Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2011, 01:23   #8
Vaka
 
Vaka's Avatar
 
Reputacja: 1 Vaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodzeVaka jest na bardzo dobrej drodze
Takuma

- Na pewno? - Elf również zaczynał coraz lepiej orientować się w przypadkowej sytuacji w jakiej się wszyscy znaleźli. - Nie interesuje cię sprawy możnych Pogromco Smoków?
Wszyscy zebrani spojrzeli na mężczyznę, który jeszcze tego samego dnia myślał, że jedyne co otrzyma z łona tego miasta to szare dni, które zleją się w jednolitą breję, co zaleje go po szpik kości, ciągnąc go coraz bardziej w dół człowieczeństwa, stagnacji i pustej egzystencji. Tymczasem jednak sprawy zaczęły przybierać nader ekscytujący obrót. Takuma odkrywał, jak kolejny raz udaje mu się odcinać od więzów bycia po prostu. Od życia z dnia na dzień. Znów czuł coś. Czyli żył.
Pozwolił sobie na lekki uśmiech.
- Wstrzymaj wodze elfie. To tylko zbieżność imion. Rok w którym Dawny Król objął berło, był urodzajny w chłopców o tym imieniu. Szczególnie tam skąd pochodzę. - gdy ktolowiek uśmiecha się w taki sposób podczas mówienia o czymkolwiek, oznaczać to może wiele rzeczy. Że kłamie. Że drwi. Albo że mówi kompletną prawdę i śmieszy go całe zajście.
- A skąd pochodzisz człowieku? – spytał się elf.
- Co to kurwa, wieczór wspomnień rodzinnych? A skąd ty pochodzisz elfie? Może z ... – zdenerwowany Cahir podniósł głos. Nie zdając sobie tego nawet sprawy, cała czwórka naprężyła mieśnie. Dłoń Takumy nieświadomie zbliżyła się nieświadomie w stronę pasa, za którym spoczywał nóż.
- Zamilcz. – szepnął cicho, acz stanowczo Arivald, po czym zaczął nadsłuchiwać.
Nikt z zebranych nic nie słyszał. A potem usłyszeli wszyscy. W miejscu w którym się znajdowali, przez cały czas był również mężczyzna. Ten sam mężczyzna, niski i garbaty lachmaniarz, który był jednym z kamieni w lawinie, która sprowadziła ich wszystkich w to miejsce i uwikłała ze sobą. I teraz, jakby nigdy nic, ten kamyk siedział przed namiotem utkanym nieporadnie ze starych, wieloktrotnie cerowanych szmat i mamrotał coś pod nosem.
- Jak dużo mógł słyszeć? – spytał się Cahir.
- Wszystko. Jest tu od początku. – odpowiedział Volfryg de Vregele.
Arivald wystąpił krok do przodu. Schylił się przy sakiewce, która cały czas leżała na ziemi. Wziął jedną z monet i podszedł do garbatego mężczyzny.
- Piękny obrus, ot co... da radę go, prawda? I wtedy będzie można... bez problemu... ja zawsze mówiłem, a oni nie słuchali, nigdy. I co, pstro... jak śledzie w beczce...
- Ty. - elf stanowczym głosem przerwał dziki monolog człowieka o umyśle gwiazdy zmieszanej z błotem. - nie widziałeś nas. Jeśli komukolwiek coś powiesz, tego samego dnia pożegnasz się na zawsze z językiem. Rozumiesz? - skończywszy swą wypowiedź włożył w dłoń swego rozmówcy monetę.
- Srebro, srebro, srebro. Jak księżyc. Widziałeś księżyc prawda? On Nas dotyka. Ale tylko gdy ma na to ochotę.
- Rozumiesz? – gdy Arivald powtórzył swoje poprzednie słowa, chwycił mężczyznę za włosy, zmuszając go do powstania. Elf przyciągnął do siebie tego szaleńca, tak aby ich czoła stykały się i wycedził powoli:
- Nie widziałeś nas.
Mężczyzna tylko patrzył się na Arivalda. Musiało to wystarczyć. Elf pchnął garbusa z powrotem w stronę jego prowizorycznego namiotu. Ten, nie zdoławszy złapać równowagi, potknął się i wleciał w szmaty, rozdzierając jedną z nich. Z tego barłogu usłyszeć można było dźwięk metalu uderzającego o bruk i dziwny skrzek. Arivald jednak nie zdążył jednak sprawdzić co to było, gdyż w tym momencie usłyszał w oddali kroki ludzi, mogących być tylko strażą. Rzekł cicho.
- Straż.
Cała czwórka ponownie zlustrowała siebie. Tym razem pierwszym którym wykonał gest był Volfryd. Podbiegł do zrujnowanego domu, przy którym Mojo rozłożył swój namiot. Spruchniałe drewno w okiennicy odleciało szybko i prawie bezgłośnie. Cahir spojrzał się na Takumę. Zebrał szybko rozsypane monety i sakiewkę i również ruszył do najpewniej opustoszałego domu. Takuma westchnął.
Gdy cała czwórka przykryła się już zasłoną ciemności w zrujnowanym domu i oczekiwała rozwoju wydarzeń, Cahir spytał się cicho:
- Więc dlaczego ściga nas straż?
 
__________________
For extra credit, mention that the loneliness of the Ents makes you sad.

Ostatnio edytowane przez Vaka : 29-04-2011 o 01:49.
Vaka jest offline