Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2011, 01:47   #207
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Rozpalone na środku polany ognisko dawało sporo przyjaznego światła i ciepła, co zachęciło okoliczne zwierzęta do podejścia bliżej do obozowiczów. Właściwie to te istotki stawały się prawie bezczelne - Bared odkrył, że w jego posłaniu wierci się wiewiórka, zaś obok Danta ułożył się w najlepsze wilk, wywołując w zaklinaczu pewien niepokój. Jednak szybko się przekonał, że ten konkretny osobnik bardziej przypomina udomowionego pupila, z którym dzieci mają często tak dużo zabawy i który zniesie wiele niedogodności dla swojego pana, niż śmiercionośnego zabójcę.

30. Kythorn, 1369 RD, Rok Rękawicy – 11. dzień wyprawy

Ludzie muszą spać, to był fakt niewątpliwy. W owym śnie ich czujność spadała do poziomu... no cóż, zerowego.
Elfy też musiały czasami odpoczywać, poprzez medytację która mogła być określona mianem pół-snu.
Aquilian odczarował Danta, co przypominało rozwianie mgły oplatającej prawdziwą postać zaklinacza - jego mniejsza "forma" została po prostu zastąpiona z początku mętną postacią o prawidłowych już rozmiarach.

Uradowany zaklinacz udał się do wozu, by coś z niego wziąć. I dowiedział się, że licho, spało tej nocy - z wozu zniknęło kilka rzeczy. Dwie pary magicznych karwaszy, kilka złotych kielichów. Na pobliskim głazie widniały też plamy rozlanych, magicznych mikstur, zaś rozbite fiolki leżały obok.
Trzeba było przyznać, że była to wysoka cena jak na nocleg... Ganianie po lesie w poszukiwaniu zgub wydawało się syzyfową pracą. Prawdopodobnie jakimś zwierzakom spodobały się świecące przedmioty i je sobie wzięły.

Jakiś czas później ktoś zauważył ścieżkę wychodzącą z polany. Oczywiście, było też przejście między tą polaną, a miejscem gdzie poprzedniego dnia mieli konfrontację z nimfą i driadami. Jednak tej ścieżki tam wcześniej nie było!
Chyba...
Nie chcieli jednak nadużywać gościnności druidów, zwłaszcza że ścieżka była dość obszerna, przyjazna i (co najważniejsze) prowadziła na północny wschód, obiecując tym samym szybki powrót na drogę do Hluthvar.

Bez zbędnego ociągania się podążyli więc tym traktem. Okazało się to być dobrym pomysłem, gdyż po niecałej godzinie wyjechali z lasu i odnaleźli pożądaną drogę, która teraz oczywiście szła wzdłuż lasu, nie przez jego środek jak poprzedniego dnia...
To przypomniało Baredowi, że nie uświadczył tego dnia jeszcze żadnych "aktów sympatii" od znajomych chochlików.

Droga była pusta, słońce jasno świeciło, zaś okolica nagle nabrała elementów wzgórzowo-górzystych. Ziemia znaczona była nierównościami miejscami tak stromymi, że wyglądało jakby spadła w tym miejscu lawina. Czasami można było też uświadczyć urwiska tak blisko drogi, że wóz ledwo się mieścił. Jednocześnie gościniec wiódł ich teraz wzdłuż lasu, który nieustannie mieli po swojej lewej stronie.

Wóz... zaczął ogólnie strasznie przeszkadzać. Poruszali się przez niego o wiele wolniej niż by tego pragnęli. Czyj to był w ogóle pomysł?!
No tak...

Pod wieczór widać było już co wyższe budowle z odległego Hluthvar. Jednocześnie grupa natknęła się na... karawanę kupiecką.
Jednak była to dziwna karawana - ledwie trzy wozy, z których jeden służył przewozowi jedzenia, namiotów i innych rzeczy potrzebnych do obozowania. Było też mnóstwo straży - co najmniej dwa tuziny mężczyzn, którzy uczestniczyli w życiu w niejednej bitwie.
Takie rzeczy widać było w spojrzeniu - kiedy ma się na sumieniu ludzkie życie i żyje wystarczająco długo, by móc dalej walczyć... dalej zabijać... zmienia to człowieka. Część niego umiera, część dopiero się budzi. Jednak prawie nigdy nie jest to dobra wymiana.

Kupiec, jak się również szybko okazało, był tylko jeden. To znaczy - "jedna".


Wyglądała bardziej na dziewczynę o nietypowych włosach i ubiorze, niż na poważnego kupca. A zwała się...
- Mia, a to jest moja karawana. - przedstawiła się z uśmiechem wychodząc naprzeciw drużyny z czterema strażnikami, po dwóch z każdej strony. - Tak mi się coś zdaje, że jedziecie do Hluthvar, więc może spędzicie noc z nami? - dodała entuzjastycznie.
- W okolicy kręcą się dziwne rzeczy z goblinami i... eee... - pstryknęła kilka razy palcami, próbując sobie przypomnieć. Jeden ze strażników chrząknął.
- Gigantami, ogrami i zielonymi żmijami włącznie. - uzupełnił.
- Tak właśnie. Mnóstwo dziwnych rzeczy. A w ogóle to chyba jesteście poszukiwaczami przygód, co? - zmieniła temat momentalnie, nie dając nikomu z drużyny dojść do słowa. - Tacy to chyba zwykle mają ciekawe rzeczy na sprzedaż, nie? Moglibyśmy się wymienić, czy ogólnie potargować... - jej dłoń podążyła ku jednej z sakiewek u pasa, co wyglądało na odruch.
 
Gettor jest offline