Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2011, 20:00   #30
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Pliskin skrzywił się lekko ale owy grymas nie trwał dłużej niż sekundę. Z trudem powstrzymał się od wyjęcia papierosa z paczki i zapalenia go.

-Większość z nich od samego początku właziła w dupy wyżej postawionym i pewnie nawet nie widzieli za bardzo pola walki.- mruknął, cały czas patrząc na ściankę śmigłowca przed sobą.- Gdzie walczyłeś?

- Tylko w Iraku, bo od dłuższego czasu jestem zmuszony chować głowę w afgańskich piaskach. Przenieśli mnie po wybuchu miny, której nie udało się nam odbezpieczyć. Z eksplozji cało wyszedłem tylko ja. Jeden stracił nogę, drugi w tej chwili leży zakopany trzy metry pod ziemią.


-Heh...- sierżant parsknął cicho, leciutko się uśmiechając.- Ja walczyłem tyle razy że już sam nie pamiętam. Pierwsza i Druga Wojna w zatoce Perskiej, Somalia... Nawet Panama. Ostatnio najgłośniejsze były szturmy na Tora Bora Mazar-i-Szarif. Umiesz mi logicznie wyjaśnić jakim cudem tutaj ginie tylu ludzi, gdy podczas ataku na ten pieprzony kompleks jaskiń nie zginął żaden z naszych?

Kątem oka spojrzał na rozmówcę.

- Wina dowództwa, oczywiście - zamyślił się Robert.

-Właśnie. Tutaj jesteśmy tylko bezimiennym mięchem armatnim które służy im do gierek na wyższym szczeblu. Powiedz mi, czy poprzedni szturm szedł do walki w taki sam sposób? Śmigłowcem?

- Tak, to tutaj standard. Ataki bezpośrednio ze śmigłowców, zero podchodów. Po prostu lecimy, ktoś obrywa z rpg, reszta wysiada i do boju.

Pliskin zamyślił się chwilę, po czym odpiął pasy bezpieczeństwa i mocniej chwycił się siedziska. Ostrożnie przeszedł do stanowiska pilotów.

-Cześć chłopaki, jest sprawa.- zaczął, uśmiechając się jak wilk.- Weźcie nas wysadźcie tak... z pół kilometra przed celem. Przekażcie to samo do innych jednostek. Perspektywa obecnie jest taka: wlatujemy, połowa z nas ginie od ręcznych wyrzutni, w tym piloci. Potem naparzamy się na ziemi i ginie jeszcze więcej ludzi. To jak, chcecie ginąć? Jakby się dowództwo pluło, to możecie zwalić na mnie.

Shepherd zmarszczył brwi.

-Co ty wyczyniasz?

Pliskin odwrócił się do niego, cały czas uśmiechnięty.

-Improwizuję, ratując nam dupy.- odpowiedział, po czym znów spojrzał na pilotów.- To jak, przekażecie to reszcie?

Piloci spojrzeli po sobie z zakłopotaniem:

- Wiesz, dostaliśmy rozkaz. Mam rodzinę na utrzymaniu, a nie chcę stracić roboty.

-Nie stracisz. Wszystko pójdzie na mnie jeśli oczywiście dowództwo się dowie. A może się nie dowie.- podrapał się po policzku, udając filozoficzne zamyślenie.- Możecie wcisnąć kit że was okłamałem, groziłem bronią czy zwyczajnie was ogłuszyłem i zabrałem stery. Po prawdzie, to mam to w dupie, byleby tylko arabusy nie strzelały do nas jak do kaczek. Przekażecie to reszcie, wysadzicie nas, przelecicie pułapem po za zasięgiem RPG i wrócicie do bazy? Czy też chcecie dać sobie mózgi rozbryzgać za kretynizm dowodzących tym burdelem?

- My możemy wylądować. Przekażemy reszcie, ale nie wszyscy piloci będą tak wyrozumiali. Niektórzy się postawią i zrobią po swojemu, a wtedy nic ich nie powstrzyma.

-Przynajmniej spróbujemy.- mruknął, licząc się z taką możliwością od samego początku.- Jeśli jacyś kretyni na siłę tam polecą, rzućcie coś o wspieraniu wdów po nich. Jak otrzymacie odpowiedzi, dajcie znać co i jak.

Mężczyzna wrócił na swoje miejsce.

-A co do dowództwa to pewnie co drugi z nich cierpi na syndrom małego mózgu i jeszcze mniejszego fiuta.- wyjaśnił Shepherdowi.

- Fiuty właśnie mają duże, żeby się mogli nawzajem głęboko ruchać - mruknął Evans.

Pliskin pokręcił tylko głową, sprawdzając tłumik na swoim HK G36. Czemu obecni żołnierze gadali głównie o pedałach i ruchaniu w dupę jeśli chcieli kogoś obrazić. Dawniej wystarczyło komuś wypomnieć mały sprzęt i debilizm żeby go obrazić. Dziś, facet serio obrażał się o przyrównanie do cioty. I jeszcze o uwagi na temat swojej matki. To zawsze działa.

Żołnierz uśmiechnął się krzywo. Jeszcze nigdy nie był świadkiem żeby pedał stał za śmiercią dwudziestu żołnierzy. A głupota, i owszem.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline