Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2011, 10:20   #16
Wilczy
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Marsz przez pustkowia z kilogramami absolutnie niezbędnego sprzętu okazał się nieco bardziej forsowny niż Robin byłby w stanie przyznać przed samym sobą. Broń wydawała się ciągnąć go ku ziemi. „Czy karabin zawsze był tak cholernie ciężki?! Złap oddech, Dziadku!” Musiał przez chwilę odpocząć.

-Wstawaj Robin.
Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś się do niego zwrócił po imieniu. Na pewno żaden z ostatnich pracodawców – „spluwa do wynajęcia nie ma przecież imienia.” Tak mówili do niego tylko w domu… i tutaj, na froncie przed laty. Zanim… odszedł.
-Pokaż się! Albo cię rozwalę! – głos Robina miał zabrzmieć groźnie, ale nawet on sam słyszał w nim strach.

Potem przerażenie całkowicie zawładnęło Carverem. Próbował uciekać, krzyczeć. „NIE! Nie zdradziłem! Nie mogliśmy... Musiałem!” Ale ze ściśniętego gardła nie wydobywał się nawet szept. Nie wytrzyma tego dłużej! Padł na ziemię, obolały… i ktoś był tutaj razem z nim. Ta twarz… Może nie byłaby taka straszna, gdyby nie była tak przerażająco podobna do… kogo?

Jakimś sposobem udało mu się nie krzyknąć. Oddychał ciężko. Sen… „Uff… Przysnąłeś sobie w robocie, co Carver? Zachowujesz się jak amator…” pomyślał z ulgą i lekkim rozbawieniem. Ale wcale nie było mu do śmiechu. Jasne, miewał koszmary – mało kto wraca z frontu bez nich – ale nie takie. To było… inne. Potrząsnął głową, chcąc przegonić resztki koszmaru. Wtedy właśnie – może przez gwałtowny ruch – zobaczył krew kapiącą z nosa. „Co do diabła…?” Było coraz gorzej. W dodatku w najgorszym momencie – akurat kiedy mieli „gościa.” Carver nie mógł się powstrzymać – kaszlnął. A kiedy padło na nich światło latarki, zareagował automatycznie – nacisnął spust. Rosjanin padł na ziemię. Dziadek pluł sobie w brodę. „Co jest Carver?! Najpierw zasypiasz, a potem odwalasz coś takiego?! Kurwa, kurwa, kurwa…” myślał. Starał się za to nie myśleć o przyczynie krwotoku… i o złamanym we śnie nosie. To by było… ryzykowne.

Z trudem zepchnął te myśli na dalszy plan. Nawarzył piwa, a teraz była pora na działanie. Spojrzał na dowódcę, który chyba zupełnie zbaraniał. Carver pewnie rzuciłby jakąś kąśliwą uwagę, gdyby sytuacja nie była tak paskudna – z jego winy.
-Sir! Sir, kurwa! – chciał wyrwać Statforda z odrętwienia – Musimy coś zrobić, natychmiast!
W pierwszej chwili Carver chciał szybko zniknąć z tego miejsca. Otwarta walka w takich warunkach to szaleństwo. Ale spojrzał na słaniających się na nogach współtowarzyszy… sam był wyczerpany. Ewentualny pościg dopadłby ich w pięć minut. W dodatku całą mordę miał we krwi. A z „opatrunków” miał do dyspozycji tylko rękaw swojego munduru. Musi coś z tym zrobić… za chwilę. Kiedy jakoś opanuje ten burdel. Szukał okna albo chociaż dziury w ścianie, przez którą miałby widok na ulicę, żeby widzieć jeśli nadejdzie więcej żołnierzy. Ale nie miał zamiaru do nich strzelać… dopóki nie będzie musiał.
- Ciekawe czy ktoś tu właściwie zna rosyjski? – rzucił półgębkiem.
 

Ostatnio edytowane przez Wilczy : 02-05-2011 o 10:27.
Wilczy jest offline