Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2011, 16:47   #209
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rzucenie odpowiedniego zaklęcia zajęło kapłanowi chwilę. Z ukontentowaniem obserwował jak Dant - przy pomocy boskiej interwencji - wraca do naturalnych rozmiarów. Klątwa została odczyniona, a po jej skutkach nie było widać śladu.

Po kilkunastu minutach od zrzucenia klątwy, w obozowisku stawili się Bared i druidka.

Elyra oddzieliła się od Bareda gdy tylko jej oczom ukazała się sylwetka Aquiliana. Jej zwierzęcy towarzysz zdawał się być niezwykle zadowolony z tego powodu, na co kobieta tylko lekko się uśmiechnęła. Przystając przy czytającym kapłanie zerknęła ciekawie co też takiego pochłania jego uwagę po czym swoim zwyczajem usiadła przy nim na trawie.
- Dzień dobry Aquilianie - przywitała się wesoło, gdyż humor niewątpliwie jej dopisywał.
Kapłan skinął głową: - Dzień dobry - wskazał na kilka kanapek, sowicie obłożonych suszonym mięsem - Jeśli masz ochotę, częstuj się.
Po chwili namysłu sięgnęła po jedną z nich by podać ją Thalionowi, dopiero następną przeznaczając dla siebie.
- Dziękuję. Jak ci minęła noc? - zapytała.
- Bardzo dobrze - materiałowym paskiem zaznaczył odpowiednią stronę brewiarza, po czym schował go do plecaka: - Jestem gotów do dalszej drogi. Widzę, że ty również wypoczęłaś.
- W pewnym sensie
- odparła przerywając jedzenie. - Aquilianie... - zaczęła by po chwili przerwać dla nabrania powietrza. - Co czuje mężczyzna w trakcie łączenia się z kobietą ?
Kapłana zamurowało. Przez chwilę spoglądał na Elyrę, jak na eksponat w muzeum. Otworzył usta po raz pierwszy, jednak nie wydobyło się z nich żadne słowo. Odchrząknął i jeszcze raz przyjrzał się swojej rozmówczyni: - Przepraszam, możesz powtórzyć pytanie?
- Chodzi mi o uczucia towarzyszące połączeniu kobiety z mężczyzną. Konkretnie o jego odczucia - spełniła jego prośbę, uważnie przyglądając się przy tym jego twarzy.
Kapłan powoli zatarł dłonie. Jeszcze raz zerknął na elfkę, jakby upewniając się, że nie stoi za nią żadna osoba pociągająca za sznureczki i w odpowiednich momentach poruszająca szczęką: - Domyślam się, że chodzi ci o fizyczny aspekt, owego “połączenia”?
Zastanowiła się przez chwilkę.
- Poznanie obu dałoby mi pełniejszy obraz. Jednak fizyczny na tę chwilę w zupełności by mi wystarczył.
- Badacze ludzkiej natury, klasyfikują to doznanie jako najsilniejsze i najprzyjemniejsze. Pozwala, na krótką chwilę, ugasić pragnienia ciała
- odparł.
- To opowieści badaczy, a twoja? - drążyła dalej.
- Elyro - spojrzał jej w oczy. - Wiesz, że staram się odseparować od tak nieprzewidywalnych doznań. Nigdy nie dążyłem do tego rodzaju... przeżyć, ani ich nie zaznałem. Namiętności są mi obce.
- Czy jednak poznanie ich nie przybliżyłoby cię do twego boga?
- elfka zdawała się być nieco wstrząśnięta niechęcią Aquiliana do tak podstawowego dla życia aktu.
- W jaki sposób miałoby mi to przybliżyć Pana?
- Nie wiem
- rozłożyła bezradnie ręce. - Może tak jak mi uświadomiło, że droga którą obrałam jest właściwa...
- Moja służba nie ma nic wspólnego z zaznawaniem przyjemności. To droga wyrzeczeń, dyscypliny, pełnego oddania. Poznaję Helma poprzez modlitwę i refleksję. Sam umysł wystarcza, by móc zasięgnąć najwyższych łask. Me ciało jest podrzędne względem ducha, którego nieskazitelność jest dla mnie najwyższą wartością. Kroczę jasno wytyczonymi sobie regułami, starając się zrozumieć otaczający mnie świat. Nie umiem odpowiedź jaśniej, dlaczego stronie od przyjemności ciała. Być może, popełniam błąd, lecz o tym dowiem się na końcu ścieżki - gdy wypowiadał te słowa, jego głos był czysty i pewny.
- Nie potrafię tego zrozumieć aczkolwiek szanuję - odparła mając wrażenie, że trafiła na najmniej dla niej zrozumiałego mężczyznę.
- Niektórym z nas jest pisany taki, a nie inny los. Jedni rodzą się do miecza, inni do pióra, a inni dla służby. Powołanie to rzecz skomplikowana... - kapłan zaczynał tęsknić za klasztorem.
- Wciąż jednak pozostaje prawo wyboru w jaki sposób za owym powołaniem podążymy - zwróciła mu uwagę na rzecz dla niej oczywistą.
- Najważniejsze, by obrana ścieżka nie przynosiła zawodu, a satysfakcję. Jeżeli zaspakajanie potrzeb ciała nie oddala cię od twego bóstwa, to nie ma w tym nic złego. Zwłaszcza, jeżeli sprawia ci to przyjemność.
- Zdecydowanie nie oddala, a wręcz śmiało mogę rzec, że przybliżyło i to znacznie. Dlatego dziwi mnie twoja postawa, jednak zdaję sobie sprawę z różnic istniejących między nami. Mimo wszystko żałuję, że nie mam szans odwieść cię od twego postanowienia
- pochyliła się by sięgnąć po kolejną kanapkę dla Thaliona zanim ten miał okazję pożreć jej własną, w którą wlepiał pożądliwy wzrok.
- Dlaczego miałabyś żałować? - sam rzucił swoją na pożarcie niedźwiedziowi. Nie chciało mu się więcej jeść.
- Ponieważ uważam że zasługujesz na poznanie przyjemności - odpowiedziała szczerze. - Niekoniecznie życie na nich spędzona gdyż zdaję sobie sprawę, że nie tędy wiedzie twoja droga podobnie jak moja, jednak samo poznanie... To w końcu nowa wiedza, a tą należy zbierać, czyż nie?
Aquilian zmrużył nieco oczy: - Nie zakładasz, że mogą wiązać mnie śluby? Że samemu narzuciłem sobie pewne rygory, by codziennie wystawiać się na pokuszenie? - Wykonał krótką pauzę: - Co z dążeniem do samodoskonalnia się? I czy można poznać: dla przykładu zło, nie praktykując go?
- A wiążą? Czy ulegnięcie pokusie, dla przykładu ten jeden raz, nie czyni późniejszego opierania się trudniejszym? W czym niby przyjemność przeszkadza na drodze do samodoskonalania się?
- przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, na ostatnie pytanie. - Oczywiście, że można. Czy jednak można poznać rozkosz płynącą z połączenia dwójki istot bez spróbowania przynajmniej raz?
- Nie wiążą mnie żadne śluby oprócz jednego: służby Wielkiemu Obserwatorowi. Uważam, że ten kto zasmakuje przyjemności, podejmuje próbę po dwakroć lżejszą. Nie jestem wrogiem tych doznań, acz wyżej cenie te czyste - nie obarczone ryzykiem negatywnych konsekwencji. Co do twojego ostatniego pytania
- spojrzał na nią - nie jest to możliwe. O czym zresztą się przekonałaś.
Spojrzała na niego zdziwiona na chwilę odkładając na bok pozostałe kwestie.
- O jakie negatywne konsekwencje ci chodzi?
- Kiedy studiowałem w Candlekeep, natknąłem się na traktat wielkiego mędrca. Dokonał on podziału przyjemności na duchowe i fizyczne. Te pierwsze, wymagają od nas zaangażowania; wkładu energii, ale owocują nieobarczoną ryzykiem satysfakcją. Te drugie, również potrzebują wkładu pracy, ale niosą ze sobą niebezpieczeństwo. Dla przykładu: możemy rozchorować się z przejedzenia...
- na chwilę myślami był w innym miejscu - ...stracić zmysły z alkoholowego upojenia, czy zarazić się chorobą weneryczną. Uznał on też, że jedynym czynnikiem ograniczającym ludzkie szczęście jest lęk.
- Z tego wynika, że powinno się odrzucić fizyczność, a z tym nie potrafię się do końca zgodzić.

Kapłan pokręcił głową: - Nie można odrzucić fizyczności. Składamy się przecież z ciała i ducha, tworzące integralną całość. Należy być po prostu szczególnie wyczulonym, na “niższe’” pokusy.
- Skupiając się tylko na tych wyższych, czyli duchowych? Nadal nie potrafię się z tym zgodzić.
- Mąż ten stwierdził, że najważniejszym czynnikiem wiodącym do szczęścia, jest nabycie cnoty panowania nad swoimi potrzebami. Również nie zgadzam się z jego poglądami, gdyż stwierdził on, że treścią naszego żywota jest zaznawanie przyjemności
- odparł. - Oczywiście na czele z najwyższą z nich, jaką jest radość życia.
- Może nie treścią ale jego uzupełnieniem, z tym mogłabym się zgodzić. Również radość życia jest istotna, jednak są rzeczy ważniejsze.
- Ludzie stworzyli wiele mniej, lub bardziej spójnych filozofii. Jest ich nawet więcej niż uczonych mężów, którzy je tworzyli. Niektórzy spędzają wiele lat na zrozumieniu podstawowych pojęć, a i tak umierają niezaspokojeni
- spojrzał na bezchmurne niebo. Słońce roziskrzyło jego błękitne oczy: - Wiele rzeczy zostało omówionych ze wszechstron, ale jeszcze więcej pozostało ukrytych, nawet przed najbardziej przenikliwymi umysłami.
Przez dłuższą chwilę milczała przyglądając się jak promienie słoneczne igrają w jego oczach.
- Niektóre zaś nigdy nie doczekają się omówienia - dodała. - I tak powinno pozostać.
Pogrążony w zadumie Aquilian przytaknął. Po chwili przeniósł spojrzenie na Elyrę: - Dziś rano dostrzegłem cię z Baredem. Poznałaś go lepiej?
- Byłeś nad jeziorem?
- zdziwiła się nieco. - Trochę, jednak nadal niewiele wiem o naszej misji.
- W takim razie, trzeba będzie jeszcze raz zapytać dokąd i w jakim celu zmierzają. Najlepiej otwarcie i wszystkich.
- Może się okazać, że to będzie jedyne wyjście
- zgodziła się z nim. - Ewentualnie wieczorem mogę spróbować wybadać Bareda.
Kapłan mógł tylko się domyślać, jakie środki perswazji zastosuje druidka: - Tak, też zrobimy - spojrzał na obozowisko - Słońce już wysoko. Powinniśmy ruszać.

Kiedy opuszczali polanę, Aquilian zdawał się być pogrążony w zadumie. Rozważał słowa, które padły dziś rano. Choć wiedział, że za pytaniami Elyri kryła się ciekawość i chęć poznania, to nie mógł postrzegać ich inaczej, niż czegoś niestosownego. Z drugiej strony, dziwiło go, że osoba tak otwarta na eksperymenty, nie zaspokoiła swojej ciekawości przez tyle lat. Przecież była elfką i to pewnie dojrzałą - wnosząc po zachowaniu. Czy to możliwe by kierowały nią jakieś inne pobudki...?
Mimo pozornego zamyślenia, jego uwadze nie uszły pozmieniane części lasu. Zgadywał, że pojawienie się ścieżki było efektem działalności druidów, albo innej z sił związanych z puszczą.

Kilka godzin w kulbace dobrze zrobiło Aquilianowi. Droga powytrząsała natłok zbędnych myśli. Co jakiś czas zerkał w stronę drzew, skąd dochodził ptasi trel. Pojawienie się karawany wzmogło czujność kapłan. Szczególnie bacznie obserwował zbrojną straż. Mimo, że kupcy raczej nie szukali zwady na szlaku, ostrożności nigdy za wiele...
 
ObywatelGranit jest offline