Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2011, 13:29   #90
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pęd powietrza.
Wierzchowiec galopujący drogą.


Opiekuńcza obecność przystojnego mężczyzny, którego ciało ocierało się o Leiko.
W innym czasie i miejscu, byłoby to nawet ciekawe doświadczenie. Z inną osobą, byłoby to nawet ekscytujące doświadczenie. Kirisu śmielej by obłapiał dziewczynę, a Kojiro... Zachowanie “tylko ronina” byłoby z pewnością niespodzianką. Była jednak pewna, że w tej sytuacji Kojiro-san rozegrałby tak, by zyskać nią jak najwięcej w jej oczach. Pytanie tylko jak?
Oczywiście obecność młodego Yasuro miała swoje zalety podczas tej dzikiej przejażdżki, mimo że wrodzona grzeczność samuraja czasami odbierała tej sytuacji posmak zakazanego owocu. Niemniej trzymał pewną ręką cugle galopującego wierzchowca. Ciałem przylgnął do Leiko, by chronić ją przed atakami oni. W drugiej ściskał rękojeść katany.
Więc mimo, że jechała na galopującym koniu ścigana przez sforę małych paskudnych oni, to czuła się bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, by rozmarzyć się nieco.
Co bynajmniej nie stępiło jej czujności. Bowiem za prowadzonym pewną ręką Yasuro galopującym wierzchowcem, podążało całkiem liczne stado potworków.



Bestie były nieustępliwe w swej pogoni za łowczynią i samurajem. A z kierunku w którym zmierzali rozległo się... wycie. Najpierw pojedyncze. Potem w odpowiedzi rozległy się kolejne wycia. Cały las wypełnił się potępieńczymi wezwaniami, przypominającymi jedynie odrobinę odgłosy wilków.

Im bliżej byli lasu, tym bardziej nerwowy stawał się wierzchowiec Yasuro. A gdy dotarli na podnóże wzgórza, las “ożył”.


Dziesiątki stworzeń podobnych wilkom wyskoczyło z leśnych zarośli wyjąc potępieńczo. I Leiko i Yasuro znaleźli się nagle pomiędzy dwiema sforami oni. Niepewny co dalej czynić samuraj zatrzymał wierzchowca ściskając mocno dłonią katanę.
Wilki i pokraczne bestyjki uderzyły jedną falą. Uderzyły w siebie nawzajem. W ciągu kilku chwil wokół Maruiken i samuraja, zakotłowało się od ścierających się ze sobą nadnaturalnych bestii. O ile “wilki” były większe i wyposażone w długie pazury i mordercze kły, o tyle małe “ropuchy” przeważały liczebnością. I oba rodzaje bestii były nieustraszone w boju i bezlitosne. Walka oni była zaciekła. Trupy “wilków” i “ropuch” ścieliły się gęsto. Trawa poczerwieniała od ich posoki.
A w samym centrum “bitwy”, byli oni we dwoje na wierzchowcu. “Wilki” co prawda ignorowały ich, ale niektóre “ropuchy” nadal rzucały do ataku. Lecz te rozcinała na pół katana samuraja, gdy jeszcze znajdowały się powietrzu.

Niemniej... z lasu podążało wsparcie. Kazama biegł z wyciągniętym już tachi trzymanym w dłoniach. Nie był tak szybki jak “wilki”, więc pojawił się dopiero po kilku sekundach. i z krzykiem bojowym wkroczył do boju. Jego oręż zataczał kolejne łuki rozcinając na połówki atakujące go "ropuchy".
Z rykiem niemal zwierzęcym rzucał się w sam środek, rozcinając kolejne potworki na pół i nie przejmując się tymi które zdołały się ukąsić. Wpadł w niemal ekstatyczny trans szalejąc ze swym mieczem, pomiędzy “ropuchami”.


Pokryty krwią swoją i zabitych bestii, z niemal świecącymi oczami, wydawał się być niemalże takim samym potworem jak te które zwalczał. Im dłużej toczył bój tym mniej samokontroli było w jego działaniach. Z drugiej strony, czy była potrzebna. “Ropuchy” nie stanowiły wymagającego zagrożenia. Finezja ruchów nie była potrzebna. Tylko wytrzymałość.
Czarownik stał na wzgórzu i patrzył się na wojnę która toczyła się pomiędzy sługami kami lasu, a oni.
Jego magia mogłaby przechylić zwycięstwo na jedną ze stron. Była jednak zbyt niszczycielska i za mało precyzyjna. Mógł zabić zbyt wielu sojuszników podczas swych ataków. No i nie miał odpowiedniej kondycji do biegów. I wiele do przemyślenia, na temat tego co usłyszał, od Daikun-sama.

Walka z pól przeniosła się do wioski. “Wilki” ginęły często, ale nadal nieustępliwie parły dalej wyrzynając kolejne ropuchy. A na czele “wilków” szło wcielenie furii... Kazama Sogetsu.

A po walce...
Trupy zarówno wilków, jak i ropuch rozkładały się w całej wiosce w szybkim tempie. Słudzy Kami zatriumfowały, choć sporym kosztem.


Jia-Min przeżył, choć rany zadane mu przez potworki były poważne. Tylko cudem nie wykrwawił się na śmierć. Na szczęście youjutsusha znał się na tyle na medycynie, by opatrzyć rany. Także Sogetsu przetrwał swój dziki szał i atak na czele “wilków”. A posoka którą pokryte było jego ubranie i ciało, pochodziła głównie od "ropuch".
Z drugiej strony... czyż nie był łowcą oni. Nic dziwnego, że był dobry w swym fachu.
Takami Kohen wyjaśnił Leiko i Yasuro, czym były owe “wilki”. Powiedział, że stworzył je gniew Kami lasu wywołany naruszeniem równowagi natury przez te pokraczne oni.
Rozpoznał też znaleziony malunek. Były to brama do jednego z chińskich piekieł. Brama przez którą został wyzwany potężny oni do tego świata. Napisy na nim umieszczone, miały podporządkować ową bestię przywołującemu. I albo coś poszło nie tak, albo... w prost przeciwnie.
Niemniej potworem wezwanym nie były te pokraczne ropusze oni, ale coś pojedynczego i zapewne potężniejszego.
Tak samo sądziła zapewne szóstka ocalałych “wilków”.


Bestie przez chwilę tylko przyglądały się wędrowcom i wiosce. Po czym znów podjęły trop...

A łowcom i Yasuro pozostało podjąć decyzję. Stan Jian-Mina się ustabilizował, ale mnich stracił przytomność i dostał gorączki. Jeśli miał przeżyć, powinien zostać odwieziony do medyka bieglejszego od Kohena. Powinien dotrzeć do najbliższej wioski. Na wolności zaś pozostawał uwolniony oni, którym należało się zająć. I nie można było się zająć tymi dwoma sprawami na raz.
Kazama pierwszy wyjawił swoje stanowisko. Postanowił, po obmyciu się i szybkim posiłku ruszyć za “wilkami” i odesłać uwolnionego oni z powrotem do piekieł.- Zostałem zatrudniony by polować na oni, więc zamierzam wykonać ów obowiązek.
Yasuro zaś rzekł.- Moim obowiązkiem jest w tym przypadku odwiezienie Jia-Mina do medyka. W tym celu będę potrzebował konia.
Kohen się wahał póki co, ale widać było, że skłania się ku ruszeniu wraz Sogetsu tropem oni, ściganego przez wilki.
A Leiko...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem