Aquilian poczuł na twarzy promienie wschodzącego słońca. Klasztorna dyscyplina szybko wyrwała go ze snu, mimo, że ciało wołało o więcej. Wziął miecz i oddalił się na kilkanaście kroków od posłań. Znalazł przyjemnie zacienioną polankę, ze trzech stron otoczoną gęstą leszczyną. Wspierając się na klindze, uklęknął i pochylił głowę. Cicho i z namaszczeniem odśpiewał psalm o Wiecznoczujnym – świętym orężu, znajdującego się we władaniu Helma. Słowa wypływające z jego ust pełne były harmonii i spokoju. Moment, w którym bóstwo obdarzyło go swymi łaskami, był niczym lodowata rosa, osadzająca się na rozpalonej skwarem skórze. Helmita przymknął oczy, oddając się duchowemu uniesieniu. W poddańczym geście uderzył się w pierś i pokłonił się jeszcze głębiej. Gdy mistyczna więź została przerwana, wstał z klęczek i ruszył w stronę obozowiska. Wśród drzemiących towarzyszy nie dostrzegał Bareda i Elyri. Biorąc pod uwagę nieufność ich gospodarzy, było to dość niepokojące. Postanowił rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Jego obchód nie trwał długo – już z oddali dostrzegł zażywającą kąpieli elfkę w towarzystwie mężczyzny. Na chwilę zamarł w bezruchu; raczej nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo... Z ociąganiem odwrócił się i ruszył w drogę powrotną. Po paru krokach zatrzymał się i raz jeszcze posłał kontrolne spojrzenie wstecz. W uporządkowanej głowie kapłana, przez chwilę zakrólował chaos. Odchrząknął i wrócił do reszty podróżników.
Z podróżnych racji przygotował sobie solidne śniadanie. Na koński łeb zawiesił worek z obrokiem. Na samej trawie – nawet pochodzącej ze świętego gaju – żaden wierzchowiec długo nie pociągnie. Wyszczotkował zwierze i wypolerował pancerz. Gdy minęła około godzina od świtu, zerknął na Danta. Ten najwyraźniej przebudzał się. Aquilian podszedł do magicznie skurczonego towarzysza i rzekł:
- Ten Który Czuwa obdarzył mnie odpowiednim czarem. Jak tylko będziesz gotowy, przełamię ciążącą na tobie klątwę – po chwili dodał też: - Przygotowałem też nadmiar jedzenia, jeżeli chcecie częstujcie się.
Zasiadł z powrotem na swoim miejscu i dobył brewiarz. Wertował karty księgi, czekając, aż wszyscy przygotują się do trudów czekającego ich dnia. |