Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2011, 10:30   #15
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kleszcze obławy zostały zamknięte, zawarły się wokół obozowiska bandytów wyraźnie obwieszczając swoim „krret krret” i „ccccyt”, że wszyscy są gotowi. Gotowi byli tak bardzo, że wręcz czuli drżenie napiętych do granic wytrzymałości mięśni. Ile można w końcu było trzymać naciągniętą cięciwę łuku? Jak długo można było wstrzymywać się z atakiem? Wszak musiał on nastąpić szybko, przed wystawieniem wart…

- Kurwa! Gorące! Sparzyłem się… - marudził jeden z posłanych ku szałasowi po kocioł zbójców. Zerkająca na wszystko zza rozłożystej kępy paproci Daeri zrozumiała w jednej chwili, że lepszej okazji mieć nie będą. No chyba że się zbóje pośpią, lub pachnącą strawą strują. Nie chcieli jednak przecie liczyć i czekać tak długo. Nie mieli prawa, bo wnet zostali by wykryci. Wstała powoli. Świadoma tego, że jest widoczna jak na dłoni. Naciągnięta do oka cięciwa musnęła jej policzek wraz ze spoczywającą na niej brzechwą szaropiórej strzały, ale wszystko to trwało tylko ułamek chwili. Spośród sześciu zbójców dwóch poszło po kociołek, dwóch innych leżało póki co. Jeden z dwóch siedzących przy ognisku rozpalonym na środku zrujnowanego dziedzińca podniósł się otwierając usta do krzyku. Drugi siedział do niej tyłem więc jej nie zobaczył …

Strzała pomknęła z cichym sykiem w chwili, kiedy otwarł usta do krzyku. Miast krzyku wyrwał się mu z gardła dziwny, nieludzki skrzek a on sam tryskając szkarłatem z przestrzelonej gardzieli runął na plecy. Bełt wystrzelony przez Tharivola przemknął przez dziedziniec w miejscu gdzie jeszcze ułamek wcześniej stał ten zabity przez tropicielkę. Złodziejaszek zaklął z cicha, ale niczym to było wobec krzyków zaatakowanych zbójców.

- Na ziemię kurwa! Kryć się chłopaki! Z tyłu, od bagien strzelają kurwy! – dwaj leżący na dziedzińcu nie podnieśli się rozsądnie. Jeden skrył się za przywleczonym jako siedzisko pniakiem, drugi wpełzł za drgające jeszcze ciało kumotra. – Trzymaj się Hiden, trzymaj się chłopie, wyjdziesz z tego… - słychać było jak pociesza wystawianego jak tarcza kompana. Trzeci, ten który siedział tyłem do strzelców, padł plackiem na ziemię i pełzł by skryć się za drugim pniakiem. Dwaj z kociołkiem z krzykiem rzucili się ku szałasowi porzucając sagan ze strawą na ziemi. Biegli…

Ilian pierwszy wyskoczył zza murku i mało myśląc strzelił do tego bliżej, niższego. Czy to jednak zbyt długo miał w rękach napiętą kuszę tracąc koncentrację na próbie skrytego podejścia, czy też zwyczajnie spudłował, tak czy siak bełt pomknął nad dachem szałasu wyraźnie chybiając celu. Zbój dopadł już długich włóczni ustawionych w piramidę i złapał jedną z nich. Uśmiechnął się złym uśmiechem. – Jesteś kurwa mój, skurwysynu! – warknął. W tej właśnie chwili zza murku wychyliła się Tilien. Uśmiech spełzł z twarzy zbója, kiedy dostrzegł mknącą mu na spotkanie strzałę. Dostał kiedy był w połowie skoku w bok. Zakręcił się w piruecie upadając na omszałe kamienie. Włócznia wyleciała mu z dłoni. Tilien sięgnęła do kołczana po drugą strzałę, dostrzegając kątem oka nadlatujący pocisk. Ilian nie miał jej szczęścia. Ciśnięta przez drugiego zbója włócznia uderzyła go w bok. Na szczęście. Poczuł żar, kiedy jej ostrze orało jego ciało przebiwszy się przez skórę skórzanego pancerza, ale nie tracił czasu na biadolenie. Musiał dopaść zbója nim ten rzuci drugą, bo że rzucać potrafi, to było pewne.

- Już kurwa jesteście martwi! – ryknął jeden ze zbójców, zza pniaka. Jednak nic więcej nie robił bezpiecznie skryty w swej kryjówce. Daeri szybko nałożyła kolejną strzałę na cięciwę i wymierzyła w miejscu, gdzie trójka zbójców się skryła. Kątem oka widziała szarżę Iliana. Teraz tylko musiała dla swej strzały znaleźć cel…

Dostrzegła twarz zbója tylko przez ułamek chwili. W momencie, kiedy wychylił się zza pniaka by ocenić zagrożenie. Strzeliła, ale tym razem chybiła znacznie. Tharivol nie zdążył napiąć kuszy. Zbój dostrzegł to i rycząc – Brać ich! – skoczył rzucając się z dwoma dobytymi nożami do szarży. Daeri wiedziała, że ma nikłe szanse wydobycia kolejnej strzały, ale z łukiem czuła się pewniej. Dziesięć kroków. Siedem. Pięć…

Zdążyła w chwili, kiedy zbój uniósł do góry ramię z nożem. Wiedział, że nie dopadnie jej. Że musi zaryzykować. Chciał rzucić. Nie zdążył. Strzała powstrzymała go w pół kroku wbijając mu się w pierś do pół swej długości. Tylko zdążył zakrakać nim zwalił się na pysk. Daeri usłyszała podbiegającego do niej Tharivola w chwili, kiedy naraz wyrosło przed nią dwóch zbójów. Dwóch uzbrojonych w noże mścicieli. Którzy nie mieli zamiaru brać jeńców…

Ilian dopadł zbója za późno, dopiero gdy ten miał już w rękach włócznię. Obawiał się nawet czy aby nie zdąży i ten weń cisnąć tym niebezpiecznym orężem, ale ten drugi był wyraźnie słabszy we władaniu tą bronią. Jego pech. Kapłan nie zdążył zdjąć z pleców tarczy. Z mieczem w ręku zaatakował płaskim cięciem, ale wnet musiał się cofnąć przed zdradzieckim sztychem w brzuch. Bok palił go żywym ogniem.

- Zdechniesz, wiesz o tym? – zbój uśmiechnął się krzywo, oblizał nerwowo spierzchnięte wargi i skoczył. Coś w jego spojrzeniu ostrzegło Iliana. Zbił pchnięcie w bok i z całego zamachu, zyskując piruetem który oglądany być mógł jedynie na arenach w pozorowanych walkach a w życiu nie miał prawa się zdarzyć, ciął w plecy mijającego go, zaskoczonego wszystkim zbója. Ten próbował się jeszcze osłonić ramieniem, ale miecz bez trudu rozrąbał mięso i kość przedramienia człeka i uderzył go w bark z ledwie osłabioną mocą. Zbój z rykiem runął na ziemię i próbował odtoczyć się od Iliana, ale ten dobił go sztychem w pierś w który włożył sporo siły. Dopiero wyrwawszy miecz przyłożył dłoń do zranionego boku dostrzegając szkarłatną posokę. Był poważniej ranny niż mu się zdawało…

Tharivol cisnął bezużyteczną kuszą w twarz jednego z atakujących tropicielkę zbójów wytrącając go z impetu. Syknął dobyty miecz i sztylet. Zdążył stanąć u jej boku nim zbója zaatakowali. A gdy byli już naprawdę blisko wyszedł im na spotkanie.

Styl walki ulicznej różni się od pojedynków wieloma rzeczami. Podstawową rzeczą w takiej walce zawsze jednak był spryt, oszustwo i blef. Chleb powszedni złodzieja. Tharivol wiedział, że w starciu z dwójką zbójów nie ma szans. Nie w otwartym boju. Mógł jedynie zwodzić ich do czasu aż reszta nadbiegnie mu na pomoc. Zbóje biegnący ku niemu zdawali się też tak myśleć wściekle wyszczerzając zęby na widok mikrego przeciwnika, który stanął im naprzeciwko. Pierwszy zaatakował ten z pałką. Szerokim, silnym zamachem chciał roztrzaskać ramię łotrzyka pewny swego. Jednak człowiek wychowany na ulicy, uciekający na co dzień przed ciosami pałek i halabard strażników, wie z całą pewnością jak wydobyć się z takich tarapatów. Tharivol wiedział. Skulił się i przemknął pod nadlatującą pałką niebezpiecznie zbliżając się do rosłego zbója. Ten wyraźnie wcale się tym nie przejął. – Urwę ci łeb cherlaku! – warknął po czym spróbował złapać złodziejaszka. Potężna jak bochen chleba prawica schwyciła powietrze. Łotrzyk przemknął za plecy zbója a ostrze skrytego za przedramieniem sztyletu przejechało po pachwinie zbója. Nie poczuł tego nawet i właśnie zaczął się obracać, kiedy nagła słabość spowolniła jego ruchy. Drugi zbój krzyknął coś dostrzegając fontannę krwi, która tryskała z uda walącego się bandyty. Tharivol podrzucił sztylet pewnym ruchem i chwycił go za ostrze. Zbój miał doń z pięć kroków. Biegł. Daeri zdążyła nałożyć kolejną strzałę a Tilien jedynie mierzyła okolicę obserwując ją zza grotu swej strzały. Szukała celów bo do walczących z tropicielką i łotrzykiem strzelać nie zamierzała. Mogła by trafić niechcący kompanów.

Ciśnięty sztylet zafurkotał w powietrzu w chwili, kiedy na spotkanie ze zbójem pomknęła strzała. To był moment. Sztylet wbił się pewnie i miękko, prosto w oczodół grzęznąc w czaszce atakującego zbója po trzonek. Strzała trafiła martwego zbója w pierś. Ostatni bandyta zwalił się na ziemię nie wydając z siebie żadnego głosu.

- Zabiłeś mnie chuju… zabiłeś… zabiliście nas wszystkich… - szeptał trzymający się za udo, półleżący zbój. Gasł a wokół niego rosła i czerwieniła się plama posoki. Przecięta tętnica udowa zwykle zabijała szybko. I w miarę bezboleśnie. Zbój miał przed sobą jeszcze kilka, może kilkanaście uderzeń serca życia. I tak więcej niż jego kompani…


.
 
Bielon jest offline