| Aquilian przytaknął Baredowi: - Nie odbierzcie mych słów jako retoryki lub groźby, lecz miejcie na uwadze to, że zaniechanie to też działanie. Oby Helm uchronił was przed ponoszeniem konsekwencji niefortunnie podjętych decyzji.
- Czas pokaże. Widziałem w życiu niejedno, dłużej niż zwykłemu człowiekowi dane było zobaczyć w czasie całego życia. - oparł się o laskę obiema rękami, zaś co bystrzejsi z drużyny mogli dostrzec w jego oczach ten dziwny rodzaj znużenia, który sugerował że druid jest zmęczony... życiem. - Jeśli będzie tak jak mówicie to sami sobie będziemy winni. Jednak, mówiąc szczerze, byłby to pierwszy raz dla nas w tym gaju.
- Mam jeszcze takie pytanie - powiedział Bared. - Nie związane z tą sprawą. Czy ktoś z was mógłby w jakiś sposób sprawdzić, czy przyjechały tu z nami chochliki?Trzy dokładniej?
- Nie wiem w jaki sposób dokładnie miałbym tego dokonać... - przyznał druid po chwili zamyślenia. - Nie jesteśmy czarodziejami, którzy mogliby ujawnić niewidzialność, a inny sposób nie przychodzi mi do głowy. Chyba, że... moglibyśmy ewentualnie rozproszyć ich magię, jednak żaden z nas nie ma takiego czaru przygotowanego.
- Nie szkodzi. Z tym się nie spieszy aż tak bardzo - odparł Bared. - Ciekaw tylko jestem, czy tu dotarły bez problemów.
- Jakby nie patrzeć, chochliki to także stworzenia natury. - wyjaśnił druid. - W większości z innych planów, na przykład żywiołów. Możliwe nawet, że to one was tutaj przywiodły.
- Rozproszyć magię? - Dant spojrzał z ciekawością na druida. - A czy moglibyście spróbować przygotować zaklęcie, które zdjęloby ze mnie pomniejszenie? - zapytał z nadzieją - Oczywiście, odpowiednia ofiara na rzecz... natury na pewno zostanie z mojej strony złożona.
Druidzi, to znaczy mężczyzna i żywiołak, spojrzeli na siebie z lekkim zdziwieniem. Ich rozmówca rzucił nawet na Danta wykrycie magii, żeby sprawdzić czemu zaklinacz potrzebuje pomocy z pozbyciem się takiego zaklęcia. Najwyraźniej rozwiało to jego wątpliwości.
- Tutaj potrzeba kapłana, nie druida. - uśmiechnął się nieco złośliwie, spoglądając kątem oka na Aquiliana. - Żeby zdjął klątwę. Nasze zaklęcia skupiają się na otaczającej nas naturze, nie na ludziach.
- W porządku - Dant zignorował uśmiech. - Czy jest więc tutaj ktoś, kto potrafiłby zdjąć to przekleństwo? - zawołał teatralnym gestem.
- Tu są tylko druidzi... - odparł mężczyzna z wyrazem zaskoczenia na twarzy, będąc przekonanym że zaklinaczowi chodzi o istoty na polanie.
- W czym tkwi problem? - zapytał Aquilian. Przyjrzał się jednak Dantowi dokładniej i pojął istotę rzeczy: - Domyślam się, że nie są to twoje typowe gabaryty, Dancie?
- Nie - powiedział krótko zaklinacz, uznając to pytanie za retoryczne - Mógłbyś przywrócić mnie do dawnego stanu?
Kapłan przytaknął: - Poproszę Helma by przywrócił cię do normalnych rozmiarów. Musisz jednak zaczekać do następnego świtu.
- Dziękuję. Nie zapomnę Ci tego. Ile wynosi... ofiara na kościół za taką przysługę?
- Według woli. Jeżeli zechcesz, złożysz datek w najbliższej świątyni Tego Który Czuwa. Chciałbym tylko wiedzieć, kto cię przeklnął i za co. Oczywiście, jeżeli to możliwe - uzupełnił.
- Gdybym wiedział, to już by gnoja nie było. Powiedziałbym ci, ale naprawdę nie wiem - Dant rozłożył małe ramiona
- Rozumiem. W takim razie, jutro, w godzinę po świcie postaram się zdjąć z ciebie klątwę - zadeklamował Aquilian.
***
Gdy tylko grupa druidów i asystujących im nimf zniknęła za ich plecami, kapłan Helma zmówił krótką modlitwę dziękczynną za łaskę wytrwałości. Po jej zakończeniu zrównał krok z Elyrą: - Chciałbym cię o coś zapytać.
Zwróciła spojrzenie na kapłana: - Słucham?
- Czy podzielasz opinie tamtych druidów?
- Chodzi ci o walkę, a raczej jej zaniechanie? - zapytała by upewnić się czy dobrze zrozumiała pytanie Aquiliana.
- O powstrzymywanie się od walki - uściślił swoje pytanie.
- Podzielam - skinęła głową. - Może nie do końca, gdyż nie jesteśmy tacy sami, jednak.. Tak, podzielam - dokończyła nieco nieskładnie.
Gdy skończyła mówić, Aquilian czekał jeszcze przez chwilę, jakby na ciąg dalszy: - Rozumiem i powinienem spodziewać się takiej odpowiedzi.
- Czy to ci w jakikolwiek sposób przeszkadza?
- Jeżeli chodzi ci o to, czy w jakiś sposób drażni, bądź koliduje z moim systemem wartości to nie. Jednak, tak jak mówiłem wcześniej, uważam, że to błędne wyjście z tej sytuacji.
- Wolałbyś byśmy wystąpili na wojenną ścieżkę? - w jej głosie dało się słyszeć niedowierzanie.
- Ideologia, którą szerzą Synowie Dębu jest z gruntu zła. Godzi w harmonię. Układ, który panował przed ich pojawieniem się nie był doskonały, ale nie miał negatywnej dynamiki. Agresja rodzi agresje, wojna nakręca się w sprężystej spirali - zerknął na twarz elfki w poszukiwaniu zrozumienia. - Czasem interwencja, jest jedynym rozwiązaniem.
- Czasem interwencja może pogłębić konflikt. Taka walka do niczego dobrego by nie doprowadziła. Zaś zniszczenia, szkody, śmierć którą by z sobą przyniosła... Nie, tak jest lepiej. Jednak spotkawszy na swej drodze jednego z Synów Dębu nie będę się wahać.
- Co gdy ich działalność przybierze na sile? Będzie zataczać coraz szersze kręgi?
- Dopóki nie zagraża naturze, druidzi nie staną do walki. Może niektórzy, pojedyncze osoby, jednak nie wszyscy - Elyra miała dziwne wrażenie, że Aquilian i tak nie zrozumie.
Kapłan przytaknął: - Stoicie na straży lasu. Dopóki nie jest zagrożony, nie wychylacie się ze swoich posterunków.
- Nie jest to do końca prawda ale w dużej mierze, tak - uśmiechnęła się lekko. - Czy wśród ludzi nie jest podobnie?
- W naturze ludzkiej leży ekspansja. Dlatego też staramy się powiększać stan posiadania, zamiast dbać o starą własność - odparł beznamiętnie. Czasem, gdy wypowiadał się, brzmiał bardziej jak lektor encyklopedii niż druga strona dialogu.
- A o co ty dbasz, Aquilianie? - zmieniła nieco temat.
Kapłan solennie się zastanowił zanim udzielił odpowiedzi: - Dbam o ludzi i rzeczy powierzone mojej pieczy. Dbam o nienaganny stan mojego rynsztunku. Dbam o swoje wykształcenie i zdrowie. Lista jest dłuższa Elyro, ale nie jestem pewien czy o taką odpowiedź ci chodziło?
- Poniekąd tak. Czy wśród tego jest coś co sprawia ci radość? Coś czego byś nie naraził dla kogoś innego? Coś drogiego twojemu sercu?
Znowu Aquilian pogrążył się w rozmyślaniach. Po chwili przeniósł wzrok na druidkę: - Myślę, że wysoce sobie cenię spokój i harmonię. Chwile gdy mogę oddać się pracy, lekturze. Gdy czas wolniej mija czuję się szczęśliwy... - uciął, aby dostrzec reakcję kobiety.
- Rozejrzyj się więc wokoło - zaproponowała przystając. - Czy nie warto zostawić wszystko by zachować ten spokój i harmonie, która tu panuje? Czy walka naprawdę jest taka ważna?
Zbrojny zerknął w stronę zarośli. Dwa młode skowronki brały kąpiel w niewielkiej sadzawce. Całkowicie zaaferowały Aquiliana. Jego oblicze jakby spokorniało, a spojrzenie lekko rozjaśniło się: - To miejsce ma sporo powabu Elyro... - kąciki jego ust delikatnie drgnęły, gdy w końcu kapłan zmrużył nieco brwi: - Jest czas miecza i czas pióra - opamiętał się.
- Masz rację - zgodziła się cicho. - Dlatego należy korzystać i dbać o czas pióra i zrobić wszystko by ochronić piękno, które w jego trakcie powstało, przed mieczem, który zawsze w końcu nadchodzi. Oni właśnie to robią - chronią. Jednocześnie zaś gotują się do walki by być gotowym gdy nadejdzie czas.
Zerknął jeszcze raz w stronę sadzawki, lecz pary ptaszków już tam nie było: - Oby pozostali czujni, gdy nadejdzie czas próby. Wielki Obserwator uczy, że zawsze należy być przygotowanym na najgorszy z możliwych wariantów - przez chwilę milczał: - Czy to były rolaki polne? - zapytał druidkę.
Skinęła głową w odpowiedzi przy czym jej spojrzenie nieco uważniej zmierzyło postać kapłana.
- Tak? - zapytał kapłan widząc jej taksujące spojrzenie: - Helm bynajmniej nie jest defetystą, jeśli o to chodzi? - dopytał kontrolnie.
- Nie, to nie o to mi chodzi Aquilianie - odpowiedziała jednak nie wyjaśniła dlaczego w takim razie się mu przygląda. Jedynie lekko uniosła kąciki ust.
- Odnoszę wrażenie, jakbym rzekł słowo za dużo - Aquilian czuł lekkie skonfudowanie, zwłaszcza, że uśmieszek nie chciał zniknąć z elfiej twarzy.
- Nie, dlaczego tak uważasz Aquilianie? - odwróciła głowę by ukryć szerszy uśmiech po czym ruszyła w stronę polany, którą pozwolono im zająć.
Kapłan postanowił obrać prostszą taktykę: - Najwyraźniej mi się zdawało. Z chęcią spocząłbym już na polanie, zwłaszcza po trudach dyskusji z naszymi gospodarzami.
- Trudach? - zapytała zdziwiona gdyż ona żadnych trudów jakoś nie miała.
- Być może źle dobrałem słowa. Usiądźmy - wskazał na soczyście zieloną trawę.
Elyra nie miała nic przeciwko aczkolwiek zdziwiła ja nieco zmiana jaka nastąpiła w Aquilianie. Być może gaj zaczął na niego oddziaływać i stąd takie zachowanie...
Usiadł obok, strząsając z pancerza pyłek jakiegoś kwiatu. Czujnym okiem rozejrzał się w koło, sielankowy nastrój powoli podkopywał cierpliwość kapłana. Być może winny tego był brak poczucia zagrożenia? Zerknął jeszcze raz na Elyrę, po czym przeniósł wzrok na swojego wierzchowca: - Trawa posłuży nie tylko nam - rzekł, zrywając kilka źdźbeł.
- Przydałoby się jabłko - powędrowała wzrokiem za spojrzeniem kapłana.
Wyrzucił trawę i sięgnął do plecaka. Przez chwilę czegoś poszukiwał. W końcu wyciągnął z środka niewielką księgę i szybko ją przewertował, zatrzymując się na intreresującej go karcie. Skinął ukontentowany głową po czym schował wolumin na miejsce: - Oczywiście, że rolak - rzekł bardziej do siebie niż do Elyri.
- Interesujesz się ptakami? - zapytała nieco zdziwiona. Jakoś takie zainteresowanie nie pasowało jej do Aquiliana.
Zerknął na nią: - Owszem. Na ten wolumin natknąłem się kilka lat temu. Nie sądziłem, że obserwacja ptaków może być zajmująca.
- Obserwacja przyrody taka właśnie jest - stwierdziła. - Może gdy nasza misja dobiegnie końca odwiedzimy parę moich ulubionych miejsc. Skoro pasjonujesz się życiem ptaków powinny i tobie się spodobać.
Propozycja kobiety zastanowiła helmitę. Wizja wdarła się w jego życie tak gwałtownie i z taką siłą, że zdążył zapomnieć o bardziej dalekosiężnych planach: - Właściwie planowałem odwiedzić Candlekeep. Zdaje mi się, że sługa Tego Który Czuwa powinien znajdować się w pobliżu tych, którzy go potrzebują.
- Nawet sługa Helma od czasu do czasu powinien poświęcić chwilę by docenić piękno które chroni.
Nie po raz pierwszy, Elyra skłoniła helmitę do refleksji: - Nie jestem w stanie w tej chwili stwierdzić, że nie będę potrzebny gdzieś, daleko w Krainach. Wszystko w rękach mego pana. Jeżeli jednak znajdę wolną chwilę, rozważę twoją propozycję Elyro - po dłuższej, pełnej wewnętrznego osądu chwili dodał: - Brzmi nawet zachęcająco.
- Zawsze mogę poczekać aż twoje zadania dobiegną końca. Nie ma przecież pośpiechu...
- Jeżeli uda nam się osiągnąć cel Bareda i jego towarzyszy, nie ma przeszkód, byś dalej mi towarzyszyła. Helma cieszą ci, którzy sprzyjają porządkowi i harmonii - nie koniecznie muszą oddawać mu cześć - Aquilian wysunął kontrpropozycję.
Spojrzała na niego jakby nie do końca wierząc w słowa które usłyszała.
- Jesteś pewien że wytrzymasz z takim towarzyszem ? - zapytała obserwując go uważnie.
- Oczywiście, zakładając, że jesteś osobą, którą poznałem dwie noce temu - odparł z pełną powagą.
- Czyli jaką, Aquilianie? - w jej głosie dźwięczała ciekawość jednak bez kokieteryjnej nuty.
- Przede wszystkim, nie próbujesz narzucać swoich poglądów innym osobom. Wysoce cenię tę cechę, gdyż wiem, że idee, które wyznaje nie odpowiadają każdemu. Po za tym jesteś roztropna i prawdomówna - odparł.
- Nie jestem pewna czy mogę się zgodzić z taką opinią, jednak bez wątpienia mi ona pochlebia - z cichym westchnieniem ułożyła się na trawie wbijając wzrok w ciemniejące niebo. - Szkoda, że nie możemy tu dłużej zostać.
- Być może nie mam racji, choć dotychczasowe obserwacje nakazują mi wydać właśnie taki osąd - zdjął rękawice. - Druidzi nie wydają się zachwyceni naszą obecnością, a my nie mamy prawa targnąć się na ich spokój. Ciężko byłoby spędzać tu czas, wiedząc, że gospodarz traktuje nas niczym intruzów.
- Nie zostaliśmy zaproszeni - skinęła głową. - Mimo wszystko cieszę się że nas tu zwabiono. Aczkolwiek nie daje mi spokoju pytanie dlaczego tak się stało.
- Też się nad tym zastanawiałem. Do miejsc takich jak to nie trafia się przypadkiem. Możliwe, że ktoś przywiódł nas tutaj celowo - zadumał się. - Tylko dlaczego? - głośno myślał.
- Aby tu trafić trzeba mieć przewodnika. Druida lub inna leśną istotę. W tej grupie tylko ja mogłam tego dokonać... Ewentualnie chochliki. Ktokolwiek za tym stoi nie życzy nam dobrze. Gdyby nie twoje zaklęcie prawdy ….
Aquilian uniósł brwi nieco do góry: - Tak...?
- Mogłoby nie pójść tak łatwo - dodała.
Kapłan zmrużył lekko oczy: - Mam nadzieję, że nie poczytujesz tamtej próby jako zniewagi?
- Oczywiście, że nie - przeniosła zdziwione spojrzenie na swego rozmówcę. - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Mimo wszystko wolałem się upewnić. Nie każdy dobrze znosi podobne, magiczne, sondowanie - wyjaśnił.
- Niepotrzebnie. Przecież się zgodziłam, prawda? - dla niej zachowanie Aquiliana w tej chwili nie miało sensu. - Mogę wręcz powiedzieć, że jestem ci za nie wdzięczna. Dzięki niemu Alanea uwierzyła, że nie kłamię.
Kapłan nie za bardzo zrozumiał druidkę. O jakim czarze ona mówiła? Rzucił go tylko raz i to przy strumieniu: - Podejrzewam, że masz na myśli możliwość skorzystania z tego czaru? Nie rzucałem go przecież przy nimfie.
- Zaproponowałam jej byś go rzucił - potwierdziła Elyra. - Jednak propozycja spotkała się z odmową, a że Asper i Nirue nie mogli tego zrobić, Alanea uznała że mówię prawdę tylko na podstawie tego, że sama takie rozwiązanie zaproponowałam - wyjaśniła.
- Rozumiem. Myślę, że skorzystanie z tego środka byłoby nad wyraz. Tutejszy krąg musi władać wielką mocą; wystarczającą by ujarzmić kilku przypadkowych podróżnych.
- Podejrzewam, że do tego wystarczyliby Asper i Nirue. Są starzy i potężni, a ich więź z naturą... Mam nadzieję, że i mi uda się dojść do tego samego.
- Domyślam się, że zależy ci bardziej na pogłębieniu więzi z naturą, niż na wielkiej potędze? - Miał nadzieję, że dobrze odczytał akcenty w jej wypowiedzi.
- Masz rację - potwierdziła jego domysły. - Potęga bez tej więzi jest niczym. Przynajmniej dla mnie... - sprostowała.
Przytaknął. To pasowało do jego wyobrażeń na temat elfki: - Można rzec, że owa potęga przychodzi jako uzupełnienie więzi. Jest ...dodatkiem, pełni rolę podrzędną.
- Pomaga w wypełnianiu obowiązków. Służy do ochrony. Jest niczym miecz, lecz to nie ostrze jest najważniejsze a cel, któremu ma służyć - dopowiedziała.
Aquilian jakby dla potwierdzenia słów Elyry dobył miecz. Oswobodzone ostrze zagwizdało na wietrze. Sięgnął po kawałek skóry i przystąpił do polerowania broni. Co kilka ruchów spoglądał na stal w poszukiwaniu smug. Na szczęście krew ettina schodziła łatwo: - Obym osiągał swe cele, bez twojej pomocy - rzucił spoglądając na kawałek metalu.
- Jakiekolwiek by nie były mam nadzieję, że ci się uda - odrzekła wstając. - Pójdę przygotować się do nocy.
- Dobrej nocy. Niech Ten Który Czuwa strzeże twego snu.
- Spokojnych snów Aquilianie - skinęła kapłanowi głową po czym w towarzystwie Thaliona ruszyła w stronę lasu.
Kapłan zdjął pancerz i ułożył go w stosie obok rozwiniętego posłania. Rozkulbaczył też swojego rumaka, przy okazji sprawdzając juki. Gdy wszystko było gotowe do spoczynku odszedł nieco na bok. Przyklęknął spoglądając na wschód i z ręką na piersi odmówił wieczorną modlitwę. Później udał się na spoczynek.
Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 27-04-2011 o 09:31.
|