Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2011, 14:46   #155
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Szajel Gentz:


Wydawać by się mogło, iż wizyta w tajemniczym świecie trwała jedynie chwile. Być może i tak było, a długie godziny nieświadomości wypełniała niepamiętna, wirująca czerń nieprzytomności...

Obudziłeś się. Czerń. Otworzyłeś oczy. Niewiele to dało. Mrugałeś przez kilka sekund, aż w końcu twe oczy odzyskały ostrość widzenia i przystosowały się do widzenia w ciemności. Twe zaspane zmysły zostały dotkliwie porażone bólem, promieniującym z tak wielu miejsc na twoim ciele, iż nie sposób było je określić. Zacisnąłeś zęby i zacząłeś rozglądać się po pomieszczeniu, w którym przebywałeś. Jak szybko zrozumiałeś, była to cela. Niesamowicie ciemna i nieprzyjemna. Z góry sączyło się słabe, srebrnawe światło. Oprócz przejmującego jęku wiatru, przeciskającego się przez szczeliny kraty stanowiącej małą część stropu celi, twoich uszu dobiegły rytmiczne odgłosy skapujących kropel wody. Poruszyłeś się, ale coś zabrzęczało i uniemożliwiło dalsze próby ruchu. Spojrzałeś na swe ręce i nogi. Były skute kajdanami, do obręczy których przymocowano niewielkie, szmaragdowe kryształy, lśniące lekką poświatą. Byłeś niesamowicie słaby, czułeś się jakby Źródło zerwało z tobą swoją błogosławioną więź mocy, lecz nie do końca, bowiem w twoim sercu tliła się jeszcze nić kontaktu z reliktem Neverendaaru.
- Obudziłeś się... - z kąta celi, w którym poprzednio dostrzegałeś tylko stertę łachmanów dobiegł cię słaby, ochrypły głos.
Zabrzęczały łańcuchy i z cienia wyłoniła się mizerna sylwetka mężczyzny, z długimi, brudnymi czarnymi kołtunami włosów i gęstą brodą tego samego koloru. Jego kościste ciało powlekały ziemiste szmaty. Jego posiniaczone ręce również skute były dziwnymi kajdanami. Kimkolwiek był ten człowiek, spotkał go podobny los.

Revo Himer:


Nim wsiadłeś na swego marionetkowego orła, drzwi od domu otworzyły się szeroko i na zewnątrz wybiegł William, odziany w ciemnoszary płaszcz z kapturem. Na plecach miał przywiązany łuk, a wzdłuż prawego uda dwa kołczany ze strzałami. W rękach trzymał niewielki tobołek.
- Ja... chciałbym ruszyć z tobą, podróżniku. - powiedział przejętym głosem.
Revo spojrzał na młodzieńca zwężając oczy.
- A cię to kłopoty nie gonią?
Chłopak zamrugał oczyma.
- Nie rozumiem...
- Zresztą, nie ważne. Ale jeden warunek: będziesz mi służył za pozytywkę, gadając z tutejszymi, nie znam języka a i nie chcę się nadwyrężać przy wspólnym. Dobrze? Aa, i nie mów już nic w języku nieskończonych. Łażąc za mną musisz się trzymać takich zasad~~
- Oczywiście! - chłopak rozpromienił się, po czym spojrzał pytającym wzrokiem na marionetkę Revo. - Czy to potrafi latać?
Bez pytania marionetkarz wskoczył na swoje stworzenie, i odwrócił tylko głowę:
- Nie jest ładne, duże, i je lubię...po prostu wsiadaj...
William nie zadawał już zbędnych pytań, po prostu wykonał polecenie lalkarza i razem wzbili się w powietrze na przypominającym orła tworze.

Lot nad śnieżną krainą mijał szybko. Z każdą chwilą wraz ze swym nowym towarzyszem zbliżaliście się do góry, za którą kryło się małe miasteczko. W czasie lotu William zdradził ci, iż te ziemie są władane przez Legion Czterech Słońc. Jakże wielkie było twoje zaskoczenie, gdy usłyszałeś tę nazwę. Jako Arlekin, brałeś udział w wielu misjach, w tym również mających na celu infiltrację potężnych organizacji. Jedną z nich był Zakon Czterech Słońc z Mithios, ale ten przecież został już zlikwidowany... Czyżby zbieżność nazw była tylko przypadkowa? Twoje wątpliwości rozwiał William, który dodał iż Legionem zarządzają ludzie, którzy przybyli z odległego świata. Zdradził też, iż od czasu powstania tej grupy, ludzie z tego świata pałają nienawiścią do wszystkiego, co nadnaturalne i magiczne. Zrozumiałeś, iż musisz być wyjątkowo ostrożny...

Z tymi informacjami dotarliście w pobliże miasta, które William nazwał Blackwinter. Ze względów bezpieczeństwa wylądowaliście poza murami miasta, dziękując bogom za to, iż była wyjątkowo ciemna noc. Przeszliście za drewnianą palisadę, wspięliście się po niewielkich schodkach i stanęliście na obrzeżach miasta. Ludzi na ulicach już nie było, za to z okien domostw sączyły się złociste światła lamp i świec.
- A więc, czego szukamy? - zapytał William.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline