Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2011, 16:29   #27
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zuyupBmHfVQ[/MEDIA]

- Może pan skręcać, to chyba tutaj – rzekł Rick, wskazując na zjazd do warsztatu. Drake bez ociągania się, skręcił w jego stronę, po czym niemal idealnie wjechał do samego budynku. Wrota były otwarte, toteż pozwolili sobie zaparkować.

Wnętrze nie odstawało zbytnio od typowych, niechlujnych warsztatów samochodowych, których półki uginały się pod ciężarem dziesiątek narzędzi, tylko po to, aby na ziemi leżało ich kilka razy więcej. Do tego wszędzie zajeżdżało tu zgnilizną. Rick z reguły był czyścioszkiem, więc taki widok napawał go obrzydzeniem. Nie byłby w stanie żyć w krainie wiecznego brudu i bałaganu. Musiał mieć zawsze wszystko poukładane, inaczej po prostu gubił się w natłoku.

Drake, w przeciwieństwie do niego, nie zwracał aż tak dużej uwagi na wszechobecny brud. Przeszedł nad kilkoma porozrzucanymi wszędzie stołkami, po czym przyklęknął, rozpoczynając poszukiwania odpowiednich przedmiotów.

- Kiedyś interesowałem się samochodami, ale zdobyta wtedy wiedza zdążyła wyparować, więc muszę powiedzieć, że jesteśmy w czarnej dupie – burknął po kilku minutach bezowocnych łowów.

- Na pewno nic nie pamiętasz, tato? – zapytała z rezygnacją w głosie Megan. – Jeśli nie uda się naprawić samochodu, to utkniemy tu na dobre, a mi nie marzy się nocowanie w śmierdzącym garażu cuchnącym od potu.

Nagle dobiegł ich głos pochodzący jakby z lewej strony warsztatu.

- Może ja mógłbym pomóc? – Na progu drzwi, wycierając ręce ścierką, stał łysiejący mężczyzna średniego wzrostu ubrany w typowe dla mechaników ubrania robocze. – Pewnie potrafię naprawić wasz problem, ale słowa panienki lekko mnie zniechęciły do niesienia pomocy bliźnim. – Tutaj nieznajomy odrzucił szmatę na bok i ruszył ku pojazdowi. Nie pytając o zgodę, położył się na ziemi, wsuwając pod auto. Wszyscy byli tak zaskoczeni pojawieniem się nowego gościa, że nawet nie mrugnęli okiem, kiedy ten zaczął grzebać w obwodach. Po chwili wynurzył się i mruknął – Nie jest tak źle, na szczęście uszkodzeniu uległ tylko przewód paliwowy, ale ten mogę spokojnie wymienić. Myślę, że nawet mam jeden na stanie. Zaraz pójdę poszukać.

Nieznajomy wstał i zaczął iść w stronę wyjścia, ale drogę zagrodził mu Drake.

- A co pan tu właściwie robi?

- Ja? – zapytał zdziwiony mechanik. – Przecież to wy, jak gdyby nigdy nic wparowaliście na teren warsztatu, po czym bez pozwolenia wjechaliście do środka i zaczęliście grzebać w moich rzeczach.

Dryblas zarumienił się ze wstydu, speszony.

- Myśleliśmy, że to miejsce jest opuszczone. Światła neonu były wyłączone, a poza tym wszyscy i tak wybywają z miasta, aby ochronić się przed tym paskudztwem… No właśnie. Czemu pan został?

Rozmówca poklepał się po brzuchu i przejechał ręką po otoczeniu.

- To mój dom. Tutaj się urodziłem, tutaj żyłem i tutaj umrę czy to się komu podoba, czy nie. A tak w ogóle to Robert jestem. Mówię, bo nie lubię sztywnych dialogów – stwierdził Robert, wyciągając rękę.

- Drake – odwzajemnił uścisk mężczyzna. – A to są… Zresztą nieważne.

W czasie ich rozmowy Rick cały czas spacerował po warsztacie, oglądając wszystkie znajdujące się tutaj przedmioty. Kilka rzeczy zwróciło jego uwagę i nie zamierzał o tym zapomnieć.

- Warsztat jest nieczynny? Większość narzędzi jest zakurzona i sprawia wrażenie od dawna nieużywanych.

- Nie ma się co dziwić, młodzieńcze – zaśmiał się Robert. – W końcu panuje zombie-apokalipsa. Ludzie w tych czasach raczej nie odwiedzają mechaników.

Rain spojrzał zaintrygowany na brudasa. Niewątpliwie ten coś ukrywał, a na swoje nieszczęście nastolatek należał do bardzo dociekliwych ludzi.

- Tak? To jak pan wyjaśni fakt, że niektóre z nich zdążyły już przerdzewieć, a klucz francuski prawdopodobnie rozleciałby się przy próbie użycia? Nie sądzę, że jest to wina kiepskich wykonawców. Poza tym na podwórku widać ślady opon samochodów, które wjeżdżały do warsztatu. Ale śladów wyjeżdżających już brak. To też jest dość dziwne, prawda?

Mechanik przetarł czoło, które niespodziewanie zalało się potem.

- Nie wiem, co sugerujesz, chłopcze, ale lepiej już będzie, jak się stąd zabierzecie – mruknął, łapiąc za pierwszy z brzegu przewód i ruszając ku samochodowi. Po chwili pracy wyszedł spod niego i odrzucił narzędzia na bok. – To wszystko. Życzę miłego dnia.

Cała trójka, nie czekając na odejście mężczyzny, weszła do auta i usadowiła się na swoich miejscach.

- Coś mi tu śmierdzi – mruknął Rick. – Widzieliście, jaki był nerwowy, kiedy spytałem go o moje spostrzeżenia?

- Nie przesadzaj, chłopie – westchnął Drake. – Po prostu stary grzyb, który postanowił się na nas wyładować za wszystkie swoje dotychczasowe problemy, a założę się, że tych nie było mało. Może żona się z nim rozwiodła? Albo dzieci porzuciły? Chuj wie.

Dryblas przekręcił kluczyk w stacyjce, jednak stało się coś dziwnego. Silnik zamiast zamruczeć zwierzęco i umożliwić właścicielowi spokojną jazdę, burknął coś kilka razy i zdechł. Drake próbował zapalić jeszcze raz i jeszcze raz, ale za każdym razem nie wychodziło.

- Szlag – warknął, uderzając otwartą dłonią o kierownicę. – Megan, zawołaj tu tego mechanika, znowu coś nam padło.

Dziewczyna pokiwała głową i spokojnie wyszła z samochodu. Ruszyła tą samą drogą, z której przyszedł mężczyzna i po chwili znalazła się w czymś w rodzaju korytarza z mnóstwem pokoi. Odruchowo skierowała się przed siebie, zaglądając przez okno każdego pomieszczenia obok jakiego się znalazła. W końcu, dotarłszy do ostatniego, zatrzymała się i wzruszyła ramionami.

- Raz się żyje – odrzekła z uśmiechem i przekręciła klamkę. Znalazła się w małej komórce pełnej wszelakiej maści szczotek i past. Wygląda na to, że nawet taki dziwoląg może wieść choć po części normalne życie. Już miała wyjść, kiedy nagle straciła przytomność, przyjąwszy uderzenie na tył głowy.


*******



- Nie boi się pan jej tak samej tam wysyłać? – zapytał zaniepokojony Rick.

Drake wynurzył głowę z wnętrza samochodu, spoglądając ze zniecierpliwieniem na chłopaka.

- Po pierwsze – jestem Drake. A po drugie, to duża dziewczyna. Nie jest głupia, a poza tym znajduje się w tej chwili kilka metrów od nas, więc co się może jej stać? – Po tych słowach znów zanurkował w silniku pojazdu.

Mimo to Rain nadal był nieprzekonany. Martwił się o nią. Była tam sama, a zważywszy na dotychczasowe odpowiedzi mechanika, ten był jakimś obłąkanym szaleńcem, a do jego życiowych pasji należały efektowne kradzieże samochodów przyjeżdżających na warsztat w celach naprawczych. Świetny sposób na życie, naprawdę.

Nastolatek jeszcze raz spojrzał na swojego tymczasowego opiekuna, ale tego najwidoczniej pochłonęła jego obecna praca. Młodzieniec opanował lekki strach powoli piętrzący się w jego głowie i cichutko jak myszka podszedł do drzwi. Wyszedłszy na wewnętrzny korytarz, ruszył naprzód, sprawdzając każdy mijany pokój. Serce biło mu jak zegar, ale wiedział, że bezpieczeństwo dziewczyny jest ważniejsze niż jego stan psychiczny.

Jego uwagę zwróciło okno przy przedostatnim z pomieszczeń. A właściwie to, co znajdowało się za szybką tegoż okna. Powoli pchnął drzwi i na palcach wszedł do środka. Niestety, miał rację. Na podłodze leżało ciało. Ludzkie. I nawet wiedział do kogo ono należało, ale imię tej osoby nie mogło mu przejść przez gardło. Tylko nie to…

Nagle coś trafiło go w tył głowy, a jemu samemu lekko pociemniało przed oczami. Na szczęście zdołał się pozbierać i natychmiastowo odwrócił się do tyłu. Przed nim stał ów mechanik z furią w oczach, szykując się do kolejnego uderzenia. Rick zdołał chwycić za rurkę, kiedy ten próbował go trafić, ale od razu został przybity do ściany. Mężczyzna nie zamierzał marnować chwili, więc szybko przesunął metalowy przedmiot w stronę krtani chłopca, blokując mu drogi oddechowe. Rain powoli się dusił. Mglistym wzrokiem zobaczył przed sobą przycisk alarmowy, a nad nim lampę. Jeśli uda mu się dosięgnąć przełącznika, uruchomi alarm, a światło poinformuje Drake’a o pokoju, w jakim się znajdują. Rick, nie tracąc chwili, podniósł lewą nogę ku górze, ostatkiem sił starając się kliknąć. Świat stawał się dla niego coraz ciemniejszy, a głowa rozbolała od braku tlenu.


******



- Hmm, wygląda na to, że to tylko kabel z płynem hamulcowym nam się odłączył. Na szczęście to nic szkodliwego, już naprawione… Rick? – próbował odszukać słowami chłopaka Drake, wychylając głowę zza obwodów. – Przeklęty… - zaczął mężczyzna, nie znajdując nastolatka, ale wtem budynek zaniósł się alarmem.

Ojciec Megan odruchowo wyskoczył spod samochodu i ruszył pędem w stronę, w której wcześniej zniknęło oboje dzieci. Wpadłszy na korytarz, zauważył światło bijące od jednego z pokoi. W kilku długich krokach doskoczył do niego, otwierając drzwi na oścież. Jego oczom ukazała się dość osobliwa scena – chłopak podduszany metalową rurką przez brzuchatego mężczyznę w średnim wieku.

Niewiele myśląc, Drake uderzył go pięścią w twarz. Na nieszczęście siła uderzenia nie zamroczyła mechanika, tylko lekko odrzuciła go w tył. Puszczony przez niego Rick upadł na kolana, zachłannie łapiąc powietrze w płuca, ale właściciel warsztat zamachnął się do kolejnego ciosu. Dryblas zdołał się uchylić, a w tym samym czasie Rain ostatkiem sił podniósł z ziemi pierwszą znalezioną puszkę i trafił nią agresora w kark. Drake wykorzystał moment wahania ze strony przeciwnika, wyszarpując z jego rąk rurkę i z całej siły uderzając go nią w twarz. Zęby wysypały się z ust wroga, a jego ciało bezwładnie opadło na podłogę. Sądząc po stanie, w jakim się znajdował, już nigdy się nie podniesie.

- Megan… Czy ona… - ledwo wydobywszy z siebie dźwięk, spytał nastolatek.

Dryblas potężnie wdychając powietrze, przystawił dłoń do jej szyi.

- Puls bije. Żyje.

Jakby na potwierdzenie jego słów Megan powoli otworzyła oczy, uśmiechnęła się i zarzuciła ojcu ręce na szyję.

- Trafił mnie, kiedy szukałam go w jednym z pomieszczeń. Nic nie mogłam zrobić, bo natychmiast straciłam przytomność – odparła zmęczona, ale radosna.

- Nikt cię nie wini, córeczko – pogłaskał ją po twarzy Drake. – Całe szczęście, że Rick ma łeb na karku, inaczej nie wiadomo, co by ci tu zrobił.

- Nie zależało mu na jej ciele – odparł na wydechu chłopak. Oboje spojrzeli na niego, jak na wariata, a on pospieszył z wyjaśnieniami. – Zależało mu tylko i wyłącznie na samochodzie. Jeśli zdecydowalibyśmy się poszukać, to prawdopodobnie znaleźlibyśmy w tym budynku przynajmniej kilka martwych ciał. Zabijał właścicieli samochodów, a te później rozbierał na części. Wiem, wydaje się to chore, ale mimo wszystko jest prawdziwe. Według mnie to coś w stylu kanibalizmu, tylko że na punkcie pojazdów.

- A ty skąd takie teorie spiskowe bierzesz? – zapytał zdziwiony dryblas.

- To proste – ślady opon, czerwona farba na ubraniu szaleńca, a do tego ten wszechobecny zapach zgnilizny. I nagle wszystko układa się w całość.

Megan wyglądała, jakby zaraz miała się porzygać.

- No nic… Najważniejsze, że mamy to już za sobą.

- Oby, córeczko, oby – westchnął ciężko Drake. – No dobra, pora ruszać, został nam jeszcze kawał drogi.
 
Shooty jest offline