Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2011, 21:34   #110
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Niektórzy uwielbiają zakupy, popadają nawet w uzależnienie od nich. Nikołaj do nich nie należał. Szybko zakupili to co Harlow ustalił, na szczęście serb znał się na wspinaczce na tyle by mu nie wcisnęli jakiegoś gówna. Do zakupów z własnej inicjatywy dołożył trzy krótkofalówki, nowe ciuchy, nóż o stałej głowni, jedną apteczkę i trzy zestawy pierwszej pomocy, wódkę, lusterko, przybory higieniczne i zapasy na cztery dni dla wszystkich. Generalnie obaj z Tonnym wyglądali jak juczne muły niosąc ten cały syf, odeszli kawałek a Radović zadzwonił do Collina. Chwilę rozmawiali czego skutkiem była jeszcze jedna runda po sklepach. Tym razem by nie wzbudzać sensacji wchodził sam Cyngiel i to bez poprzednich zakupów. Po chwili uzupełnili swój sprzęt o trzy kombinezony robocze i kaski. Były SAS wybrał naprawdę fajne ciuchy. Do kieszeni na piersi mieściła się CZ.
Gdy skończyli wybrali się na spacer do najbliższej stacji metra. Po drodze poinformował anglika co zamierza. Ucieszył się, że Tonny nie przypomina Harlowa. Wiedział, że się dogadają.
Serb wyciągnął z kieszeni ostatni z zakupów, starą komórkę. Czekał cierpliwe na połączenie, w końcu usłyszał swego rozmówcę.
- Stone słucham.
- Chronić i służyć... Trochę chujowo, że MI myśli tylko o "służyć", nieprawdaż?
- Kto mówi?
- Radović.
- Radović? Gdzie jesteś?

Gliniarz miał lekko poirytowany ton za to serba zatkało to pytanie, nie miał zamiaru na nie odpowiadać.
- Odsuneli Ciebie od sprawy. Co zamierzasz?
- Gdzie jesteś Radović? Połowa osób, która w Królestwie może nosić broń cię ściga.
- Thames House. I nie mam zamiaru by mnie złapali Stone. Co zamierzasz?

Podczas podawania jako miejsce swego pobytu siedziby służb specjalnych głos miał poważny.
- Ja co zamierzam? Ja sobie siedzę i popijam herbatkę w kawiarni, to ty masz kłopoty, Radović. Oglądasz telewizję? Security Service depcze Ci po piętach.
Mechanik już miał coś odpowiedzieć gdy anglik ponownie zabrał głos.
- Ale tak, zabrali mi sprawę. Zabrali akta i całę dochodzęnie szlak trafił. Jesteś niegrzeczny Serbie.
- Po prostu w tym parszywym kraju emigranci muszą robić robotę glin i wyciągać sprawki rządu na światło dzienne.
- Robotę glin? Strzeliłeś do Morse'a. Wykrwawia się teraz albo może już nie żyje. Spotkajmy się, przedstawisz swoją sytuację i zobaczymy co da się zrobić.

- Zapomniałeś o francuzie. Znasz moje racje. Być może nawet podejrzewasz jak długa jest lista osób zabitych przez Morse'a. Liczyłem na wymianę informacji ale skoro tak. Miłego życia pod butem garniaków.
- Wyszczekany jesteś. Tak to ujmujesz, jakbym to ja miał stracić na wymianie informacji.

Anglik w odpowiedzi usłyszał... ciszę. Radović rozłączył się. Wyłączył telefon, wyjął baterie, włożył i jeszcze raz odpalił komórkę. Nie wiedział czy to coś pomoże ale na pewno nie zaszkodzi. Wybrał numer gliniarza.
- Słuchaj mnie. Póki co nic nie wiesz. Masz telefon na podsłuchu. Być może właśnie mnie namierzają przez Ciebie. Póki co wszystko wiesz dzięki mnie. Benz jest w polsce za sprawą niemieckiej firmy Rose wraz z nim jest masa komandosów z SAS. Co powiesz?
- Że mnie zaskoczyłeś. Co zamierzasz?
- Dorwać ludzi za to odpowiedzialnych. Chyba, że Ty ich dorwiesz pierwszy. Czyli jesteś dla Willsa i spółki alternatywą. Tą lepszą dla nich dla mnie gorszą. Ale wolę się zabezpieczyć. Jak nie zdziałam nic swoimi metodami to fajnie by było jak by ktoś inny ich dorwał. Jakkolwiek. Nie myślisz podobnie?

- Widzisz, nie myślę. Uważam, że wszystko da się załatwić na drodzę prawnej. Jeśli masz rację, to złapiemy tych ludzi i wsadzimy, a tobie postarm się pomóc. Ale wydaje mi się, że urządziłeś sobie z tego prywatną wojenke i myślisz, że masz wszystkich przeciwko sobie. Co ty na to powiesz?
- Niezupełnie. Daj mi pluton najemników to wtedy zrobię z tego wojnę. Nie dogadamy się. Miłego zamaitania wszystkich gówien MI.
- Radović bądź rozsądny. Nawet jeśli jest tak jak utrzymujesz, że jest. To nie wygrasz z nimi. A może nawet tymbardziej nie wygrasz jeśli tak jest. To wszystko może się udać, gdy prokuratura dowie się o wszystkim. Złożysz zeznania. Wskarzesz kogo trzeba, my go przesłuchamy. Dojdziemy do winnego.
- Ech... Myślisz, że tak funkcjonuje świat? Kiedyś spotkałem takich jak oni. Nazywali się inaczej ale wszyscy są tacy sami. CIA, KGB, MI... I prokuratura nic im nie zrobi. Na pewno znasz takie przypadki. Powodzenia i nie wchodź mi w drogę. Nie wysyłaj za mną glin. Zabiję.

- A ja? Co mam ci życzyć? Bo nie chcę twojej śmierci, a życzyć ci powodzenia, to jak życzyć śmierci komu innemu.
Serb parsknął śmiechem i się rozłączył. Wyjął baterie i wyrzucił wraz z resztą do kosza tuż przy wejściu do metra. Obaj mężczyźni jednak minęli wejście do niego i weszli w bloki. Radović opowiedział byłemu SASowi obie rozmowy i powiedział co zamierz zrobić. Buchnąć taksówkę i wyeliminować taksiarza. Anglik wyraził swoje niezadowolenie, kolejny mięczak. Mechanik westchnął i zaciągnął się fajkiem.
- Możemy go związać, zakneblować i rzucić gdzieś... W sumie nie wiem gdzie żeby nie zdechł z głodu ani się nie uwolnił. A do dorwania Meksa potrzebujemy samochodu.
- Możemy też ukraść samochód. Naprawdę musimy mieszać w to osoby trzecie?

Tonny dmuchnął i rozgonił dym dłonią.
- Gliny szybciej namierzą kradziony samochód. Zresztą to nie takie proste.
- No nie proste, fakt. A czy robimy coś prostego? Jak dla mnie bardziej niebezpieczne jest ładownie się do samochodu z osoba trzecią na pokładzie.
- Osobę trzecią się zlikwiduje. Taksiarz czy Meks zatrudniony do badań geologicznych co to za różnica? I tak wszystko poszło nie przez Willsa a Morse.
- Pieprzenie Nik. Tak można usprawiedliwiać nawet tych wpadajacych do szkówł z kałachami. W Bośni też tak robiliście?

Tonny mówił bezpośrednio. Nie owijał w bawełne.
- Ale tutaj - podjął dalej - tutaj trzeba oprócz siły trochę finezji. Jak Izraelici a nie jak Specnazi.
Serb zapatrzył się na trzymanego papierosa.
- W Bośni robiliśmy gorsze rzeczy. Dużo gorsze. Niezbyt widzę Tonny różnicę między SASem, Specnazem, Mosadem a Al-Kaidą. Co najwyżej różne interesy. Morderstwo to morderstwo i nie ma co go usprawielidiwać. Finezji? Przecież nie chce go kropnąć w środku miasta. No ale dobra, buchniemy jakieś auto. Znasz się na tym?
- Nie
- zaśmiał się. Rozejrzał się po prarku. Słońce było jeszcze wysoko i raziło w oczy. - Ale na przedmieściach można na pewno wpaść do kogoś do domu. Zakneblować go, ukraść auto a zakneblowanego zamknąć w szafie na długie godziny. Przedmieście ma to do siebie, że z tamtąd bliżej poza miasto niż do jego centrum. To może zmylić tych co już nas rozpoznają.
Radović zaśmiał się serdecznie wtórując anglikowi. Rozumiał się z kulawym znacznie lepiej niż z Collinem.
- Dobry plan. Dobry. Ale ja kiedyś słyszałem, że do starszych merców można dorobić kluczyk za pomocą pilnika do metalu i śrubokręta. Kwestia tylko, że szybciej wyjdzie kradzież.
- Jesteśmy na wyspach brytyjskich, pamiętasz? Tutaj starszego merca jak na życzenie. Co innego takiego z drugim krzyżykiem na masce. To tak, ale stare. Wszystko wywiezione na wschód europy. Tam dokonują żywota.
- Dobra Tonny. Pakujemy się w taksę i na przedmieścia. Licz się tylko z tym, że kolo na przedmieściach może mieć rodzinę. A! I kupmy za wczasu taśmę izolacyjną i zaciski do drewna.

-Zaciski? O rany! - zaśmiał się. - No dobra, jak dla mnie bomba. Z tym, że lepiej autobusem niż taksówa. A i popraw czapeczkę.
Zaśmiali się tym razem wspólnie.
- Mówisz, że mi w niej nie do twarzy? Dobra, chodźmy do autobusu.

***

Półtorej godziny później Serb czatował na przedmieściach. Jechali tu dwoma autobusami i taksą. Zanosiło się na zmierzch. Żeby tylko metys nie skończył wcześniej pracy.


Pod jeden z obserwowanych domów podjechał ciemny ford. Fajna maszynka, nie rzucająca się w oczy. Radović patrzył jak wysiada z niej młody chłopak w garniaku, nie za dobrym swoją drogą. Wyglądał jak akwizytor.
Młodzieniec prześlizgnął wzrokiem po idącym w jego stronę mężczyźnie. Ciemna bluza z kapturem a na to rozpięta szara lekka kurtka. Raczej chroniąca od ewentualnego deszczu niż zimna. Odruchowo spojrzał na niebo. W nocy mogło padać.
Chłopak odwrócił się w stronę domu naciskając na kluczach automatyczną blokadę. Zamyślił się o kolacji, zasłuchał w sączącą się z słuchawek muzykę. I nie usłyszał gdy Serb do niego podbiegł. Poczuł tylko lufę pistoletu przy nerkach i usłyszał groźny głos z wschodnim akcentem.
- Drgniesz lub krzykniesz to zginiesz. Chce tylko samochód. Otwieraj drzwi.
Radović potwierdził swoje słowa pchnięciem lufy. Młody drżącymi dłońmi spróbował otworzyć drzwi ale klucze mu upadły. Serb odstąpił o krok, pistolet powędrował do kieszeni.
- Mogę go wyciągnąć w każdej chwili. Podnieś klucze. Nie chcesz chyba ginąć za samochód.
Chłopak podniósł klucze i otworzył drzwi. Powoli wszedł do środka a Serb za nim. CZ pojawiło się znowu w rękach Nikołaja.
- Wyjmij kluczyki od samochodu i połóż je na podłodze. Dobrze. Jest tu ktoś jeszcze? Matka, siostra, dziewczyna? Jeżeli raptem mi wybiegnie to ją zabije a tak tylko zwiążę i gdzieś zamknę.
Chłopak pokręcił głową.
- Jakby co będziesz miał je na sumieniu. Łapiesz? Pewny jesteś. Dobra, prowadź do jakiegoś pokoju z szafą. Zwiążę Ciebie i zostawię. Samochód będzie jutro pod Big Benem. Już wtedy mi nie będzie potrzebny. Ale jak będziesz na mnie czekał to zabije, łapiesz? No. To prowadź.
Radović miał zamiar związać kolesiowi ręce, zakneblować, wsadzić do szafy a szafę przewalić na podłogę drzwiczkami do dołu.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline