W ciemnym, zakurzonym korytarzu było cicho jak makiem zasiał. Nie słychać było rozmów, sapań, pochrapywań, nie wiał tu nawet najcichszy podmuch wiatru. Nawet podłoga, choć stara i przeżarta, nie skrzypiała. Dlatego też zbliżające się kroki, czy też raczej szuranie, starego księgarza brzmiały dość upiornie w tym dusznym miejscu.
Przydałoby się tu parę okien. Czy te książki mają alergię na światło? -myślał Ed - Czy kiedyś trafię na bibliotekę która nie jest obrzydliwie zakurzona, zaciemniona, tak że trzeba sobie psuć wzrok czytając przy blasu świecy i w której nie byłoby tak upiornie cicho? Jak gdyby książkom przeszkadzały jakiekolwiek ludzkie dźwięki. One są tu dla nas, czy my przychodzimy tu dla nich?
Stary bibliotekarz wreszcie pojawił się w końcu korytarza i od nowa podjął swą wędrówkę ku nowo przybyłemu, ciągnąć za sobą szarą, poszarpaną szatę.
Edward przełknął ślinę. Wygląd tego człowieka zawsze go trochę niepokoił. Staruch przypominał krogulca, miał monstrualnych rozmiarów garb, a ręce zdawał się trzymać cały czas przed sobą.
Mam nadzieję że mnie tak nie poskręca, gdy dożyję sędziwego wieku. -pomyślał Ed- To kolejny dowód na to że książki nie lubią towarzystwa człowieka, siedź przy nich dostatecznie długo a będziesz swym wyglądem przypominał kulawego sępa.
-Czego tu szukasz młodzieńcze? -głos bibliotekarza był niewiele głośniejszy od szeptu.
-To ja Einkregu.
-Kto "ja"? Nie poznaję cię...
-Edward. Edward Griffin.
-Ach....Edward -wyglądało na to że Einkreg dalej nie ma pojęcia z kim rozmawia.- Musisz wybaczyć staremu człowiekowi słabą pamięć. Pamiętam doskonale co jest zapisane na większości z tych ksiąg... -pokazał ramieniem zbiory znajdujące się na półkach - i wiem gdzie chcianą książkę znaleźć. Ale pamięć do ludzi już nie ta... Często mnie zawodzi
-Nie ma czego wybaczać Einkregu, wszak jest tu tak ciemno że sam bym ledwie siebie poznał.- uśmiech Edwarda był niewidoczny w mroku korytarza, lecz zdawało się że przyzwyczajone do ciemności oczy starucha i tak go dostrzegły - Przychodzę tu w pilnej sprawie. Potrzebuję... - głos Edwarda był tak cichy jak najlżejszy szept, wypowiedział te słowa niemal do ucha starca- książki prawiącej o mutacjach chaosu. I potrzebuję jej pilnie. |