Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2011, 00:05   #96
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wolf pokazał Dragowi dwa palce a potem wskazał kierunek, z którego nadchodzą. Dwaj zwiadowcy zmierzali prosto ku ich kryjówce. Nie to żeby był zdziwiony, szansa na to, że przejdą przez krainę dzikich elfów przez owe elfy nie związane była taka sama, jak na spotkanie dziewicy w burdelu. Kompania starała się coś tam szeptać, wyjmować brzytwy i ogólnie szykować się na najgorsze. Wolf nie podzielał ich pesymizmu. W końcu sami chcieli tędy leźć, więc po co ukrywać się jak złodziej albo szykować do rozróby jak bandyta?

Wolf uśmiechnął się do starego kompana a uśmiech ten, od razu sprawiał, że Darag poczuł pot na plecach. Larson znał swego druha nie od dziś i wiedział, ze do strachliwych nie należy, ale bywają takie chwile w życiu człowieka, że wie, ze zaraz zdarzy się coś złego i ta wiedza nie jest mu w niczym pomocna. Ot, Draugdin aż za dobrze znał ten uśmiech.

Wolf, do tej pory siedząco oparty plecami od pień starego drzewa, wstał. Nie uczynił tego jednak ot tak zwyczajnie. Wstał, tak jak może budzić się ze snu wulkan. Już wcześniej upatrzył sobie odpowiednie miejsce i teraz ruszył w jego kierunku. Jego przemarszowi zaś, towarzyszył dźwięki podobny do tych, jakie mógłby wydawać pułk pancernych minotaurów szarżujących przez gęstą dżunglę. Nie był gałęzi której by nie poruszył, suchego patyka, którego by nie złamał i zwierzęcia, którego by nie spłoszył. Szedł pewnie, rozgarniając wszystko na boki, aż dotarł do starego, powalanego pniaka, wokół którego drzewa rosły trochę rzadziej. Miejsce znajdowało się idealnie na drodze grupy elfów prowadzących enta.

Larson swoim zwyczajem rozsiał się niedbale na pniaku i czekał. Ręce miał z dala od broni i stanowił uosobienie pokojowych zamiarów i życzliwość. No a przynajmniej się starał. Wyczuwał miejsca na ciele, w które wycelowane były groty strzał dzikich elfów, ale zdawał sobie nic z tego nie robić. Czekał spokojnie aż pojawi się drzewiec z jego obstawą. I doczekał się.

- Ładna roślinka – zaczął konwersacje od zwyczajowej uprzejmości, uśmiechając się do chodzącego drzewa, - Zna ktoś może dobry skrót do starych ruin? Szliśmy tam, ale towarzysze mają dziurawe buty i nie chcieli nóg przemoczyć na rozmokłym szlaku... –
 
malahaj jest offline