Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2011, 00:23   #83
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Przeszukiwanie tej sekcji rozpoczęło się od sprawdzenia kwater naukowców. Mimo ogólnie dobrych warunków i rzeczy codziennego użytku nie było tutaj nic wartego uwagi. Nie było też żywego ducha.

Lambert i McMillan przeszli do drugiego korytarza. Przy kolejnej grodzi stało kilku Niemców. Technicy, ubrani w stroje robocze. Mieli mętne oczy, a ich twarze nie miały wyrazu. Adam wiedział co to znaczy. Kiedy ci zwrócili się ku aliantom, szybko posłał ich do piekła krótką serią.

Następnym "przystankiem" były kwatery żołnierzy. Tutaj można było spodziewać się znacznego oporu. Kiedy Lee przeszedł pierwszy przez drzwi jego oczom ukazał się zwyczajny barak. Piętrowe łóżka, obok niewielkie szafki, wieszaki, kilku ludzi stojących przy swoich łóżkach.

Rozpoczęła się śmiertelna gra.

Niemcy jak oszaleli biegali między łóżkami, unikając kul i zbliżając się do żołnierzy. Było ich wielu i chociaż kilku padło rażonych kulami, to spora ich część nadal zbliżała się do korytarza. Alianci byli już przy grodzi, cofając się i strzelając.

- Ostatni magazynek - powiedział Lambert przeładowując.

- Mam dwa - odpowiedział mu towarzysz i ostatni raz ostrzelali wroga.

Wszyscy naziści jacy byli w barakach leżeli rozszarpani przez kule niczym przez stado dzikich wilków. Walka ta zakrawała o ludobójstwo. Bezbronny przeciwnik atakował uzbrojonych żołnierzy bez szans na zwycięstwo, licząc na koniec amunicji. McMillan zakrył twarz dłońmi. Lambert oglądał pole bitwy. Przy łóżkach leżała amunicja, której tak szukali. Jednak nie była zbytnio przydatna bez broni. Ta jednak też się znalazła. Kilka sztuk Stg44 znajdowało się na stojaku przy drugich drzwiach. Lambert odłożył swój bezużyteczny pistolet maszynowy i zgarnął niemiecką szturmówkę.


Ruszyli dalej. Przed nimi był magazyn, w którym nie było broni. Znajdowały się tutaj narzędzia górnicze, masa naukowych instrumentów, których działanie nie było żołnierzom znane, trochę skrzyń z nieokreśloną zawartością, kilka apteczek i trochę materiałów wybuchowych.

Za następnymi drzwiami miała być kolejna kwatera żołnierzy. Jedak nie ruszyli tam, minując drzwi znalezionymi materiałami wybuchowymi. Powinno pomóc.

- Poomoocy! - Lambert usłyszał w swojej głowie.

Wzdrygnął się, a Lee to zobaczył. Popatrzył na towarzysza niepewnym wzrokiem.

W kolejnym magazynie również nie było broni, a jedynie masa przyrządów badawczych i jakiś nieznanych skrzyń. Za następnymi drzwiami było przejście do laboratorium.

- Gotowy? - Lee zapytał Adama, a ten odpowiedział kiwnięciem głowy.

W laboratorium prowadzono badania nad rzeczami znalezionymi w jakich wykopaliskach. Dziwne, powyginane metalowe części, trochę krwi, jakieś zwłoki na stole. Mocno pocięte, jakby ktoś przeprowadzał po pijaku sekcję przy pomocy siekiery. Tępej siekiery.

Między stołami stali naukowcy, jakby ktoś nagle, podczas wykonywania pracy, wypalił im mózgi. Momentalnie zwrócili się ku nieproszonym gościom. Ci powitali ich seriami z karabinów. Niestety naukowcy byli nieco bardziej rozumni. Rzucali się za biurka, przewracali stoły. Nie strzelali, mimo iż na niektórych blatach leżały pistolety. Umieli jednak wykorzystać osłony, co oznaczało znaczną stratę amunicji.

Kiedy Lee strzelał ze swojego Stg44 Lambert to dostrzegł. Biały parawan przesłaniający COŚ. Nie wiedział dokładnie co, ale czół, że wołanie pomocy dochodziło z tego miejsca.

- POMOCY!
- Jasna cholera, Lambert, słyszałeś? Ktoś woła o pomoc!

Lee też usłyszał wołanie. Naukowcy byli coraz bliżej, mniej więcej w połowie drogi między parawanem, a aliantami, czyli około dwadzieścia metrów od nich.

Nagle dało się słyszeć głos Feliksa płynący ze szczekaczek.

- Nie mogę nic zrobić! Wszystko padło, grodzie się pozamykały! Uważajcie na siebie!

Edward Kingston i Adam Dębski

Silny cios metalowego łomu spadł na skrzynkę. Po nim drugi, trzeci i czwarty. Przy piątym komandosi usłyszeli syczący głos, przypominający ulatniający się gaz. Zdawało się, że mówił przeciągłe "taaaak". Z pękniętego wieka skrzynki faktycznie coś się wydobywało. Ciężko było nazwać, co to. Żołnierz uderzył jeszcze dwa razy. Wieko skrzynki dało się już pod wadzić, tak by zobaczyć co jest w środku.

Wewnątrz znajdował się zamrożony, pokryty cienką warstwą szronu, czarny worek wykonany z śliskiego materiału. Na szczycie znajdował się ekspres. Edward podał Adamowi łom i pociągnął go w dół.

Gaz przestał uciekać, a żołnierze zobaczyli co znajdowało się w worku. Było to ciało, dziwnie zdeformowane. Było poobijane, gdzieniegdzie wystawały kości, ziały dziury, raziła czerwień zakrzepłej krwi, widać było kawały po przypiekanego mięsa. Zwłoki przywodziły na myśl ofiarę wypadku samolotowego.

Stało się coś dziwnego. Rany zaczęły zasklepiać się, zakrzepła krew znikała, połamane kości składały się. Bezkształtny strup w miejscu, w którym kiedyś była twarz zaczął ją ponownie przypominać. Naderwane kończyny wracały na swoje miejsce, skóra zrastała się. Był to widok co najmniej szokujący. Po chwili ciało wyglądało już jak człowiek w stanie nienaruszonym, było jednak nadal przeraźliwie blade. Zmrożone na kość.

Adam pierwszy dostrzegł jedyną zmianę w ciele, która nie zrosła się i nie znikła, zupełnie tak jak reszta. Była to blizna na klatce piersiowej, zupełnie jakby ktoś wyciął temu mężczyźnie serce.

- Agh! Wreszcie. - Mężczyzna wstał jak gdyby nigdy nic. - Muszę wam podziękować. Od dawna chciałem się wydostać z tej cholernej lodówki. - Obaj komandosi wytrzeszczyli oczy i nie wierzyli. - Ludzkie ciała niszczą się strasznie szybko, a tak zmasakrowane nie pozwalało mi na pełnię działania, wybaczcie zatem ten oficjalny ton - widząc jak żołnierze zbladli, wtrącił - Spokojnie, nie zabiję was. Uratowaliście mnie... poniekąd.

Nieznajomy podszedł do jednego z ciał naukowców i zdjął z niego ubrania, następnie założył je na siebie. Popatrzył się na komandosów.

- No więc, jeszcze raz, co tu robicie ?
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline