Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2011, 18:35   #9
Mr Żubr
 
Mr Żubr's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodzeMr Żubr jest na bardzo dobrej drodze
Volfryg de Vregele

Gdy cała czwórka przykryła się już zasłoną ciemności w zrujnowanym domu i oczekiwała rozwoju wydarzeń, Cahir spytał się cicho:
- Więc dlaczego ściga nas straż?
- Zamknij się - wycedził Volfryg przez zęby. Nie miał ochoty na wyjaśnienia, a jeśli już musiałby ich udzielać, nie był to odpowiedni moment. Przywarł plecami do ściany. Słyszał, że straż jest coraz bliżej. Nie podobało mu się to wszystko. Czuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Ma na ogonie patrol straży, patrol znający jego wygląd. Patrol szukający właśnie jego. Do tego miał na karku dziwną kompanię, do której wcale nie pałał sympatią. To, czego było mu teraz potrzeba, to ogień w kominku, kilka flaszek krasnoludzkiego grogu i dobra kurtyzana u boku. Chciał uciec od wszystkiego, co go tego dnia spotkało. Od kiedy jego rodzinne miasto stało się częścią królestwa, starał się trzymać z dala od wielkich spraw. Miał prosty plan. Przeczekać obecność strażników, po czym pożegnać nowo poznanych i odejść w swoją stronę. Podsunął się przy ścianie do szpary w jednej z okiennic i spróbował dostrzec, co dzieje się na zewnątrz.
Dostrzegł oficera w hełmie z piórami na głowie, w asyście pięciu zbrojnych. Otaczali oni karłowatego garbusa.
- De Vregele - powiedział oficer - Znasz? - Karzeł milczał; nie wiadomo, czy udawał niemowę, czy ze strachu przed żołdakami zabrakło mu języka w gębie. Niech coś piśnie, pomyślał Volfryg, a utłukę suczego syna. Zbrojni przewrócili mężczyznę na ziemię. Cahir zerwał się wewnątrz chaty, ale Volfryg przytrzymał go za ramię.
- Na bohaterstwo ci się zebrało, głupcze?! - wyszeptał, po czym ponownie wyjrzał przez szczelinę, by upewnić się że strażnicy nic nie usłyszeli. Odetchnął z ulgą. Był niezwykle pewny siebie, wiedział, że przy pomocy ostrza poradziłby sobie ze słabo wyszkolonymi siepaczami Ruryków, ale nie miał najmniejszej ochoty ściągać na siebie większego pościgu. Zbrojni wyraźnie chcieli zrobić krzywdę leżącemu na ziemi, ale dowódca rzekł:
- Zostawcie go. Nic nam nie powie, a nie mamy czasu, coby go na głupoty mitrężyć.. Idźmy dalej, daleko być nie może - po chwili cała grupa zniknęła za rogiem, zostawiając przerażonego karła na bruku. Volfryg wychylił głowę z budynku.
- Poszli. Ale mogą wrócić.
- Mów, czego chcą. - wrócił do tematu Cahir, już na zewnątrz łapiąc Volfryga za ramię.
- Nieważne, czego chcą, ważne, że nie od was. Pilnuj swojego tyłka i idź polować na smoki, łowco szczurów - Volfryg był naprawdę zły. Na siebie, na całą te sytucaję, na towarzyszy, a przede wszystkim na Cahira za jego dociekliwość. Skierował się w stronę przeciwną do tej, w którą podążyła straż - A teraz żegnam panów, miło było poznać.
Cahir wyraźnie również nie był w nastroju do żartów. Dobył swojego oburęcznego miecza i zastąpił Volfrygowi drogę. W pozycji bojowej.
- Nikt nigdzie nie pójdzie dopóki nie wyjaśnisz nam kilku spraw - rzekł.
Jeden z kącików ust Volfryga uniósł się w delikatnym półuśmiechu. W przeciwieństwie do Cahira nie znał się na polowaniu na wszelkiej maści bestie, ale wiedział, że w fechtunku nie ma sobie równych. Wyjął zza pazuchy bukłak i pociągnął łyk.
- Odłóż, bo się skaleczysz.
Cahir zamachnął się z boku, Volfryg uskoczył. Pociągnął łyk. Zamach znad głowy, unik, łyk.
- Poza tym, jeśli dobędę miecza, zaczniemy hałasować i straż wróci. A tego nie chcemy.
Cahir zaatakował na odlew. Volfryg znów uniknął ciosu.
- Sam chciałeś - dobył miecza, z zamiarem zaatakowania łowcy i szybkiego zakończenia tej tragifarsy. Już miał przejść do ataku, gdy usłyszał słowa spokojnie obserwującego dotąd całe zajście Arivalda.
- Wiem kim jesteś i dlaczego cię ścigają. - Na te słowa niedoszli uczestnicy pojedynku zastygli w bezruchu - jesteś Volfryg de Vregele, syn Emeralda de Vregele władcy Wolnego Miasta San Emion. I parę latemu nieźle zalazłeś za skórę miłościwie nam panującemu.
- No to robi się ciekawie - skwitował Takuma.
- Wybacz, ale chyba mnie z kimś mylisz - powiedział Volfryg. Arivald podszedł bliżej i odparł:
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale od jakiegoś czasu straż ściga nie tylko ciebie, ale i nas wszystkich. Pozwól więc towarzyszom, żeby wiedzieli na czym stoją i podjęli decyzję, co dalej.
Volfryg milczał chwilę. Pociągnął łyk.
- Nazywam się Volfryg de Vregele, syn Emeralda. Prawowity władca Wolnego Miasta San Emion.
- San Emion nie jest już wolnym miastem - powiedział Takuma.
- O, widzę, że waszmość uczony. Nie jest, bo zostało zagarnięte przez Królestwo. Około dziesięciu lat temu. Psubraty potrzebowały pomocy plemion orków ze wschodu, żeby im się udało.
- Głupich dzikusów - skwitował Arivald - znam tę historię. Zanim doszło do paktu z orkami, Sojusz Złotego Liścia zagarnął nawet cześć zachodnich rubierzy Królestwa.
- Sojusz Złotego Liścia? - spytał Cahir.
- Kilka zjednoczonych wolnych miast pod wodzą San Emion - odparł elf - A jedną z głównych ról w tych podbojach odegrał pewien młody, bo około dwudziestoletni dowódca, syn Emeralda de Vregele, Volfryg.
Takuma nie zareagował, ale mina Cahira wyrażała zdziwienie.
- Ale Wolne Miasta, jak to Wolne Miasta - ciągnął dalej Arivald - nie mogły dojść do porozumienia w kwestii rządzenia nowo pozyskanymi ziemiami. Resztę historii już znamy. Pakt Królestwa z orkami, odzyskanie ziem, szturm orków na San Emion, aneksja miasta.
- I śmierć Emeralda de Vregele, mojego ojca - dodał ponuro Volfryg.
- Oraz trwające do tej pory poszukiwania jego syna - zakończył Arivald.
Milczeli przez chwilę. Ciszę przerwał Volfryg:
- Dobrze, skoro już wszystko wiadomo, czy mogę mieć już spokój?
- O nie - powiedział Arivald - teraz wszyscy jesteśmy ścigani i musimy coś wspólnie ustalić.
Volfryg westchnął.
- Jakieś propozycje?
 
Mr Żubr jest offline