Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2011, 10:38   #25
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Miguel, Eduardo

Dwaj meksykańscy posłusznie zabrali się za wykonanie rozkazu. Nie mieli zresztą wiele do gadania. Byli jedynie bezwartościowymi pionkami w rękach szefa. Niewiele myśleli, a jeśli już to tylko o panienkach i alkoholu. Jakikolwiek sprzeciw był jednoczesnym wyrokiem śmierci, a oni jak to młodzi ludzie chcieli cieszyć się swoim marnym życiem jak najdłużej.

Wnętrze sklepu było duże i nie licząc zniszczeń, jakie dokonał samochód stanowiło przyzwoity labirynt. Gdzieś w jego wnętrzu krył się ranny Tommy.

Miguel, starszy z napastników, był wielkim kawałem chodzących mięśni. Szczycił się swoją muskulaturą, nad którą pracował przez wiele miesięcy. Jego całe ciało pokrywały tatuaże przedstawiające różnego rodzaju straszydła. Był też tym głupszym, ale stał wyżej w hierarchii niż Eduardo, jego młodszy brat. Ten miał zaledwie siedemnaście lat i na swoje nieszczęście był zapatrzony ślepo w swojego krewniaka.

- Idź na tyły i odetnij mu drogę ucieczki. – mięśniak wskazał ręką przybliżony kierunek. – Ja go wykurzę.

Uśmiechnęli się tylko do siebie nie zdając sobie sprawy, że było to ich pożegnanie.

Gówniarz uzbrojony w berette szedł powoli czujnie omiatając sklepowe zakamarki. Posiadał dużą wiarę w swoje znikome umiejętności jak również w swojego brata. Ten opiekował się nim odkąd tylko pamiętał i nigdy nie pozwolił żeby stała mu się jakakolwiek krzywda. Razem byli niepokonani… prawie niepokonani. Wszedł powoli za ladę i mimochodem spojrzał na kasę fiskalną, w której z pewnością znajdowała się pokaźna ilość banknotów. Szkoda, że pieniądze w tym momencie nie miały żadnej wartości. Pchnął czubkiem buta drzwi prowadzące na zaplecze. Cicho skrzypnęły ukazując meksykaninowi magazyn. Trzymając automatyczny pistolet na wyciągnięcie ręki przeszedł przez próg.

- Hola przyjacielu. – tuż za drzwiami stał przytulony do ściany drugi motocyklista. Część skóry na jego łysiejącym czerepie była zdarta. Krew pokrywała połowę jego twarzy. Było coś niepokojącego w jego zimnym niczym stal spojrzeniu. Było równie przerażające jak spluwa wymierzona w jego głowę.

muzyczka


- Grzecznie odłóż broń i nie waż się alarmować swojego kolegi. – kurdupel mówiąc to dał znać bronią żeby młodzian wszedł do środka. Ten nie miał zresztą wyboru, lecz zamiast posłuchać instrukcji spróbował swojego szczęścia. Płynnym ruchem rzucił się przed siebie, licząc, że mały skurwiel nie zdąży z reakcją. Mylił się.

Pocisk przebił jego dłoń, w której trzymał własny pistolet. Zamiast filmowego manewru Eduardo upadł na kolana, parę metrów od swojej broni.

- Miguel uważ… - młodszy z braci zdążył poczuć silne uderzenie, po czym stracił przytomność.


***

Miguel zbliżał się do swojego celu. Dziwił się jak długo ten człowiek był w stanie bawić się z nim w kotka i myszkę. Ślady krwi były jednak wystarczającym tropem. Jeszcze tylko parę kroków dzieliło go od jego zdobyczy…

Wtedy usłyszał huk wystrzału i urwany krzyk swojego braciszka. W jednej chwili jego priorytety uległy diametralnej zmianie. Zaczął biec w kierunku zaplecza, nie bacząc na nic. Tylko szczęście głupiego uchroniło go od kolejnej kuli, jaką posłał motocyklista. Drań był już ukryty za ladą. Meksykanin przyklęknął za jedną z półek i wystawił za winkla jedynie swojego kałacha. Krótka seria poszła po podłodze, ścianie i suficie.

- Jak zrobiłeś coś mojemu bratu to zajebie cię słyszysz! Jesteś już martwy, słyszysz gnoju?! – krzyknął nie mogąc opanować gniewu. Posłał kolejne trzy kulki na oślep. Przeciwnik nie odpowiadał ogniem. Nie słyszał też jego jęków. Było za cicho. Mógł być albo martwy albo…

Za późno zauważył jak dwie sąsiednie półki w jednej chwili zaczęły składać się jak domek z kart. Próbował uskoczyć. Bez powodzenia. Jego tymczasowa zasłona przygniotła go przyciskając do ziemi. Karabin upadł zaledwie metr od niego. Ryknął i poderwał się z meblem na swoich barkach. Zdołał chwycić za broń, ale zanim ją podniósł, obcas kowbojskiego buta wbił mu się w dłoń. Rozwścieczony podniósł wzrok. Łysy, stary i niewielki motocyklista stał tuż nad nim celując w niego swoim pistoletem. Rzucił się próbując zbić tamtego z nóg.

Kula była szybsza.

Czaszka Miguela eksplodowała na setki kolorowych kawałków.

- Ścierwo. Naucz się synku w następnym życiu myśleć. – Freddy splunął na trupa z obrzydzeniem. – Tomy już jest bezpiecznie! Możesz wyjść! Mamy więźnia do przesłuchania.
 
mataichi jest offline