Cholera, cholera, cholera, cholera. I jeszcze wiele choler później, Anastazja przeklinała się w myślach za ten jakże genialny pomysł. Choć, znając życie i okrutny los, gdyby zostawiła kulę wewnątrz to zamiast obfitego krwawienia miałaby jakąś paskudną infekcję, która zostawiłaby ślady, albo do końca jej życia, albo na bardzo długi czas. I tak źle, i tak niedobrze. Zabawnym było to, że nie krzyknęła. Właściwie to od kiedy ona taka twarda? Owszem, z uśmiechem na twarzy tego nie zniosła, ale nawet krzyku? Piśnięcia? Warknięcia?! No cóż... wojna zmienia. Ta cała pętelka z rękawa też nie dawała zbyt wiele. Zbyt wiele, bo coś chyba dawała, prawda?
Spoglądała na swojego przypadkowego towarzysza, który najwyraźniej w tym momencie był jej jedynym wsparciem. Nie, żeby narzekała. W grupie raźniej i te inne. Uśmiechnęła się krzywo, co w obecnej sytuacji było całkiem ciekawe. Nie mogła się odezwać, ale chyba oczywistym było gdzie trzeba było się udać. Zdrową ręką starała się zatamować krew. Oczywiście "starała się" bo efekty były takie jakie każdy może sobie wyobrazić. Skinęła głową kompanowi by zacząć iść w stronę szpitala. Lub raczej zataczać się, bo przy takiej utracie krwi raczej nie była w zbyt dobrym stanie. No cóż, może znajomy się zlituje i jej pomoże? |