Donośny trzask łamanych gałęzi obudził Oktawiusa. Nie spodobało mu się to, gdyż właśnie przed chwilą macał cycki i tyłek jakiejś wiejskiej dziewuchy roznoszącej piwo w oberży. -Kurwa, co jest, trzęsienie ziemi, czy Wolf się zesrał? Zresztą sam nie wiem co gorsze...- miał zamiar jeszcze trochę pozrzędzić i ponownie zapaść w objęcia Morfeusza –czy raczej chłopki, która z powodzeniem mogłaby roznosić dodatkowe kufle na wielkich jak dwa arbuzy piersiach. Od tego zamiaru odwiódł go widok wielkiego drzewa sunącego w ich stronę. Elfów nawet nie zauważył, gdyż cała jego uwaga była skupiona na osobliwym przedstawicielu flory… czy raczej fauny. -Ożesz kurwa, Garson, pojebało cię?! Mieliśmy jeszcze szansę na ukrycie, więc czemu wszystko spierdoliłeś?!- krzyczał zły, ale chyba bardziej na pobudkę w takiej chwili, niż na wyczyn kompana. W głębi budzącego się dopiero umysłu najemnik wiedział, że i tak by się nie ukryli na terenie wroga, który pewnie znał ten las jak dno swej dziurawej sakwy. W końcu sam pewnie przed chwilą wyrwał korzenie z wilgotnej ściółki. -Sam żeś tego chciał, więc teraz pertraktuj. Wątpię, czy uda nam się zrobić z tego… czegoś ognisko.
__________________ Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich. |