Gdy pogasili swoje lampy, zapadły całkowite ciemności. Nikt nie ważył się poruszyć, ani odezwać. Gobliny były coraz bliżej. Zacharias czuł ich charakterystyczny smród, aż kręciło go w nosie. Nie wytrzyma, musi kichnąć. W ostatnim momencie złapał się za nos palcami i powstrzymał kichnięcie. Zdało mu się, że owym ruchem wywołał niezwykłe poruszenie i że wszyscy naokoło to usłyszeli. Aż wstrzymał oddech. Gobliny jednak szły dalej, nie zatrzymując się i mijając pogrążony w ciemności domek. Już po chwili ich głosy i kroki ucichły w oddali. Tym razem elf wyruszył na zwiad, a niziołek, o dziwo, nie zaproponował mu, że dołączy. Chciał odpocząć, przespać się i zjeść coś ciepłego. Był zmęczony całym tym łażeniem po podziemiach. Zwłaszcza, że jak do tej pory nie znaleźli w sumie nic cennego, a ryzykowali już parokrotnie życiem.
Gdy elf wrócił po chwili i zdał relację z tego co dzieje się na zewnątrz, jako pierwszy zareagował milczący krasnolud. Popatrzył na swego pobratymca, a jego spojrzenie wyrażało tylko jedno - „zabić zielone pokraki”. Już po chwili go nie było.
- Idziemy z nim? - zapytał Zacharias. Zapalił pochodnię i zatknął ją w uchwyt w ścianie. Od razu zrobiło się przyjemniej. Z plecaka wydobył koc i rozłożył go pod ścianą. Usiadł na nim i dalej wypakowywał zawartość plecaka. Na ziemi postawił imbryk i kociołek. Obok garnków położył swój prowiant. Z nadzieją popatrzył na towarzyszy. - Trzeba drewna na ogień, żeby co ciepłego przyrządzić i niech każdy rzuci co tam ma dobrego w plecaku. Ja gotuję! |