Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2011, 14:20   #112
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sytuacja była przekomiczna.

Wyzwanie. Od dawna się nie zdarzyło.
Znaczy...
Poza przetrwaniem nędzy i unikaniem śmierci głodowej. Ale potem było znacznie lepiej.

Tak czy siak wyzwanie... na poziomie. Z klasą.

- Tak, raz dwa dotrzemy, czasu aż zanadto... - uśmiechnął się nerwowo, przypominając towarzyszowi jego słowa sprzed... kilku? Kilkunastu godzin? Nie był w stanie nawet stwierdzić. Wskazał ręką, by szli w stronę tłumu i przez tłum do szafotu. - Nie wiem, zaliż się tak srożysz Stokrotki, ale mamy być może ostatnią szansę stać się demaskatorami jej konceptu i zapobiec mordowi dwojga ważnych person, hmm?
Zerknął na swojego towarzysza wyprawy, jakby widział go ppierwszy raz w życiu.
- Zadanie zlecone i przyjęte. Wykonać trzeba. Albo postarać się - warknął.
- Dobra... Bój to nasz ostatni... - zmarkotniał szpieg, zanim w głowie zaświtał mu zalążek samobójczego planu. Cóż, przynajmniej nie zginie zabity przez współpracownika. - Powiem im, że będzie zamach i spróbuję podejść dość by móc w razie czego kata puginałem jak jaki... niziołek z dwu, trzech metrów urżnąć. Ty weź się jakoś ustaw... i zadziałaj, kiedy uznasz za najlepszy moment. No...
- Psia jego mać, nie zdążą - mruknął do siebie, rozglądają się nerwowo. - Którego bierzemy? - popatrzył na trzy identycznie postacie.
- Spróbuj wziąć kata. A jeżeli nie, to tego, po którego wygodniej Ci silniejszą ręką sięgnąć. A teraz odsuń się i ustaw dobrze. - przez krótką chwilkę trzymając maniakalny uśmieszek na twarzy, szpieg ruszył bawić się małą improwizacją na miarę dawnych, znanych mu lepiej lub gorzej żaków oxenfurckiej literatury.
- STAĆ! RUSZAĆ SIĘ! Straż! Spisek! - wrzasnął gniewnie najgardłowszym głosem, jakim był w stanie, przebijając się przez tłum bliżej już, gdzie można zauważyć w sposób nader żywiołowy, za nic sobie mając pospólstwo.
- Odsunąć się od więźniów! -rzekł najbliższy strażnik, gdy Ted wyszedł przed linię zgromadzonych ludzi.
Teddevelien zatrzymał się w oszacowanej odległości, do jakiej dopuściliby go strażnicy.
- Elfy najęły ludzkich morderców! W tej chwili zmierzają po czerepy Rozzera Geltra oraz wielebnej Pirentii! - zaczął kierować swoje słowa do osobnika, którego mógł ocenić jako kapitana zgromadzonych gwardzistów... no, obdartusów w służbie jego mości i tak dalej...
- Skąd takie wieści? - strażnik zaniepokoił się lekko.
- Kapitanie! Jestem z wywiadu! Zostaję tutaj i choćby skujcie mnie i postawcie z pętlą obok, a potem wtrąćcie do lochu i poślijcie po kogoś, kto mnie, tylko zareagujcie! To konfidencjalne, widziałem obydwoje zabójców! Niewiasta, wiotka i gładka i morderczyni co widać od razu i wątławy jegomość w płaszczu co robi sztyletem! - przez chwilę spojrzał kapitanowi w oczy, potem, jakby rozglądając się po zebranych strażnikach starał się odnaleźć gdzieś tu sylwetkę lancknechta... co nie powinno być trudne... - Ruszcie się! - jakby sfrustrowany warknął do strażników stojących z drugiej strony podestu, najmniej przydatnych. Przy odrobinie szczęścia i ułatwi mu zadanie, a może nie...
- Wy. Sprawdźcie to - wysłał trzy grupy po cztery osoby.
Mężczyźni skinęli głową, wymaszerowując w miasto. - A wy jakiś dowód na swoją tożsamość macie?
- Za mało ich! Elfowie dobrali morderców, nie baletnice. Byłem tam, widziałem, jak udowadniali swoje zdolności. Tuzin, to oni położyli kontrkandydatów! - rzucił, z twarzą wykrzywioną jakby grymasem bezsilności - Ale rozumiem decyzję... Co do dowodu: nic, co Was dobrze przekona, ale coś, co można zanieść im, jeżeli powiedzieli Wam, jak ich informować. Niech ktoś zaniesie, a potem mówię - skujcie mię i pod straż z dala od szafotu, albowiem dziatwie Kapitanie ostatniego miedziaka z gardła wydrą za zaniedbanie! - podniósł jedną rękę w poddańczym geście, drugą zaś, samym kciukiem i palcem wskazującym niczym jaki śmieć odrzuciwszy połę płaszcza wyjął dwimerytowy sztylet, gotów go podać strażnikowi, co się nim zajmie. - Nie zgub, i powiedz że Komtur Farszaso wrócił.
Żołnierz skinął głową.
- Wy. Idźcie sprawdzić czy są informacje o rzekomym sojuszniczym wywiedzie w mieście - polecił kolejnemu oddziałowi.
- A o moich ludzi to wy się nie martwcie. Dadzą sobie radę - podszedł do Teda, po czym zabrał sztylet.
- Sznur! - polecił, zaś za chwilę jakiś młodzik przybiegł z wyciągniętymi rękami, niemalże kłaniając się przez całą drogę.
- Kwestia bezpieczeństwa, sami rozumiecie - mruknął, wiążąc dłonie w nadgarstkach i ustawił dobre pięć metrów od lewego krańca szubienicy.
- Kontynuować! - polecił.
- Doskonale rozumiem. Wykonujecie dobrą robotę, kapitanie. - skinął głową w podziękowaniu. - No to ja swoje zrobiłem, teraz sobie w nagrodę zapewnię widowisko, kosztem tych skurwysynów. Wam to nie pomoże Stokrotka, co? Dwulicowo, dwulicowo... - dość głośno zwrócił się w stronę elfów z paskudnym uśmiechem.
Warknij, jęknij, westchnij, zacznij płakać, cokolwiek gnoju... ponaglał w myślach, kogo trzeba, choć nie miał i pojęcia, czy to byłby ten. Nie miało to jednak znaczenia... jak poniekąd wyraźnie stwierdził, jego rola się skończyła. Pozbył się większej ilości strażników, niż zdołałby walcząc. Mógł jeszcze co najwyżej dać mu sekundę gdy już go zauważą, krzycząc "Uwaga!" właśnie w jego sprawie, może choćby na taki moment ich konsternując. Miał po prawdzie nadzieję, że starzec dobrze go wybrał, bo i Tedowi jego jedynego nie było dane zobaczyć w akcji. Po prawdzie miał nadzieję że temu się uda, a pozostałej dwójce nie.
Jakby nie było, zadowolony, niemal z ulgą zamierzał obejrzeć przedstawienie.
Ted starał się wypatrzeć jakiejkolwiek reakcji, lecz każdy ze skazańców stał, jak niewzruszony posąg.
Może zbyt wiele było wyzwisk ze strony tłumu, oczekującego na ostateczne pociągnięcie dźwigni, otwierającej zapadnie. Jakkolwiek szpieg wiedział, że do tego nie dojdzie, wiedział, że szanse na powodzenie wynoszą połowę. Bo środkowy na pewno nie jest nim. Pytanie zatem, czy lancknecht lewo czy praworęczny?
Miało to już jednak mniejsze znaczenie. Zaczął rozważać najgorszy dopuszczalny scenariusz, to znaczy brak oznak ujawniania się jego dawnych współpracowników jak i sukces lancknechta i podejrzenie tych gości do jego współpracę. Jednak sam im się oddał i będzie umiał z tego wybrnąć.
A przy odrobinie szczęścia nieoczekiwane, dodatkowe przedwczesne straże najdą tamtą dójkę i przeszkodzą w zabójstwie... tamci socjopaci zaś zapewne zginą z bronią w ręku, acz nawet schwytani nie mieliby jak zeznawać przeciw niemu gdyby jego dawni kumowie się znaleźli.
W tym wszystkim miał nadzieję, że albo lancknecht nie wspomni o tym, że przedstawiał swoje miano dla własnego wywiadu, albo jeżeli już tak zrobi i Enid go wysonduje, sięgając do warstw jego umysłu, których on sam nie pamięta, zorientuje się także o dwimerytowym sztylecie widząc, że coś głębszego jest na rzeczy i uzna go za geniusza, za którego sam się uważał. Przysługa...?
Niniejszym kapłanka i imć Geltr żywi, przyjaciel Strokrotki również, żywi długo i szczęśliwie. A nie udało się jedynie wzajemnie nałamać karków i napsuć krwi. Scenariusz byłby idealny, no bo czy którakolwiek ze stron uznałaby go jednoznacznie za wroga... lub jednoznacznie za własnego działacza? Nikt mu nie zaufa, ale w tym sęk, zostawią go w spokoju. Choć może i zrobią więcej...
Zwłaszcza Redańczycy, jak wspomni o kwestiach polowania na magów...

Tym niemniej usunąwszy dwunastu i jeszcze jednego, obecnie zamierzał: cieszyć się widowiskiem, wygwizdywać elfów i porozumiewawczo mrugnąć uciekającemu z jeńcem kamratowi (sondującej umysł Enid?), wymyślać jego żeńskiej linii przodków gdyby poległ tragicznie przy próbie (nikt go już nie będzie sondował) czy też spontanicznie udusić się krępującą ręce liną z czystego żalu, gdyby jednak dał się schwytać żywcem.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline