi problem? - zapytał Aquilian. Przyjrzał się jednak Dantowi dokładniej i pojął istotę rzeczy: - Domyślam się, że nie są to twoje typowe gabaryty, Dancie?
- Nie - powiedział krótko zaklinacz, uznając to pytanie za retoryczne - Mógłbyś przywrócić mnie do dawnego stanu?
Kapłan przytaknął: - Poproszę Helma by przywrócił cię do normalnych rozmiarów. Musisz jednak zaczekać do następnego świtu.
- Dziękuję. Nie zapomnę Ci tego. Ile wynosi... ofiara na kościół za taką przysługę?
- Według woli. Jeżeli zechcesz, złożysz datek w najbliższej świątyni Tego Który Czuwa. Chciałbym tylko wiedzieć, kto cię przeklnął i za co. Oczywiście, jeżeli to możliwe - uzupełnił.
- Gdybym wiedział, to już by gnoja nie było. Powiedziałbym ci, ale naprawdę nie wiem
- Dant rozłożył małe ramiona
- Rozumiem. W takim razie, jutro, w godzinę po świcie postaram się zdjąć z ciebie klątwę - zadeklamował Aquilian.

***

Gdy tylko grupa druidów i asystujących im nimf zniknęła za ich plecami, kapłan Helma zmówił krótką modlitwę dziękczynną za łaskę wytrwałości. Po jej zakończeniu zrównał krok z Elyrą: - Chciałbym cię o coś zapytać.
Zwróciła spojrzenie na kapłana: - Słucham?
- Czy podzielasz opinie tamtych druidów?
- Chodzi ci o walkę, a raczej jej zaniechanie?
- zapytała by upewnić się czy dobrze zrozumiała pytanie Aquiliana.
- O powstrzymywanie się od walki - uściślił swoje pytanie.
- Podzielam - skinęła głową. - Może nie do końca, gdyż nie jesteśmy tacy sami, jednak.. Tak, podzielam - dokończyła nieco nieskładnie.
Gdy skończyła mówić, Aquilian czekał jeszcze przez chwilę, jakby na ciąg dalszy: - Rozumiem i powinienem spodziewać się takiej odpowiedzi.
- Czy to ci w jakikolwiek sposób przeszkadza?
- Jeżeli chodzi ci o to, czy w jakiś sposób drażni, bądź koliduje z moim systemem wartości to nie. Jednak, tak jak mówiłem wcześniej, uważam, że to błędne wyjście z tej sytuacji.
- Wolałbyś byśmy wystąpili na wojenną ścieżkę?
- w jej głosie dało się słyszeć niedowierzanie.
- Ideologia, którą szerzą Synowie Dębu jest z gruntu zła. Godzi w harmonię. Układ, który panował przed ich pojawieniem się nie był doskonały, ale nie miał negatywnej dynamiki. Agresja rodzi agresje, wojna nakręca się w sprężystej spirali - zerknął na twarz elfki w poszukiwaniu zrozumienia. - Czasem interwencja, jest jedynym rozwiązaniem.
- Czasem interwencja może pogłębić konflikt. Taka walka do niczego dobrego by nie doprowadziła. Zaś zniszczenia, szkody, śmierć którą by z sobą przyniosła... Nie, tak jest lepiej. Jednak spotkawszy na swej drodze jednego z Synów Dębu nie będę się wahać.
- Co gdy ich działalność przybierze na sile? Będzie zataczać coraz szersze kręgi?
- Dopóki nie zagraża naturze, druidzi nie staną do walki. Może niektórzy, pojedyncze osoby, jednak nie wszyscy
- Elyra miała dziwne wrażenie, że Aquilian i tak nie zrozumie.
Kapłan przytaknął: - Stoicie na straży lasu. Dopóki nie jest zagrożony, nie wychylacie się ze swoich posterunków.
- Nie jest to do końca prawda ale w dużej mierze, tak
- uśmiechnęła się lekko. - Czy wśród ludzi nie jest podobnie?
- W naturze ludzkiej leży ekspansja. Dlatego też staramy się powiększać stan posiadania, zamiast dbać o starą własność
- odparł beznamiętnie. Czasem, gdy wypowiadał się, brzmiał bardziej jak lektor encyklopedii niż druga strona dialogu.
- A o co ty dbasz, Aquilianie? - zmieniła nieco temat.
Kapłan solennie się zastanowił zanim udzielił odpowiedzi: - Dbam o ludzi i rzeczy powierzone mojej pieczy. Dbam o nienaganny stan mojego rynsztunku. Dbam o swoje wykształcenie i zdrowie. Lista jest dłuższa Elyro, ale nie jestem pewien czy o taką odpowiedź ci chodziło?
- Poniekąd tak. Czy wśród tego jest coś co sprawia ci radość? Coś czego byś nie naraził dla kogoś innego? Coś drogiego twojemu sercu?

Znowu Aquilian pogrążył się w rozmyślaniach. Po chwili przeniósł wzrok na druidkę: - Myślę, że wysoce sobie cenię spokój i harmonię. Chwile gdy mogę oddać się pracy, lekturze. Gdy czas wolniej mija czuję się szczęśliwy... - uciął, aby dostrzec reakcję kobiety.
- Rozejrzyj się więc wokoło
- zaproponowała przystając. - Czy nie warto zostawić wszystko by zachować ten spokój i harmonie, która tu panuje? Czy walka naprawdę jest taka ważna?
Zbrojny zerknął w stronę zarośli. Dwa młode skowronki brały kąpiel w niewielkiej sadzawce. Całkowicie zaaferowały Aquiliana. Jego oblicze jakby spokorniało, a spojrzenie lekko rozjaśniło się: - To miejsce ma sporo powabu Elyro... - kąciki jego ust delikatnie drgnęły, gdy w końcu kapłan zmrużył nieco brwi: - Jest czas miecza i czas pióra - opamiętał się.
- Masz rację
- zgodziła się cicho. - Dlatego należy korzystać i dbać o czas pióra i zrobić wszystko by ochronić piękno, które w jego trakcie powstało, przed mieczem, który zawsze w końcu nadchodzi. Oni właśnie to robią - chronią. Jednocześnie zaś gotują się do walki by być gotowym gdy nadejdzie czas.
Zerknął jeszcze raz w stronę sadzawki, lecz pary ptaszków już tam nie było: - Oby pozostali czujni, gdy nadejdzie czas próby. Wielki Obserwator uczy, że zawsze należy być przygotowanym na najgorszy z możliwych wariantów - przez chwilę milczał: - Czy to były rolaki polne? - zapytał druidkę.
Skinęła głową w odpowiedzi przy czym jej spojrzenie nieco uważniej zmierzyło postać kapłana.
- Tak? - zapytał kapłan widząc jej taksujące spojrzenie: - Helm bynajmniej nie jest defetystą, jeśli o to chodzi? - dopytał kontrolnie.
- Nie, to nie o to mi chodzi Aquilianie - odpowiedziała jednak nie wyjaśniła dlaczego w takim razie się mu przygląda. Jedynie lekko uniosła kąciki ust.
- Odnoszę wrażenie, jakbym rzekł słowo za dużo - Aquilian czuł lekkie skonfudowanie, zwłaszcza, że uśmieszek nie chciał zniknąć z elfiej twarzy.
- Nie, dlaczego tak uważasz Aquilianie? - odwróciła głowę by ukryć szerszy uśmiech po czym ruszyła w stronę polany, którą pozwolono im zająć.
Kapłan postanowił obrać prostszą taktykę: - Najwyraźniej mi się zdawało. Z chęcią spocząłbym już na polanie, zwłaszcza po trudach dyskusji z naszymi gospodarzami.
- Trudach?
- zapytała zdziwiona gdyż ona żadnych trudów jakoś nie miała.
- Być może źle dobrałem słowa. Usiądźmy - wskazał na soczyście zieloną trawę.
Elyra nie miała nic przeciwko aczkolwiek zdziwiła ja nieco zmiana jaka nastąpiła w Aquilianie. Być może gaj zaczął na niego oddziaływać i stąd takie zachowanie...
Usiadł obok, strząsając z pancerza pyłek jakiegoś kwiatu. Czujnym okiem rozejrzał się w koło, sielankowy nastrój powoli podkopywał cierpliwość kapłana. Być może winny tego był brak poczucia zagrożenia? Zerknął jeszcze raz na Elyrę, po czym przeniósł wzrok na swojego wierzchowca: - Trawa posłuży nie tylko nam - rzekł, zrywając kilka źdźbeł.
- Przydałoby się jabłko - powędrowała wzrokiem za spojrzeniem kapłana.
Wyrzucił trawę i sięgnął do plecaka. Przez chwilę czegoś poszukiwał. W końcu wyciągnął z środka niewielką księgę i szybko ją przewertował, zatrzymując się na intreresującej go karcie. Skinął ukontentowany głową po czym schował wolumin na miejsce: - Oczywiście, że rolak - rzekł bardziej do siebie niż do Elyri.
- Interesujesz się ptakami? - zapytała nieco zdziwiona. Jakoś takie zainteresowanie nie pasowało jej do Aquiliana.
Zerknął na nią: - Owszem. Na ten wolumin natknąłem się kilka lat temu. Nie sądziłem, że obserwacja ptaków może być zajmująca.
- Obserwacja przyrody taka właśnie jest
- stwierdziła. - Może gdy nasza misja dobiegnie końca odwiedzimy parę moich ulubionych miejsc. Skoro pasjonujesz się życiem ptaków powinny i tobie się spodobać.
Propozycja kobiety zastanowiła helmitę. Wizja wdarła się w jego życie tak gwałtownie i z taką siłą, że zdążył zapomnieć o bardziej dalekosiężnych planach: - Właściwie planowałem odwiedzić Candlekeep. Zdaje mi się, że sługa Tego Który Czuwa powinien znajdować się w pobliżu tych, którzy go potrzebują.
- Nawet sługa Helma od czasu do czasu powinien poświęcić chwilę by docenić piękno które chroni.

Nie po raz pierwszy, Elyra skłoniła helmitę do refleksji: - Nie jestem w stanie w tej chwili stwierdzić, że nie będę potrzebny gdzieś, daleko w Krainach. Wszystko w rękach mego pana. Jeżeli jednak znajdę wolną chwilę, rozważę twoją propozycję Elyro - po dłuższej, pełnej wewnętrznego osądu chwili dodał: - Brzmi nawet zachęcająco.
- Zawsze mogę poczekać aż twoje zadania dobiegną końca. Nie ma przecież pośpiechu...
- Jeżeli uda nam się osiągnąć cel Bareda i jego towarzyszy, nie ma przeszkód, byś dalej mi towarzyszyła. Helma cieszą ci, którzy sprzyjają porządkowi i harmonii - nie koniecznie muszą oddawać mu cześć
- Aquilian wysunął kontrpropozycję.
Spojrzała na niego jakby nie do końca wierząc w słowa które usłyszała.
- Jesteś pewien że wytrzymasz z takim towarzyszem ? - zapytała obserwując go uważnie.
- Oczywiście, zakładając, że jesteś osobą, którą poznałem dwie noce temu - odparł z pełną powagą.
- Czyli jaką, Aquilianie? - w jej głosie dźwięczała ciekawość jednak bez kokieteryjnej nuty.
- Przede wszystkim, nie próbujesz narzucać swoich poglądów innym osobom. Wysoce cenię tę cechę, gdyż wiem, że idee, które wyznaje nie odpowiadają każdemu. Po za tym jesteś roztropna i prawdomówna - odparł.
- Nie jestem pewna czy mogę się zgodzić z taką opinią, jednak bez wątpienia mi ona pochlebia - z cichym westchnieniem ułożyła się na trawie wbijając wzrok w ciemniejące niebo. - Szkoda, że nie możemy tu dłużej zostać.
- Być może nie mam racji, choć dotychczasowe obserwacje nakazują mi wydać właśnie taki osąd
- zdjął rękawice. - Druidzi nie wydają się zachwyceni naszą obecnością, a my nie mamy prawa targnąć się na ich spokój. Ciężko byłoby spędzać tu czas, wiedząc, że gospodarz traktuje nas niczym intruzów.
- Nie zostaliśmy zaproszeni
- skinęła głową. - Mimo wszystko cieszę się że nas tu zwabiono. Aczkolwiek nie daje mi spokoju pytanie dlaczego tak się stało.
- Też się nad tym zastanawiałem. Do miejsc takich jak to nie trafia się przypadkiem. Możliwe, że ktoś przywiódł nas tutaj celowo
- zadumał się. - Tylko dlaczego? - głośno myślał.
- Aby tu trafić trzeba mieć przewodnika. Druida lub inna leśną istotę. W tej grupie tylko ja mogłam tego dokonać... Ewentualnie chochliki. Ktokolwiek za tym stoi nie życzy nam dobrze. Gdyby nie twoje zaklęcie prawdy ….
Aquilian uniósł brwi nieco do góry: - Tak...?
- Mogłoby nie pójść tak łatwo
- dodała.
Kapłan zmrużył lekko oczy: - Mam nadzieję, że nie poczytujesz tamtej próby jako zniewagi?
- Oczywiście, że nie
- przeniosła zdziwione spojrzenie na swego rozmówcę. - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Mimo wszystko wolałem się upewnić. Nie każdy dobrze znosi podobne, magiczne, sondowanie
- wyjaśnił.
- Niepotrzebnie. Przecież się zgodziłam, prawda? - dla niej zachowanie Aquiliana w tej chwili nie miało sensu. - Mogę wręcz powiedzieć, że jestem ci za nie wdzięczna. Dzięki niemu Alanea uwierzyła, że nie kłamię.
Kapłan nie za bardzo zrozumiał druidkę. O jakim czarze ona mówiła? Rzucił go tylko raz i to przy strumieniu: - Podejrzewam, że masz na myśli możliwość skorzystania z tego czaru? Nie rzucałem go przecież przy nimfie.
- Zaproponowałam jej byś go rzucił
- potwierdziła Elyra. - Jednak propozycja spotkała się z odmową, a że Asper i Nirue nie mogli tego zrobić, Alanea uznała że mówię prawdę tylko na podstawie tego, że sama takie rozwiązanie zaproponowałam - wyjaśniła.
- Rozumiem. Myślę, że skorzystanie z tego środka byłoby nad wyraz. Tutejszy krąg musi władać wielką mocą; wystarczającą by ujarzmić kilku przypadkowych podróżnych.
- Podejrzewam, że do tego wystarczyliby Asper i Nirue. Są starzy i potężni, a ich więź z naturą... Mam nadzieję, że i mi uda się dojść do tego samego.

- Domyślam się, że zależy ci bardziej na pogłębieniu więzi z naturą, niż na wielkiej potędze?
- Miał nadzieję, że dobrze odczytał akcenty w jej wypowiedzi.
- Masz rację - potwierdziła jego domysły. - Potęga bez tej więzi jest niczym. Przynajmniej dla mnie... - sprostowała.
Przytaknął. To pasowało do jego wyobrażeń na temat elfki: - Można rzec, że owa potęga przychodzi jako uzupełnienie więzi. Jest ...dodatkiem, pełni rolę podrzędną.
- Pomaga w wypełnianiu obowiązków. Służy do ochrony. Jest niczym miecz, lecz to nie ostrze jest najważniejsze a cel, któremu ma służyć
- dopowiedziała.
Aquilian jakby dla potwierdzenia słów Elyry dobył miecz. Oswobodzone ostrze zagwizdało na wietrze. Sięgnął po kawałek skóry i przystąpił do polerowania broni. Co kilka ruchów spoglądał na stal w poszukiwaniu smug. Na szczęście krew ettina schodziła łatwo: - Obym osiągał swe cele, bez twojej pomocy - rzucił spoglądając na kawałek metalu.
- Jakiekolwiek by nie były mam nadzieję, że ci się uda - odrzekła wstając. - Pójdę przygotować się do nocy.
- Dobrej nocy. Niech Ten Który Czuwa strzeże twego snu.

- Spokojnych snów Aquilianie - skinęła kapłanowi głową po czym w towarzystwie Thaliona ruszyła w stronę lasu.

Kapłan zdjął pancerz i ułożył go w stosie obok rozwiniętego posłania. Rozkulbaczył też swojego rumaka, przy okazji sprawdzając juki. Gdy wszystko było gotowe do spoczynku odszedł nieco na bok. Przyklęknął spoglądając na wschód i z ręką na piersi odmówił wieczorną modlitwę. Później udał się na spoczynek.
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 27-04-2011 o 09:31.
ObywatelGranit jest offline