Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2011, 20:58   #114
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
TERAZ

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ASTtkFFMSV4[/MEDIA]

Pistolet ciążył mu w dłoni, zimna stal sprawiała, że po plecach przechodziły ciarki, świadomość tego, co zamierza zrobić, sprawiała, że coraz trudniej było mu utrzymać się na nogach. Decyzja trudniejsza niż wszystkie inne jakie podejmował do tej pory. Najbardziej chory, niepoważny i sprzeczny z jego przekonaniami czyn jaki miał zamiar zrobić. Ciężka atmosfera zapierała mu dech w piersiach, czoło ponownie oblało się potem. Przeniósł swoje spojrzenie na pistolet, jego policyjny rekwizyt nie do takich celów miał służyć, lufa Glocka mierzyć miała do kogoś innego, lecz los chciał inaczej. Dłoń mu drżała, palec sam cofał się od spustu, jakby jego własne ciało podpowiadało mu żeby tego nie robił, żeby zachował rozsądek, sprawdził inne opcje. Teraz było już jednak za późno, decyzja zapadła niczym wyrok surowego sędziego, był jeszcze czas na apelację? Nie. Należało już przejść do kary... a może ułaskawienia? Czym dokładnie było to czego chciał dokonać? Ryzykiem, próbą sprawdzenia czy etap pierwszy rzeczywiście nie jest tym jedynym, że po nim jest coś jeszcze. Postawił wszystko na jedną kartę, jego życie znalazło się na szali. Tak chyba było lepiej, choć raz zaryzykować i przekonać się jaki będzie rezultat. Mimo to odczuwał coraz silniejszą potrzebę odrzucenia w kąt Glocka, wybiegnięcia, opuszczenia Nowego Jorku, Ameryki, zaszycia się gdzieś w Nowej Zelandii i zamieszkania tam jako pustelnik. Zrobiłby wszystko. Byle tylko mógł żyć. Wziął głęboki oddech, wiedział, że jeżeli szybko nie zacznie wątpliwości będzie coraz więcej. Jedno go pocieszało, przynajmniej była to jego decyzja.



***

7 MINUT WCZEŚNIEJ

- Często to robicie? - zapytał Terrence patrząc na swojego rozmówcę.

- Co jakiś czas - odparł Reynard głosem pozbawionym emocji.

- Tak z ciekawości, są jeszcze jakieś inne wyjścia?

- Pewnie jest wiele innych wyjść. Możesz go zgładzić. Możesz znaleźć kogoś, kto będzie na tyle potężny, że ten jad wyrzuci z twojej duszy. Możesz uciec daleko od źródła, im dalej będziesz tym jego wpływ będzie na ciebie słabszy. Możesz zrobić wiele innych rzeczy. - Zaczął przemowę chłopak - Nigdy nie ma dwóch alternatyw. Zawsze są różne drogi. A jeśli pozostaje ci tylko jedna, znaczy że popełniłeś błąd i dałeś zapędzić się w ślepy zaułek. Ze przegrałeś grę i okazałeś się głupcem. Ty mi nie wyglądasz na głupiego. Wręcz przeciwnie. Wytropiłeś mojego Ojca. Jaki nieprzebudzony człowiek potrafiłby to osiągnąć - powiedział po czym dodał - Dlatego jeszcze żyjecie.

- Zaczynajmy więc. Tnij pan byle równo. -
Zdobył się na wymuszony uśmiech.

***

16 MINUT WCZEŚNIEJ

- Ona cię przysłała. Mówiła mi o tobie. - Reynard zasiadł na swym tronie, tymczasem Baldrick za wszelką cenę starał się nie odwracać głowy, choć nie było to łatwe - Musisz im wybaczyć. Seks też jest iluzją. Próżnym aktem, którym karmią się tacy jak De Sade.

- Emily powiedziała, że będę - stwierdził detektyw wciąż tocząc walkę z samym sobą, kilka sekund później dodał już pewniejszym, bardziej opanowanym tonem - Ale kim ty jesteś?

- Jej bratem. Kimś, kogo ojciec przebudził
- odparł, dzikie wrzaski dochodzące zza pleców Terrence nie dawały mu zapomnieć o tym co dzieje się za jego plecami, Reynard widział scenę doskonale, choć nie zdradzał raczej zainteresowania.

- Reynard, tak cię nazywają - powiedział Baldrick - Od kiedy jesteś jego dzieckiem? Jest was tutaj więcej? Oprócz Emily i ciebie?

- Od 1955 - odpowiedział na pierwsze pytanie - Tak, co jedenaście lat ojciec tworzył jednego z nas. Aż do zeszłego roku.

- Wtedy my namieszaliśmy, całkiem przypadkowo, ale jednak.

- Nikt tego nie przewidział, że w ciągu trzech dni policji uda się znaleźć powiązania. Jesteście zbyt dobrzy w tym, co robicie.


- Astarot tego nie przewidział? Musiał być przygotowany na to, że coś może pójść nie po jego myśli. - Jęki i westchnienia rozkoszy oraz głośne pocałunki sprawiały, iż serce biło mu coraz szybciej, tylko silna wola powstrzymywała go od dołączenia do tej orgii.

- Nie w tym przypadku. Daliście trop innym. Z tego co wiem. Emily przysłała cię do mnie bo... powiedziała, że potrzebujesz pomocy. Czy to prawda? - Beznamiętne spojrzenie spoczęło na twarzy detektywa, ten jedynie kiwnął głową potwierdzając. - Jakiej pomocy potrzebujesz?

- Potrzebuję wiedzy, muszę uwolnić się od De Sade
- odparł Terrence - Poza tym musimy porozmawiać z twoim mistrzem.

- Uwolnić się możesz bardzo prosto.
- Trudno było nie uwierzyć Reynardowi na słowo, jednak detektyw czuł, że wcale nie spodoba mu się to co może od niego usłyszeć.

- Zamieniam się w słuch, choć mam nadzieję, że nie zaproponujesz mi samobójstwa.

- Do tego zmierzałem -
potwierdził jego obawy mężczyzna - Obudź swoją moc. Pomóż jej działać. Zaufaj temu, co Astaroth ukrył w twojej duszy. Tego co nawet ja wyczuwam, chociaż jestem jedynie człowiekiem.

- Co wtedy się ze mną stanie? - spytał Baldrick patrząc w oczy Reynarda.

- Obudzę cię. Jak Julię. Staniesz się nowym człowiekiem. Wzmocnionym przez swoją wiedzę. I wolnym od trucizny markiza - odparł.

- Wiesz kim jest Matrona? - gwałtownie zmienił temat Terrence.

- Słyszałem o niej. Razyda. Jej terytorium jest tutaj. W tej części Iluzji - odrzekł bez zawahania Reynard - Nie warto jej ufać.

- A jednak twój Mistrz posłał nas do niej. Oszukała moją znajomą, ja zostałem oszukany przez De Sade, może Astarot to inna liga, ale nawet jeśli tak jest, dlaczego On czy jego dzieci miałyby mi pomóc? Dlaczego i on nie miałby mnie oszukać? -
Baldrick miał zamiar postawić sprawę jasno, nie był to czas na owijanie w bawełnę.

- Komuś musisz zaufać. W końcu. Sam zginiesz - rzekł nad wyraz przekonująco chłopak - Co, jak widzisz, nie jest takie ostateczne. Ale są różne rodzaje śmierci.

- Jesteś pewien, że to zadziała? Czy po obudzeniu mogą zajść nie do końca przewidywalne zmiany?

- Dla tych co patrzą i widzą, a nie oślepionych przez iluzję owszem. Mogą dostrzec... ślad po kuli. Ranę na ciele.


Reynard dość szybko wytłumaczył mu istotę przemiany, formalnie dla wszystkich ludzi, którzy nigdy nie poznali prawdy, Metropolis, nie ulęgnie od żadnym zmianą, dostrzegą je jedynie ci, którzy wiedzą więcej, dla nich właśnie widoczna będzie rana na jego ciele, ślad po kuli.

- Zabijasz swoje ciało, a ja przywracam je do życia. Chwila bólu, który i tak nie jest prawdziwy i wracasz do nas.

***

20 MINUTY WCZEŚNIEJ

- To jest wasza prawda? - spytał podchodząc do martwej dziewczyny, przykucnął tuż obok jej martwych zwłok - To jest wasza droga do etapu drugiego?

Z przerażeniem wpatrywał się jak krew spływa po brudnej podłodze, kawałki czaszki i mózgu leżały tuż obok, wyglądały jakby ktoś wcześniej zaplanował, iż dokładnie tam je umieści. Kultyści zachowywali się jakby wciąż tkwili w transie, kiwali się rytmicznie, monotonnie, jak ludzie kompletnie pozbawieni swej woli, sterowani przez jedną osobę. Wlepiali swoje spojrzenia w martwą dziewczynę, dopiero po chwili kilku z nich przeniosło wzrok gdzie indziej, na inne wejście.

Nazywał się Reynard, a przynajmniej tak nazywali go zgromadzeni, szepcząc jego imię, gdy jego niewyraźna sylwetka ukazała się Baldrickowi. Początkowo myślał, że to Emily, ona również ukazała mu się kiedyś w bieli, jednak po tym jak wytężył wzrok zdał sobie sprawę, iż był to mężczyzna mniej więcej w jej wieku, był bardzo szczupły i miał zadbane włosy, jednak tym co najbardziej zwracało uwagę był mocny, jasny rozbłysk wokół tego człowieka. Detektyw wpatrywał się w niego z pewną fascynacją, tymczasem Reynard zbliżył się, każdemu jego krokowi towarzyszyły kolejne szepty kultystów. Dopiero teraz Terrence zdał sobie sprawę, iż w jego oczach jest coś dziwnego, wręcz nieludzkiego. Zdawały się być nieruchome, wyprawne z jakichkolwiek zbędnych emocji, nie zdradzały niczego.


Szedł w kierunku martwej dziewczyny, lecz jego spojrzenie utkwiło na detektywie, dopiero po chwili przeniosło się na leżące za Terrencem ciało. Baldrick coś do niego powiedział, Kim jesteś? Kim jesteś? Duchowym przywódcą?, nikt nie zwrócił na słowa uwagi, chyba nawet sam wypowiadający nie do końca je słyszał. Reynard nie odpowiedział, choć detektyw nagle usłyszał w swojej głowie wyraźny głos Patrz. Cofnął się zdezorientowany, wciąż przyglądał się jednak mężczyźnie. Reynard pochylił się nad dziewczyną, przez moment tkwił w tej pozycji, aż wreszcie złapał ją za usta rozdziawiając je, a następnie przyłożył do niej swoje własne, pocałował ją nie zwracając uwagi na krew i kawałki mózgu na jej włosach i twarzy. Tłum ponownie się odezwał, raz po raz kultyści wymawiali jego imię oraz formułę Śmierć jest kłamstwem.

Baldrick wpatrywał się w scenę jak zahipnotyzowany, nie wiedział już sam czy cokolwiek powinien zrobić, czy też pozostać w bezruchu. Nagle Reynard oderwał się od dziewczyny, cofnął się szybką, a martwa zaczęła ostro kaszleć krwią, po czym usiadła i spojrzała na wszystkich szklistym, przerażonym wzrokiem. Przez chwilę dochodziło do niej to co zaszło, aż w końcu rozpłakała się histerycznie, a na jej twarzy rozkwitł uśmiech, wpadła w szeroko otwarte ramiona chłopaka.

- Teraz jesteś jego - powiedział Reynard, ledwie dało się usłyszeć jego słowa, bowiem tłum zaczął szaleńczo pokazywać swoją radość. - Od dzisiaj nazywasz się Julia - oznajmił i odepchnął ją od siebie wpychając ją prosto w ramiona kultystów.

Później wszystko dzieje się już niezwykle szybko, koleżanki i koledzy łapią ją, natychmiast zaczyna się całować z jednym z mężczyzn, zaraz jednak pojawiła się obok niej jakaś dziewczyna, która również liczyła na miłosne igraszki, chwyciła mocno za jej kurtkę i zaczęło ściągać ja z jej ramion. Chwilę później zdarte przez kogoś innego jeansy lądują obok, orgia zaczyna się na dobre, a nikomu zdaje się nie przeszkadzać wciąż krwawiąca rana na jej głowie. W tym czasie Reynard zdołał już odejść i znaleźć się w ciemnym kącie, tam właśnie znajdowało się wysokie krzesło, niby jego tron. Gestem ręką zachęcił detektywa by do niego podszedł.

Baldrick wiedział, iż musi do niego podejść, lecz jego wzrok utkwił na dopiero co odsłoniętych piersiach dziewczyny, znamię de Sade znów pokazało swoją obecność, jego podniecenie rosło z każdą chwilą, ledwie powstrzymywał się przed wspólnym obcowaniem z dziewczyną razem z innymi kultystami. Wyimaginowanymi dłońmi macał jej delikatne ciało, gładził łapczywie brzuch i piersi, walczył o dostęp do innych partii. Odwrócił jednak wzrok, wykorzystał całą swoją siłę i ciężko krocząc stanął przed Reynardem.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline