Ktoś chyba potrafił czytać w jego myślach. Jemu również przyszło to do głowy, ale po prostu nie zdążył się tym pomysłem podzielić z innymi. Ale nie miał zamiaru narzekać - skoro tyle osób myśli o tym samym, to pomysł jest bardzo dobry. Albo gorszy, niż zły...
Uśmiechnął się pod nosem i poszedł rozejrzeć się za jakimś domkiem, nadającym się tak do zamieszkania, jak i do obrony.
Chatka na skalnej półce, do której zdecydowali się tymczasowo wprowadzić, zdawała się spełniać oba te kryteria. Obszerna na tyle, że nawet większa kompania mogłaby się tu pomieścić, położona była w takim miejscu, że ewentualni napastnicy mieliby utrudniony dostęp.
Chętnych do penetrowania domu było aż za nadto, dlatego też Markus zostawił innym sprawdzenie odnalezionej piwnicy i wyszedł na zewnątrz.
Elfa nigdzie nie było, za to Zacharias badał jakieś odnalezione ślady. Niezbyt, jak się okazało, sympatyczne. Odcięta łapa jakiegoś zwierzostwora sugerowała, że w starciu z orkami brali udział jacyś nietypowi przeciwnicy.
Kawałek dalej, na skalnym podłożu, Markus odkrył kolejne ślady krwi. Całkiem jakby jednoręki osobnik usiłował uciec, krwawiąc z zadanej rany. Ślady był na tyle wyraźny, że Markus zdecydował się iść kawałek tym tropem.
Machnął ręką, by zwrócić na siebie uwagę Zachariasa.
- Pójdę kawałek za śladami tej krwi - powiedział cicho.
Albo rannego zabrali kamraci, albo też niedługo trafi się na trupa. A wtedy się okaże, kto zacz.
Z kuszą gotową do strzału Markus ruszył po krwawej ścieżce. Nie miał zamiaru zbytnio się oddalać. Kilkanaście, parędziesiąt kroków najwyżej |