Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2011, 17:42   #17
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oczekiwali w kompletnej ciszy, zakłócanej jedynie oddechami drużyny. Fist klęczał oparty na swoim karabinie, gotowym do strzału i badawczo rozglądał się po ulicy. Nie dostrzegał żadnego ruchu. Ten niby-spokój strasznie go denerwował. Wiedzieli przecież, że maszyny ich już nakryły. To, że nie nadchodziły wcale nie uspokajało. Przeciwnie, kazało myśleć, że dzieje się tu coś niewyjaśnionego i że Wielki Blaszak coś knuje.

Cisza i napięte oczekiwanie zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Każda sekunda zdawała się godziną. W końcu rozległ się szczęk broni i kroki na betonie. Pojawił się człowiek. A przynajmniej coś co wyglądało na człowieka, bo przecież ludzi już dawno tu nie było... nie powinno być. Statford zabronił strzelać bez rozkazu. Nieznajomy spokojnie podszedł do drzwi budynku, w którym się ukrywali. Nie wiedzieć po co wszedł do środka. Dever nie spuszczał go z oka. Podobnie z resztą było z muszką i szczerbinką. Mężczyzna spokojnie rozglądał się po pomieszczeniu najwidoczniej nieświadom wycelowanej w niego broni. Statford milczał. Mieli przewagę liczebną. Mogli bez problemu unieszkodliwić intruza. Mogli go unieruchomić i wziąć na spytki. Ale bez rozkazu nikt nie śmiał nic zrobić, a dowódca najwidoczniej był zbyt głupi żeby rozkaz wydać. W Fiście narastała irytacja. Już miał sam zadziałać, gdy czyjeś kasłanie zaalarmowało przeciwnika. Rosjanina jak się okazało. Niestety ledwo się odezwał, został postrzelony w korpus. Samuel od razu odwrócił się w stronę, z której padł strzał. "Dziadek". Tego się spodziewał chyba najmniej. Nie zdążyli co prawda się jeszcze poznać za dobrze, ale ten człowiek wydawał się doświadczonym żołnierzem i jednym z rozsądniejszych w oddziale.

- Opuść broń - powiedział do niego Sam. Nie podnosił głosu, żeby nie pomagać ewentualnym wrogom na zewnątrz w namierzeniu ich. Co prawda strzał musiał ich zaalarmować, ale echa w opuszczonych budynkach czyniły znalezienie źródła tego huku niemal niemożliwym. Celował Carverowi w głowę. Wolał nie robić sobie wroga z tego człowieka, ale musiał mieć pewność, że nie zacznie strzelać bez opamiętania. Najwidoczniej to miejsce już pozbawiało go zdrowych zmysłów.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline